Reklama

I pomyśleć, że w lipcu wierzyliśmy w odrodzenie Tuszyńskiego…

red6

Autor:red6

25 listopada 2018, 18:44 • 3 min czytania 0 komentarzy

21.07.2018, pierwsza kolejka nowego sezonu. Patryk Tuszyński pakuje dwa gole na Legii, dzięki czemu zostaje najważniejszą postacią całej serii gier. Po takim starcie automatycznie wydaje się, że chłop może przypomnieć sobie czasy sprzed wyjazdu do Turcji, gdy w barwach Jagiellonii Białystok pakował w miarę regularnie. Przyznajemy się bez bicia – sami sądziliśmy, że jest to możliwe, wszak sezon dla całego Zagłębia zapowiadał się nieźle. Minęła już jednak cała runda, Miedziowi znów stanęli naprzeciwko Legii, więc chyba najwyższa pora to napisać: byliśmy tak naiwni, że równie dobrze moglibyśmy znów uwierzyć w istnienie Świętego Mikołaja. 

I pomyśleć, że w lipcu wierzyliśmy w odrodzenie Tuszyńskiego…

Z dzisiejszej perspektywy wyraźnie widzimy, że te kilka goli, które Tuszyński wbił w Pucharze Turcji, absolutnie były sufitem dla tego faceta. To już jego drugi sezon w ekstraklasie po powrocie z Rizesporu i im dalej w las, tym bardziej śmiemy sądzić, że to piłkarz w dużej mierze wykonany z drewna. Chyba nawet do tego stopnia, że kosmetyki mógłby kupować w OBI, szukając na półce z impregnatami, a nie w Rossmannie.

Nie zrozumcie nas źle – kilka goli Tuszyński w tym czasie już strzelił (dokładnie 9) i zapewne jeszcze kilka strzeli, co umożliwi mu ślizganie się na nazwisku i kasowanie solidnej pensji gdzieś do 33. roku życia, ale chyba niewiele będzie miało to wspólnego z podnoszeniem poziomu sportowego drużyny. Szczególnie jeśli mowa o ekipie z ambicjami sięgającymi troszkę dalej niż gra w górnej ósemce, a za taką ciągle mamy Zagłębie. Innymi słowy – nie widzimy w nim nowego Marcina Robaka, który na dobre rozstrzelał się dopiero po trzydziestce. A skoro tak, to chyba warto zastanowić się – tak pod kątem przyszłości – czy pieniądze wydane na jego pensje, to na pewno dobra inwestycja.

Do takich wniosków poniekąd zmusił nas dzisiejszy mecz z Legią. Zagłębie w pierwszej połowie praktycznie nie istniało, ale tak się złożyło, że mimo to zespół z Lubina mógł strzelić dwa gole. Umówmy się – to w takich okolicznościach świetny wynik. Sęk w tym, że Tuszyński bardzo mocno zadbał o to, by rezultat strzelecki Miedziowych był adekwatny do prezentowanego przez nich poziomu. Może i powinien dostać za to nagrodę fair-play, ale wątpimy, że to się wydarzy. Jesteśmy za to przekonani, że jego koledzy z drużyny tego gestu nie docenią. Chodzi rzecz jasna o dwie zmarnowane wrzutki Starzyńskiego.

Zrzut ekranu 2018-11-25 o 18.04.07

Reklama

Jeszcze pal licho ten rzut wolny. Nie spodziewał się, że piłka do niego dotrze – zdarza się. To znaczy klasowym napastnikom nie powinno, ale to jednak Tuszyński. Niemniej ta sytuacja, którą widzicie powyżej, to już kuriozum, zbrodnia przeciwko drużynie. Mógł zapytać Majeckiego, który rzucił się gdzieś na ślepo, jak mu się podobało na wypożyczeniu w Mielcu, a później zapakować piłkę do bramki, a z czterech metrów przeniósł ją nad poprzeczką. Na swój sposób – sztuka.

I to nie tylko wypadek przy pracy. Ostatniego gola chłop strzelił 26 sierpnia w meczu z Lechem. Od tego czasu gra regularnie, praktycznie nie traci miejsca w składzie, ale oceniać możemy go tylko źle. To rodzi naturalne pytanie – czy naprawdę w tej wymuskanej akademii Zagłębia nie ma nawet kandydata na nowego Piątka? Efekt w najgorszym wypadku byłby ten sam, a sens jednak dużo większy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...