Reklama

Poprawa: Depresja to cichy zabójca. Toczę wojnę w głowie

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

12 czerwca 2024, 13:22 • 18 min czytania 49 komentarzy

Kiedy Śląsk Wrocław grał wicemistrzowski sezon i zaskakiwał całą piłkarską Polskę, jeden z jego zawodników, mimo że nie miał żadnej piłkarskiej kontuzji, nie pojawił się na boisku ani na minutę. Konrad Poprawa od ponad roku nie gra w piłkę. Powód? Depresja i zaburzenia lękowe. W długiej i emocjonalnej rozmowie obrońca Śląska opowiada o swoich trudnych zmaganiach z chorobą. 

Poprawa: Depresja to cichy zabójca. Toczę wojnę w głowie

– Robiłem to, co kocham, bo piłka to moja największa życiowa pasja. Zawsze byłem towarzyski i otwarty na ludzi. Zarabiałem dobre pieniądze. Unikałem problemów. Nie toczyłem żadnych kłótni.

I nagle totalnie zmiotło mnie z planszy.

Trudno to zrozumieć i się z tym pogodzić.

Katalizatorem okazała się opaska kapitańska. Później na terapii dowiedziałem się, że to musiało się wydarzyć. Jak nie w tej sytuacji, to w innej, równie stresowej. Tak zareagowałem na odpowiedzialność. Czułem się, jakby świat mi się zapadł. Przestałem wiedzieć, kim w ogóle jestem.

Reklama

Mamy końcówkę sezonu 2022/23. Do walczącego o życie Śląska Wrocław na kilka kolejek przed końcem wraca Jacek Magiera. Przed spotkaniem z Radomiakiem w trzydziestej kolejce dowiadujesz się, że będziesz kapitanem.

Było dokładnie dwa dni do meczu. Miałem już problemy ze snem i negatywne myśli. Pojechałem więc do sklepu z suplementami, żeby kupić sobie coś na sen, bo zaczęło mnie to męczyć. Wiedziałem, że muszę być gotowy na weekend. Wtedy napisał do mnie trener Magiera. Spytał, czy jestem w domu, bo akurat jest na moim osiedlu. Zaproponował wspólną kolację. Podczas niej oznajmił, że wraz ze sztabem szkoleniowym podjął decyzję, że mam być w sobotę kapitanem drużyny. Michał Szromnik stracił miejsce w bramce, Patrick Olsen miał ospę, Petr Schwarz pauzował za kartki, kogoś trener musiał wskazać.

Co poczułeś?

Wielką radość. I satysfakcję. Dążyłem do tego, nie ukrywam. To było moje marzenie, żeby kiedyś zostać kapitanem Śląska Wrocław. Po powrocie do mieszkania czułem już głównie niepewność. Następnego dnia mieliśmy mieć trening. Położyłem się do łóżka, ale nie mogłem zasnąć. Coś jakby mnie uderzyło. Nawet nie potrafię tego opisać, nie wiem, jak mogę to określić. Po prostu nie przespałem ani minuty, pełen strachu i lęku. 

Kiedy następnego dnia jechałem na trening, czułem się jak jakiś inny człowiek stąpający po innym świecie. Nikomu nie mówiłem o tej nieprzespanej nocy, bo myślałem, że nic szczególnego się nie dzieje. Gorsza chwila, zdarza się. Już tydzień wcześniej, gdy graliśmy z Górnikiem Zabrze, czułem przed meczem, że coś jest ze mną nie tak.

A jeszcze wcześniej?

Reklama

Wszystko było dobrze.

Naprawdę nagle się to pojawiło.

Nie zdawałem sobie sprawy z powagi tematu. Zamiatałem wszystko pod dywan. Myślałem, że to słabsze samopoczucie. Po powrocie z treningu wróciłem do mieszkania i kompletnie nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nie mogłem się uspokoić. To było coś bardzo mocnego. W końcu zadzwoniłem do taty ze łzami w oczach.

– Tato, nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie spałem całą noc, nie mam pojęcia, co będzie. 

A dzień wcześniej dzwoniłem szczęśliwy poinformować, że będę kapitanem…

Co ci powiedział?

Żebym wyszedł do ludzi. Akurat tak się złożyło, że moi znajomi przyjechali do Wrocławia do zoo, więc poszedłem do nich, a wcześniej przed meczami wolałem zazwyczaj poleżeć i odpocząć. Wychodziłem się trzy godziny po zoo. Mówiłem sobie, że przynajmniej się zmęczę i po powrocie bez problemu zasnę.

Zasnąłeś?

Nie.

Przed meczem z Radomiakiem nie przespałeś całych dwóch nocy?

Tak.

Ta druga noc była dla mnie tragiczna. Nerwy, stres, pełne napięcia spoglądanie na zegarek, który pokazuje drugą czy trzecią. A zaraz mecz, graliśmy w sobotę o 12:30. I to jaki mecz – gramy o życie, a ja mam być kapitanem. Kompletnie nie potrafiłem sobie poradzić. Bałem się, po prostu bałem się o siebie. O czwartej nad ranem zalogowałem się na Messenger, żeby zobaczyć, kto z moich znajomych jest dostępny. Moja przyjaciółka była akurat na imprezie. Zadzwoniłem do niej, opowiedziałem o swoim problemie.

– Konrad, o czym ty w ogóle mówisz? Nie wkręcaj mnie, ja nie dam się nabrać, nie przyjadę do ciebie.

Przekonywałem ją, że jest ze mną naprawdę źle, że potrzebuję pomocy. Po kilkunastu minutach powiedziała, że przyjedzie, ale jeśli ją oszukuję, to już nigdy się do mnie nie odezwie.

A gdy przyjechała, złapała się za głowę.

Dlaczego?

Zobaczyła, w jakim stanie byłem.

W jakim?

Wyglądałem strasznie. Dwie doby bez snu. W głowie wielki mętlik i ciągłe lęki, natrętne myśli, ogromny stres, którego niczym nie da się zniwelować. Byłem na skraju wyczerpania.

Mówiła, że nie ma opcji, żebym wychodził na mecz. Miałem myśl, żeby powiedzieć, że się źle czuję, przeziębiłem się, mam gorączkę… Ale sumienie nie pozwalało mi kłamać.

6:30, dzwonię do trenera Magiery zalany łzami. Mówię, że głowa mi nie dojechała, jestem wykończony, czterdzieści osiem godzin bez snu i dzieje się ze mną coś bardzo złego.

Od trenera słyszę: – Mimo wszystko przyjedź. Bądź gotowy na mecz.

Jak to usłyszałem, zacząłem się nakręcać, pobudzać, mówić sobie,  że dam radę, przekonywać samego siebie, że nie mogę zawieść. Koleżanka łapała się za głowę. W końcu pojechałem. Przed meczem czułem się tak, jakbym był poza swoim ciałem. Ciężko to opisać. Będą wiedzieć o czym mówię osoby, które to przeszły. Potem dowiedziałem się, że to nazywa się depersonalizacją, derealizacją.

Co było dalej?

Pamiętam wyjście na rozgrzewkę. Pierwszy raz zderzyłem się wtedy z tak wielkimi lękami. To po prostu szok. Nie mogłem pokazać tego na zewnątrz, bo byłem obserwowany przez ludzi, ale w środku gniłem. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego. Zżerał mnie strach. Samo wyjście z szatni to też potworny lęk. Ale wyszedłem, rozegrałem mecz, kompletnie nie mając pojęcia, co w ogóle dzieje się na boisku…

Zagrałem 70 minut. Przegraliśmy 0:1. Do dziś nie obejrzałem tego meczu. Niewiele pamiętam. Wiem, że miałem udział przy straconej bramce. Dostałem piłkę za plecy.

Myślałem: to puści. Pewnie stres związany z meczem. To nic takiego. Na meczu byli rodzice. Zabrali mnie do Karpacza, żebym ochłonął. Pojechałem tam naprawdę resztkami sił, do dwóch dób bez snu doszedł mecz rozegrany w pełnym słońcu.

Ochłonąłeś?

Piekło trwało. W środku wielki ból i wielkie cierpienie. Zasnąłem gdzieś po czwartej. Wstałem o siódmej. Dalej już nie mogłem spać. Czułem się, jakby ktoś uderzył mnie w głowę ciężkim narzędziem.

Podczas powrotu do Wrocławia doznałem pierwszego ataku paniki. Kazałem tacie zatrzymać samochód na środku ulicy. Byłem przekonany, że umieram.

Na co?

Na zawał. Myślałem, że to zawał z wycieńczenia. Prosiłem rodziców, by szybko dzwonili na pogotowie. Tata powiedział, żebym wytrzymał, pojedziemy na SOR. Dotarliśmy do szpitala, gdzie mnie przebadali, ale na EKG nic szczególnego nie wyszło.

Dostałem leki na uspokojenie.

Nie miałem pojęcia, co mogę dalej zrobić. Nigdy wcześniej nie słyszałem o takich problemach. Kiedy ktoś mówił o depresji czy zaburzeniach lękowych, to raczej się z tego śmiałem. Dopiero jak sam zderzyłem się z tym problemem, to zrozumiałem, o jak poważnej rzeczy mówimy…

Po powrocie z Karpacza zadzwoniłem do trenera Magiery i powiedziałem, że nie jestem w stanie przyjechać na trening. Ale trener nakazał się stawić. Przyjechałem. Czułem, że jestem obecny ciałem, ale tak naprawdę kompletnie mnie nie było. Dopiero później dostałem wolne.

Udałem się do lekarza psychiatry. On wystawił diagnozę: depresja i zaburzenia lękowe.

Trudno mi było przyjąć taką diagnozę. Uznałem, że poradzę sobie sam.

Wróciłem do treningów.

Pojechałem na ostatni mecz sezonu z Legią, wszedłem na boisko w końcówce.

Poczułeś się lepiej?

Wcale nie. Nadal niewiele spałem. Nie potrafiłem odpocząć. Miałem zerową koncentrację. Prawdę mówiąc, byłem wrakiem człowieka.

Jak było na Legii?

Siedziałem na ławce, ale nie byłem myślami na meczu. Zżerał mnie stres. Kiedy Diogo Verdasca poprosił o zmianę, wszedłem, ale na boisku czułem się, jakbym wszedł do innego świata, przebywał obok siebie. 

Po sezonie wróciłem do domu rodzinnego. Myślałem sobie, że mam kilka tygodni urlopu, więc odetchnę, wypocznę, gdzieś wyjadę. Nic z tego. Lęki tylko się nasilały. Przestałem wychodzić z domu. Toczyłem walkę z samym sobą w czterech ścianach.

Czego się bałeś?

Na przykład tego, że kogoś spotkam.

I ten ktoś zobaczy, że coś nie gra?

Tak. To strach przed przyznaniem się do słabości. Bo ja długo nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że jestem słaby. W tamtym momencie miałem dosyć życia. Tak to nazwę. Myślałem, że to minie w domu. Ale tylko się nasilało. Bezsenność była jeszcze gorsza. Miałem wykupione wakacje w Turcji ze znajomymi. Dzień przed wylotem stwierdziłem, że nigdzie nie polecę, skoro nawet nie potrafię zasnąć w swoim domu. Mam takie myśli, takie lęki i mam udać się na wakacje? Nie ma szans. Odmówiłem dzień przed wylotem.

Bezsenność była wykańczająca. Moja najdłuższa seria to pięć dni bez snu. Przyszła w momencie, gdy na urlopach dostaliśmy indywidualne rozpiski treningowe. Po dwóch dniach bez zmrużenia oka poszedłem biegać. Ze łzami w oczach, ale zrobiłem ten trening. Po nim byłem jeszcze bardziej zmęczony. Ale nadal nie mogłem spać. Mój organizm był w trybie ciągłej walki. Nie przyjmował ulgi czy odetchnięcia. Wszystko się nakręcało, nawarstwiało. Po nieprzespanych nocach przychodziły kolejne.

Jak było tej piątej nocy bez snu?

Ryczałem. Po prostu już nie chciałem żyć. A potem pojawiał się świt. A z nim myśl, że trzeba przetrwać kolejny dzień.

W ciągu takich dni niczym nie potrafiłem się zająć i zrelaksować. Cały czas toczyłem tylko nieustanną walkę. I nie potrafiłem pogodzić się z tym, że znajduję się w takim stanie. To był mój największy problem. Że nie mogłem się pogodzić.

Gdy początkowo usłyszałeś diagnozę, stwierdziłeś, że samemu sobie poradzisz. Tak jakbyś myślał sobie: piłkarz i depresja? To niemożliwe połączenie. Tacy ludzie nie wpadają w takie problemy.

Miałem opór. A do tego ludzie wokół zaczęli mnie przekonywać, że leki nie są mi potrzebne, bo przecież wszystko jest ze mną w porządku. Zacząłem ich słuchać. W pewnym momencie przestałem przyjmować tabletki, choć dostałem bardzo silne środki – na przykład Xanax. Odbyłem na tych lekach kilka treningów.

Musiałem je zażyć, żeby nie czuć bólu. Cierpienie nie pozwalało mi w ogóle cieszyć się z życia. Życie bez leków nie przynosiło żadnej ulgi.

Poza Xanaxem, dostałem leki SSRI, które potrzebują trzech-czterech tygodni, żeby zacząć w ogóle działać. Zanim to nastąpi, stan zdrowia może się pogarszać. Miałem multum skutków ubocznych. Rodzice mówili, że w moich oczach widać straszny smutek i nie ma w ogóle szans, żebym pojechał do Wrocławia, żeby przygotowywać się do sezonu. Nic nawet nie odpocząłem, ciągle walczyłem.

Ale ja stwierdziłem, że po prostu muszę wrócić do klubu i wyjdę z tego poprzez trening. Potrenowałem z tydzień, dwa, nie puszczało mnie, nakręcałem się… W końcu sztab sam stwierdził, że ja naprawdę muszę poważnie odpocząć. Dali mi wolne na kilka tygodni. Zniknąłem. Na co dzień czułem okropny ból, straszne cierpienie, po którym chce ci się płakać i nie chcesz się budzić rano…

Przerwa potrwała cztery tygodnie. Nic nie odpocząłem. Po czterech tygodniach odrzuciłem leki. Znowu uznałem, że dam radę. Zagryzę zęby i jakoś z tego wyjdę.

Dlaczego? Poczułeś się lepiej?

Zacząłem sobie wmawiać, że te leki robią mi więcej krzywdy niż pożytku. Czułem się po nich otępiały, wysysały ze mnie życie, choć dawały także spokój.

Bałeś się, że będzie jeszcze gorzej?

Tak. Podjąłem się indywidualnych treningów z trenerem Michałem Nowakiem. Po kilku tygodniach znowu zaczęło się to nakręcać, nawarstwiać, znowu problemy ze snem…

Stwierdziłem, że się poddaję.

Czułem, że już nie wyrobię. Tym bardziej, że mieszkałem sam we Wrocławiu. Dałem znać w klubie, że potrzebuję wrócić do Łodzi i poddać się leczeniu. Miało być coraz lepiej, a jest tylko gorzej. To ciągłe szarpanie się ze sobą. Zdecydowałem się na leczenie ketaminą w klinice w Warszawie. To psychodelik, który dał mi ulgę. Dalej jestem na lekach już trzeci miesiąc. Biorę je już systematycznie. Ciągle też czuję to cierpienie i ból. Choć wielki plus jest taki, że mogę już zasnąć bez tabletki nasennej. A wcześniej zdarzało mi się brać czasem nawet trzy. I nie zasnąć.

Moim największym problemem było to, że nie potrafiłem pogodzić się z tym, że ja mogę mieć takie problemy. Chciałem się ich jak najszybciej pozbyć, a powinienem dać sobie czas. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że największą rolę gra tutaj właśnie czas.

Nie chcę zapeszać. Trudno mówić o tym wszystkim, bo nie jestem jeszcze do końca wyleczony. Nie chcę też mówić o szczegółach. Może jak już się wyleczę i znajdę siły, to o nich opowiem. Depresja to cichy zabójca. Na razie tyle mogę powiedzieć. Póki co na więcej nie mam siły. Nie chcę martwić innych. Od kilku miesięcy toczę wojnę w głowie.

Ta wojna już się powoli wycisza. Nie mam już takich lęków jak wcześniej. Leki działają.

Dziękuję Śląskowi za zrozumienie w tej sytuacji. Czuję od klubu wsparcie. Mogę tylko przeprosić za swoją niedyspozycję.

Przeprosić? Uważasz, że za to trzeba przepraszać?

To chyba wiąże się z tym brakiem umiejętności pogodzenia się. Bo naprawdę ciężko jest mi się z tym pogodzić. Wcześniej nie zdarzało mi się robić takich numerów…

To przecież nie twoja wina, że jesteś chory. Czy ktoś przeprasza za to, że złamał nogę?

Ciężko się z tym pogodzić.

Czyli jeszcze do końca się nie pogodziłeś?

Wydaje mi się, że już się pogodziłem. Ale czasami nadal człowieka kładzie to na łopatki. Do tego stopnia, że nie pozostaje nic jak tylko zamknąć się w domu i płakać. Od płaczu też uciekałem, wręcz bałem się płakać, bo płacz to przecież okazywanie słabości.

Bałeś się tej słabości nawet przed sobą?

Tak.

Warto płakać?

Warto. Płacz jest oczyszczający, uzdrawiający. Bardzo mi pomagał.

Już nie pomaga?

Jestem teraz na lekach, które powodują, że nie jestem w stanie płakać. A trochę chciałbym, bo wiem, jaki ciężar to zrzuca z człowieka.

Czasami największą siłą jest przyznanie się do słabości. Dlatego chcę powiedzieć wszystkim ludziom, którzy zmagają się z podobnymi problemami: sięgajcie po pomoc. Dwa razy byłem już w stanach krytycznych. Dwa razy wybierałem się do szpitala psychiatrycznego, bo byłem pewien, że sobie z tym nie poradzę. Dzwoniłem do siostry, która przyjeżdżała do mnie, a ja ze łzami w oczach dziękowałem za to, że po prostu jest.

Jak się teraz czujesz?

Jest lepiej. Ale nie chcę zapeszać, bo wcześniej też tak czułem, odrzucałem leki, a potem wszystko wracało z podwójną siłą.

Myślisz o piłce?

Stała się rzeczą drugorzędną. Wróciłem do Łodzi, do rodziców. Kiedy wyjdę na prostą, będę mógł podejmować jakieś decyzje.

Jakie Śląsk ma do ciebie nastawienie?

Dostałem wsparcie i czuję je nadal. Psycholożka z klubu regularnie do mnie dzwoni. Czasami ciężko mi z nią rozmawiać. Wydaje się, że wszystko wraca do normy, powoli staję na nogi, więc o czym mam mówić? A potem przychodzi kolejny tydzień, który mnie kompletnie zwala z nóg. Niekiedy trudno jest opisać te emocje, dobrze je ubrać w słowa. Potrafię całymi dniami milczeć. Nie wypowiadać ani zdania. Tak boli w środku. Mam nadzieję, że najgorsze już za mną.

A koledzy z szatni? Rozumieją, co się z tobą dzieje?

W pewnym stopniu na pewno tak, ale ciężko jest to zrozumieć człowiekowi, który tego nie przeszedł. Kiedy próbowałem wracać do treningów, to starałem się być pocieszny, rozrywkowy. Ale ciężko to robić, gdy toczysz wojnę w głowie, podczas której czasem sam nie wiesz, kim jesteś. Niby jesteś, a cię nie ma. Koledzy dają wsparcie. Muszę się jednak pogodzić z tym, że nie wrócę od razu. Kiedy próbuję wracać na siłę, to okazuje się, że jeszcze trochę przede mną.

Obciążająca była dla ciebie presja związana z grą o utrzymanie?

Na pewno. Przywiązałem się do Śląska, który jest dla mnie jak druga rodzina. Bardzo mnie wszystko poruszało. Nakładałem na siebie poczucie winy, że nie podołałem i to między innymi ja do tej trudnej sytuacji doprowadziłem. Wziąłem za to za dużą odpowiedzialność.

Oprócz depresji, cierpisz także na nerwicę lękową. Mógłbyś opisać lęki, które towarzyszą ci na co dzień? Przeczytałem, że istotą tej choroby jest nieustanne zamartwianie się prozaicznym rzeczami, którymi zdrowy człowiek raczej się nie zamartwia.

U mnie to zamartwianie się na przykład o zdrowie. Nie ma części ciała, która by mnie w trakcie tej choroby nie bolała. Cierpi cały organizm. Często drży całe ciało. Wydałem masę pieniędzy na lekarzy, bo nie wierzyłem, że to się dzieje z głowy.

Czyli bolała cię noga, więc sprawdzałeś, czy z nią wszystko w porządku?

Tak. A potem okazywało się, że ten ból wychodzi z głowy. To ona płata figle. Do tego dochodzi depersonalizacja i derealizacja. W tym stanie świat dookoła wydaje ci się dziwnie sztuczny. Gdy przebywasz wśród ludzi, to masz wrażenie, że wszyscy się na ciebie patrzą.

I każdy z nich wie, że nie przespałeś kilku nocy?

Tak. I że jestem po prostu słaby.

Pewnie ciężko przy takim lęku jest wyjść na boisko, gdzie oglądają cię ludzie z trybun i ci w telewizji.

W takim stanie nie ma żadnych szans kontynuowania gry w piłkę. Powrót do domu i próba zmierzenia się z chorobą przy wsparciu rodziny była najodpowiedniejszą decyzją, jaką mogłem podjąć. Jeśli rodziców nie było w domu, a przychodził mocny kryzys, w którym człowiek tracił już nadzieję, dzwoniłem do siostry, żeby przyjechała. I przyjeżdżała. Bardzo za to dziękuję. W krytycznych momentach prosiłem rodziców, żeby mnie zawieźli do szpitala. Mówiłem: „Niech mnie tam uśpią na trzy dni, ja się zregeneruję i może wszystko wróci do normy”. Nawet jak przychodziły nocki, podczas których spałem, to przychodził ranek i dalej było dramatycznie, wszystko ściągało w dół, nie miałem siły kompletnie na nic.

Wykańczało cię, że we Wrocławiu mieszkasz sam?

Na pewno też. Kiedy spotykałem się ze znajomymi, to kompletnie mnie na tych spotkaniach nie było. Starałem się wejść w rozmowę, ale nie potrafiłem się przebić przez swoje cierpienie. Milion myśli na sekundę, ciągłe zamartwianie, rozmyślanie.

Znasz przyczynę swoich problemów? Co je wyzwoliło?

Jeszcze nie wiem. Możliwe, że rzeczy z dzieciństwa, one na pewno miały znaczenie. Jestem w terapii i staram się dotrzeć do tego, zrozumieć, skąd się to wszystko pojawiło. Mam jeszcze wiele nieprzepracowanych tematów.

Próbujesz teraz zrozumieć przeszłość?

Tak, ale też trzeba patrzeć wprzód. Życie toczy się dalej, to nie tak, że czas się zatrzyma i poczeka aż rozwiążę parę spraw.

Jak się czułeś w sytuacji, gdy ludzie pytali: Konrad, co z tobą, czemu nie grasz? Przez rok nie pojawiłeś się na boisku. Oficjalnie nikt nie znał powodu. Pojawiały się różne domysły i teorie. A ty w tym wszystkim nie mogłeś przyznać się do słabości nawet przed sobą, a co dopiero, przed tłumem ludzi.

Czułem się z tym bardzo źle. Co chwilę mówiłem sobie, że zaraz wrócę, zaraz minie, to tylko chwila niedyspozycji, może nawet dwa-trzy dni wystarczą, tylko się wyśpię…

Po co więc mówić o jakichś problemach, skoro uważa się, że one zaraz miną?

Nie chciałem, by wytykano mnie palcem. Nie chciałem też współczucia.

Dlaczego odważyłeś się ujawnić teraz?

Bo stałem się bardziej wyrozumiały wobec siebie. Pogodziłem się z tym, jak ciężka jest to rzecz i jak wiele pracy ona wymaga. Wiem także, jak wiele ludzi zmaga się z podobnymi problemami. Chcę im przekazać, że nie są w tym sami. Wierzę, że każdy z nas z tego wyjdzie i w końcu zobaczymy świat normalnie, a nie w szarych kolorach…

Pomaga ci czytanie o historiach innych chorych?

Tak. To ważne. Kiedy mnie to dopadło, myślałem, że zwariowałem. Mówię poważnie. Dopiero gdy zacząłem czytać opowieści innych osób, które też się z tym zmagają, ich objawy, ich odczucia, zacząłem akceptować, że to jest zwykła choroba, na którą cierpi wiele innych osób. Potem była jeszcze długa droga do tego, żeby się z tą chorobą na dobre pogodzić. Odważyłem się o tym wszystkim opowiedzieć, bo chcę też dać wsparcie innymi. To bardzo potrzebne.

Będziesz w stanie grać w przyszłym sezonie? Czy w ogóle nie ma o tym mowy?

Bardzo bym chciał i coraz mocniej o tym myślę, ale nie chcę niczego planować, bo nie mam pojęcia, co się wydarzy. Chcę usiąść do tego na spokojnie i z luzem w głowie. Muszę z pewnością udać się do Wrocławia na rozmowę.

Ktoś może sobie pomyśleć: jak nie w Śląsku, to może niech spróbuje na wypożyczeniu w niższej lidze. Tylko czy cierpiąc na depresję i nerwicę lękową da się zawodowo grać w piłkę na jakimkolwiek poziomie?

Dobre pytanie. Ja nie widziałem innego wyjścia niż wycofanie się na jakiś czas z piłki. Wszystkie moje próby były siłowaniem się z samym sobą. Zero odpoczynku i regeneracji, ciągłe napięcie, stres, strach, niemożliwość opanowania swoich myśli. Miałem wiele prób podjęcia rękawic. Przyniosły one jeszcze większe problemy. Jeszcze nigdy nie miałem takiej przerwy od piłki, ale też od życia, bo to trochę jak przerwa od życia. Czujesz się uwięziony w swojej głowie przez coś, nad czym nie masz kontroli.

Jak traktować osobę chorą na depresję?

Źle działało na mnie na pewno pocieszanie na siłę. Powtarzanie, że „inni mają gorzej, będzie dobrze”. W końcu sam zacząłem sobie to wmawiać. To nie pomaga. Należy podchodzić do takich osób z dużym wsparciem i zrozumieniem, bo ludzie w depresji i przy zaburzeniach lękowych widzą świat kompletnie inaczej. Ja sam nie lubię opowiadać o tym znajomym. Mam wrażenie, że mnie nie rozumieją. A zrozumienie jest tu kluczem. Bo czasem opowiadasz o tym osobie, która tego nie przeszła i masz wrażenie, że wychodzisz na głupka.

Teraz, po opowiedzeniu tego wszystkiego publicznie, będzie już lżej?

Mam nadzieję, że tak. W końcu będzie wiadomo, co się ze mną dzieje i dlaczego zniknąłem na tak długi czas. Nie odbierałem telefonów od ludzi. Ciężko było mi o tym mówić. Tym bardziej osobom, które nie mają z takimi problemami nic wspólnego. Wyrzuciłem to z siebie. Przyznałem się do słabości. Niech moja historia pokaże ludziom, że każdego może to złapać, dorwać i położyć na deski.

CZYTAJ WIĘCEJ O DEPRESJI: 

Fot. newspix.pl / FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Były reprezentant Francji: Polska i Szkocja to najsłabsze drużyny na tym EURO

Arek Dobruchowski
7
Były reprezentant Francji: Polska i Szkocja to najsłabsze drużyny na tym EURO
EURO 2024

Dubler, który przetrwał grę najlepszych. Skorupski i pochwała cierpliwości

Kamil Warzocha
4
Dubler, który przetrwał grę najlepszych. Skorupski i pochwała cierpliwości

Ekstraklasa

EURO 2024

Były reprezentant Francji: Polska i Szkocja to najsłabsze drużyny na tym EURO

Arek Dobruchowski
7
Były reprezentant Francji: Polska i Szkocja to najsłabsze drużyny na tym EURO
EURO 2024

Dubler, który przetrwał grę najlepszych. Skorupski i pochwała cierpliwości

Kamil Warzocha
4
Dubler, który przetrwał grę najlepszych. Skorupski i pochwała cierpliwości

Komentarze

49 komentarzy

Loading...