Jerzy G. – były szef sędziów – został zatrzymany przez CBA. W PZPN nikt się faceta nie czepiał, mimo że wystarczyło przeczytać wywiad z Piotrem Dziurowiczem z “GW”, kilka lat temu… A Michał Listkiewicz, do niedawna prezes PZPN, może dalej spokojnie brać udział w dyskusjach na temat stanu polskiej piłki.
Ł»eby ustawić mecz, trzeba mieć ludzi, którzy decydują o obsadzie sędziowskiej. W tamtym okresie w PZPN wyznaczał sędziów Leszek Saks, dziś zastępca szefa arbitrów Andrzeja Strejlaua.
– Saks i szef kolegium sędziów Jerzy Goś. Gdy rozmawiałem z F., wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że ma wpływ na obsadę takich, a nie innych sędziów. Musiał mieć, bo to nie przypadek, że na nasze mecze byli obsadzani dyspozycyjni sędziowie, z którymi można było wszystko załatwić.
Czyli F. musiał mieć dojście do Gosia albo Saksa?
– Nie mogę mówić o szczegółach, bo to tajemnica śledztwa. Ale F. dawał do zrozumienia, że część pieniędzy idzie dla niego i człowieka, który o tym decyduje. Nie wiem, czy on jeszcze załatwiał to przez pośrednika, ale wiem, że do tych ludzi miał dojście.
Miał Pan kontakty z obserwatorami?
– Nie, zawsze z sędziami. Ale kiedy po moich meczach widziałem, jakie wysokie noty dostali sędziowie, którzy wzięli ode mnie pieniądze, to domyślałem się, że musieli obserwatorom dać działkę. Nota 7,8 czy 8 za lewe mecze to kpina.
Próbował Pan załatwiać coś z innym sędzią oprócz F.?
– Nie, nie miałem takich kontaktów ani możliwości.
Powiedział Pan, że F. załatwiał dyspozycyjnych sędziów, czyli…
– Tam, gdzie mógł, tam załatwiał. Zeszłej wiosny był to Z. i przez przypadek ten Słowak. Ale jesienią w tym sezonie F. miał problemy, bo Jerzego Gosia zastąpił Janusz Hańderek [zrezygnował kilkanaście dni temu, jak “Gazeta” napisała o jego haniebnej działalności w stanie wojennym – red.]. Czasem F. dzwonił do mnie i mówił: “Proszę, tu jest numer telefonu, rozmawiałem z tym sędzią, będzie wiedział, o co chodzi, i panu nie odmówi”. Dotyczyło to sędziego X i naszego meczu z Pogonią w Szczecinie oraz arbitra Y i spotkania z Górnikiem Łęczna. Tylko że ja nigdy z tymi sędziami nic nie załatwiłem, nie dałem im pieniędzy i meczu nie kupiłem.
Dlaczego?
– Uważam, że nie doszło do transakcji, bo X był bardziej przychylny gospodarzom i ode mnie nie chciał. Mimo że z F. wszystko było ustalone, przed samym meczem X nie odbierał telefonu. W pierwszej połowie byliśmy przez sędziego bardzo źle traktowani. Pracownik klubu zadzwonił do mnie, że dyktowano przeciw nam urojone rzuty wolne, po których traciliśmy bramki. W przerwie wysłałem SMS-a do Marcina Stefańskiego [szef Wydziału Gier PZPN – red.]: “znowu cyrk”. Po jakimś kwadransie drugiej połowy odpisał: “chyba chodzi o karny dla was”. Rzeczywiście, dostaliśmy karnego, który był bardzo dyskusyjny. Po kilku dniach nieoficjalnie doszła do mnie informacja, że “za to, co zrobiłem, zostanę ukarany”. Ponoć naruszyłem obowiązujące w środowisku zasady: albo się kupuje mecz, albo siedzi cicho i nie skarży PZPN-owi. Co ciekawe, po meczu z Pogonią wracaliśmy do domu pociągiem i na dworcu w Szczecinie widziano Gosia, który był wówczas obserwatorem spotkania, z “Fryzjerem”, czyli Ryszardem Forbrichem. Jak się powszechnie uważa, “Fryzjer” dla wszystkich drużyn znad morza załatwia te sprawy. Dla Arki, Pogoni, Kujawiaka i wcześniej przez trzy lata dla Amiki.