Reklama

Miała być bułka z masłem, była kręta, wyboista droga. Australia utarła nosa Chile

redakcja

Autor:redakcja

25 czerwca 2017, 19:09 • 3 min czytania 1 komentarz

Wydawać by się mogło, że w tej grupie jedyne emocje, jakie zafunduje nam ostatnia kolejka, to te związane z wyłonieniem jej zwycięzcy spośród duetu Niemcy-Chile. Typowania były jednoznaczne – Niemcy przejadą się po Kamerunie, Chilijczycy zabawią się z Australią, a emocje zapewni gonitwa na gole tych dwóch ekip. No i o ile Niemcy swoje zadanie wykonali względnie łatwo, o tyle Chilijczycy mogli się na Australii bardzo mocno przejechać.

Miała być bułka z masłem, była kręta, wyboista droga. Australia utarła nosa Chile

Pomysł mistrzów Azji na to spotkanie? Wślizg, wślizg, wślizg. Jazda na czterech literach od pierwszej do ostatniej sekundy, konsekwentne wybijanie z uderzenia Arturo Vidala i jego partnerów z drugiej linii. Na granicy faulu, czasami wręcz świadomie ją przekraczając, ale obrzydzając przy tym jakiekolwiek próby finezyjnej gry, do której przecież zawodnicy z Ameryki Południowej niewątpliwie są zdolni.

Zresztą błyskawiczny doskok i atak bez kalkulacji nie przeszedł bez efektów. Gdy Claudio Bravo w swoim stylu szukał zawodnika do rozegrania piłki po ziemi, Australijczycy złapali każdy swego i zmusili bramkarza Manchesteru City do kombinowania. Ten uparł się jak osioł na rozwiązanie wybicia po swojemu, wsadził na konia wychodzącego do podania z rywalem na plecach Vargasa i skończyło się sensacyjnie. Bo wynik otworzyli nie faworyzowani Chilijczycy, a skazywani na pożarcie Australijczycy. Zagranie Kruse wzdłuż pola karnego do Troisiego, wcinka tego drugiego a’la Tomasz Frankowski – niespodzianka stała się faktem.

Ale trzeba też uczciwie powiedzieć, że już od kilku minut Australijczycy radzili sobie wtedy coraz śmielej, widząc jak dla kontrastu onieśmieleni są ich bezpardonową grą przeciwnicy. Jak mają coraz więcej problemów, by przebić się przez drugą linię Socceroos, by stworzyć sobie dogodną sytuację. Dosłownie kilka chwil wcześniej ten sam Troisi perfekcyjnie obsłużył przecież Luongo górnym podaniem z szesnastego metra przed bramką Bravo i tylko refleks golkipera ustrzegł La Roja przed wcześniejszą utratą gola.

Chilijczykom jednak nie w smak było przegrywać z Australią. Tak jak jeszcze remis był dla nich wynikiem w miarę bezpiecznym, tak 0:1 sprawiło, że zapaliła się czerwona lampka. Że ruszyli na przeciwnika ze zdwojoną siłą tak naprawdę od razu po bramce, jeszcze przed ostatnim gwizdkiem pierwszej połowy. Mocno gimnastykować się, by zatrzymać piłkę zmierzającą do bramki, musiał więc Milligan. Swoją drogą – znakomity w roli przecinaka, zawsze będący dokładnie tam, gdzie być powinien.

Reklama

Wtedy jeszcze jego misja niedopuszczenia do bramki za wszelką cenę zakończyła się powodzeniem. Zabrakło go jednak – i nie tylko jego – na linii strzału, gdy kluczową piłkę we własnym polu karnym z Vargasem przegrał w pojedynku główkowym Behich. Szczęśliwie dla mistrzów Ameryki Południowej, futbolówka po zgraniu ich napastnika spadła pod nogi rezerwowego Rodrigueza, który stanął oko w oko z Ryanem. I wreszcie skruszył australijski mur, który ani w pierwszym, ani w drugim spotkaniu grupowym nie wyglądał w połowie tak solidnie jak dziś.

I jedni, i drudzy postanowili wykorzystać tę bramkę na swoją korzyść. Napędzeni nią Chilijczycy chcieli, bo dałoby im to zwycięstwo. I mogli właściwie od razu wyjść na prowadzenie, bo Vargas w dużo łatwiejszej sytuacji, nieatakowany, tym razem głową spudłował, mając przed sobą tylko jednego z obrońców, a za jego plecami – pozostawioną przez Ryana bramkę. Otrzeźwieni Australijczycy chcieli, bo gol dałby im jeszcze nadzieję na wyjście z grupy (to dawałaby wygrana 3:1). I mogli ukłuć chwilę po Vargasie, bo Maclaren znalazł się w dogodnej sytuacji przed Bravo, ale nie potrafił wykorzystać dobrej górnej piłki, by raz jeszcze dać swojej ekipie prowadzenie.

Skończyło się na 1:1. Wyniku premiującym Chilijczyków, ale po grze, za którą więcej pochwał należy się Australii, na odchodne ucierającej nosa faworytom i skazująca ich na walkę o finał ze zwycięzcą grupy A. I choć długo od awansu dzieliła ich zaledwie jedna bramka, to patrząc choćby na nazwiska, tak dalekie od reprezentacji czasów Kewella i Viduki, po tak dobrze taktycznie zagranym meczu z tak silną reprezentacją jak Chile, nie powinni wsiadać w samolot do domu ze spuszczonymi głowami.

Najnowsze

Inne kraje

Robinho trafi do więzienia? „Gdyby na moim miejscu był biały Włoch…”

Patryk Fabisiak
2
Robinho trafi do więzienia? „Gdyby na moim miejscu był biały Włoch…”

Komentarze

1 komentarz

Loading...