Nie wiemy, czy Kamil Grosicki w ostatnich dniach okienek transferowych ma zniżki na loty Dreamlinerem, ale po raz kolejny załatwia wszystko na ostatnią chwilę. I po raz kolejny jego transfer wysypuje się na ostatniej prostej. Wydawało się wczoraj, że dopiął szczegóły dwuletniego wypożyczenia do Bursasporu. Od rana przebywał w Turcji na testach medycznych, ale w ostatniej chwili rozmyślił się i po prostu wyleciał z miasta.
Jeszcze kilka dni temu mówiło się o Panathinaikosie, Galatasaray, pozostaniu w Hull, niedogadaniu się w sprawie indywidualnego kontraktu z Bursasporem. Wszystko działo się bardzo dynamicznie – jak to u Kamila, szczególnie w ostatnim dniu okienka – ale ostatecznie skrzydłowy dziś rano zjawił się w Turcji, by przejść testy medyczne. Wydawało się, że tym razem nic nie może się wysypać. Jednak, przynajmniej według Turków, kilka godzin przed zamknięciem okienka transferowego Polak rozmyślił się i opuścił miasto, mimo że Bursaspor był dogadany z nim, jego menedżerem i klubem.
Serial z Kamilem Grosickim trwa. pic.twitter.com/d9PNjwUjnX
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) August 31, 2018
Czujemy się trochę tak, jak dwa lata temu, kiedy Grosicki wydawał się już dogadany z Burnley, ale kluby nie zdążyły dojść do porozumienia, przez co został w Stade Rennes. Pół roku później trafił do Hull, oczywiście na wariackich papierach. Transfer został potwierdzony tak naprawdę po zamknięciu okienka, po północy polskiego czasu, bo Tygrysy dostały od władz angielskiej ekstraklasy dodatkowy czas na dopięcie wszelkich formalności. Grosicki cały czas igrał z ogniem, nawet zeszłej zimy do ostatnich godzin okienka transferowego mówiło się o jego przejściu do Derby County.
I teraz to samo. Znowu.
Grosik nie wyciągnął wniosków, to jedno. Inna sprawa, że brak powołania od Jerzego Brzęczka wydawał się dla niego znakiem ostrzegawczym, by jak najszybciej coś zmienić. Na ten moment pozostanie w Hull – gdzie rozegrał w tym sezonie zaledwie 21 minut w Pucharze Ligi – jest raczej pogodzeniem się z brakiem częstych występów. Jakiś czas temu odebrano mu nawet numer 7, który przejął Evandro. To niby drobnostka, ale przy okazji pokazuje, że w Anglii zbytnio na niego nie liczą. Stanowi obciążenie budżetu, a nie realne uzupełnienie składu.
Tymczasem w Bursasporze raczej nie miałby problemów z wywalczeniem sobie większej liczby minut. W pierwszych trzech kolejkach na skrzydłach występowali Allano Lima (5 goli, 1 asysta w zeszłym sezonie) i Yusuf Erdogan (0 goli, 5 asyst w zeszłym sezonie), czyli generalnie szału nie ma. Widać zdecydowały inne względy – niewykluczone, że po prostu kolejny klub na horyzoncie. Jeszcze w nocy mówiło się o Rizesporze oraz zespołach ze Stambułu. Na zainteresowanie innego kontrahenta wskazywałyby również przyczyny zerwania rozmów z Bursą. Według Adnana Batira, tureckiego dziennikarza związanego z Bursa.com, piłkarz miał zażądać opłacenia z góry całego kontraktu, co oczywiście było propozycją z kosmosu.
Skoro stawiasz tak zaporowe warunki, to właściwie powód może być jeden – chcesz zakończyć negocjacje.
Problem polega na tym, że od oświadczenia Bursasporu o tym, że Grosicki wyjechał z miasta, mijały kolejne godziny, a żaden inny klub nie dawał oficjalnej informacji o transferze polskiego skrzydłowego. Trudno było nie odnieść wrażenia, że „Grosik” postawił wszystko na jedną kartę i – niestety dla niego, ale i dla reprezentacji Polski – przegrał. Cokolwiek się wydarzyło – czy Grosicki faktycznie rozważał jakieś interesujące opcje, czy też po prostu coś w Bursie go skutecznie zniechęciło – efekt jest jednak taki sam. Smutny powrót do Hull.
Jakkolwiek spojrzeć, jeżeli Grosicki chciał wywalczyć sobie bilet na kadrę, to prędzej udałoby mu się to w Turcji. Nie ukrywamy – trochę nam żal, że ten sympatyczny chłopak znów w tak głupi sposób skomplikował swoją sytuację. Z drugiej strony – dziś nie ma żadnego wytłumaczenia, żadnej wymówki, nie ma nikogo, na kogo można byłoby zrzucić winę. Wydaje się, że transfer został położony, bo „Grosik” wykonał o jeden zwód za dużo.
Nawarzył piwa, które będzie musiał spijać aż do kolejnego okienka transferowego. Oby nie z wysokości trybun stadionu Hull.
Fot. FotoPyk