Reklama

Road to Russia, etap drugi. Trudniejszy, ale czy możemy mieć jakiekolwiek kompleksy?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 października 2016, 13:18 • 4 min czytania 0 komentarzy

Do tego meczu mieliśmy podchodzić w zupełnie innych nastrojach. Chyba nie będzie przesadą powiedzieć nawet, że właśnie to miał być początek właściwych eliminacji. Po pewnym ograniu Kazachstanu mieliśmy bowiem zmierzyć się z drużyną, która będzie pierwszym mocnym przeciwnikiem w walce o bilety na mundial w Rosji. Dziwaczny był ten wieczór w Astanie na początku września, podczas którego polska reprezentacja zgubiła dwa punkty. Wstępne plany wzięły w łeb, trzeba jego lekko zrewidować. Punkt pierwszy: po meczu z Danią na własnym stadionie dopisać trzy punkty. No i – co równie ważne – sprawić, by nutka niepewności, która wokół kadry się pojawiła, nie urosła do rozmiarów realnego problemu. 

Road to Russia, etap drugi. Trudniejszy, ale czy możemy mieć jakiekolwiek kompleksy?

Postawmy sprawę jasno: jego realizacja wcale nie jest trudniejszym wyzwaniem, niż te, w obliczu których w przeszłości – tej dalszej i bliższej – stawała kadra Adama Nawałki. W zasadzie wystarczy w kierunku kadrowiczów wystosować krótki apel: zagrajcie tak jak w klubach. I powinno być bardzo dobrze.

No bo jeśli do meczu z Kazachstanem przystępowaliśmy z dużym optymizmem po Euro i świeżo zamkniętym oknie transferowym, w czasie którego za Polaków zapłacono ponad sto milionów zachodniej waluty, no to po wrześniu powinien być on jeszcze większy. Nasi z reguły potwierdzili klasę w najsilniejszych ligach Europy, a także w Lidze Mistrzów. Przygotowywanie podsumowań występów Polaków to dziś wyjątkowo przyjemna robota.

O problemach mówimy dziś w kontekście Krychowiaka czy Kapustki. Pierwszy nie ma pewnego miejsca w składzie PSG, do którego trafił za ponad 30 milionów. Drugi dopiero uczy się poważnego futbolu w drużynie mistrza Anglii, choć w pierwszej drużynie 19-latek jeszcze nie zadebiutował, to absolutnie nikt tam na nim krzyżyka nie stawia. Jezu, jeszcze całkiem niedawno, bo kilka lat temu, dalibyśmy wiele, by mieć tylko takie zmartwienia! Zaprzątaliśmy sobie głowę problemami z regularną grą na peryferiach wielkiej piłki. A teraz…

Reklama

Bramkarze: cała trójka (a w zasadzie – czwórka) jest za swoją grę chwalona, uchodzimy za fachowców w skali kontynentu.

Obrońcy: Piszczek jest ważną częścią obiecującego projektu, Glik – nie bójmy się tego stwierdzenia – we wrześniu był jedną z gwiazd europejskiej piłki, Lewczuk z miejsca we Francji zaczął pisać kolejny fajny rozdział do swojej budującej historii, a takiej konkurencji na lewej stronie obrony nie mieliśmy od wielu, wielu lat, gdyż mówimy o ważnych postaciach silnych ekip Krasnodaru i Lyonu.

Pomoc: Błaszczykowski w końcu gra niemal wszystko od deski do deski w Bundeslidze, ale on w tej kadrze najpewniej nie zawiódłby nawet ściągnięty z wakacji, Grosicki się wyleczył, uporządkował sprawy i z pewnością da jeszcze dużo ekipie Rennes, Linetty z Ekstraklasy do Serie A przeskoczył jakby wcale nie były to inne światy, początkami Zielińskiego w Neapolu nikt zmartwiony nie jest, a znalazłoby się kilku zachwyconych.

Atak: Lewandowski – wielka gwiazda, Milik – materiał na gwiazdę, jego początek, szczególnie w Lidze Mistrzów, to świetna sprawa. Do tego goście z drugiego szeregu – Teodorczyk i Wilczek – ciągle swoimi występami zgłaszają gotowość do gry.

To pobieżna analiza, przeprowadzona w dodatku po raz enty, ale wybaczcie – to fakty, o których można mówić w nieskończoność. Nie zmieniają tego, że czujemy pewny niepokój związany w obsadą środka obrony, ciągle czekamy na to, by partner Grzegorza Krychowiaka był reżyserem gry tej kadry, a nie jedynie uzupełnieniem, no i nieskuteczność Milika w reprezentacji to też ciężki temat. Ale mimo wszystko – jako kadra mamy prawo czuć się bardzo mocni. A nawet inaczej – musimy czuć się mocni, bo jakiekolwiek kompleksy przy takim stanie rzeczy nie wchodzą w rachubę.

Fakt, reprezentacja Danii to żadne leszcze, oni również nie muszą się wstydzić za swoich rodaków grających w europejskich klubach, ale do Polaków trochę im jednak brakuje. Mają ostatnio problemy z jeżdżeniem na wielkie turnieje. Z perspektywy historycznej można powiedzieć, że nie do końca nam leżą (wygraliśmy z nimi 7 razy, 2 zremisowaliśmy, 12 razy przegraliśmy). Tylko w XXI wieku pokonaliśmy ich raz na pięć prób, mowa o ostatnim spotkaniu, zwycięstwie 3-2 w Gdańsku.

Reklama

I nie mamy nic przeciwko temu, by podobny mecz zobaczyć dzisiaj. A taki scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny niż oklepy z poprzednie dekady, bo jak staraliśmy się w tym tekście podkreślić – sporo się od tego czasu zmieniło.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...