Reklama

Nawałka, łowca rekordów

redakcja

Autor:redakcja

07 października 2017, 08:54 • 8 min czytania 11 komentarzy

„Selekcjoner powoli staje się wyjątkowy i wszystko wskazuje na to, że za chwilę dokona tego, co jednak nie udało się ani Górskiemu, ani Piechniczkowi, którzy bezsprzecznie są najwybitniejszymi trenerami w dziejach polskiej kadry – może się zakwalifikować do dwóch mistrzowskich imprez z rzędu” – pisze o Adamie Nawałce „Przegląd Sportowy” w jednym z tekstów zapowiadających jutrzejsze starcie z Czarnogórą.

Nawałka, łowca rekordów

FAKT

Drżyj Rosjo, Polska nadchodzi! Fakt zapowiada, że nie wypuścimy już awansu z rąk.

– Gramy o zwycięstwo – jasno deklaruje Nawałka, który zna smak mundialu, bo w 1978 roku był na mistrzostwach świata jako piłkarz. Teraz wprowadza zespół jako trener – wcześniej w obu rolach na mundialu był Paweł Janas (64 l.), ale dotąd żaden szkoleniowiec nie awansował z Polską do dwóch kolejnych, wielkich imprez.

– W piątek chciałbym się już obudzić jako finalista MŚ – wzdychał w Armenii Robert Lewandowski (29 l.), ale mecz w Podgoricy nie ułożył się po myśli Polaków i spełnienie marzeń trzeba odłożyć do niedzielnego wieczoru. Zapowiada się długa, pełna radości, bezsenna noc, bo zespół Nawałki już nie wypuści tej szansy z ręki.

Reklama

Obok wywiad z Robertem Lewandowskim, który wczoraj pojawił się w „PS”. Cytowaliśmy, nie będziemy tego robić drugi raz.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 07.56.49

Gra na remis może nas zgubić – twiedzi Mirosław Bulzacki.

W ostatnich meczach siedmiu zwycięskich kwalifikacji do mistrzostw świata Polacy dzielili się punktami aż cztery razy.

– Całe szczęście, że Czarnogóra nie wygrała z Danią, bo niedzielny mecz w Warszawie kojarzyłby mi się z tamtym na Wembley, tylko że w roli skazywanej na pożarcie drużyny wystąpiliby Czarnogórcy, a my robilibyśmy za pewnych sukcesów Anglików – ocenia Mirosław Bulzacki (66 l.), który w Londynie z kolegami heroicznie odpierał ataki niesamowicie wściekłych Anglików.

(…)

Reklama

– Gra na remis może być zgubna, bo taki wynik będzie z każdą minutą nakręcał Czarnogórców. Niech nasi pokażą klasę, którą już znamy i będzie po sprawie – mówi Bulzacki.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 07.56.57

GAZETA WYBORCZA

Czarnogóra, czyli rywal podchwytliwy. Ale mimo to powinien – jak w tytule – stać się mundial.

Mecze obu reprezentacji zawsze były wyrównane. W eliminacjach mundialu w Brazylii skończyło isę na remisach 2:2 i 1:1, w marcu Polska wygrała 2:1 w Podgoricy, strzelając zwycięskiego gola osiem minut przed końcem spotkania.

Czarnogórcy są bowiem jednym z najbardziej spektakularnych dowodów na istnienie futbolowej synergii. Właściwie od początku istnienia (czyli od dekady) osiągają lepsze wyniki, niż wskazywałaby to klasa piłkarzy. W meczach o stawkę remisowali z Anglią (trzykrotnie) i Szwecją, wygrywali z Ukrainą i Danią.

Gdyby jednak wygrali w Warszawie, sprawiliby ogromną niespodziankę. Tuż przed przyjazdem do Polski stracili najważniejszych piłkarzy – stoper Atletico Madryt Stefan Savić dostał w czwartek drugą żółtą kartkę i w niedzielę będzie pauzował (zdyskwalifikowany jest także skrzydłowy Rijeki Marko Vesović), napastnik Monaco Stefan Jovetić mecz z Danią zakończył po 20 minutach z powodu kontuzji i prawdopodobnie nie zdąży się wyleczyć.

Argentyna o jedną wpadkę od opuszczenia mundialu. Dziś zajmuje miejsce poza pierwszą czwórką gwarantującą bezpośredni awans, a nawet poza miejscem dającym baraże.

A przecież mówimy o najbogatszej w wybitnych napastników nacji na planecie. Leo Messi – wiadomo, ściga się już głównie z historią, to bezapelacyjnie czołowy goleador XXI wieku. Paulo Dybala deklasuje wszystkich w bieżącym sezonie, w 10 spotkaniach Juventusu zdobył już 12 bramek. Gonzalo Higuain potrafił niedawno nastrzelać 36 goli w lidze włoskiej, ustanawiając powojenny rekord rozgrywek. Mauro Icardi też regularnie bije się tam o tytuł króla snajperów, podobnie jak Sergio Aguero w angielskiej Premier League. Wystarczyłoby ich na obdzielenie kilku znakomitych reprezentacji narodowych.

A jednak ofensywna gra Argentyny rzęzi. Peruwiańczycy obrali proste metody – skupić uwagę na Messim, konsekwentnie wybijać faworytów z rytmu faulami. I lider gospodarzy przypominał długimi minutami sfrustrowanego Roberta Lewandowskiego sprzed czasów trenera Adama Nawałki. Cofał się na odległość 40-50 metrów od bramki rywala, próbował rozgrywać, chciał sam akcję rozpocząć i zakończyć. To było skandaliczne marnotrawstwo energii, wyraz dezintegracji drużyny.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 07.58.41

SUPER EXPRESS

Kamil Grosicki mówi o tym, jak mocno uderzyły go słowa o rzekomej wizycie w kasynie w poniedziałkowy wieczór.

Przypomnijmy, że „Grosik” nie wziął udział we wtorkowym treningu kadry, a dzień później pojawiły się informacje, jakoby miało to związek z przegraniem dużej sumy w kasynie.

– Ciężko pracuję, a przez jakieś głupie informacje moje nazwisko jest oczerniane. W Erywaniu podczas meczu ciężko mi się biegało, ponieważ przez trzy dni byłem przeziębiony. Przez tę sytuację od początku meczu buzowały we mnie emocje. Chciałem pokazać, że jestem w formie i myślę tylko o grze. Nie będę występował na drogę prawną, bo nie chcę robić nikomu krzywdy – twierdzi Grosicki, który po strzeleniu gola podbiegł do trybun i wymownym gestem pokazał, że nic nie robi sobie z plotek na swój temat.

Kamil Glik przekonuje, że po Armenii chwila odpoczynku, a potem ruszamy po awans.

Zwycięstwo z Armenią mogło dać Polakom awans na mundial, ale „tylko” bardzo ich do tego przybliżyło. Wszystko dlatego, że w meczu Czarnogóra – Dania nie padł tak wyczekiwany przez nas remis (Dania wygrała 1:0). Dlatego niedzielne starcie z Czarnogórcami urasta do rangi kluczowego.

– Teraz przede wszystkim chcemy porządnie odpocząć i przygotować do niedzielnego meczu. Wiedzieliśmy, że nie można polegać na innych, a musimy liczyć tylko na siebie. Myślimy tylko o tym, aby wygrać w niedzielę i polecieć na mistrzostwa świata do Rosji – stwierdził Glik.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 08.10.59

PRZEGLĄD SPORTOWY

Rosjo, nadchodzimy! Obyśmy w niedzielę wieczorem mogli powiedzieć to już ze stuprocentowym przekonaniem.

Mistrzostwa świata to ogromne przeżycie – wspominał niedawno Łukasz Fabiański, jedyny zawodnik obecnej reprezentacji, który w 2006 roku był na mundialu w Niemczech. – Od sensacyjnego powołania trenera Janasa minęło ponad pół roku, a ja dalej byłem oszołomiony, że w ogóle pojechałem na tak wielką imprezę. Miałem 21 lat i pamiętam, że kiedy wyszliśmy na stadion w Gelsenkirchen, gdzie graliśmy z Ekwadorem, to aż osłupiałem. Na trybunach było ponad 50 tysięcy kibiców, większość z Polski. Spotkanie z Niemcami w Dortmundzie oglądało 65 tys. ludzi. Wtedy byłem w szoku, nigdy wcześniej nie widziałem tylu kibiców. Mam nadzieję, że jeszcze raz coś takiego przeżyję – opowiadał 32-letni bramkarz Swansea. Dla każdego piłkarza mundial to spełnienie marzeń. Mistrzostwa Europy to przystawka w porównaniu z wystawną ucztą, którą są mistrzostwa świata.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 08.16.42

Rywalizacja Szczęsnego z Fabiańskim trwa w najlepsze. Bramkarze nie odpuszczają sobie już od dekady.

Są na siebie skazani. Rywalizacja Łukasza Fabiańskiego i Wojciecha Szczęsnego pełna jest zwrotów akcji i dramatycznych zmian z wielkimi turniejami w tle. Kolejny rozdział będzie można dopisać w Rosji, jeśli tylko biało-czerwoni postawią kropkę nad „i” w kończących się eliminacjach. Ścigać się o miejsce w bramce zaczęli w Arsenalu, potem ich rywalizacja przeniosła się na zgrupowania kadry, gdzie trwa od sześciu lat. Brakuje tylko tego, żeby latem Gianluigi Buffon zakończył karierę, a Juventus ogłosił, że do rywalizacji ze Szczęsnym sprowadza Fabiańskiego. Idealne dopełnienie ich wspólnej historii.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 08.16.49

Nawałka goni rekordy. Może w niedzielę stać się pierwszym polskim trenerem, który zakwalifikuje się na dwie imprezy rangi mistrzowskiej z rzędu.

Selekcjoner powoli staje się wyjątkowy i wszystko wskazuje na to, że za chwilę dokona tego, co jednak nie udało się ani Górskiemu, ani Piechniczkowi, którzy bezsprzecznie są najwybitniejszymi trenerami w dziejach polskiej kadry – może się zakwalifikować do dwóch mistrzowskich imprez z rzędu. Taką szansę miało w sumie trzech selekcjonerów (oprócz wyżej wymienionej dwójki także Beenhakker), jednak okazywało się, że po jednym turnieju finałowym nie udawało się powtórzyć tego wyczynu.

Tyle że Górski i Piechniczek, którzy po mundialach nie kwalifikowali się do mistrzostw Europy, mierzyli się z nieporównywalnie trudniejszym zadaniem, bo były to imprezy absolutnie elitarne – tylko dla czterech, a później ośmiu drużyn. Nie wystarczało więc zająć drugiego miejsca w grupie, a tak było w przypadku walki o EURO 2016, gdy o punkt przegraliśmy z Niemcami.

Piłka w Czarnogórze – sport przepełniony skandalami. W lidze ustawia się mecze, piłkarze balują na zgrupowaniach, prezes federacji grozi dziennikarzom…

Połamię ci kości – tak dwa lata temu krzyczał prezes federacji Czarnogóry, wybitny przed laty piłkarz, Dejan Savićević do dziennikarza Veselina Drljevicia z gazety „Dan”.

– Zobaczyłem samochód, ktoś z niego zaczął krzyczeć: „Patrzcie na tego śmiecia, sk…”. Nie wiedziałem, czy było to skierowane do mnie, ale zwolniłem. Wtedy rozpoznałem w samochodzie Dejana Savićevicia i Mikiję Vukoticia (także byłego piłkarza – przyp. red.). Zaczęli mnie obrażać i grozić mi – opowiadał potem Drljević.

(…)

Podczas zgrupowań reprezentacji piłkarze nie zachowywali się profesjonalnie. Afery nie wybuchały, bo miejscowe media o tym nie pisały. Wtajemniczeni wiedzieli jednak, że przez lata największy gwiazdor ówczesnej kadry Mirko Vučinić robił, co chciał. Wychodził na noc, potrafił wrócić dopiero na śniadanie.

Przed marcowym meczem z Polską wracający po kontuzji dawny as także balował.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 08.17.05

Argentyna o uratowanie mundialu zagra w przeklętym Quito.

Argentyny po raz ostatni zabrakło w finałach mistrzostw świata w 1970 roku. Od tamtej pory awans kilka razy był zagrożony, ale nigdy tak bardzo poważnie, jak teraz. Ekwador po czwartkowej porażce w Chile nie walczy już o nic, jednak Argentyna wysoko w Andach grać nie lubi i nawet nie bardzo umie. Wystarczy przypomnieć bilans wszystkich wysokogórskich wycieczek Albicelestes po kontynencie: do kolumbijskiej Bogoty (2600 m n.p.m.), ekwadorskiego Quito (2850 m.n.p.m.) i do boliwijskiego La Paz (3600 m.n.p.m.). Takich oficjalnych meczów było w sumie dziewiętnaście. Do Buenos Aires przywieziono z nich tylko siedem zwycięstw. W ostatnich latach media częściej obiegały zdjęcia nie triumfujących piłkarzy, a walających się po argentyńskiej szatni butli z tlenem i wymiotującego na takiej wysokości Messiego. Quito, miejsce przeklęte. Tam udało się wygrać tylko raz.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 08.17.11

Moulin pierwszy do odstrzału. Belg, którego latem nie zdecydowano się sprzedać, za moment może być… wypchnięty z klubu.

W klasyfikacji piłkarzy, którzy zawodzą, przoduje Moulin. Francuz był jednym z najbardziej niedocenianych graczy Legii poprzedniego sezonu, kiedy znikał w cieniu Odjidji-Ofoe. Sezon zaczął od bramki w meczu z Arką w Superpucharze Polski, który pokazał, że może być czołową postacią Legii. Z każdym kolejnym tygodniem prezentował się jednak słabiej, a odkąd w połowie sierpnia nie dostał zgody na odejście do Club Brugge (Dariusz Mioduski uznał, że 750 tys. euro to za mało), jest jednym z tych, którzy zawodzą najmocniej. Najczęściej zagrywa do najbliższego rywala, wycofuje piłkę do bramkarza. Z Lechem wygrał tylko 50 procent pojedynków, z Jagiellonią – 45 procent, z Cracovią zaledwie 43. Jeśli w najbliższych tygodniach nie odzyska formy, będzie jednym z pierwszych na czarnej liście Jozaka.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 08.17.15

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...