Reklama

Największe gwiazdy, które zawiodły. Wbrew pozorom nie jest to tłum

redakcja

Autor:redakcja

09 lipca 2018, 18:56 • 6 min czytania 17 komentarzy

Gwiazdy światowej piłki, które rozczarowują na mundialu to – jak mogłoby się wydawać – chleb powszedni. Koniec końców ledwie 23 piłkarzy z jednego kraju zdobędzie tytuł mistrzów świata, a pozostali w lepszym lub gorszym stylu pozostaną w pokonanym polu. Jeżeli jednak zapytalibyście nas, czy największe gwiazdy w Rosji zawodzą i zażądalibyście jednej, konkretnej odpowiedzi, to mimo wszystko napisalibyśmy, że nie. Z tych największych na całej linii zawiedli tylko nieliczni, którym – co piszemy z przykrością – przewodzi Robert Lewandowski.

Największe gwiazdy, które zawiodły. Wbrew pozorom nie jest to tłum

Jako punkt odniesienia weźmy najbardziej prestiżowy plebiscyt France Football, czyli Złotą Piłkę. Dziesięciu najlepszych z ostatniej edycji – z wyłączeniem Gianluigiego Buffona, który do Rosji nie pojechał – zgodnie z oficjalną kolejnością wygląda następująco: Cristiano Ronaldo, Leo Messi, Neymar, Luka Modrić, Sergio Ramos, Kylian Mbappe, N’Golo Kante, Robert Lewandowski, Harry Kane, Edinson Cavani. Ilu z tych piłkarzy tak naprawdę zawiodło na mundialu?

Z pewnością nie można tego napisać o Cristiano Ronaldo, bo przecież Portugalczyk już po 100 minutach turnieju miał na koncie 4 gole. Zaliczył imponujący występ z Hiszpanią, w którym ustrzelił hattricka. Pierwszy gol niby tylko z rzutu karnego, ale przecież sam go wywalczył. Drugi to kiks bramkarza, ale – podobnie jak Griezmann z Urugwajem – Ronaldo dał rywalowi szansę na popełnienie błędu. Trzeci gol to kapitalne uderzenie z rzutu wolnego, który uprzednio sam przecież wywalczył. Do tego szybka bramka z Marokiem oraz udział przy golu z Urugwajem – to w końcu Cristiano pociągnął za sobą Godina, dzięki czemu niepilnowany Pepe sieknął na 1:1. Owszem, w decydującym momencie najlepszy piłkarz świata nie pociągnął za sobą drużyny, ale z pewnością na tym turnieju nie rozczarował. Przeciwnie, bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że rozczarowali wszyscy Portugalczycy właśnie z wyjątkiem CR7.

A jaki to był turniej w wykonaniu Messiego? Wiadomo, szału nie było, ale też w reprezentacji Argentyny panował taki bałagan, że właściwie nie sposób było oczekiwać czegokolwiek innego. Z Islandią Leo nie strzelił karnego, co przyćmiło fakt, że był motorem napędowym swojej drużyny i jako jedyny potrafił wykreować zagrożenie pod bramką broniącego całą drużyną rywala. No ale dobra, od tej klasy zawodnika należy oczekiwać więcej, więc z pewnością rozczarował i z Islandią, i z Chorwacją. No ale potem zdobył bajeczną bramkę z Nigerią, przy której przyjęcie piłki było jednym z najtrudniejszych technicznie zagrań, jakie oglądaliśmy na całym turnieju. A z Francją zaliczył dwie asysty – najpierw właściwie to strzelił gola Gabrielem Mercado, a następnie posłał fantastyczną piłkę na głowę Aguero. I to właśnie dzięki Messiemu Trójkolorowi musieli drżeć do ostatnich sekund o wynik. Jak pokazał kolejny mecz, Argentyna postawiła Francji trudniejsze warunki niż Urugwaj i jeśli to właśnie Les Bleus sięgną po mistrzostwo świata, klęska Messiego i spółki stanie się łatwiejsza do przełknięcia. A co do samego atakującego Barcelony, to była podobna sytuacja, co z Ronaldo – w całej Argentynie rozczarował chyba najmniej.

No a co z Neymarem? Wiadomo, żenujące symulki mocno wpływają na jego odbiór, wizerunkowo totalnie się w Rosji skompromitował. Ale piłkarsko było już lepiej. Został niemiłosiernie skopany ze Szwajcarią, gdzie pewnie przy innym arbitrze zapracowałby na wykluczenie dla przynajmniej jednego przeciwnika. A dalej gol z Kostaryką, asysta z Serbią, kapitalny mecz z Meksykiem (gol i asysta), wreszcie feralny występ z Belgią, gdzie do pewnego momentu wyglądał fatalnie. Ale też mógł przecież wywalczyć rzut karny dla Brazylii, bo w kluczowej fazie akcji rywal wsadził mu palec w oko. Mógł też mieć kluczową asystę, którą najzwyczajniej w świecie ukradł mu Coutinho. Jasne, od piłkarza na tym poziomie trzeba oczekiwać więcej, ale pisanie, że Neymar rozczarował na całej linii byłoby grubą przesadą.

Reklama

Weźmy kolejną piątkę, czyli Modricia, Mbappe, Kante, Kane’a i Cavaniego. Tutaj nie ma większego sensu się rozpisywać, bo właściwie wszyscy zasługują na miejsce w najlepszej jedenastce turnieju po dotychczasowych meczach. Chorwat jest po prostu genialny i na swoich barkach zaniósł Chorwację do strefy medalowej. Kante odwala kapitalną robotę w drugiej linii Francji, która wyrasta na głównego faworyta wyścigu o złoto. Podobnie Mbappe, który w niemal w pojedynkę rozjechał Argentynę, notując przy okazji najlepszy indywidualny występ na całym turnieju. Kane to już niemal pewny król strzelców mundialu, który nie tylko wykańcza akcje, ale też haruje po całym boisku i bierze na siebie ciężar gry niekiedy nawet przy rozgrywaniu. No i Cavani, który pożegnał się z mundialem jakże spektakularnym meczem z Portugalią. Jeżeli coś nas w rosyjskim turnieju wkurzyło, to właśnie pech napastnika PSG, który nie mógł wystąpić z Francją, i bez którego Urugwaj stracił niemal wszystkie atuty w ofensywie.

I tym sposobem dochodzimy do ostatniej dwójki, o której nie bardzo da się napisać coś pozytywnego. Zacznijmy od Ramosa, który zupełnie nie przypominał samego siebie – ociężały, powolny, rozkojarzony. Dowodzona przez niego defensywa przyjęła trójkę od Portugalii i dwójkę od Maroka, gdzie przy obu golach palce maczał obrońca Realu (a przy pierwszym golu popełnił wręcz katastrofalny błąd). Nawet jedyny w tym turnieju mecz na zero z tyłu z Iranem należał do gatunku tych, po których o hiszpańskiej defensywie nie można napisać nic dobrego. Z kolei w 1/8 finału z Rosją Sergio niby nie miał wpływu na stratę gola po siatkarskim zagraniu Pique, niby też bił rekordy w liczbie wykonanych podań oraz wykonał swoją robotę w konkursie jedenastek, ale… Cóż, kapitan grał jak cała drużyna, czyli – napiszmy to wprost – beznadziejnie. Innymi słowy, Sergio Ramos został jednym z największych rozczarowań turnieju.

Niestety, ramię w ramię z kapitanem Hiszpanów podążał wywołany we wstępie kapitan reprezentacji Polski. Tak naprawdę ciężko sobie przypomnieć, co Robert Lewandowski zrobił na mundialu dobrze. Akcja z początku drugiej połowy z Senegalem, kiedy podciągnął z piłką i dał się sfaulować? Przyjęcie piłki w meczu z Kolumbią, po którym nie potrafił wykorzystać sytuacji oko w oko z Ospiną? Pokazanie się na pozycji Kamilowi Grosickiemu w meczu z Japonią? Coś nam się wydaje, że największym policzkiem dla Lewego byłoby chwalenie go za tego typu „sukcesy”. Tak naprawdę Robert nie pokazał na tym turnieju niczego. Ani szybkości, ani siły fizycznej w walce z obrońcami, ani przyjęcia czy utrzymania piłki, ani też precyzji. Nie sprostał oczekiwaniom zarówno na boisku, jak i poza nim, kiedy nie potrafił w najmniejszym stopniu krytycznie spojrzeć na własne występy. A najlepszym podsumowaniem jego mundialowej dyspozycji jest fakt, że w jego miejsce moglibyśmy wstawić kogokolwiek innego i nie byłoby gorzej. Na przykład Krzysztofa Piątka, Marcina Robaka czy Kamila Wilczka.

* * *

Patrząc ogólnie, rosyjski mundial pokazał, że mimo wszystko klasa zobowiązuje. Z zawodników z samego topu dokumentnie rozczarowali tylko Ramos i Lewandowski, co szczególnie dla nas jest bolesne, bo siła naszej reprezentacji opiera się właśnie na Robercie. Gdyby Lewy zrobił w Rosji choć połowę tego, co zrobili także przecież krytykowani Ronaldo, Messi czy Neymar, Polska najpewniej wyszłaby z grupy. A tak zostaliśmy z niczym, z brzmiącymi z tyłu głowy słowami naszego kapitana: – Na więcej nie było nas stać.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...