Reklama

Karwan: niewytłumaczalny zjazd na samo dno

redakcja

Autor:redakcja

08 stycznia 2010, 14:51 • 3 min czytania 0 komentarzy

Piłkarze raz są w formie, raz nie, ale generalnie zawsze wiadomo, kogo na co stać i po kim można się spodziewać cudów (choćby sporadycznych), a po kim kaszany. Ze wszystkich piłkarzy w polskiej lidze największą zagadką jest chyba Bartosz Karwan – kiedyś naprawdę wyśmienity pomocnik, z ciągiem na bramkę, dobrym uderzeniem, fajnym dryblingiem. Miał swoje pięć minut w reprezentacji Polski i dwadzieścia pięć w Legii. A potem zanotował trudny do uzasadnienia zjazd, na samo dno. I stał się jednym z największych darmozjazdów w całej ekstraklasie. Chyba nikt inny nie stoczył się tak bardzo.
Treningi przed rundą wiosenną zaczął z zespołem Młodej Ekstraklasy Arki Gdynia. W pierwszej drużynie nie ma dla niego miejsca. Ale nie dlatego, że za dużo zarabia (kontrakt z czasów dojenia Ryszarda Krauze, około 35 tysięcy złotych miesięcznie plus premie) i nie godzi się na renegocjację umowy, tylko dlatego, że nikt tam po prostu nie może na niego patrzeć. Na jego humory, urojone kontuzje, dziwaczne zachowania. Gdyby ktoś w klubie widział cień szansy, że ten zawodnik może pomóc drużynie w sensie sportowym – Karwan by grał. Ale takiej szansy nikt nie dostrzega. Przywrócenie go do zespołu zapewne skończyłoby się klasycznie – dostałby łupieżu i stwierdził, że woli nie ryzykować poważniejszego schorzenia, więc na razie grać nie ma zamiaru.

Karwan: niewytłumaczalny zjazd na samo dno

Kiedyś jego ojciec powiedział: – W Europie jest trzech prawych pomocników – Beckham, Figo i Karwan. A kolejność niech każdy sam sobie ustali… Mało tego, ojciec stworzył też kiedyś listę dziennikarzy na Śląsku, którym zdarzyło się skrytykować syna i poinformował, że nie mają co liczyć na wywiady. Później lista stała się ogólnopolska. Z czasem Karwan w mediach w zasadzie w ogóle przestał się udzielać.

Kiedy to się wszystko spieprzyło? Chyba w Hercie Berlin. Słynna zapomnienie koszulki na mecz to tylko spektakularny symbol upadku Karwana. W Bundeslidze rozegrał 21 meczów (przez dwa sezony), ale ani razu nie błysnął, nie strzelił żadnego gola. A przecież wcześniej był naprawdę bramkostrzelny. Najlepszy okres miał jesienią 1998 roku. A było to tak, kolejno:

– Mecz z GKS Katowice: dwa gole
– Mecz z Widzewem: gol
– Mecz z Bełchatowem: gol
– Mecz z Wisłą: gol
– Mecz z Radzionkowem: gol
– Mecz z Ruchem: gol
– Mecz z ŁKS-em: gol

Siedem kolejnych meczów w ekstaklasie i osiem goli. A przecież nie mówimy o napastniku. Teraz Karwan pewnie z trudnością przypomina sobie, kiedy ostatnio trafił do siatki. Przez ostatnie cztery lata w ekstraklasie zdobył jedną bramkę – w meczu Arki z Górnikiem w 2007 roku. Ale to jeszcze nic – on przez całą swoją karierę w Gdyni w ekstraklasie rozegrał jedynie SIEDEM pełnych meczów. Siedem meczów, na trzy sezony w ekstraklasie, w tak nędznym towarzystwie. Miał być wielką gwiazdą, liderem, stał się – zależnie od formy – mniej lub bardziej potrzebnym trybikiem.

Reklama

Czasami trudno zrozumieć, że ktoś przez pięć lat potrafi grać w piłkę, a potem przez kolejne pięć już zupełnie nie. Jak to jest, że ktoś potrafi zasunąć tak fantastyczną petardę jak na filmiku poniżej z meczu Legia – Polonia (3:0), a teraz przez cały sezon nie jest w stanie naprawdę soczyście uderzyć? Czym wytłumaczyć, że zawodnik, który wygrywał mnóstwo główek, nagle nie jest w stanie wygrać ani jednej?

Patrząc na ostatnie dziesięć lat, ze wszystkich prawych pomocników chyba tylko Jakub Błaszczykowski miał lepsze papiery na granie niż Karwan. Ale ten się strasznie szybko i strasznie brzydko zestarzał – odkąd skończył 29 lat, w zasadzie nie ma z niego żadnego pożytku. A tak na dobrą sprawę, to nie ma odkąd przeniósł się do Berlina, mając 26 lat. Pozostały wspomnienia…

Reklama

Najnowsze

Anglia

Trela: Pierwszorzędni piłkarze drugorzędni. Jak kluby zarabiają na zbędnych zawodnikach

Michał Trela
3
Trela: Pierwszorzędni piłkarze drugorzędni. Jak kluby zarabiają na zbędnych zawodnikach

Komentarze

0 komentarzy

Loading...