Reklama

Obowiązkiem kadry w eliminacjach jest zdobycie minimum 28 punktów

redakcja

Autor:redakcja

07 grudnia 2018, 17:22 • 3 min czytania 0 komentarzy

Patrzę na naszą grupę eliminacyjną do Euro 2020 i autentycznie chce mi się śmiać, bo w porównaniu do niej, na Euro 2012 dostaliśmy spacer po gorącym węglu, a w kwalifikacjach do mundialu w RPA trafiliśmy między młot, kowadło, siekierę, miotacz ognia i inspekcję ze skarbówki. Ludzie, ta teraźniejsza grupa to jest jakiś żart, najzabawniejszy w historii polskiego futbolu, z którego mamy obowiązek się zaśmiać, ale potem machnąć nawet komplet punktów.

Obowiązkiem kadry w eliminacjach jest zdobycie minimum 28 punktów

Tymczasem słyszę, że będzie ciężko. Z kim, kurwa, tam ma być ciężko? Przecież te drużyny nic nie znaczą w Europie, nie jeżdżą na duże turnieje, tylko siedzą na dupie jak Kiereś. Jedynie Austriacy wybrali się ostatnio na imprezę do Francji, tyle że tam nie wyszli z grupy, chociaż do fazy pucharowej zapraszano czasem nawet i maruderów z trzecich miejsc. A wcześniej Austriacy widzieli jakiś turniej nie sprzed telewizora, jedynie jak go sobie ze Szwajcarami zorganizowali. Poza tym mamy Słowenię i dawną historię z 2010 roku oraz Łotwę, czyli prehistorię z pierwszych lat XXI wieku. Inaczej mówiąc: za chwilę zaczynamy mecze o awans z drużynami, które awansować mogą co najwyżej do cioci na imieniny, ale wciąż potrafię usłyszeć, że nie, nie, nie wiadomo jak to będzie.

Bo przecież Łotwa pojechała do Portugalii między innymi naszym kosztem. No bo – widziałem to miliard razy na Twitterze – w 2010 roku też mieliśmy roznieść towarzystwo, zresztą ze Słowenią w komplecie. Bla, bla, bla. Nie wiem, czy zauważyliście, ale czasy się trochę pozmieniały. W meczach eliminacyjnych z Niemcami, Danią, Irlandią, Szkocją i Rumunią przegraliśmy tylko dwa mecze. Teraz mamy kilku piłkarzy grających regularnie w Lidze Mistrzów, a wtedy jak Saganowski strzelił dla Aalborga, to prezydent zastanawiał się nad świętem narodowym, gdyż tyle czekaliśmy na taki polski akcent w elicie. A słyszę, że Słowenia ma Oblaka, Austriacy Alabę i – co gorsza – Arnautovicia! Tylko ilu z naszych rywali regularnie słyszy hymn Ligi Mistrzów? Austriacy mają w elicie siedmiu chłopa (w tym poza Alabą wszyscy z przeciętniaków jak Hoffenheim i Young Boys), Słoweńcy trzech, reszta żadnego przedstawiciela. My mamy ośmiu i gdzieś dla połowy tylko ćwierćfinał będzie marnym wynikiem. To jest jakiś wyznacznik siły, a nie granie w średniakach europejskich.

I nie to, że ja jestem hura optymistą, ja po prostu wymagam. W porównaniu do czołówki europejskiej jesteśmy leszczami, ale jak chcemy robić po kątach, widząc Austrię i Izrael, to dajmy sobie spokój. PZPN powinien część biletów rzucić za dyszkę, część rozdać w chipsach, bo jak krzykną sobie 50 złotych, to parsknę większym śmiechem niż po losowaniu. Za oglądanie Łotwy i Macedoni to nam powinni płacić.

Reklama

Powtarzam: oczekuję kompletu punktów, ewentualnie mogę przystać na jeden remis, taki jestem serdeczny. Męczarnie i bicie się do ostatnich kolejek o awans, będę uznawał za kompromitację i nawet przy awansie będę domagał się zmiany szkoleniowca, by ratować turniej. Natomiast przy przegranych eliminacjach – w co, powtórzę, nie wierzę – Brzęczek powinien zdać licencję trenerską a piłkarze skończyć grać w reprezentacji.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...