Reklama

Rozpędzony byk z Lipska zaliczy wywrotkę o przepisy?

redakcja

Autor:redakcja

23 lutego 2017, 17:12 • 3 min czytania 12 komentarzy

Chyba każdy, kto śledzi Bundesligę, z podziwem obserwuje wyczyny Lipska, bo przecież rzadko zdarza się, by beniaminek grał tak kozacko i trzymał się pewnie w czubie tabeli. Jasne, nie jest to nowicjusz z gatunku biednych – pieniędzy tam nie brakuje – ale raczej niewielu obstawiało tak szybki i zdecydowany skok do czołówki. Problem jest jednak taki, że kasa, która mocno pomogła utorować drogę na szczyt Lipskowi, teraz może się okazać jego przekleństwem.

Rozpędzony byk z Lipska zaliczy wywrotkę o przepisy?

Chodzi konkretnie o przepisy UEFA, bowiem te stanowią, że w jej rozgrywkach nie mogą wystąpić dwa zespoły kontrolowane przez te same osoby lub przez tego samego sponsora. Wiadomo – ma to na celu ucięcie jakichkolwiek spekulacji w przypadku, gdyby dwie ekipy spod jednego sztandaru miały spotkać się na boisku. Wiadomo, niby póki ktoś kogoś nie złapałby za rękę, wszystko mogłoby wydawać się w porządku. Ale też zdecydowanie lepiej zdusić spiskowe teorie w zarodku niż do nich dopuszczać i godzić w wiarygodność rozgrywek.

I stąd ten problem – Red Bull kojarzy się z dwoma europejskimi zespołami, z Lipskiem właśnie i Salzburgiem. Zespół z Austrii wygrywa swoją ligę seryjnie, obecnie też jest pierwszy i zapewne latem znów stanie do eliminacji Ligi Mistrzów. Lipsk, gdyby sezon kończył się teraz, awansowałby do europejskiej elity bezpośrednio, jako wicelider Bundesligi.  Pytanie, czy to drugie miejsce ten awans rzeczywiście da.

UEFA na razie odpowiadać nie chce. – Sprawa zostanie zweryfikowana, gdy wpłyną do nas formularze od krajowych federacji zgłaszające drużyny do rozgrywek, po zakończeniu sezonu w poszczególnych ligach – mówi rzecznik organizacji.

Lecz jeśli weryfikacja będzie negatywna i UEFA uzna, że Red Bull kontroluje zarówno Salzburg, jak i Lipsk, to do swoich rozgrywek dopuści tylko jedną z ekip. Bez rozróżnienia na Ligę Mistrzów i Ligę Europy, bo przecież z pierwszego turnieju można spaść do drugiego i problem pojawiłby się znowu, więc jedna drużyna musiałaby się obejść smakiem kompletnie. I teraz pytanie: czy Red Bull wybierałby na kogo stawia? Nie, to też regulują przepisy UEFA, o pierwszeństwie decyduje:

Reklama

– najpierw rodzaj rozgrywek, Liga Mistrzów ma naturalnie przewagę nad Ligą Europy

– dalej, miejsce, jakie zajął zespół w rodzimych rozgrywkach

– następnie ranking UEFA, ale nie klubowy tylko krajowy, klasyfikujący kolejne federacje

Czyli robi się ciekawie, ponieważ w przypadku niekorzystnego dla Red Bulla orzeczenia UEFA, na dziś to Salzburg stanąłby w europejskie szranki, zgodnie z punktem drugim. A wiemy, jak fatalna byłaby to decyzja, przecież Austriacy rokrocznie dostają w cymbał już w eliminacjach.

Koncern na dochodzące do niego informacje nie jest głuchy i powoli buduje linię obrony. Po pierwsze zapewnia, że Salzburga wcale nie kontroluje, a jest tylko jego głównym sponsorem. Jeśli rzeczywiście tak by się sprawy miały, to problemu nie ma. Po drugie chce wszystkich uspokoić słowami Olivera Mintzlaffa, prezesa RB Lipsk: – Nie jesteśmy zdenerwowani, nie dostajemy od UEFA żadnych sygnałów. Jeśli się zakwalifikujemy, nie ma powodów, byśmy nie zagrali w europejskich pucharach.

Sprawa jest więc naprawdę ciekawa, bo jeśli UEFA będzie chciała wykluczyć jeden z zespołów, najpierw musi dowieść, że Red Bull ma wpływ na to co się dzieje w Salzburgu. Podobne rzeczy już się w historii działy. – Angielscy biznesmeni mieli drużyny na Cyprze, gdzieś w Grecji i w Anglii jednocześnie. Chodziło – nie pamiętam dokładnie – o PAOK, to na pewno, jakąś drużynę angielską, chyba Tottenham i jeszcze jedną z Cypru. Nie doszło do tego, bo się nie zakwalifikowały, ale UEFA je ostrzegła – mówi Michał Listkiewicz.

Reklama

Myślę, że to będzie coraz większy problem, szczególnie przy wejściu Chińczyków. Ci już mają kluby angielskie, czeskie i wchodzą na Węgry. UEFA dostanie twardy orzech do zgryzienia, bo ci biznesmeni są tak biegli w ukrywaniu swoich przepływów finansowych, że będą kombinować. Łatwo, gdy jest właściciel personalny, powiedzmy pan Wojciechowski czy pan Cupiał, to jest proste. Jednak jeśli to są spółki, spółeczki, które mają spółek-córek dziesiątki, to już gorzej. Więc ja się  trochę niepokoję, że kapitał z dalekiego Wschodu zdominuje piłę europejską – oby nie, ale taka obawa jest – kończy były prezes PZPN.

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...