Reklama

Czas podsumowań: najgorsi w sezonie 2009/2010

redakcja

Autor:redakcja

21 maja 2010, 01:43 • 3 min czytania 0 komentarzy

Emocje opadły, trochę czasu minęło, można rzetelnie podsumować zakończony sezon polskiej ekstraklasy. Jedenastki najlepszych nie chce nam się układać, bo zrobili to wszyscy inni, więc ułożyliśmy jedenastkę najgorszych. “Najgorsi” to oczywiście pojęcie względne – jeśli ktoś jest etatowym pierdołą, nigdy nie nauczył się grać w piłkę i nikt nigdy nie spodziewał się po nim niczego dobrego, to go oczywiście w tym zestawieniu nie będzie. Chodzi bardziej o rozczarowania – takich zawodników, którzy teoretycznie mogliby grać lepiej: czyli kiedyś grali lepiej, ale się skiepścili.
Uzasadnienie będzie dalej, teraz przejdźmy do konkretów. Jedenastka ligowych ogórków wygląda następująco: Przyrowski – Szala, Glik, Jop, Wawrzyniak – Ćwielong, Goliński, Sarvas, Rybus – Gajtkowski, Paluchowski. Skompletowania takiego “dream teamu” nie życzymy najgorszemu wrogowi – utrzymanie tych zawodników kosztowałoby pewnie jakieś cztery miliony złotych rocznie, za to nie wiązałoby się z najmniejszą nawet satysfakcją. Ponadto na specjalne wyróżnienie zasługuje Marcin Chmiest, który po odejściu z Arki przeszedł do Odry i jak to ma w zwyczaju nie strzelił ani jednego gola. Tym samym wciąż jest możliwe, że ten zawdonik zanotuje bardzo miłą rocznicę – w rundzie jesiennej sezonu 2010/2011 mogą minąć cztery lata od ostatniego ligowego gola! W ataku nie umieściliśmy ani Christowa, ani Donga, bo do teraz nie wiemy, co potrafią (fakt, że nie są wystawiani przez naszych genialnych trenerów nie jest dla nas żadnym argumentem).

Czas podsumowań: najgorsi w sezonie 2009/2010

A co do uzasadnień… Sprawa jest prosta – Sebastian Przyrowski przestał/przespał cały sezon, a gol w meczu z Zagłębiem Lubin, gdy – jak to się mówi – położył lachę na całą akcję przeciwnika przejdzie do historii naszej ligi. Jop zasłużył na wyróżnienie oczywiście samobójczym golem w meczu z Cracovią (ten gol znaczył więcej niż sto nieudanych zagrań u innych piłkarzy), Glik miał katastrofalną wiosnę i był kręcony na wszystkie możliwe strony, podobnie zresztą jak Wawrzyniak. Do tego Szala, który popisał się zwłaszcza w meczu z Wisłą Kraków, ale też w ostatnim meczu sezonu – z Bełchatowem – wziął na siebie odpowiedzialność za wynik i postanowił nie interweniować przy golu dla gości. To była (nie)interwencja na miarę urlopów!

Pomoc to przede wszystkim Goliński, ostentacyjnie przechodzący obok gry i każdym swoim ślamazarnym ruchem prowokujący do tego, by kiedyś wpadł na boisko kibic i nakopał mu do tyłka. Do tego najbardziej przereklamowany piłkarz naszej ekstraklasy, czyli Maciej “w zasadzie, to nic nie potrafię” Rybus (no bo co on tak naprawdę potrafi – strzelać, podawać, dryblować?). To, że Ä†wielong nadal będzie Ćwielongiem było jasne, ale dlaczego Tarasiewicz zapłacić za niego 700 tysięcy złotych – tego nie pojmujemy. Rozczarował nas też Sarvas, bo miał niezłe wejście do polskiej ligi i sądziliśmy, że trochę tu namiesza.

Atak: Paluchowski, który w barwach Piasta nie strzelił ani jednego gola, a miał przecież udowodnić, że grając regularnie w lidze będzie trafiał raz za razem. No i Gajtkowski, który na wiosnę w barwach ofensywie usposobionej Korony wyszedł na boisko w pierwszym składzie aż dziewięć razy i oczywiście nie strzelił ani jednego gola.

Prawdziwe asy – z nimi można śmiało wprowadzać w życie znaną polską zasadę: na zero z przodu, a z tyłu zawsze coś wpadnie.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...