Reklama

Odkochany w futbolu. David Bentley – piłkarz inny niż wszyscy

redakcja

Autor:redakcja

02 grudnia 2018, 08:54 • 9 min czytania 0 komentarzy

Blackburn Rovers – 4, Manchester United – 3. Kibicom na Ewood Park trudno w to uwierzyć, ale ich ulubieńcy właśnie upokorzyli Czerwone Diabły. Sprawili, że nowe nabytki – Patrice Evra z AS Monaco i Nemanja Vidić ze Spartaka Moskwa – wyglądają jak zawodnicy bez przyszłości w Premier League. W przeciwieństwie do strzelca hat-tricka po stronie Rovers, u którego stóp ma wkrótce stanąć piłkarska Anglia. Davida Bentleya. Nic dziwnego, że półtora roku później Tottenham zapłacił za wychowanka Arsenalu 15 milionów funtów. Więcej niż United za Vidicia i Evrę razem wziętych.

Odkochany w futbolu. David Bentley – piłkarz inny niż wszyscy

Zgodzicie się, że coś tu chyba poszło nie tak.

Dziś 34-letni Bentley to piłkarz od ponad pięciu lat emerytowany. Jego ostatni gol w Premier League padł niemal dziewięć lat temu, w styczniowym starciu Tottenhamu z Fulham.

A jednak to nie historia o karierze przerwanej przez kontuzję jak z horroru. To też nie opowieść o piłkarzu „spalonym”, „zasypanym”, „zachlanym”. Nic z tych rzeczy.

Reklama

David Bentley jako 28-latek powiedział „pas” na swoich warunkach.

– Gdy zszedłem z boiska w meczu z Cardiff, powiedziałem „to mój ostatni mecz w życiu”. Mój ojciec był na trybunach, powiedziałem mu: „wystarczy”. Odpowiedział: „daj spokój”, ale nie miałem zamiaru. „Nie, wystarczy”. Ludzie wiele razy pytali mnie, czy miałem depresję czy coś takiego. Ale ja po prostu chciałem robić coś innego. Wszystko ze mną w porządku. Świetnie się bawiłem i odchodzę tak, jak chcę. Walczyłem, byłem na szczycie, nie zostałem na nim zbyt długo. W porządku.

Dziś jest szczęśliwym człowiekiem – właścicielem wielu obiecujących biznesów – firmy zajmującej się doborem dywanów do domu, agencji Impact Sports Management, firmy księgowej, takiej oferującej komercyjne usługi sprzątające, a także klubu, baru i restauracji „La Sala” w Marbelli, gdzie mając szczęście możecie trafić na „Bentsa” mieszającego drinki.

***

Reklama

– Kiedy zaczynałem grać w Arsenalu, w klubie byli jeszcze Tony Adams, Ray Parlour. Piłka nożna nie była pracą, była zabawą. Adams powiedział kiedyś: „oni naprawdę nam za to płacą!”.

David Bentley dorastał w czasach, gdy największe kariery robili gracze, którzy nie wylewali za kołnierz. Raczej ci, którzy za tymi wylewającymi stali z otwartymi ustami. Gascoigne. Merson. Adams. Dziesiątki innych. W takim futbolu się zakochał. I z biegiem lat tylko utwierdzał się w przekonaniu, że taki właśnie ten sport powinien być.

– W trakcie sezonu, podczas przerwy na reprezentację, pojechaliśmy z Blackburn na zgrupowanie. Ostatniego dnia postanowiliśmy się wymknąć i zarezerwowaliśmy stolik w restauracji. Cała drużyna, co do zawodnika, po kolacji poszła na górę, po czym ruszyła w umówione miejsce. Przychodzimy i co się okazuje? Mark Hughes też zamówił tam stolik. Okazało się, że wiedział, że tam pójdziemy i chciał wyjść z zespołem. I co? Wróciliśmy i pokonaliśmy Bolton 4:1.

Arsenal v Blackburn Rovers

Wtedy właśnie Bentley był na szczycie, o którym mówił, gdy zakończył karierę. Grał z Blackburn w europejskich pucharach, w fazie grupowej Pucharu UEFA strzelił między innymi bramkę krakowskiej Wiśle. Dwa sezony z rzędu kończył w Premier League z dwucyfrową liczbą asyst, doczekał się powołania do reprezentacji Anglii od Steve’a McClarena.

***

– David Bentley może być nowym Davidem Beckhamem.
Mark Hughes w 2007 roku

***

– Jestem tutaj, by odebrać miejsce w składzie Beckhamowi.
David Bentley na swoim pierwszym zgrupowaniu reprezentacji Anglii

***

Był też wcześniej pierwszym Anglikiem z golem na nowym Wembley. Dla reprezentacji U-21 zdobył bramkę w zremisowanym 3:3 meczu z rówieśnikami z Włoch.

– Jadąc na mecz wiedzieliśmy, że ktokolwiek z nas strzeli jako pierwszy, przejdzie do historii. Skłamałbym, gdybym powiedział, że o tym nie myślałem. Każdy myślał.

A jednak to właśnie z kadrą U-21 jest związana historia, która po raz pierwszy nakazała mu się zastanowić, czy faktycznie kocha futbol dozgonnie, czy może jego uczucie zaczyna się w tak młodym wieku wypalać. Miała ona miejsce, gdy Bentley odmówił udziału w mistrzostwach Europy do lat 21 w kadrze prowadzonej przez Stuarta Pearce’a w 2007 roku.

– W tamtym sezonie rozegrałbym 60 meczów. Wyjaśniłem to Fabio Capello: gdybyśmy doszli do finału mistrzostw Europy z zespołem U-21, nie miałbym żadnej przerwy, jako że Blackburn grało sezon później w Pucharze Intertoto. Nie mogłem tego zrobić. Dziesięć lat temu wszyscy nazywali mnie palantem. Byłem jednak nieugięty, znałem swoje ciało. Byłem zajechany. Zadzwoniłem do Stuarta Pearce’a i powiedziałem: „Nie dam rady”. Nie okazywałem braku szacunku dla U-21. Pearce nie mówił za wiele, ale następnego dnia wszystkie gazety pisały, jak mnie skrytykował, że porównał mnie do żołnierza, który odmówiłby wyjazdu do Afganistanu. To było dziwne, ale to mógł być moment, kiedy zaczynałem odkochiwać się w futbolu. Pomyślałem: „co za gówno”. Mogłem poprosić, by w klubie zgłosili Pearce’owi moją kontuzję, ale wolałem być szczery i co dostałem w zamian? – mówił w wywiadzie udzielonym Four Four Two w 2017 roku.

LIGA ANGIELSKA

Kolejne rysy pojawiały się regularnie. Kto wie, może związek z piłką nożną udałoby się naprawić, gdyby Bentley nie trafił z Blackburn do Tottenhamu? Gdyby spotkał tam kogoś innego niż Juande Ramosa? – Myślałem, że będzie kimś takim jak Wenger, a okazał się koszmarem – stwierdził w tej samej rozmowie. Nawet, gdy trafiał w meczu z Arsenalem niemal z połowy boiska, tak naprawdę… dawał upust frustracji. – Gdybym był w dobrym nastroju, pewnie pomyślałbym, podałbym do bocznego obrońcy.

Zamiast tego podjął decyzję, która przyniosła jedną z najpiękniejszych bramek w erze Premier League.

Kto by pomyślał, że tamto trafienie 24-letniego Bentleya będzie jego przedostatnim ligowym golem w życiu?

W Tottenhamie co prawda zmienił się trener, a Bentley znacznie lepiej czuł się u Harry’ego Redknappa niż u Juande Ramosa, jednak w końcówce sezonu 2009/10, kiedy Spurs wywalczyli długo wyczekiwany awans do Champions League, zapracował sobie na wielkiego minusa u „Arry’ego”. Minusa jak stąd do północnego Londynu.

Postanowił bowiem podczas wywiadu wylać na swojego menedżera wiadro wody. Dla żartu, z sympatii. Jak się okazało – sympatycznie między nim a Redknappem było tylko do tego momentu. Zagrał u niego już tylko trzy razy, nie dostał szansy gry w Champions League po raz drugi w życiu, w większym wymiarze niż pojedyncza minuta dla Arsenalu w doliczonym czasie meczu z Celtą Vigo. Zaczął się tułać po wypożyczeniach.

A futbol? On zmienił się dla „Bentsa” w grę, w której on nie chciał brać udziału. Medialna nagonka na zawodników z byle powodu. Prześwietlanie każdej aktywności w social media. Zakłamanie. Ognia, jaki płonął w młodym Davidzie, nie zdołał wykrzesać ani w dalekiej Rosji, w Rostowie („Myślałem, że tam będę mógł tylko grać, że ucieknę od uwagi mediów, zamiast tego każdy tam wiedział, kim jestem”), ani nawet w Blackburn, gdzie przecież przeżywał najlepsze chwile w swojej piłkarskiej karierze.

– Dołączyłem do Blackburn, gdy menedżerem był Michael Appleton. Już wtedy czułem, że mogę chcieć na tym zakończyć moją przygodę z piłką, sześcioletni kontrakt w Tottenhamie dobiegał końca. Mój agent uznał, że to może być dobry pomysł, by wrócić tam, gdzie grałem tak dobrze. Ale klub już nie przypominał samego siebie, był w strzępach. Menedżer musiał latać na trzy dni do Indii, żeby spotkać się z właścicielem, to było dziwne. Atmosfera zrobiła się strasznie negatywna. Michael Appleton został zwolniony po trzech tygodniach, wszystko było nie tak. Dla mnie to był symbol tego, czym stał się futbol w dzisiejszych czasach. Nie chciałem dłużej być jego częścią.

***

A przecież to, na co inni pracowali latami, jemu przychodziło mu z dziecinną łatwością. Gdy mówił, że z dachu kwatery Red Bulla trafi do kontenera stojącego na chodniku, trafiał do kontenera stojącego na chodniku.

Jako szesnastolatek trenował już z pierwszym zespołem Kanonierów. Rówieśników przerastał o kilka głów, szybko przestali dla niego być równorzędnymi partnerami do gry. Stali się więc nimi przyszli „Invincibles”.

– Pamiętam, jak pierwszy raz pojechałem na obóz z zespołem. Była w nim grupka francuska dowodzona oczywiście przez Patricka Vieirę. Na jednym z posiłków usiadłem z nimi, gdy poszedł Vieira i stuknął mnie w ramię. „Dzieciaku, to moje miejsce, zjeżdżaj stąd”. Nie wiedziałem, czy mam ustąpić z szacunku, czy była to próba charakteru. „Nie ma szans” – odpowiedziałem. Przez kolejny rok co trening dostawałem od niego kopniaka – opowiadał w jednym z wywiadów po zakończeniu kariery.

W każdym innym klubie Bentley szybko doczekałby się debiutu i od nastoletnich lat dobijałby kolejne cyferki po stronie występów w Premier League. Trafił jednak do piekielnie mocnej drużyny, w której można było się wiele nauczyć, owszem. Ale do której nie było sposobu się wedrzeć. Gdy napastnik przekwalifikowany w akademii Arsenalu na skrzydłowego został na stałe włączony do pierwszej drużyny, to był początek sezonu 2003/2004. Niepokonanego sezonu Kanonierów. Dostał zaledwie godzinę w meczu z Portsmouth w 36. kolejce, gdy losy tytułu były już przesądzone.

Sam przyznawał lata później, że w tamtym czasie zaszumiało mu nieźle w głowie. Słabość do drogich ubrań, dzień w dzień niszczonych przez kolegów w szatni? Obecna. Miłość do drogich samochodów, jak choćby niebieski Ford Mustang w stylu tego z filmu „Bullitt” Steve’a McQueena? Pewnie. W dodatku od czternastego roku życia był stałym bywalcem u buków, zwierzał się później, że był w stanie postawić sto zakładów w ciągu dnia. Na wszystko. Wyścigi konne, wyścigi psów, ruletkę… Gdyby można było obstawić kolor kolejnego samochodu przejeżdżającego za oknami zakładu bukmacherskiego, w tamtym czasie moglibyście być pewni, że „Bents” by to zrobił.

Football - Barclays Premiership - Tottenham Hotspur v Chelsea - Sat 17 Apr 2010 - White Hart Lance - London

Ale, jak już wiecie, to nie historia piłkarza zniszczonego przez hazard. Rozsądna dziewczyna, wypożyczenie z Londynu do cichszego i spokojniejszego Norwich i problem był rozwiązany. Co prawda zjechał z nieba wprost w piekielne czeluście, jeśli mówić o wynikach – z niepokonanego Arsenalu do lecącego z ligi Norwich po 0:6 w ostatniej kolejce – ale wreszcie grał regularnie na poziomie Premier League. Na tyle regularnie, by kolejne wypożyczenie zaoferowało mu Blackburn Rovers, gdzie jego gwiazda na dobre rozbłysła.

Meczów takich jak ten przeciwko Manchesterowi United – pierwszy hat-trick przeciwko Czerwonym Diabłom w erze Premier League! – miały być w karierze Bentleya dziesiątki. Miał wszystko. Nie było z nim tak, jak choćby z Harrym Kanem, nie dostał kopa w cztery litery w akademii Arsenalu, wręcz przeciwnie – zawsze widziano w nim jeden z najoczywistszych talentów w klubie. Błyskawicznie pojawiły się wymowne porównania do Dennisa Bergkampa.

Cóż, David Bentley nie został nowym Dennisem Bergkampem, nie nawiązał nigdy w żadnym stopniu do statusu legendarnego Holendra. Odcisk jego stóp nie pojawi się nigdy w alei piłkarskich sław w Monaco. W grze FIFA nie doczeka się karty ikony.

Ale przeżył swoją piłkarską karierę tak, jak chciał. Nie przedłużał jej na siłę i podjął decyzję, by powiedzieć „pas” jeszcze przed trzydziestką. By przestać robić coś, co przestało sprawiać mu frajdę. By wypisać się z pracy, w której zarabia się miliony.

Wielu nie miałoby do tego jaj.

***

– Gdybyś mógł przenieść się w czasie i dać młodemu sobie jakąś radę, co by to było?
– Nie powiedziałbym nic. Moja piłkarska kariera była idealna, nic bym w niej nie zmienił.

(fragment wywiadu dla Soccer AM)

***

SZYMON PODSTUFKA

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Anglia

Roberto De Zerbi docenił Modera, ale ten wczoraj akurat oberwał w mediach

Bartosz Lodko
0
Roberto De Zerbi docenił Modera, ale ten wczoraj akurat oberwał w mediach
Anglia

Fabiański: Wierzę, że możemy powalczyć i wyjść z grupy

Bartosz Lodko
2
Fabiański: Wierzę, że możemy powalczyć i wyjść z grupy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...