– Nie mam dobrych wspomnień z Paixao, bo to nie był moim zdaniem dobry trener. Treningi… Bardzo dużo chciał, aż przesadził, ćwiczyliśmy trzy razy dziennie, tamto lato było upalne, a on nas zajeżdżał. Nie wyszło mu. Mówiliśmy mu, że za mocno i tak dalej, ale to do niego nie docierało, miał swoje wizje. Uznał, że tak nas przygotuje i będziemy gryźć trawę, ale nie udało się – mówi Kamil Drygas w rozmowie z Weszło.
Stęskniłeś się za Ekstraklasą?
I to jak, strasznie jestem podjarany.
Nie bałeś się, że ugrzęźniesz w pierwszej lidze?
Bałem się, ale już wcześniej miałem ofertę z Pogoni, co pół roku starali się mnie ściągnąć, miałem nadzieję, że nie odpuszczą i udało się. Dostałem kilka innych propozycji, ale Pogoń była najbardziej konkretna i najbardziej zależało mi, żeby właśnie tutaj trafić.
Dlaczego od razu nie odszedłeś z Zawiszy? Inni masowo uciekali.
To nie była moja wina, Zawisza nie chciał mnie puścić. Prezes Osuch powiedział, że dogadywał się z Pogonią, wszystko było ustalone, nagle się rozmyślił, mieliśmy walczyć o awans i musiałem zostać. Nie wyszło, taka jest piłka, nie zawsze się uda to, co sobie wcześniej zaplanujesz.
Jaka była atmosfera po spadku w Zawiszy?
Grobowa, nikt nie chciał tam zostać. Wszyscy chcieli uciekać, prezes Osuch najpierw był zdenerwowany, ale potem chciał stworzyć nową drużynę i myślał, że od razu uda się awansować. A w pierwszej lidze wcale nie jest tak łatwo. To inna liga niż Ekstraklasa, co nie znaczy, że poziom jest tam niski. W zeszłym sezonie pokazał to Puchar Polski, dwa zespoły z zaplecza były w półfinale. Na pewno gra się bardziej siłowo, w Ekstraklasie jest więcej piłki.
Jaki był poziom nowych zawodników, ściąganych przez Osucha po spadku?
Był potencjał, ale ciężko jest zbudować zespół w jeden okres przygotowawczy, żeby to wszystko funkcjonowało. Mieliśmy dobre mecze, ale też kompletnie nieudane. Może jeszcze rok-dwa i udało by się awansować, ale wszystko się skończyło.
Ty sobie radziłeś – 13 goli, jak na defensywnego pomocnika, to super wynik.
Starałem się, bo co innego mi pozostało, chciałem wrócić do Ekstraklasy, więc musiałem się pokazać. Na szczęście dałem radę, mam teraz kontrakt z Pogonią na trzy lata i wierzę, że tutaj zostanę na dłużej w Ekstraklasie.
A jak było z Rumakiem? Też kręcił nosem po spadku?
Wydaje mi się, że też nie chciał zostać. Miał wyższe cele, aspiracje, moim zdaniem to jest bardzo ambitny człowiek i chciał być w Ekstraklasie. Na pewno na początku było mu smutno, bo tę wiosnę mieliśmy bardzo dobrą i była spora nadzieja, że zostaniemy w lidze, a wtedy można zrobić coś więcej. I tak jak mówię, po tym spadku większość chciała odejść, praktycznie wszyscy.
Miałeś obawy przed Rumakiem, po tym jak pożegnał cię z Lecha?
Jakieś tak, ale jak przyszedł, to nie miałem do niego żalu. W Lechu dogadaliśmy się po męsku, bo wtedy w środku pomocy był Łukasz Trałka, Karol Linetty, Rafał Murawski i tak dalej. Ja chciałem grać. On mi prosto w oczy powiedział, że jestem któryś z kolei, wtedy zapytałem, czy mogę odejść i zgodził się na to. Niedługo po mnie odszedł Murawski, ale to jest kwestia wyboru. Wybrałem Zawiszę i nie mogę tego żałować, bo pierwszy sezon mieliśmy dobry, drugi już nieudany, ale przede wszystkim grałem. Na pewno nabrałem doświadczenia, w Lechu nie wiadomo jakby było, może dostałbym szansę, ale czasu nie cofniemy.
Jak go oceniasz, jako szkoleniowca?
Dla mnie to jest naprawdę dobry trener. Nie przepadałem za nim na początku, ale to naturalne, skoro nie wybierał mnie w Lechu. Potem, gdy przyszedł do Zawiszy, to od razu porozmawialiśmy w cztery oczy i powiedział mi, że tutaj na pewno będzie na mnie stawiał i jestem kluczowym zawodnikiem. Wtedy się już bardzo dobrze dogadywaliśmy.
Wiosnę mieliście dobrą, ale Rumak przyszedł wcześniej, miał więcej czasu, żeby uratować ligę.
Wcześniej to była drużyna Jorge Paixao, który przyszedł z Portugalii, nie wiadomo skąd. Ściągnął swoich zawodników i wyglądało to tragicznie, po dziewięciu kolejkach mieliśmy chyba trzy punkty. Trener Rumak był na kilka ostatnich meczów w tamtym roku, w listopadzie czy grudniu, nie było czego poprawiać. Starał się wprowadzić trochę taktyki, żebyśmy byli uważniejsi w obronie, nie tracili bramek. Jego zespół był na wiosnę, przyszło kilku fajnych zawodników jak Iwan Majewskij, Luka Marić, Josip Barisić. Zaczęło to funkcjonować, ale za późno.
Z Paixao raczej nie masz dobrych wspomnień?
Nie mam, bo to nie był moim zdaniem dobry trener. Treningi… Bardzo dużo chciał, aż przesadził, bo ćwiczyliśmy trzy razy dziennie, tamto lato było upalne, a on nas zajeżdżał. Nie wyszło mu.
Próbowaliście się z nim dogadać?
Próbowaliśmy, Hermes dogadywał się z nim po portugalsku. Mówiliśmy mu, że za mocno i tak dalej, ale to do niego nie docierało, miał swoje wizje. Uznał, że tak nas przygotuje i będziemy gryźć trawę, ale nie udało się.
Jest coś takiego w Polsce, że niektórzy są zafiksowani na punkcie trenera zza granicy. Nieważny warsztat, ważny paszport.
Ja to mogę powiedzieć na przykładzie Paixao, bo porównując go do trenerów z Zawiszy, Rumaka i Tarasiewicza, niebo a ziemia.
A Tarasiewicz jaki był? Odszedł w dziwnych okolicznościach.
Tego najbardziej żałuję w Zawiszy, dla mnie to był przede wszystkim mega człowiek, grał w piłkę, wiedział o co chodzi i miał wyniki. A czemu odszedł, to już nie do mnie pytanie, ale to był moim zdaniem błąd.
Jaki miał warsztat?
Umiał wszystko połączyć. Piłkę z taktyką. Był wyluzowany, ale gdy coś nie szło po jego myśli, to potrafił krzyknąć. On przede wszystkim grał w piłkę i wiedział, kiedy zawodnik potrzebuje wolnego, a kiedy może zostać po treningu i popracować dłużej.
Wszyscy go chwalą, a nie może nigdzie zagrzać dłużej miejsca.
Przyszedł do nas, gdy byliśmy – że tak powiem – w dupie, bo mieliśmy sześć-siedem punktów straty do Cracovii i Termaliki, walczących o awans. Przyszedł i chyba z dziewięciu meczów wygraliśmy siedem, dwa zremisowaliśmy i weszliśmy do Ekstraklasy. Potem w lidze zrobiliśmy ósemkę, wygraliśmy Puchar Polski, także ze mną jako zawodnikiem wyniki miał mega. Nie wiem, dlaczego odszedł z Zawiszy i może od tego wszystko się zaczęło.
Śledzisz obecne problemy Zawiszy?
Tak, praktycznie codziennie śledzę te wiadomości. Ale to tylko gazety – nie wiadomo czy to prawda, czy plotki. Jednak z tego co widzę, to Zawisza przestanie istnieć i tyle
To chyba było bardzo trudne środowisko.
Na początku było bardzo fajnie, ale później się posypało. Trudno o tym mówić, bo to nie sprzyjało grze w piłkę w Bydgoszczy. Szkoda, może gdyby kibice się pogodzili z prezesem, albo przyszedł inny… Na początku było super, chodziło po kilka tysięcy ludzi, były oprawy, pachniało fajną polską drużyną, ale potem wszystko padło.
Rozumiesz kibiców?
Mają swoją wizję, prezesi swoją, oni powinni się dogadywać, ustalić kompromis. Nie wiem, nie chcę w to wnikać.
Teraz, ten rok był dla ciebie stracony?
Czy stracony… Może nie, ale gdybym odszedł do klubu z Ekstraklasy, może byłbym wyżej, pograł, rozwinął się. Z drugiej strony – zaliczyłem na zapleczu cały sezon, a jak grasz, to się rozwijasz i nabierasz pewności siebie. Choć mogłem zrobić większy postęp.
Czym przekonała cię Pogoń poza determinacją?
Z roku na rok obserwowałem Ekstraklasę i oni robili coraz lepszy wynik, teraz mieli potencjał na ścisłą czołówkę. Prezes, dyrektor sportowy, wszystko mi to ciekawie przedstawili, jak ma wyglądać rozwój i wiem, że to idzie w dobrym kierunku. Wtedy też zadziałał efekt trenera Michniewicza, bo dzwonił do mnie i chciał u siebie.
Nie zmartwiła cię zmiana Michniewicza na Moskala? Sam mówisz, że ten pierwszy cię ściągał.
Takie jest życie. Kompletnie mi nie przeszkadza, że jest trener Moskal, może się później z trenerem Michniewiczem jeszcze spotkam. Rozmawiałem z Moskalem, liczy na mnie, widzi w drużynie i nie mam żadnych obaw.
A postać Rafała Murawskiego miała wpływ na twoją decyzję?
Nie, choć na pewno fajnie, że jest ktoś, kogo znałem. Wielkiego znaczenia to nie miało, ale Rafał to dla mnie piłkarz solidny, bardzo dobry jak na polską Ekstraklasę, zresztą było widać w ostatnich sezonach, że ciągnął grę Pogoni.
Jesteś lepszym piłkarzem niż gdy ostatnio grałeś w Ekstraklasie?
Jestem bardziej doświadczony, mam ileś tych meczy więcej, choć fakt, że w pierwszej lidze. Jestem spokojniejszy, kiedyś jak miałem zawodnika na plecach to panikowałem, wybijałem piłkę, teraz umiem się zastawić i wziąć przeciwnika na plecy. Jestem lepszym piłkarzem. Na pewno.
Rozmawiał Paweł Paczul
Fot. FotoPyk