Może trudno w to uwierzyć, ale w ciągu ostatnich kilku dni jest w angielskiej piłce Rooney budzący większe emocje niż Wayne, piłkarz Evertonu. Jeszcze bardziej nieprawdopodobne wydaje się to, gdy dodać, że ten ważniejszy ostatnio Rooney to zmarły w kwietniu poprzedniego roku Daniel Milton Rooney. Bynajmniej nie piłkarz czy działacz piłkarski, a były prezes klubu NFL Pitsburgh Steelers.
Od jego nazwiska pochodzi bowiem określenie zasady wprowadzonej właśnie przez FA, podejrzanej właśnie w NFL, gdzie weszła piętnaście lat temu. „Rooney Rule”. Od teraz, na każdy menedżerski wakat w Football League, prezesi klubów będą musieli przesłuchać przynajmniej jednego kandydata o innym niż biały kolorze skóry. To samo ma się tyczyć procesu wyboru nowego selekcjonera.
97% szkoleniowców w Football League, a więc pracujących w Premier League, Championship, League One i League Two to menedżerowie biali. To fakt, z którym nie wypada dyskutować. Na czterech najwyższych poziomach rozgrywkowych w Anglii znajdziemy bowiem zaledwie pięciu menedżerów należących do BAME (black, Asian and minority ethnic):
– Chris Hughton w Brighton (Premier League)
– Nuno Espirito Santo w Wolverhampton (Championship)
– Jimmy Floyd Hasselbaink w Northampton (League One)
– Jack Lester w Chesterfield (League Two)
– Keith Curle w Carlisle (League Two)
Celem „Rooney Rule” jest sprawienie, by proporcje białych trenerów i trenerów BAME nieco bardziej się wyrównały. By monopolu na stołki menedżerskie w angielskich klubach nie mieli ci pierwsi. Czyli powtórzenie tego, co stało się w NFL po 2003, gdy wymyślono zasadę. Znaczący wzrost trenerów BAME wśród trenerów najlepszej na świecie ligi futbolu amerykańskiego, których liczba nie spadła aż do dziś do poziomu sprzed „Rooney Rule”.
Wszystko to ładnie opakowane. No bo była okazja zwołać konferencję i raz jeszcze przekonać cały świat, że FA jak mało która organizacja wymierza wiele swoich dział w problem, na punkcie którego wielu w angielskiej piłce dostaje – wybaczcie dosadność – pierdolca. Rasizm.
Pamiętacie zajście między Luisem Suarezem a Patricem Evrą? Na pewno pamiętacie. Urugwajczyk miał wielokrotnie podczas meczu z Manchesterem United obrażać Francuza, odnosząc się do jego koloru skóry. FA wydała bardzo surowy wyrok – 40 tysięcy funtów kary i osiem meczów dyskwalifikacji, bazując jedynie na zeznaniach Evry. Wyrok popularny, bo Suarez miał za sobą historię boiskowych wybryków, a uniewinnienie go w sprawie o rasizm byłoby decyzją mocno niepopularną. Co z tego, że później specjaliści od czytania z ruchu warg, mając do dyspozycji obraz z 25 kamer, nie dostrzegli niczego, co można by podciągnąć pod rasizm. Że Evra wycofał zeznania, w których twierdził, że Suarez nazwał go „czarnuchem” („nigger”).
Choćby dlatego trudno podejść do „Rooney Rule” w angielskiej piłce z bezrefleksyjną aprobatą. Wyobraźmy sobie dwie całkiem realne sytuacje. Okoliczności dla pierwszej zresztą właśnie zaistniały.
Sytuacja 1 (przykład z Daily Mail, cytuję za dziennikiem):
Stoke zwalnia Marka Hughesa po porażce z Coventry w FA Cup, będąc na 18. miejscu w tabeli i wygrywając tylko dwa mecze od października (…).
Jeśli Stoke wie, kogo chce zatrudnić w jego miejsce – powiedzmy, że Martina O’Neilla – proces jego zatrudnienia będzie opóźniony przez konieczność przeprowadzenia rozmowy z kandydatem BAME, która de facto będzie bezwartościowa. Wręcz przeciwnie – może być antyproduktywna, jeśli i tak zapadła decyzja, kto ma być następcą Hughesa.
Powiedzmy bowiem, że Stoke zdecydowało się wziąć na rozmowę Keitha Curle’a z Carlisle, by „Rooney Rule” stało się zadość. Curle z pewnością byłby zainteresowany przejściem z League Two do Premier League i poprosiłby o zgodę na rozmowy. Co z kolei mogłoby wpłynąć szkodliwie na jego relacje z szefostwem i kibicami. Po co? Po to, żeby wziąć udział w rozmowie mającej na celu odznaczenie kwadracika przy „Rooney Rule”?
Sytuacja 2:
Gareth Southgate zawodzi podczas mundialu. Podejmuje złe decyzje, zostawia w domu czołowego strzelca ligi Raheema Sterlinga, zamiast tego decydując się na Androsa Townsenda. Anglicy przegrywają dwa pierwsze mecze w grupie i wylatują jeszcze przed fazą pucharową. FA zwalnia go i natychmiast szuka następcy.
Jako że musi na rozmowę zaprosić jednego menedżera o innym niż biały kolorze skóry, wybór pada na Chrisa Hughtona. Jednego z dwóch szkoleniowców trenujących obecnie w Football League, którzy spełniają wymogi formalne (obok Jimmy’ego Floyda Hasselbainka).
Czy w świecie bez „Rooney Rule” Hughton mógłby być jednym z kandydatów? Spokojnie utrzymał Brighton w Premier League, wcześniej awansował w naprawdę dobrym stylu, więc pewnie tak. Ale nie dowie się, czy został wyróżniony za swoją pracę, czy zaproszony na rozmowę tylko po to, by FA nie została posądzona o hipokryzję przy wprowadzaniu zasady promującej szkoleniowców BAME.
***
W sytuacji numer dwa Hughton nie przekona się, czy został doceniony za pracę, czy wybrany wyłącznie z powodu koloru skóry. I tak samo wielu innych szkoleniowców zaproszonych na rozmowę o pracę, ba – zatrudnionych, nie będzie miało pojęcia, czy prezesi zdecydowali się na to ze względu na ich umiejętności, czy może ze względu na strach przed publicznym ostracyzmem. Raz czy drugi może i odrzucenie czarnoskórego menedżera przejdzie. Ale trzy, cztery, pięć zmian szkoleniowców bez udziału takowego? Spytajcie Luisa Suareza, czy łatwo odkleić łatkę rasisty, nawet jeśli nie została ona do końca słusznie przyklejona.
Do wczoraj wszystko było jasne. Chris Hughton zbiera pochwały w Brighton i ma widoki na zatrudnienie w mocniejszym klubie, bo wykonuje świetną robotę, a taki John Barnes nie potrafi znaleźć pracy, bo w ostatniej – jako menedżer Tranmere – przegrał 8 z 12 meczów. Keith Curle jest w Carlisle już czwarty sezon, bo docenia się jego zaangażowanie, a Paul Ince od czterech lat pozostaje bezrobotny, bo dawał ciała i w Blackburn, i w Notts County, i w Blackpool. Wprowadzenie “Rooney Rule” nie sprawi, że pracodawcy będą się zabijać o Barnesa czy Ince’a, brak “Rooney Rule” nie przeszkodził Hughtonowi i Curle’owi pracować przez kilka lat w jednym klubie i cieszyć się tam ogromnym szacunkiem. Tylko ktoś kompletnie oderwany od rzeczywistości mógłby uznać, że jakikolwiek prezes na świecie, mając wśród kandydatur na stanowisko trenera jedną, zdecydowanie się wybijającą, odrzuciłby ją ze względu na kolor skóry kandydata.
***
Swoją drogą pomiędzy 2012 a 2016 na 22 trenerów zatrudnionych w NFL, proporcje białych do pozostałych wyniosły 21:1, dokładnie tak, jak pomiędzy 1997-2001, na dwa lata przed wprowadzeniem “Rooney Rule”. Co już samo w sobie nakazuje podać w wątpliwość jej skuteczność.
***
Dlatego moim zdaniem najrozsądniej całe to potężne zamieszanie podsumował Carlton Palmer, była gwiazda Leeds United i Sheffield Wednesday. Co znamienne – piłkarz o czarnym kolorze skóry.
– Najlepszym sposobem na pokonanie rasizmu jest po prostu bycie najlepszym.
SZYMON PODSTUFKA
***
Poprzednie odcinki „Angielskiej Roboty”:
1: Nie płacili za mistrzostwo. Płacili za marzenia. Niemożliwa wędrówka Rovers
2: Nierówna walka z wieżami. Kulisy polskiej sceny Fantasy Premier League
3: Heavymetalowe Terriery. Sztuka przetrwania według Davida Wagnera
4: O wielkości, która nie nadeszła. Utracona radość życia Frana Meridy
5: Baranki na rzeź. Anglicy też mieli swoje Benevento
7: Największy wzlot i upadek w historii angielskiego futbolu. Niezwykła dekada Northampton