Dyskwalifikacja Lionela Messiego cofnięta. To oznacza, że będzie mógł grać w kolejnych meczach reprezentacji Argentyny. Całe zamieszanie wokół zawodnika Barcelony od początku było dość kuriozalne i też kuriozalnie się zakończyło.
W skrócie można napisać tak:
– Messi został zdyskwalifikowany za to, że jest Messim
– Dyskwalifikację Messiego anulowano dlatego, że jest Messim
Zawieszony został za znieważenie sędziego (zasygnalizował faul w ofensywie podczas dryblingu), mimo że sam sędzia niczego na temat zniewagi nie zawarł w protokole. O nagranie wideo poprosił szef sędziów w Ameryce Południowej (Brazylijczyk). Nakazał aktualizację raportu o słowa, które wyczytał z ruchu ust i na tej podstawie Messi otrzymał karę 4 meczów (w jednym nie zagrał). Chyba nikt nie ma wątpliwości, że tego typu procedura mogła zostać wszczęta tylko przeciwko 5-krotnemu zdobywcy Złotej Piłki. Gdyby chodziło chociażby o Kolumbijczyka Juana Cuadrado czy – idąc jeszcze bardziej w dół piłkarskiej hierarchii – Wenezuelczyka Josefa Martineza, nikt nie kiwnąłby palcem, by bawić się w nagrania wideo i zmianę raportów. Przynajmniej nie kojarzymy, by kiedykolwiek w przyszłości coś takiego miało miejsce.
A tutaj bach – dyskwalifikacja, bo to Messi.
A potem – rehabilitacja, bo to Messi.
Żadnemu innemu piłkarzowi FIFA nie zorganizowałaby przesłuchania w takiej sprawie. Messiemu nawet nie chciało się lecieć do Zurychu, więc doszło do telekonferencji. To w przypadku innego gracza byłoby tym bardziej wykluczone. A tutaj – siedzi sobie Messi w kuchni albo na kanapie i mówi przez Skype panom z FIFA, że w sumie to powiedział to co powiedział tak w powietrze, a nie konkretnie do arbitra. A oni na to: spoko Leo, rozumiemy, cofamy karę i już się na nas nie denerwuj.
Sprawa jest o tyle ważna, że wicemistrzowie świata nie są pewni awansu na Mundial, a w eliminacjach idą tempem mniej więcej takim: gra Messi to wygrywają, nie gra Messi to nie wygrywają.
