Reklama

Włączałem internet i czytałem, jak mnie wyzywają. Nie radziłem sobie

redakcja

Autor:redakcja

19 marca 2016, 09:11 • 14 min czytania 0 komentarzy

Na czym polega rachunek sumienia? Czy „Dycha Kownasia” była potrzebna? Z czego wynikają wszystkie kontuzje? Który mecz był dla Lecha przełomowy? Skąd wzięła się sodówka i po co czytać komentarze kibiców? Z jakiego klubu przyszła najkonkretniejsza oferta i kto ma lepszy skład – Lech czy Legia? O tym wszystkim, a także o wielu innych sprawach porozmawialiśmy z Dawidem Kownackim. 

Włączałem internet i czytałem, jak mnie wyzywają. Nie radziłem sobie

Kiedy puściłem na Twitterze informację, że robię wywiady z tobą i z Marcinem Kamińskim, jeden z kibiców Lecha zapytał, czy nie moglibyście się zamienić na diety.

Kiedyś nie miałem odpowiedniej diety. Przykładałem do tego mniejszą wagę. Poniekąd wiedziałem, czego nie mogę jeść, ale zdarzało się później wyjść rano do szkoły, bo chciałem pospać kosztem tego, że nie zjadłem śniadania. Potem łapał głód i zdarzał się jakiś batonik. Nie powinno tak być. Zrobiłem rachunek sumienia, porozmawiałem ze specjalistami, mam już dużą wiedzę na te tematy i schudłem cztery kilo. Od niedawna mieszkam też z  dziewczyną i ona przygotowuje mi posiłki.

Jesteś jeszcze bardzo młody, ale mimo wszystko można odnieść wrażenie, że straciłeś sporo czasu. Też sądzisz, że nie wykorzystałeś ostatnich kilkunastu miesięcy tak, jak powinieneś?

Być może, ale powodów jest wiele. Duża część z mojej winy. Już wcześniej słyszałem, że powinienem zrzucić parę kilo, ale odpowiadałem, że nie, bo fajnie się czuję. Zdecydowałem jednak, że mi to potrzebne i postanowiłem, że w przerwie zimowej wezmę się za siebie na maksa. Teraz widzę, jak bardzo było mi to potrzebne. Załóż sobie czterokilogramowy plecak na plecy i spróbuj biegać. W organizmie tych kilogramów nie czuć, ale dziś widzę różnicę. Jestem bardziej dynamiczny. Skoczniejszy. Żywszy. Znajomi też zauważyli, że jestem szybszy na boisku. Popełniłem sporo błędów, ale wyciągnąłem wnioski.

Reklama

Co cię skłoniło do rachunku sumienia?

Zastanawiałem się, skąd te wszystkie kontuzje. Niektóre wynikały z nieszczęścia. Na Fiorentinie wpadłem w bramkarza – nie miałem na to wpływu. Innym razem ktoś mi się zameldował, ale postanowiłem, że zminimalizuję ryzyko urazów.

Sami kiedyś przygotowaliśmy graficzne podsumowanie tych wszystkich twoich kontuzji.

Tak, widziałem tę grafikę.

I zastanawialiśmy się, z czego to wynika. Czy z tego, że tak szybko zostałeś wprowadzony do dużej piłki? Czy za dużo grasz? Jakiś powód przecież musi być.

Być może w niektórych przypadkach działałem zbyt szybko. Może gdybym powiedział, że nie czuję się do końca gotowy i wolałbym odczekać, to uniknąłbym paru urazów.

Reklama

Grałeś z blokadą?

Nie, na przeciwbólówkach ani zastrzykach nigdy mi się nie zdarzyło, ale może nie byłem zwyczajnie przygotowany na powrót. Uraz był zaleczony, ale wiadomo, jak to jest z kontuzjami. Czasem wystarczy minimalny kontakt i się odnowi, a gdy poczekasz tydzień dłużej, to przy takim samym kontakcie wytrzymasz. Ambicja nieraz przewyższała rozsądek. Nieraz powinienem odstawić nogę, gdy było ryzyko kontuzji, ale taki mam styl, że zawsze idę na całość i nie patrzę na konsekwencje.

I w końcu dobiłeś do dychy.

Wiedziałem, że o to zapytasz.

Potrzebna ci była ta akcja?

Z jednej strony nie, ale z drugiej – pamiętajmy, jaki był cel. Pomogłem trenerowi, któremu bardzo dużo zawdzięczam, bo przez siedem lat byłem pod jego skrzydłami. On mnie ukształtował, ale teraz ma chorą córeczkę, której leczenie jest kosztowne. Urodziły się bliźniaczki, ale jeszcze w brzuchu matki walczyły ze sobą, jedna pobrała od drugiej jakieś rzeczy, których teraz brakuje i ma problemy. Rehabilitacja trwa codziennie. To walka, żeby funkcjonować. A ja? Przegrałem zakład, ludzie się ze mnie śmiali, ale część kibiców wpłaciła pieniądze na leczenie. O to chodziło. Sam też wpłaciłem, pomogłem, więc pod tym względem jestem zadowolony.

Sam jednak padłeś ofiarą dychy Kownasia.

To prawda. Po czasie widzę, że narzuciłem sobie niepotrzebną presję. Sama gra w Lechu wywołuje ogromną presję, a ja – w wieku 17-18 lat – jeszcze sobie powiększyłem. I nie poradziłem sobie z nią, przyznaję.

Zdecydowałeś się na tę akcję po sparingu z Unią Swarzędz, w którym strzeliłeś dwa gole. Poczułeś się tak pewnie?

Na obozie też strzelałem, potem doszedł ten mecz i uwierzyłem, że dam radę. Presja mnie jednak przerosła.

Dziś nie wyznaczasz sobie już takich celów?

Właśnie nie lubię pytań o cele na sezon na zasadzie – ile chcę strzelić goli? Teraz podchodzę do każdego meczu tak, jakby był ostatni. Nie wybiegam daleko w przyszłość.

POZNAN 25.07.2015 MECZ 2. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2015/16 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: LECH POZNAN - LECHIA GDANSK DAWID KOWNACKI ZELISLAW ZYZYNSKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Widać, że na boisku masz większą swobodę niż wcześniej, ale nie wynika to z tego, że na dziewiątce czujesz się najlepiej, a na skrzydle trochę się dusisz?

Są plusy i minusy. Na skrzydle więcej czasu spędzasz twarzą do bramki i możesz zagrać kombinacyjnie, co lubię. Z drugiej strony – trzeba więcej pomagać w obronie. Kiedy dużo biegasz, możesz nie pokazać w ofensywie tylu atutów, bo czasem przebiegniesz do obrony 50 metrów i zwyczajnie nie ma z czego depnąć. Całe życie grałem na dziewiątce. To moja ulubiona pozycja. Zawsze miałem dar do strzelania goli i dochodzenia do sytuacji. Nawet w poprzedniej rundzie, kiedy brakowało mi skuteczności, praktycznie w każdym meczu miałem jakąś sytuację. Piłka mnie szukała. Ale na dziewiątce mam też więcej walki z obrońcami. Ostatnio z Ruchem ciężko się grało przeciwko Grodzickiemu. Przegrałem sporo pojedynków, ale wiem, że potrzebuję czegoś takiego. Tylko tak silni obrońcy nauczą mnie grać tyłem do bramki. Słabszego przepchniesz raz, drugi i trzeci, ale niczego się nie nauczysz.

Puchary pewnie też odblokowały cię psychicznie.

Mnie i całą drużynę. Mecz z Fiorentiną był przełomem. Przyszedł trener Urban, zauważył, że często gramy, więc potrzebna jest rotacja, dał wystąpić tym, którzy wcześniej praktycznie nie grali i zwyciężyliśmy 2:1 z bardzo silnym rywalem. Potrzebowaliśmy czegoś takiego. Wygrasz jeden pojedynek, drugi, trzeci i zaczyna ci wracać wiara. Przekonujesz się, że skoro da się z Fiorentiną, to może nie jest z tobą tak źle.

To dla ciebie najważniejszy gol w życiu?

Patrząc na przeciwnika i rozgrywki – chyba tak.

Zaczynasz powoli czuć, że możesz być napastnikiem Lecha na dwa-trzy lata? Po kontuzji Robaka i odejściu Thomalli mogło się wydawać, że powstała dziura, ale wskoczyłeś, strzelasz i okazało się, że jednak jest alternatywa.

Ale i tak słychać, że Lech potrzebuje innych napastników. Ze strony kibiców nieraz spada na mnie bardzo duża krytyka. Widzę to w mediach społecznościowych. Rok temu ciężko było mi to znosić. Sam udawałem przed sobą, że wszystko jest w porządku, a zwyczajnie sobie nie radziłem. Strasznie się przejmowałem.

Czytałeś to wszystko?

Wtedy tak. Włączałem Twittera i czytałem, jak mnie wyzywają. Po czasie przekonałem się, że nie warto.

Co cię tak uderzyło?

Dużo tego było. Wyzwiska. Że się nie nadaję, że powinienem wrócić do juniorów albo grać w czwartej lidze. Wiem jednak, że kibice, którzy tak piszą po nieudanym meczu albo wyzywają mnie na trybunach, później biją mi brawo, kiedy strzelą gola. Oczywiście takie ich prawo, ale to nie jest takie łatwe, jak się wszystkim wydaje. Dlatego wyciszyłem się z Twittera. Od czasu do czasu coś wrzucę, ale raczej skupiam się na czytaniu.

Może się mylę, ale sprawiałeś wrażenie gościa, który lubi taki typ presji.

Lubię presję meczu. Pamiętam, jak schodziłem na Legii. Cały stadion mnie wyzywał i zaśpiewali coś pod moim adresem. Nazywali mnie chujem, ale fajnie się z tym czułem. Wiedziałem, że im głośniej gwiżdżą, tym większy czują do ciebie respekt, a nawet się boją. Nie załamałem się, że 30 tysięcy mnie obraża. Nawet zacząłem klaskać, bo tak mnie to podbudowało. Takie sytuacje lubię, ale boli mnie, gdy nawet nasi kibice tak mnie traktują zamiast czasem dać wsparcie, które w trudnych chwilach jest bardzo potrzebne.

Mają wobec ciebie wysokie wymagania.

Do tego się przyzwyczaiłem. Wchodząc w wieku 16 lat rozpocząłem z wysokiego „c”. Narobiłem trochę szumu i oczekiwania mocno skoczyły. Potem przyszły wahania formy, dużo słabszych meczów i pojawiły się różne złe opinie na mój temat. Cóż, takie prawo kibiców.

Pojawiła się też opinia, że zostałeś zagłaskany przez media, bo taki hype zapanował po twoim debiucie. Też tak to odbierasz, że odwaliło ci między innymi od świetnych opinii?

Nie, akurat media nie miały na to wpływu. Wiedziałem, że dwa-trzy mecze – tym bardziej, że wchodziłem na końcówki – nie zrobią ze mnie super piłkarza.

To skąd ta sodówka?

Wpadłem w złe towarzystwo. Taki mam charakter, że za szybko ufam ludziom. Kiedy wszedłem do ligi, pojawiło się kilka osób, które koniecznie chciały być moimi dobrymi kolegami. Zaufałem im i wciągnęli mnie w pewne rzeczy, w które nie powinienem wchodzić. To oczywiście moja wina.

Czyli zacząłeś się bawić?

Były różne wyjścia i imprezy, nie będę oszukiwał. Może to wszystko przyszło za szybko. Byłem młody, trafiłem do świata dorosłych i koniecznie chciałem im dorównać. Chciałem być tacy jak oni, żeby mnie zaakceptowali. Trochę mnie poniosło, ale nie wstydzę się o tym mówić. Lepiej uczyć się na cudzych błędach niż swoich, ale teraz za późno. Najważniejsze, że wyciągnąłem wnioski.

Nawałka też na ciebie jakoś wpłynął, gdy dostałeś powołanie?

Powiedział, że tylko ode mnie zależy, czy będę w reprezentacji. I że muszę bardziej zainwestować w siebie, choćby pod kątem indywidualnego trenera. Wtedy droga będzie otwarta.

Jakie masz teraz podejście do swojej przyszłości? Coś się dzieje czy myśli o transferze całkiem odstawiłeś na bok?

W ogóle nie myślę teraz o wyjeździe. Czy się coś dzieje? Nic nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć. Jeżeli zagrasz jedną dobrą rundę i nastrzelasz goli, zainteresowanie pojawi się od razu. Wielu chłopaków wyjechało za dobre pieniądze po jednej rundzie.

Ciebie to nie interesuje?

Chyba nie, bo wiem, jaka jest przepaść między Ekstraklasą a choćby Bundesligą. Mnie interesuje tylko silna liga. Nie chcę wyjechać – powiedzmy – do Szwecji czy Norwegii. A po rozegraniu połowy dobrej rundy ciężko będzie mi się gdzieś przebić. Uczę się. Trener Urban sam był napastnikiem europejskiej klasy i daje mi bardzo dużo wskazówek. Czasem nawet kosztem błędu w trakcie meczu mówi: „nie wyjdzie ci raz, dwa albo trzy, ale za czwartym wypali i się czegoś nauczysz”.

Na przykład?

Szybkość reakcji i podejmowanie decyzji. W innych ligach gra jest szybsza. Nie ma czasu na myślenie, gdzie możesz zagrać.

O, to przy okazji zapytam o gola z Niecieczą – ładna bramka, ale piłka ci odskoczyła przy przyjęciu czy – w co sumie nie wierzę – faktycznie chciałeś tak uderzyć?

O tym mówię. Przy podejmowaniu decyzji – odskoczyła, ale od razu zdecydowałem, że strzelę i wpadło. Gdybym przyjął dobrze, mógłbym mieć obrońcę na plecach, wszedłby we mnie agresywnie i mogłoby nie wyjść. Źle przyjąłem, ale zmyliło nawet jego.

WARSZAWA 10.02.2016 SZKOLENIE DLA PILKARZY I PRZEDSTAWICIELI KLUBOW EKSTRAKLASY Z MEDIOW SPOLECZNOSCIOWYCH --- SOCIAL MEDIA TRAINING FOR FOOTBALLERS AND REPRESENTATIVES EKSTRAKLASA CLUBS IN WARSAW DAWID KOWNACKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

A propos tego transferu – jako dzieciak sam jeździłeś do zachodnich drużyn na testy czy tylko twoja mama sprawdzała różne miejsca i kluby w twoim imieniu?

Po pierwszych dwóch meczach w reprezentacji z Niemcami, kiedy strzeliłem pięć goli, rozdzwoniły się telefony. W wieku 15 lat polecieliśmy zobaczyć akademię Liverpoolu. Ale konkretna oferta przyszła później – z RedBulla Lipsk. Grali w trzeciej lidze, ale na trzy mecze do końca byli praktycznie pewni awansu.

To oni chcieli po ciebie przysłać samolot?

Tak. Dali nawet indywidualny kontrakt na stół, ale stwierdziliśmy, że to nie czas na wyjazd.

Nie kusiło mimo wszystko?

Tak mnie mama wychowała, że nie patrzę na pieniądze. Oferta była kilkanaście razy lepsza od tego, ile obecnie zarabiam w Lechu. Gdybym patrzył tylko pod kątem finansów, już dawno nie byłoby mnie w Poznaniu. Jeżeli mam zarobić duże pieniądze, to zarobię. Na razie chcę się wypromować i zdobywać tytuły z Lechem. Piątego maja mam też maturę, a kiedy były różne zapytania, zawsze mówiłem, że fajnie byłoby najpierw skończyć szkołę w Polsce.

Z czego zdajesz?

Matematyka, angielski, polski i rozszerzona geografia. Próbne zdałem spokojnie. Nigdy nie miałem problemów z nauką.

A jak z angielskim? Pytam, bo paru naszych ligowców odbiło się od Europy w dużej mierze przez brak znajomości języka.

Nie mówię perfekcyjnie, są niedociągnięcia, ale nie mam problemu z dogadaniem się. Ciągle chodzę na indywidualny angielski, ale w szatni też często z niego korzystam. Lubiłem np. spędzać czas z Barrym Douglasem. Skoro z jego akcentem dawałem radę – choć często musiałem dopytywać – to i za granicą bym sobie poradził. Podkreślam jednak: nie palę się do wyjazdu. Wychowałem się w Lechu i oferta musi przede wszystkim zadowolić klub, potem mnie.

Ktoś jeszcze się wybił z twojego rocznika?

W Polsce Filip Jagiełło i Michał Walski, którzy ostatnio mniej pogrywają w Zagłębiu i Pogoni. No i Bartek Drągowski. Ale wśród zawodników z pola to ja mam najwięcej meczów w Ekstraklasie.

To dlaczego tobie się udało?

Talent mam, ale – mimo że popełniłem kilka błędów – nigdy nie uciekałem od pracy. Uwielbiam to uczucie po ciężkim treningu. Na samym talencie długo nie pociągniesz. Kiedyś przedstawiano mi taką piramidę – w wieku 8-12 lat talent jest na samej górze, ale z każdym kolejnym krokiem widać go coraz mniej i wszystko uzupełnia praca. Pamiętam wasz wywiad z Grześkiem Krychowiakiem. Sam mówi, że praktycznie nigdy nie miał talentu.

Byłbyś w stanie wprowadzić sobie tak ascetyczny tryb życia jak on? Potrafiłbyś żyć aż tak jak maszyna?

Ciężkie pytanie… Trudno się przestawić od razu, z dnia na dzień. Już zmieniłem podejście, odżywianie i z czasem będę wprowadzał kolejne rzeczy. Może kiedyś dojdę do takiego momentu jak Krychowiak, że wszystko będzie na tip top.

Pogadajmy na koniec o meczu, który – jak podejrzewam – jest dla ciebie w pewien sposób specjalny. Nie przegiąłeś jakoś wyjątkowo z prowokacjami, ale mimo wszystko dałeś się zapamiętać kibicom Legii.

Mimo że pochodzę z Gorzowa Wielkopolskiego, jestem wychowankiem Lecha i wiem, że to nie jest mecz o trzy punkty, tylko o honor. Więcej punktów nie dostaniemy za zwycięstwo, ale to kwestia prestiżu. Do tego dochodzi cała otoczka i dogryzanie w mediach. Fajnie byłoby pokazać, że – mimo że zajmujemy piąte miejsce – jesteśmy zwyczajnie lepsi. W poprzednich bezpośrednich meczach też to pokazywaliśmy.

A jesteście lepsi?

Mamy kilka problemów, Legia zrobiła dobre transfery, ma dwie wyrównane jedenastki i duże indywidualności, ale nieraz bywało tak, że ludzie mówili, jaka to Legia jest wielka i ile zdobędzie w tym sezonie, a potem wygrywał Lech. Po porażce na Narodowym w Pucharze Polski wszyscy mówili, że się nie podniesiemy, w lidze dostaniemy srogie lanie. Przypisywano już Legii mistrzostwo. I co? Potknęliśmy się, Legia tego nie wykorzystała, ale to my wygraliśmy i zdobyliśmy mistrza. Czasem indywidualności nie przekładają się na drużynę. Może i Legia świetnie wygląda kadrowo, ale u nas jest paru zawodników, którzy mogą dłużej nie grać, ale potem wskakują do składu i odgrywają pierwszoplanowe role. Darko na początku rundy nie miał miejsca, a teraz strzela piękne gole. Ktokolwiek u nas zagra – jest jakość.

Przybijesz piątkę z Hamalainenem?

Przywitamy się.

A potem każdy w swoją stronę?

Dziwna sytuacja. Nie chodzi o to, że przeszedł do Legii. Mógł odejść, gdzie chciał. Dziwi mnie to, jak postąpił po tym, co mówił nam – swoim kolegom.

Czyli wam też mówił, że dla dobra rodziny chce wrócić do Finlandii?

Dokładnie. Cały czas. I o to mamy pretensje. Gdyby powiedział: „panowie, to końcówka kariery, chcę zarobić i dać przyszłość rodzinie, Legia złożyła świetną ofertę”, to nie byłoby takiego niesmaku. Kibice mieliby pretensje, ale my patrzylibyśmy z większą wyrozumiałością. Chodzi wyłącznie o brak szczerości.

Hamalainen chyba nie spodziewał się, że Legia może mu dać aż tyle.

Ale na dwa dni przed podpisaniem kontraktu, kiedy już pojawiały się takie doniesienia, mówił nam, że „nie wiem, wątpię, ciężka decyzja…”. Już wiedział. Spędził z nami trzy lata, mógł wziąć nas na kawę i wszystko wytłumaczyć, ale mówienie, że chce wrócić do domu, a potem przeprowadzka do Warszawy? Stamtąd jest bliżej? Ale to już przeszłość. W ogóle o tym nie rozmawiamy.

Pod ciebie Legia kiedykolwiek robiła podchody?

Kusiła kilku chłopaków z mojego rocznika, ale mnie nie. Prezes chyba wiedział, że jestem zbyt zżyty z Lechem i nie ma sensu próbować.

Z twojego rocznika do Warszawy przeniósł się Miłosz Kozak, ale potem kompletnie przepadł.

Chodziłem z nim do klasy w gimnazjum, liceum, razem graliśmy i spędziliśmy sporo czasu. Kiedyś nawet dzieliłem z nim pokój w internacie. Dla niego nie było miejsca, u nas zrobiło się wolne i przyszedł do nas na jakiś czas. Ciężki charakter.

Nie jesteście przyjaciółmi.

Nigdy nie byliśmy ani nie będziemy.

Czemu?

Różnica charakterów. Powiedzmy, że mamy inne podejście do paru spraw.

Widać, że goście nie znosisz.

Bez przesady. Po prostu za sobą nie przepadamy. Mamy kompletnie inny charakter. Ja zawsze byłem spokojny, nie było żadnych zastrzeżeń do mojego zachowania, a Miłosz miewał różne wybryki. Powiem tak: zawsze lubiłem ciężką pracę, ale kiedy widziałem, jak niektórzy podczas treningów zwyczajnie się obijają, to mnie po prostu denerwowało. Nie chcę jednak oceniać Miłosza. Wybrał drogę, jaką wybrał. Zdziwił mnie tylko wywiad, w którym powiedział, że zawsze marzył o grze w Legii. Może marzył.

Krystian Bielik stwierdził, że jego koledzy z Lecha mówili, że gdyby dostali propozycję z Warszawy, to przyjechaliby na rowerze. Zagranie pod publiczkę?

Ci, którzy patrzą na kwestie finansowe, pewnie by poszli. Liczę jednak, że większości zależy na Lechu. W Centralnej Lidze Juniorów dominujący rocznik to teraz 97/98. U nas gra większość z 99 i 2000, chyba tylko trzech z 97, a i tak prowadzimy. To pokazuje siłę naszej akademii i nie ma potrzeby przechodzić do Legii. Teraz zresztą szansę w pierwszym zespole dostał Kamil Jóźwiak. Mam nadzieję, że nie popełni takich błędów jak ja. Sam przeszedłem taką drogę i będę chciał mu pomóc.

I jaką dasz mu radę?

Żeby się nie podniecać po kilku niezłych zagraniach.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Weszło

Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City
Polecane

Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

redakcja
3
Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

Komentarze

0 komentarzy

Loading...