Od dłuższego czasu oglądanie Miedzi Legnica jest jak słodzenie herbaty solą, względnie żucie gruzu. Ładnie grający legniczanie stali się reliktem przeszłości, a co gorsza raz po raz kompromitują się a to obrońcy, a to bramkarz.
Miljković, Musa i Bartczak wyglądali dziś, jakby miejsce w składzie wygrali w chipsach. Gdy jeden zawalał, do akcji wkraczał następny, a gdy akurat żadnemu z nich nie zdarzało się sprawdzać, czy da się grać bez zginania nóg w kolanach, to elektrycznymi interwencjami popisywał się Kanibołocki.
Już nawet nie chodzi o dzisiejsze spotkanie. Spójrzmy, co działo się tydzień temu.
Pierwszy gol dla Jagiellonii? Wyjście Kanibołockiego i piąstkowanie tak skuteczne, że piłka trafiła pod nogi Mitrovicia. 0:1.
Drugi gol dla Jagiellonii? Błąd w wyprowadzeniu piłki Bozicia, strata, a potem faul Chorwata w polu karnym. 0:2.
Trzeci gol dla Jagiellonii? Bierność obrońców, którzy ugrzęźli w miejscu i tylko patrzyli, jak Novikovas strzela gola. 0:3
Dziś kolejny pokaz błędów i defensywnej bierności. Popis uprzejmości wobec rywali, popis pozorowanie gry, wreszcie popis defensywnej beznadziei – raz obrońców, raz bramkarza, choć trzeba przyznać uczciwie, że pozostali również nie pomagali. Weźmy takie Purzyckiego, który zszedł z boiska jeszcze przed przerwą i zdaje się, że nie z powodu kontuzji. Dał sobie zabrać piłkę przed własnym polem karnym, Starzyński dograł do Bohara, strzał Słoweńca odbił się od Miljković, a piłka wpadła do bramki.
Wpadła, choć początkowo mieliśmy spore wątpliwości, ale ta analiza zamyka dyskusję.
Według naszego Houston @CANALPLUS_SPORT gol dla @ZaglebieLubin słusznie uznany. #ZAGMIE pic.twitter.com/CGIaOd6LP6
— Filip Surma (@filip_surma) February 17, 2019
Wcześniej trafił Pawłowski – bardzo dobra pierwsza połowa, lekkość gry jak przeciwko Lechowi, po zmianie stron nieco zgasł – po pierwszym farfoclu Kanibołockiego. Rzut wolny, mocne uderzenie, jasne, ale też takie, z którym ukraiński bramkarz powinien sobie poradzić. Tymczasem on wypluł piłkę, a sytuację skrzętnie wykorzystał skrzydłowy Zagłębia.
Trzeci gol? Można mówić, że zawinił Augustyniak, bo Kanibołocki podawał mu piłkę, a pomocnik Miedzi był odwrócony, zupełnie bramkarza ignorując. Ale to Ukrainiec miał ogląd na całe boisko, musiał zdawać sobie sprawę, że Augustyniak nie czeka na piłkę. Mimo wszystko podał mu ją, ta go minęła, dopadł do niej Jagiełło i zdobył bramkę.
Jakkolwiek spojrzeć, Miedź strzeliła sobie sama wszystkie bramki, które straciła w 2019.
Ale krytykując legniczan, nie można zapominać o postawie Zagłębia. Miedziowi dominowali, przede wszystkim w pierwszej połowie imponowali wysokim pressingiem, agresywnymi doskokami do rywali, przez które ci mieli wielkie problemy z wyprowadzaniem piłki. Przez dłuższy czas Zagłębie klepało, a Miedź biegała, stwarzając sobie jedynie pojedyncze sytuacje, takie jak ta Ojamy, który nawinął Guldana, a potem źle trafił w piłkę.
Generalnie lubinianie pokazali jakość, tak samo jak z Lechem od mniej więcej 60. minuty. Jeżeli podtrzymają formę, szybko odkleją od siebie łatkę najbardziej rozczarowującej ekipy w bieżącym sezonie Ekstraklasy.
[event_results 561981]
Fot. Twitter Lotto Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_)