Reklama

Liga Europy skazana na bycie pucharem drugiej kategorii

redakcja

Autor:redakcja

25 października 2018, 11:51 • 8 min czytania 0 komentarzy

Liga Europy zawsze będzie ubogim krewnym Ligi Mistrzów. To się nigdy nie zmieni, co nie znaczy, że rozgrywki te nie mogą mieć odpowiednio dużego prestiżu. Najwięcej w tej materii zależy jednak od przedstawicieli topowych lig, którzy momentami nadal mają problem z ukrywaniem, że nie traktują LE w pełni poważnie. 

Liga Europy skazana na bycie pucharem drugiej kategorii

Totolotek oferuje kod bonusowy za rejestrację dla nowych graczy!

Nie tak dawno w mediach społecznościowych krążył dowcip, że Ligę Europy wymyślono po to, by mężczyzna w czwartkowy wieczór mógł powiedzieć swojej kobiecie, że dla niej rezygnuje wieczorem z oglądania futbolu. I faktycznie – jeżeli robić sobie przerwę od piłki, to najprędzej właśnie w czwartki. W przypadku polskiego kibica taka postawa dotyczy zwłaszcza momentu, od którego odpadają wszyscy nasi przedstawiciele. W ostatnich dwóch sezonach oznaczało to możliwość olania pucharu pocieszenia już od początku fazy grupowej.

Arjen Robben kilka lat temu stwierdził, że jeśli miałby grać w LE, to wolałby nie grać w pucharach w ogóle. Gdy rok temu Atletico po remisie z Karabachem znacznie ograniczyło swoje szanse na wyjście z grupy Ligi Mistrzów i mogło liczyć głównie na trzecie miejsce, kapitan Gabi stwierdził bez ogródek: – Na ten moment Liga Europy to dla mnie gówno, chociaż wcześniej te rozgrywki wiele mi dały. Kilka miesięcy później… Atletico triumfowało w LE, pokonując w finale Olympique Marsylia 3:0.

Rozgrywki te dawniej wyśmiewał także Jose Mourinho, ale punkt widzenia zupełnie mu się zmienił, gdy w sezonie 2016/17 poprzez ich wygranie mógł uzyskać prawo gry w Lidze Mistrzów w następnym sezonie (decyzję o takim nagrodzeniu triumfatora podjęto w maju 2013 roku). Poprzez angielską ekstraklasę nie było już na to szans, więc na finiszu Premier League priorytetem dla Mourinho stała się Liga Europy.

Reklama

Arsenal według TOTOLOTEK.PL wyraźnym faworytem w wyjazdowym meczu ze Sportingiem Lizbona. Kurs na wygraną „Kanonierów” to 1,80

Wspomnieliśmy na wstępie, że najwięcej od jej atrakcyjności zależy od tych najlepszych. Zróbmy więc małe podsumowanie.

Liczba przedstawicieli lig TOP5 w Lidze Europy od fazy 1/4 finału w ostatnich pięciu sezonach:

2013/14
Hiszpania: Sevilla (triumf), Valencia (półfinał)
Anglia: brak
Niemcy: brak
Włochy: Juventus (półfinał)
Francja: Lyon (ćwierćfinał)

2014/15
Hiszpania: Sevilla (triumf)
Anglia: brak
Niemcy: Wolfsburg (ćwierćfinał)
Włochy: Fiorentina (półfinał), Napoli (półfinał)
Francja: brak

2015/16
Hiszpania: Sevilla (triumf), Villarreal (półfinał), Athletic Bilbao (ćwierćfinał)
Anglia: Liverpool (finał)
Niemcy: Borussia Dortmund (ćwierćfinał)
Włochy: brak
Francja: brak

2016/17
Hiszpania: Celta Vigo (półfinał)
Anglia: Manchester United (triumf)
Niemcy: Schalke (ćwierćfinał)
Włochy: brak
Francja: Lyon (półfinał)

Reklama

2017/18
Hiszpania: Atletico (triumf)
Anglia: Arsenal (półfinał)
Niemcy: RB Lipsk (ćwierćfinał)
Włochy: Lazio (ćwierćfinał)
Francja: Marsylia (finał)

RAZEM:
Hiszpania: 8 klubów (4 triumfatorów, 3 półfinalistów, 1 ćwierćfinalista)
Anglia: 3 kluby (1 triumfator, 1 finalista, 1 półfinalista)
Francja: 3 kluby (1 finalista, 1 półfinalista, 1 ćwierćfinalista)
Włochy: 4 kluby (3 półfinalistów, 1 ćwierćfinalista)
Niemcy: 4 kluby (4 ćwierćfinalistów)

Hiszpanie prześcigają konkurencję o kilka długości. W pięciu ostatnich latach wygrywali aż czterokrotnie, z czego trzy razy z rzędu zrobiła to Sevilla. Ogółem w XXI wieku kluby La Liga triumfowały w Pucharze UEFA/Lidze Europy aż w dziewięciu przypadkach, do tego miały jeszcze trzech finalistów. Dwukrotnie decydujący mecz był wewnętrzną sprawą hiszpańską. To najlepiej pokazuje, że najmocniejsze zaplecze dla swojej ścisłej czołówki ma właśnie Primera Division.

Anglicy chyba się przebudzili. W sezonach 2013/14 i 2014/15 nie mieli nikogo nawet w ćwierćfinałach, natomiast trzy ostatnie sezony to finał Liverpoolu, końcowe zwycięstwo Manchesteru United i półfinał Arsenalu. – W ostatnich latach Anglicy zaczęli bardziej szanować Ligę Europy. Dla klubów z tzw. wielkiej szóstki, które nie załapią się do Ligi Mistrzów to przestaje być już skazanie, choć faza grupowa to jeszcze granie na pół gwizdka. Zwykle wygląda to na zasadzie: jak uda nam się wyjść z grupy rezerwami, to wiosną gramy już na serio. Arsenal tak działał w poprzednim sezonie: praktycznie każdy mecz w grupie to eksperymentalna jedenastka, szansa dla dzieciaków typu Willock, Nelson, Nketiah, bramkarz Macey czy odkurzenie głębokich rezerwowych typu Debuchy. I cztery różne ustawienia w sześciu grupowych meczach. Do pewnego stopnia tak samo rok wcześniej robił Manchester United, ale tam jednak zmian było mniej – potwierdza Michał Gutka, ekspert od piłki angielskiej w „Przeglądzie Sportowym”.

 – Liverpool w pierwszym sezonie pracy Kloppa dotarł do finału, bo wiosną zapadła decyzja, że w pełni skupiają się na Lidze Europy. Po zmianie menedżera i przed potrzebą kadrowej rewolucji było jasne, że miejsca dające grę w LM poprzez Premier League odjeżdżają, dlatego najłatwiej o awans do tych rozgrywek przez LE. I chyba tak w pierwszej kolejności angielskie kluby postrzegają te rozgrywki. Nawet nie chodzi o możliwość zdobycia trofeum, ale o to, że łatwiej np. przejść St. Etienne, Rostów, Anderlecht, Celtę i pokonać Ajax – jak MU, gdy wygrywał LE w 2017 roku – niż szarpać się po dwa razy w Premier League z najmocniejszymi, by znaleźć się w TOP4 – dodaje Gutka.

Regularnie na bocznicy w LE są Włosi, którzy poza sezonem 2014/15 (półfinały Napoli i Fiorentiny) głównie się przyglądali. Bywało, że byli bez przedstawiciela nawet w fazie pucharowej! Czy w Serie A aż tak lekceważą puchar pocieszenia? – Generalnie Liga Europy nie cieszy się zbyt dużym prestiżem na Półwyspie Apenińskim. O tym, jakie miało to skutki mogli się Włosi przekonać na początku drugiej dekady XXI wieku, kiedy to stracili jedno miejsce w LM na rzecz Niemiec, którzy w przeciwieństwie do kolegów z południa podchodzili bardziej profesjonalnie do tematu. Jeżeli spojrzymy na ranking UEFA, to Włosi są obok Belgów jedynym z jedenastu najwyżej rozstawionych krajów, które nie zagrały w tym wieku w finale Ligi Europy/Pucharu UEFA. Po raz ostatni udało się to Parmie, która w 1999 roku rozbiła Marsylię 3:0. Oczywiście zbyt dużym uproszczeniem byłoby powiedzenie, że ekipy włoskie nie osiągają sukcesów w LE, bo ją lekceważą. Niekiedy się zdarza, że robią wszystko by awansować do finału, ale ostatecznie rywale są za silni, albo po prostu mają pecha. Juventus nieco pechowo przegrał z Benfiką w półfinale kilka lat temu. Napoli natomiast w absurdalnych okolicznościach odpadło w półfinale z Dnipro, sędzia mocno je przekręcił – tłumaczy Dominik Mucha, ekspert od piłki włoskiej, współprowadzący audycję „Curva Nord” na antenie Weszło FM.

 – Czasami zdarza się, że wiele emocji w LE dają ekipy z mniejszym potencjałem, które grę w Europie traktują jako nagrodę i ładnie zapisują się na jej kartach. Tu warto wymienić Torino czy Atalantę. „Granata” z Kamilem Glikiem uległa kilka lat temu w dramatycznych okolicznościach Zenitowi, ale wcześniej pokazywała naprawdę ładną i dojrzałą piłkę. Podobnie było z Atalantą w poprzednim sezonie, gdy potrafiła rozgromić Everton, by później przegrać z Borussią Dortmund. Mimo wyraźnej przewagi, szczególnie w rewanżu, straciła bramkę w ostatnich minutach. Oczywiście w tym sezonie Atalancie nie poszło najlepiej, ale raczej nie zganiałbym tutaj na ignorowanie LE. Po prostu ekipa Gasperiniego wpadła w dołek i tego przypadku nie można przyrównywać choćby do absurdalnego występu sprzed kilku lat Sampdorii, która dostała 0:5 u siebie – grając w Turynie – z Vojvodiną Nowy Sad – dodaje Mucha.

 – Ostatnie lata pokazują nam, że różnie LE traktują możni. Bo takie Napoli wyraźnie odpuściło LE i ostatecznie odpadło z RB Lipsk. Chociaż i tak „Azzurri” pozostawili po sobie lepsze wrażenie niż Inter przed dwoma laty, który zajął ostatnie miejsce w grupie ze Spartą Praga, Hapoelem Beer Szewa i Southampton. Milan natomiast w poprzednim sezonie po prostu okazał się słabszy od Arsenalu, choć kto wie, co by było, gdyby w rewanżu nie skompromitował się arbiter. Teraz także „Rossoneri” mają nóż na gardle, a dokładniej sam Gennaro Gattuso grający o własną przyszłość. Od meczów z Betisem, Sampdorią i Genoą zależy jego praca w Mediolanie. Roberto Donadoni już podobno czeka w blokach, by zastąpić Rino. Lazio, natomiast jak to Lazio. Gen porażki, blackoutu czy jakkolwiek nazwać tę skłonność do niedorzecznych porażek, ma dość mocno osadzony w swoim DNA. Niekiedy Ligę Europy odpuszczają, Simone Inzaghi często składem rotuje, ale odpadnięcia w poprzednim sezonie z RB Salzburg w absurdalnych okolicznościach – trzy gole stracone w kilka minut w rewanżu – raczej każą kibicom ze Stadio Olimpico z dużą dozą rezerwy oczekiwać sukcesów w pucharach – podsumowuje nasz rozmówca.

Milan sprosta Betisowi? W TOTOLOTEK.PL kurs na zwycięstwo Włochów wynosi 1,90. Zwycięstwo gości wyceniono na 4,40

Mucha wspomniał, że Niemcy poważniej traktowali puchar pocieszenia, ale to już raczej czas przeszły. Bundesliga po raz ostatni półfinalistę miała tam w sezonie 2009/10 (HSV). Później nawet ćwierćfinał nie był normą. Powody takiego stanu rzeczy częściowo są takie same jak w innych ligach, czyli trenerzy rzadko kiedy od razu rzucają na LE najcięższe armaty, nawet w przypadku mniejszych firm. Trzeba też jednak powiedzieć sobie wprost, że najczęściej zespoły spoza podium niemieckiej ekstraklasy odstają bardziej w skali europejskiej niż chociażby ekipy z Hiszpanii i Anglii. W efekcie jakakolwiek rotacja jest mocniej widoczna. Taki Freiburg w grupie był wyprzedzany nie tylko przez Sevillę, ale również portugalskie Estoril. W ubiegłym roku natomiast klub ten odpadł już w III rundzie eliminacji ze słoweńskim NK Domżale. Dorobek Herthy za ostatnie dwa lata to odpadnięcie w eliminacjach z Broendby i ostatnie miejsce w grupie z Sevillą, Ostersund i Zorią Ługańsk. Mainz było trzecie w grupie z Anderlechtem i St. Etienne, wygrywało jedynie z Qabalą.

LE od dawna nie dotyczy PSG, a w przypadku pozostałych francuskich drużyn od czasu do czasu uda się zrobić coś więcej. Marsylia w tym roku doszła do finału, wcześniej w półfinale i ćwierćfinale był Lyon.

Można więc mówić, że chwilami w Lidze Europy mamy emocje i poziom jak w Lidze Mistrzów (o pamiętnym dwumeczu Liverpoolu z Borussią Dortmund z sezonu 2015/16 mówi się do dziś), ale dla europejskiej elity zawsze będą to rozgrywki drugiej kategorii. Wszyscy z najlepszych lig rotują składami i dopiero, gdy jest szansa zdziałać coś naprawdę poważnego, rzucają najcięższe armaty. W ten sposób LM zapewniały sobie Sevilla, Liverpool czy MU, lecz już sam fakt, że Liga Europy to dla największych klubów co najwyżej koło zapasowe w walce o wejście do Ligi Mistrzów, dobitnie pokazuje, jak ten puchar jest postrzegany. I tym bardziej szkoda, że nawet w takich okolicznościach polskie kluby nic tu nie znaczą.

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Anglia

Ratcliffe: Jeżeli komuś się to nie podoba, zachęcamy do znalezienia nowego pracodawcy

Bartek Wylęgała
3
Ratcliffe: Jeżeli komuś się to nie podoba, zachęcamy do znalezienia nowego pracodawcy
EURO 2024

Media: Gnabry nie zagra na Euro 2024? Może nie zdążyć się wyleczyć

Bartosz Lodko
0
Media: Gnabry nie zagra na Euro 2024? Może nie zdążyć się wyleczyć
1 liga

Mateusz Mak: Od razu mówiłem w Katowicach, że jeszcze chcę wrócić do Ekstraklasy

Przemysław Michalak
1
Mateusz Mak: Od razu mówiłem w Katowicach, że jeszcze chcę wrócić do Ekstraklasy

Liga Europy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...