Reklama

Rafał, kiedy się obudzisz?

redakcja

Autor:redakcja

25 września 2016, 13:13 • 4 min czytania 0 komentarzy

Lechia zalicza świetny początek sezonu w lidze i prawie wszyscy związani z gdańskim klubem mają prawo do szampańskich humorów. Idzie im, to zupełnie inna drużyna od momentu kiedy przejął ją Piotr Nowak, aż żal, że pomyślano o nim tak późno i kibice musieli użerać się z jakimś von Heesenem czy Machado. Piszemy jednak „prawie wszyscy”, bo nawet gdy Lechia wygrywa, zazwyczaj trudno powiedzieć cokolwiek dobrego o Rafale Wolskim. Ekstraklasa właśnie zalicza 10. kolejkę i z każdym dniem mamy coraz większe wątpliwości, że z Krakowa przysłano do Gdańska jakiegoś marnego sobowtóra tamtego super piłkarza.

Rafał, kiedy się obudzisz?

Już po piątej serii gier zastanawialiśmy się, co jest nie tak z Wolskim i umieściliśmy go w gronie rozczarowań początku sezonu – wtedy jeszcze spokojnie można było założyć, że chłopak potrzebuje chwili dłużej na przystosowanie się do nowego otoczenia, stylu gry i taktyki, ale zaraz pewnie odpali. Niestety, mija kolejnych pięć spotkań, a w postawie pomocnika nie widać żadnej poprawy. Po pięciu kolejkach Polak nie miał gola i asysty („podania” do Dejmka nie liczymy), po dziesięciu ma na koncie kluczowe podanie w meczu z Cracovią – bodaj jedynym spotkaniu, kiedy zagrał na miarę oczekiwań. Dla porównania: w Wiśle po pięciu kolejkach – dwa gole i trzy asysty, po dziesięciu – cztery bramki, siedem asyst. Różnica poziomów niezaprzeczalna.

Widać to zresztą po notach, jakie od nas otrzymał. Z grona regularnie grających pomocników Lechii ma wynik zdecydowanie najgorszy (średnia 3,9), ale co więcej, jest najgorszy także ze wszystkich zawodników klubu, którzy pojawiają częściej na boisku. Do poziomu Wolskiego najbliżej Stolarskiemu (średnia 4,25), co rekomendacją jest mizerną, bo obrońca gra najczęściej albo słabo, albo bardzo słabo.

Rafał w Lechii to kompletnie inna osoba niż Rafał w Wiśle. Unika odpowiedzialności, nie szuka trudnych rozwiązań, czasami po prostu poda do najbliższego i tyle. Jeśli na początku meczu nie wyjdzie mu parę podań to śmiało można założyć, że w dalszej części gry też go nie będzie, bo wygląda na gościa, którego pomyłki spalają. Co najgorsze i niespotykane wcześniej to fakt, że facet czasami gubi się na podstawowym poziomie piłkarskiego rzemiosła – piłka potrafi mu odskoczyć przy przyjęciu, kiksuje przy strzałach, poślizgnie się w kluczowym momencie. Lista grzechów dla zawodnika uchodzącego za świetnego technika niewybaczalna.

Na czym polega problem? Przede wszystkim wydaje się, że Polak nie potrafi sobie poradzić z podziałem zadań w Lechii. W Krakowie to on decydował jak pójdzie akcja, kiedy zwolnić, a kiedy przyspieszyć tempo – był mózgiem zespołu. Tu tego nie ma, bo Lechia to drużyna znacznie bogatsza od Wisły kadrowo i gdy po boisku biega Krasić, Chrapek, Peszko i bardzo lubiący być pod grą bracia Paixao, Wolski chyba nie może sobie znaleźć swojego miejsca na murawie. Na dziś, jest kompletnym przeciwieństwem Krasicia – Serb chce nadać każdej akcji swój stempel, stara się być na murawie wszędzie, bywa, że chwyta piłkę i wykonuje auty. Wolski nie, jak piłka przejdzie przez niego to okej, jednak jeśli akcja pójdzie inną strefą, to też się nic nie stanie.

Reklama

Chłopak wygląda na boisku jak piłkarz rozleniwiony i tu też trzeba wrzucić chyba ten jedyny kamyczek do ogródka Piotra Nowaka, który przyznał Wolskiemu abonament na grę w pierwszym zespole. Pomocnik może zanotować absolutnie żenujące spotkanie z Termaliką, a i tak w tyle głowy siedzi mu, że jest kryty, bo w następnym spotkaniu wyjdzie od początku. Polak zaczyna wszystkie mecze, a czasem jest pierwszy do zmiany – nie do końca rozumiemy, dlaczego kosztem Wolskiego nie może w pierwszej jedenastce zacząć Chrapek, który choćby wejściem z Lechem udowodnił, że na taką szansę zasługuje. W ubogiej kadrowo Wiśle brak zmian Wolskiego byłby zrozumiały, w Lechii – kompletnie nie.

Tajemnica zniknięcia Wolskiego jest jedną z większych zagadek początku sezonu – był piłkarz, teraz piłkarza nie ma, bo trudno go chwalić za grę na poziomie Łukasika. Jeśli się obudzi, Lechia będzie naprawdę piekielnie mocna, skoro już teraz trudno ją zatrzymać. Póki co jednak śpi, a że wygodniej będzie mu drzemać na ławce, już zaraz powinien się tam znaleźć. Choćby na chwilę.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...