Reklama

Casual Friday. Jakich supermocy chcesz użyć w następnym meczu?

redakcja

Autor:redakcja

01 stycznia 2016, 11:20 • 22 min czytania 0 komentarzy

Który trener kazał zawodnikom przykładać do nogi meteoryt? Jaka gwiazda jest testem dla bramkarzy w Japonii? Jak wygląda balowanie w Kraju Kwitnącej Wiśni i z czym można tam pomylić kierunkowskaz? Kto opowiada o imprezach z Terrym i Ferdinandem, a gdzie można stracić portfel? Jakiego tematu nie można poruszyć w rozmowie z Japończykami i gdzie trzeba zakładać worek na głowę? O tym, a także o wielu innych ciekawych historiach opowiedział w cyklu „Casual Friday” Krzysztof Kamiński, bramkarz Jubilo Iwata, które niedawno awansowało do japońskiej Ekstraklasy.

Casual Friday. Jakich supermocy chcesz użyć w następnym meczu?

Jak było w ambasadzie?

Dostałem zaproszenie na spotkanie z ambasadorem Japonii, więc pojechałem porozmawiać. Fajnie było poznać jego spojrzenie na Polskę z perspektywy Japończyka żyjącego u nas. Chciał też poznać moje przemyślenia po roku w Iwacie. Zupełnie inna mentalność. Styl życia też. Po przyjeździe miałem problem z przestawieniem się. Wychodząc na ulicę, nie wiedziałem, czy budynek obok to sklep, czy fryzjer. Dezorientacja. Początkowo wszędzie prowadzili mnie za rękę, ale z czasem wszystko się unormowało. Japończykom w Polsce podoba się natomiast kuchnia, ale to działa w obie strony. Nie mogę się aż doczekać świąt, żeby odświeżyć sobie smak żurku czy schabowego. Przez cały rok surowa ryba.

Ostatnio jest moda na zdrowe diety. Siłą rzeczy się wpasowałeś.

Kuchnia japońska należy do najzdrowszych. Widać po samej średniej wieku w lidze. Goście mają 35-36 lat i grają pierwsze skrzypce. 37-letni Shunsuke Nakamura to jedna z największych gwiazd. Mają tu skłonność do dodawania piłkarzom super mocy rodem z anime i słyszy się, że facet połamał palce bramkarzowi. Potem mówią, że to niemożliwe, ale facet faktycznie ładuje z 30-40 metrów. Technika i siła. Wszyscy twierdzą, że Nakamura to najlepszy test dla bramkarza, ale nie tylko on bryluje w takim wieku. Matsui od nas też jest świetnie zakonserwowany. W Polsce nie był tytanem biegania, ale dawał przegląd pola i kreatywność. Na małej przestrzeni widział więcej. W Europie to bramkarze są wieloletni, a w Japonii rozkłada się to na wszystkie pozycje. O, albo Komano, który był z Matsuim na mundialu w RPA. Jest znany w Japonii, bo przestrzelił najważniejszego karnego w karierze i reprezentacja odpadła z mistrzostw. Ale wiesz – dla mnie takie dinozaury to żadna nowość. Przyszedłem przecież z Ruchu, więc ta średnia nawet spadła!

Reklama

30-latkowie to jeszcze nic. W Yokohamie FC dalej gra 48-letni Kazuyoshi Miura. To dopiero ewenement.

Bajka o Tsubasie to historia jego życia. Z tego, co mówią zawodnicy – bo sam przecież nie przeczytam w gazecie – trenerzy chyba nawet nie chcą na niego stawiać, ale to taka legenda, że kluby i sponsorzy naciskają na przedłużanie kontraktów. Zdrowotnie wygląda dobrze, nie łapie kontuzji, ale wiesz, co jest najlepsze? Gość baluje! Pytam chłopaków, na czym bazuje. Przecież musi się świetnie prowadzić. A oni: „no tak, ale trening to trening. W czym rzecz?”. W Ruchu niektórzy mówili, że coś ich ciągnie, to słyszeli: „okej, znasz organizm, to wypocznij”. W Japonii wręcz przeciwnie. Każdy robi to samo. Jest nawet zwyczaj, żeby zostać te 30-40 minut po treningu.

Na czym polega balowanie w Japonii?

Nie na tym, że się pije do upadłego czy kogoś wynoszą z rynku. Po prostu ktoś może posiedzieć do późna, popić, ale wrócić o własnych siłach. Możesz mieszkać w Osace, Kioto czy Fukuoce, ale wszystkich ciągnie do Tokio. Tam się dzieje najwięcej, a dojazd jest dogodny. Z najdalszego końca wyspy pociąg dojedzie w 4-5 godzin. Ogólnie technologia jest bardziej zaawansowana. Może nie ma jakichś kolosalnych różnic, ale w Polsce podgrzewany klozet wyda się fanaberią, a w Japonii to norma. Albo ten dystans ludzi. Nie to, że się boją, ale gdy o coś pytasz, to odpowiedzą: „tak” lub „nie” i to wszystko. W dialog nie wejdą.

Edi Andradina opowiadał mi, że zdarzyło się, że kogoś przypadkowo szturchnął na ulicy i…

… i oni sami go przepraszali.

Reklama

Dokładnie.

Non stop przepraszam i przepraszam. Na każdym kroku. Nawet gdy nic się nie dzieje, słyszysz ciągle te słowa. Ktoś zapyta o godzinę, ale przeprosi, że zadał pytanie. Nie możesz czegoś znaleźć w sklepie, to cię przeproszą, że nie położyli tego inaczej. W Tokio dogadasz się bez problemu po angielsku, ale Iwata to mniejsza miejscowość. Takie countryside. Wiele starszych osób, ale nawet u młodych słabo z językami obcymi. Pytałem nawet na początku o jazdę samochodem – bo w dużych miastach masz znaki w dwóch językach, ale jak będę jeździł po mniejszych? Okazało się, że nie ma problemu. Musiałem tylko zdać egzamin potwierdzający umiejętność jazdy. Gdybym nie miał prawka, byłby problem, bo egzamin jest dużo trudniejszy niż u nas. Przejechałem się tylko po placu manewrowym, takiej imitacji miasteczka. Szlabany, parkingi. Wziąłem jednak kilka lekcji, bo kierunkowskaz jest po drugiej stronie i zdarzało się włączyć wycieraczki. Albo jadę z bratem i jego żoną do Tokio, rozglądam się, bo nie wiem, gdzie jechać, nie zauważyłem czerwonego światła i natychmiast wyskoczył gość zza rogu. Dame, dame! Nie wolno! Ale zobaczył z tyłu trzech obcokrajowców i nas puścił.

12469797_10203944137604061_160295923_o

Proste pytanie – na ile radzisz sobie z normalnym życiem?

Japonia to jedno z fajniejszych miejsc do życia. Nie jest tak, że wracam z treningu i czekam na następny. Jest tyle miejsc do zobaczenia, tyle rzeczy do spróbowania… Obrzędy, religia. Można się zamknąć w domu, odpalić PlayStation lub seriale, ale wachlarz możliwości jest ogromny. Wolę to chłonąć. Po przyjeździe sami od razu pytali o Lewandowskiego i Szczęsnego. Znacie się? Jesteście kolegami? Teraz mają otworzyć bezpośrednie połączenie Polski z Japonią, ale Japończycy przy podróżach patrzą przede wszystkim na bezpieczeństwo. Ciągle słyszą, że w Europie zamachy i wyrabiają sobie zdanie. Pamiętam, że przed sezonem mówiło się o wyjeździe na obóz do Turcji, ale – widząc, co się dzieje – wycofali się. Komfort przede wszystkim. Nawet w banalnych sprawach – idą na zakupy, wkładają duże portfele do tylnej kieszeni, wystaje trzy czwarte, wchodzą do sklepu, wrzucają do koszyka i robią zakupy. Sam się przyzwyczaiłem, teraz wracam, wchodzę po warzywa do Auchan i dziesięć minut później: kurwa, gdzie portfel? Na szczęście udało się zablokować karty.

Jak wygląda twój normalny dzień w Japonii? Różni się czymś od Polski?

O dziesiątej zwykle mamy trening. Można wpaść 15 minut wcześniej, ale są też tacy, którzy wpadają o siódmej prosto z łóżka i jedzą śniadanie w klubie. Mamy jednego „księcia Iwaty”, który lubi poimprezować. Przyjeżdża najpóźniej, potem się szybko uczesze, przebierze i gotowy.

Zauważyłem, że w Japonii nie ma problemu, żeby mówić o imprezach – naprawdę tam każdy wychodzi z założenia, że wszystko jest dla ludzi?

Jeżeli widzą, że się starasz i nie przestoisz meczu, to nie ma najmniejszego problemu. Sam się zdziwiłem, gdy gość w wywiadzie powiedział, że pali i pije. Jest singlem, to może i nikt nie będzie miał pretensji. Wiedziałem, że gość ma takie podejście, ale że przyzna to tak open do kamery?! Nie ma w Japonii takiego ciśnienia jak w Polsce. W Ekstraklasie kibice robią świetną atmosferę, ale przegrasz drugi-trzeci i mecz i zaczyna się gorąco. W Japonii wygrasz, jesteś fajny, przegrasz – tak samo. Kiedy nie mogliśmy wygrać czterech meczów u siebie i zaczęły się gwizdy, to chłopaki patrzyli po sobie: o co im chodzi?

Doczekałeś się przyśpiewki na swoją cześć. Złapałeś od razu, o co chodzi?

Po treningach kibice ustawiają się pod linią boczną i mamy obowiązek przejść, zrobić zdjęcie i pogadać. Zaczepia mnie gość i puszcza na telefonie, jak w trójkę z kolegami coś śpiewa. Wydawało mi się, że po japońsku, więc mówię: „fajnie, fajnie, super”. Zbiliśmy piątkę, dałem podpis i poszedłem do bazy. A potem słyszę to na meczu! Wszyscy śpiewają: „Kamiński, idź do niego!”. Potem mi powiedzieli, że puścili do translatora „let’s go, Kamiński” i wyszło coś takiego. Ale to jest fajne! Oni naprawdę się starają, choć czasem wychodzą straszne kwiatki. Nawet listy piszą do mnie po polsku, a potem czytam i nie wiem, o co chodzi. Składnia japońskiego jest zupełnie inna i translator czasem nie złapie. O, albo nie ma bramkarza, tylko coś w stylu stróża. Słowa bardzo nacechowane emocjonalnie. Podchodzi dziennikarz po treningu i pyta: jakich supermocy chcesz użyć w następnym meczu?

To wpływ mangi, anime i tych wszystkich kreskówek typu Dragon Ball?

Chyba tak. Wpadło mi do głowy, że jeżeli mój brat będzie dobrze grał, to będę czerpał z tego energię i będziemy się wzajemnie nakręcać. Co innego miałem powiedzieć? Dużo jest tego Dragon Balla. U nas oglądają to w podstawówce, może w gimnazjum, a tu cały przekrój społeczeństwa. Siedziałem raz ze starszym małżeństwem. Brazylijczyk i Japonka. Z ciekawości zapytałem, czy znają tę bajkę. Tak się ożywili, jakbym poruszył niesamowicie emocjonujący temat i zaczęli wypytywać o kolejne! Z kolei o Yakuzie nic nie powiedzą. Gdy zapytasz o mafię, nawet żartobliwie, to nie wiedzą, o co chodzi. Nikt nic nie wie. Lepiej nie mówić. Sam jednak żadnego niebezpieczeństwa nie odczułem. Nawet gdy Natalia szła do sklepu po 23, bo zabrakło cukru, to nie było problemu.

12470844_10203944136964045_299634711_o

A trzęsienia ziemi?

Przeżyłem, ale w Chorzowie! Mówiąc serio – pamiętam te tąpnięcia i ciekaw jestem różnicy. Kiedy było trzęsienie w mojej okolicy, akurat graliśmy na wyjeździe. Widziałem tylko w wiadomościach, że asfalt pękał i lampy się bujały.

W jakich warunkach mieszkasz? Klub dał ci mieszkanie?

Miałem mieszkać w Hamamatsu, ale trafiło się fajne mieszkanie w Iwacie, więc tam się rozłożyłem. Komunikacja jest jednak na takim poziomie, że jeżeli będę chciał, to w godzinę jestem w Tokio, a za trzy w Osace. Od Australii jest godzina różnicy w strefie czasowej. Na Hawaje też można błyskawicznie dolecieć. Nie byłem jeszcze tylko na Okinawie, czyli japońskich Hawajach, ale kiedy tylko mogę, staram się gdzieś jechać. W Iwacie traktują mnie jednak jak swojego, bo nigdzie na stałe się nie wyprowadziłem. Jak maskotkę. Początkowo ciągle ktoś podchodził, a teraz zwykle skiną głową lub machną ręką tak, jakby się ze mną obyli.

Miałeś duże wątpliwości przed wyjazdem czy zmęczyłeś się polską piłką, Chorzowem i potrzebowałeś takiego całkowitego oderwania?

Kończył mi się kontrakt z Ruchem i… sytuacja była, jaka była. Czyli nie wiadomo co dalej. Można się było spodziewać, że klub będzie się ślizgał po licencjach, bo tak funkcjonują od lat. Niby pojawiały się jakieś opcje, ale bez konkretów. Ciągle słyszałem, że ktoś tam, coś tam, gdzieś tam. „Podobno chcą”. Oferta z Jubilo leżała jednak na stole. Powiedziałem, że się zastanowię, ale rodzina była sceptyczna. „Nie no, tak daleko? Dlaczego Japonia? Wszędzie grają w piłkę, to musisz jechać tak daleko?”. Zacząłem też traktować to serio, bo widziałem, że faktycznie mnie chcą. Przedstawili cały projekt, jak ten sezon ma wyglądać i tak się faktycznie zakończyło. Cel, czyli awans, zrealizowany. A co do transferu – rozpocząłem przygotowania z Ruchem, ale trzy dni później byłem w samolocie do Japonii.

Jubilo Iwata to nazwa znana bardziej zapalonym kibicom – ty coś wiedziałeś na ten temat?

Kojarzyłem tylko, że jest taki klub. Poczytałem i zaczęło to na mnie robić wrażenie. Liga w obecnym formacie co prawda powstała dopiero w 1993 roku, ale Jubilo to klub o wielkiej renomie. Zdobyli Azjatycką Ligę Mistrzów i kilka tytułów w Japonii.

Dlaczego oni w ogóle spadli?

Mieli nazwiska, ale starsi zawodnicy nie dawali już takiego zęba. Doświadczenie okej, ale gdy trzeba było dać z wątroby, czasem czegoś brakowało. Już sezon wcześniej grali o utrzymanie, co było pierwszym sygnałem. Po spadku doszło jednak do trzęsienia ziemi. Najstarszy rocznik pokończył kariery, wielu trafiło do sztabu i zmieniono pogląd na funkcjonowanie klubu. Wcześniej były kominy płacowe, a teraz wszystko jest wyrównane. Chcą funkcjonować normalniej. Mają możliwość ściągnąć kogoś dużego, ale patrzą na całokształt. Nie wystarczy ktoś na rok-półtora. Wszystko ma się zazębiać.

Nie obawiasz się, że po awansie ze względu na limity obcokrajowców twoja pozycja może zacząć słabnąć?

W klubie może grać trzech obcokrajowców plus Azjata spoza Japonii. Pomyślałem, że będą chcieli ściągnąć ofensywnego z nazwiskiem. Potem jednak moja pozycja na tyle się umocniła, że dziś nie mam z tym problemu.

Jesteś aż tak pewien?

Jestem, a dodatkowo upewnia mnie trener. Wiadomo, że on może się zmienić, ale dyrektorzy otwarcie mówią, ze jestem ważnym ogniwem. Usłyszałem, że ten sezon nie wyglądałby tak, gdyby ktoś inny przyszedł na moje miejsce.

Możesz powiedzieć, że rozegrałeś sezon życia?

Mam nadzieję, że taki dopiero nadejdzie, ale myślę, że ten awans to mój największy sukces. Miałem w nim duży udział. Nie zagrałem tylko jednego meczu.

Do kiedy masz kontrakt?

Jeszcze dwa lata. Trwają rozmowy i na pewno chętnie rozważę przedłużenie.

12463485_10203944136884043_1941334017_n

Faktycznie załatwiłeś też transfer bratu?

Tak się utarło, ale to nie tak, że załatwiłem. Zapytałem tylko Tomka Drankowskiego, mojego agenta, czy mogliby pomyśleć o jakichś testach. Gdy brat przyjechał mnie odwiedzić, pojawiła się taka opcja, podpisał kontrakt i został.

Jak sobie radzi?

Podpisał na pół roku, żeby się spróbować. Myślę, że chciałby więcej grać. Początkowo nadrabiał zaległości, zaczął występować, wyglądał fajnie, ale potem trener zmienił koncepcję. Zobaczymy, jak będzie.

Niezłą reklamę zrobisz Japonii wśród polskich piłkarzy tym wywiadem.

Z perspektywy czasu – polecam każdemu. Wcześniej zawodnik słyszał „Japonia”, to myślał: „egzotyka”. Może rzucę trochę innego światła i jeżeli ktoś dostanie ofertę – czego wszystkim życzę – to pomyśli o tym dłużej? Wszędzie można się rozwijać. Jeśli ktoś myśli, że przyjedzie tu skasować i tylko sprawdzać konto, to się myli. Może i będzie kasował, ale zaraz skasują jego samego. To nie jest liga, w której emeryci tylko świecą nazwiskiem. Weźmy sam mikrocykl treningowy… W poniedziałek w Polsce, kto ma problem z mięśniem, ten dostaje terapię ulgową. Ciągnie cię czwórka? Idź się masować, znasz swój organizm. Tutaj terapia szokowa. Opór na maksa. Okres przygotowawczy tak samo – przepaść. W Polsce trener przychodzi i mówi, że biegamy, to ktoś zażartuje, że „jak to, znowu bieganie?”, a ci od razu siadają. Raz zapytałem któregoś, czy jest zmęczony. Spojrzał tylko na mnie: „Zmęczony? Boli, to ma boleć. W tym okresie zawsze boli”.

Sama druga liga japońska nie brzmi zbyt poważnie, a jak ty ją odbierałeś z boiska? 

Nie odbierałem jako ligi podwórkowej, że drużyna A gra z drużyną B i niech sobie kopią. Pełen profesjonalizm. Jeden-dwa mecze są transmitowane, ale wszyscy skupiają się na J1. Wkrótce się przekonam, jaka jest różnica.

Piłkarz J1 cieszy się tam statusem narodowej gwiazdy?

Ewentualnie Japończycy albo obcokrajowcy, którzy zostali ściągnięci z głośnym nazwiskiem. Jeżeli ktoś buduje pozycję od zera, pewnie może do tego dojść, ale pamiętajmy, że bramkarz jest mniej efektowny i medialny. Większość mówi o napastnikach. Tu ogólnie jest bardzo wielu Brazylijczyków. Kiedyś w Japonii było przeludnienie i ojciec mógł zapisać ziemię tylko pierwszemu synowi. Rząd podpisał więc porozumienie z Brazylią, żeby kolejni dostawali ziemie pod uprawę właśnie tam, bo było jej pod dostatkiem. Ci ludzie po którymś pokoleniu, wymieszani z Brazylijczykami, zaczęli wracać. Tym, którzy przyjeżdżają teraz łatwiej się odnaleźć. Brazylijska kuchnia – podobnie jak polska – jest ciężka. Mają jednak miękkie lądowanie, bo powstało wiele brazylijskich pubów, restauracji i nie muszą ciągle jeść surowej ryby.

Muszą się też dostosować do punktualności, której Japończycy przestrzegają aż do bólu.

Gdy wyjeżdżamy na mecz, czeka nas rozpiska co do minuty. 8:03 – zejście, 8:07 – oddajesz pranie. Pierwsze spóźnienie – 5 tysięcy jenów, czyli 150 złotych. Potem 10 tysięcy i kolejne razy dwa. W czasie wolnym rób, co chcesz, ale w klubie musisz się dostosować do reguł. Nie możesz wyjść poza ramy. Jeżeli pociąg masz o tej godzinie, to nie ma opcji, żeby wyjechał minutę później. Punktualność pociągu wymusza punktualność zawodników. Wszystko się zazębia.

12442739_10203944137444057_2024788279_n

Jak na ten moment funkcjonujesz w szatni? W jakim języku się dogadujesz albo mówiąc wprost – na ile ogarniasz, co tam się w ogóle dzieje?

Osłuchałem się z językiem i łapię kontekst rozmowy. Gdy o coś pytają, wiem mniej więcej, o co chodzi. Mamy do dyspozycji dwóch tłumaczy, ale rozmawiamy głównie po angielsku. Członkowie sztabu medycznego byli na stażach w Stanach i płynnie się dogadują. Brazylijczykowi przekładają natomiast na portugalski. Czasem jest tylko problem z żartami. Japończycy mają inne poczucie humoru. Nie ma wbijania szpilek czy smarowania bokserek rozgrzewającym żelem. Raczej są fanami kabaretów i przenoszą je do szatni. Gość udaje na scenie jakiegoś baseballistę, ich to autentycznie śmieszy i utrwala się w świadomości. Potem przytaczają to w drużynie.

Nie masz prawa tego rozumieć. Ciężko się wbić w taki kontekst kulturalny.

Czasem na koniec treningów gramy typowo zabawową gierkę i kto przegrywa, ten robi występ przed trybuną z kibicami. Wtedy, właśnie w tych scenkach, nawiązują do kabaretów. Ci płaczą ze śmiechu, ja patrzę na Jaya, Jay na mnie, ja na Adę, a Ada się śmieje, bo to Brazylijczyk i wszystko go śmieszy. Potem tłumacz nam to przekłada i… okej, ale co w tym zabawnego? Zanim przyjechałem do Jubilo, pracował tam brazylijski trener. Bywało, że lubił pożartować, ale opowiadał kawały typowo brazylijskie. Tłumacz przekładał to bezpośrednio, szatnia czeka na puentę, a puenta była już dawno. Cisza. No to następnym razem inny żart. Tłumacz przekłada po swojemu, żeby Japończyk zrozumiał, ale trener już się osłuchał z językiem i widział, że coś nie gra. „Co ty robisz? Ja tego nie powiedziałem!”. Ale głupio gościa poinformować, że musiał zmienić puentę, bo jego żart był nieśmieszny. Różnica w komunikacji. Czasem śmiejemy się z Matsuiego, że to dziadek. Takie proste rzeczy, ale to akurat łapią.

Jak w tym wszystkim odnajduje się Bothroyd, otrzaskany z kulturą angielskich szatni?

Raz w miesiącu mamy spotkania drużynowe, kiedy wszyscy idziemy do szatni. Jay opowiada, że po meczu gdzieś wyszedł z Ferdinandem czy Terrym, a ostatnio dzwonił ten lub tamten, a wszyscy z otwartymi ustami. Fajnie, opowiedz coś jeszcze! Często spotykamy się z Jayem, ale rzadko we dwóch. On bierze dzieci, siostrę, żonę, ja Natalię, siedzimy w dziesiątkę, a dzieciaki latają i rzucają Pokemonami. Często jest też z nami tłumacz, który funkcjonuje jak zawodnik – nie ma dystansu.

12460045_10203944138884093_1552224605_n

Z Matsuim jak się dogadujecie?

Cały czas mówi, że brakuje mu Sopotu!

Jego żona nie jest przypadkiem japońską celebrytką?

Jest. Aktorka. Wszędzie jej pełno w reklamach i dziś jest nawet bardziej znana niż Matsui. To on jest mężem słynnej żony. Ale czasem zdarzają mu się zachowania typowe dla sławnych osób w Japonii. Ktokolwiek cieszy się choć minimalną popularnością, zakłada maseczkę na twarz. U nas to nie do pomyślenia. Założysz kaptur, to policja cię zatrzyma, bo nie mogą cię zidentyfikować, a tutaj wszyscy na lotnisku w maskach to norma. Matsui mówi, że z popularnością bywało ciężej, ale dziś ma bardziej europejski styl bycia. Rzuca „naszymi” żartami i jest łącznikiem. Kiedy Japończycy ustalają spotkania, bierze pod uwagę, że Europejczyk może mieć inne podejście i zastanawia się, jak to odbierzemy. Nakłada taki filtr. Jest buforem.

Nauczył cię, żeby się kłaniać się starszym?

Młodzi na kontraktach juniorskich do wszystkich zwracają się „san”. Nawet do mnie, choć zawsze mówię, żeby dali spokój. Ale nie przekonasz ich. To zakorzenione w mentalności. Idą pod prysznic dopiero, kiedy wszyscy wyjdą. Boją się cokolwiek zrobić. To w sumie zabawne, kiedy ktoś okazuje taki respekt osobie o rok starszej.

exBj9QRKtóre nawyki japońskie najbardziej cię zszokowały?

Wchodzę do klubu, zaglądam tu i tam, a nagle gość przestraszony, że w ogóle musi zwrócić mi uwagę, mówi, że muszę ściągnąć buty. Pamiętam materiał Rosłonia o Szczęsnym oraz Fabiańskim i w Arsenalu – Wenger w końcu pracował w Japonii – chyba też tak jest. Ukłon w stronę sprzątaczek. Pamiętam szatnię jesienią w Ruchu. Wychodziłeś wykąpany, a zaraz znowu byłeś brudny, bo cała podłoga uwalona. W Japonii masz strefę, gdzie panuje syf, ale obok jest wręcz sterylnie. Nawet w klapkach nie możesz pójść w niektóre miejsca. Obowiązują też strefy ciszy, gdzie możesz się porozumiewać tylko szeptem. No i słynne prysznice. Zanim wyjechałem, czytałem wywiad ze Świerczewskim lub Frankowskim. Dziwili się, że wchodzą pod prysznic, a tam wszyscy na siedząco, bo uchwyt do pasa. Siłą rzeczy musisz siąść na taborecie, żeby się opłukać. Teraz jest już wybór. Moja dziewczyna miała też ciekawą przygodę w sklepie z odzieżą. Zanim kobiety przymierzą koszulkę, muszą założyć worek, by nie ubrudzić makijażem. Zdarza się też – choć to nie reguła – że nie przymierzysz t-shirtu, bo możesz być spocony. Kupujesz na oko, ale potem możesz zwrócić. Ciekawie bywa też w hotelach – wybierasz styl japoński lub europejski. W pierwszym wchodzisz do pokoju i masz na łóżku rozłożoną piżamę. Wszyscy tak chodzą po budynku. W europejskim też jest taka możliwość, ale nie obowiązek.

Przed sezonem mieliśmy szkolenie z komunikacji. Przyjechała kobieta z lokalnej federacji. Japończyk dogada się z Japończykiem bez słów, ale z Europejczykiem niekoniecznie. Problem pojawia się, gdy myśli po japońsku, a mówi po angielsku. W federacji zauważyli ten kłopot i prowadzą specjalne szkolenia, by to naprostować. Niezłe tam były kwiatki. Siedliśmy z Adą i Jayem z tyłu, bo z rozmowy babka wywnioskowała, że nie mamy problemu, a Japończyków przepytywała na zasadzie: in the picture I can see. Jest obraz, na nim małe dziecko. Co widzisz na obrazku? Dziecko. Nie powie, co dziecko robi, ani gdzie jest. Po prostu dziecko. Więcej nie trzeba. Tacy są Japończycy, ale w normalnej komunikacji trzeba czasem coś umiejscowić. Mają problem z opisywaniem przestrzeni, ale i samym językiem. Bo skoro sam nauczyciel sobie z tym nie radzi, to jak ma to opanować uczeń?

Na logikę wszyscy powinni tam mówić po angielsku. Choćby ze względu na te wszystkie technologie.

Dlatego nauczyciel angielskiego to jeden z popularniejszych zawodów Polaków mieszkających w Japonii.

CUfBkUtVEAAmlMp

Zostawmy na moment Azję – nie czujesz się trochę niespełniony w Polsce? Waldemar Fornalik mówił, że będziesz bramkarzem na lata. Słabsi utrzymywali się w Ekstraklasie znacznie dłużej.

Nie kończę kariery, żeby mówić, że jestem niespełniony. Prędzej czy później wrócę do Polski. Książka jest jeszcze do napisania. Okres w Ruchu mógł jednak wyglądać lepiej. Pamiętam debiut na Legii w Pucharze Polski. Potem złapałem ostatnie mecze w lidze. Spadliśmy, ale utrzymaliśmy się dzięki Polonii Warszawa. Wtedy mogłem lepiej się spisać. Mogłem grać, a nie wypaść ze składu. Taki zarzut mogę skierować w swoją stronę.

Z drugiej strony nie jesteś typowym produktem akademii i możesz się cieszyć, że w ogóle trafił się Ruch.

W wieku 18 lat szedłem do czwartej ligi. Z perspektywy czasu – widząc, że 17-latkowie wchodzą do Ekstraklasy i odgrywają w niej ważne role – zastanawiam się, jak mogłem myśleć, że mi się uda? Miałem kupę szczęścia. Otwierały mi się kolejne drogi i podejmowałem trafne decyzje. Ostrołęka, Siedlce, Płock, potem Chorzów. Chciałem nawet zostać w Wiśle, ale się nie utrzymaliśmy. W przeciwnym razie nie poszedłbym do Ruchu. Tam walczyłem prawie przez cały sezon, żeby móc pojechać na mecz. Matko Perdijić i Michal Pesković mieli mocną pozycję. Po debiucie zrobiło się głośno i to chyba mnie przystopowało. Zastanawiałem się, co mogę więcej zrobić. Może nie popadłem w samouwielbienie, ale na chwilę się zagubiłem. Życie szybko mnie zweryfikowało. Ławka i znowu walczysz o swoje.

Pochodzisz z okolic Warszawy – nigdy nie było tematu gry w Legii lub Polonii?

Gdy zaczynałem w Łomiankach, przewinął się temat Polonii. Trenerem był Libor Pala ze swoją słynną metodą – bierzemy zawodników od 1,80 metra. Potem popracowałem z nim w Płocku i… potwierdzam, że facet to ewenement. Zawodnik złapał kontuzję, mocne zbicie, nic poważnego, ale czasem się ciągnęło. Jeden tydzień, drugi, a trener podirytowany. W końcu przyniósł kawałek meteorytu i z tekstem do chłopaka: „jak to ci nie pomoże, to kłamiesz, a jak zgubisz, to się w życiu nie wypłacisz”. I wiesz co najlepsze? Gość chodził z meteorytem przyklejonym do nogi, żeby trener się nie przyczepił! Innym razem zawodnicy mieli się położyć na plaży, żeby czerpać energię z fal morskich. Albo siedzimy w małym baseniku i Pala opowiada, że kiedy jest pełnia, to czerpie energię z księżyca. Albo o lewatywach, które sobie robi. Przy tym choleryk! Mieliśmy grać z Polonią Bytom i ktoś rzucił temat, że Wisła Kraków interesuje się Kamińskim. Zwykła plotka. Ale przegrywamy 1:2 po golach Świerczoka i trener do mnie: „a ty co, kurwa, już w Krakowie jesteś?!”. Nawet nie sprawdził, czy to prawda! Mnóstwo jest tych historii. Gdybyśmy usiedli z chłopakami, to tarzałbyś się ze śmiechu. Niemożliwy typ.

seVk731Jak wy to wytrzymywaliście?

Mieliśmy fajną atmosferę. Kiedyś Pala wymyślił kolejną taktykę, która kompletnie się nie sprawdzała. Nie było go akurat, więc przyszedł trener bramkarzy i mówi: „wy go, kurwa, nie słuchajcie! Grajcie swoje! Grajcie, co chcecie, a jak wygracie, to zobaczycie, że powie, że sam to wymyślił”. I tak było! Wygraliśmy, a gość opowiadał, że pracował nad taktyką przez cały tydzień. O, albo przegraliśmy na otwarcie nowego stadionu w Gliwicach. Cały mecz się broniliśmy, weszli rezerwowi, a mieliśmy krótką ławkę. Trzy punkty w garści, ale uciekło. 1:2, jakoś na styku. Prezes wchodzi do szatni podziękować za heroiczną walkę, a trener do niego: „mówiłem, że nie mamy ławki! Cieszę się, że przegraliśmy!”. A to przecież nie byle kto, tylko legendarny Dmoszyński. Ale Pala to Pala. Dziś chyba siedzi w Libanie, co?

Na pewno tam był, ale nie mam pojęcia, gdzie jest teraz. A ty czemu ostatecznie nie trafiłeś do tej Polonii lub Legii?

Do Legii też była możliwość. Chodziłem niedaleko stąd do liceum im. Baczyńskiego na Rozbracie. Potrenowałem parę dni z Młodą Ekstraklasą, ale postawili warunek, że muszę zmienić szkołę na taką, gdzie mieli swoich zawodników. Miałem rok do matury i rodzice się postawili. Kiedy już byłem w Ostrołęce, też pojawił się temat Legii. Trenowałem indywidualnie z Dowhaniem. Była aprobata, ale gdy prezes usłyszał słowo „Legia”, krzyknął kwotę nie do przeskoczenia. Pojechałem więc na testy do Polonii. Krzyknął mniej, ale też się nie dogadali. Koniec końców przeszedłem do Wisły Płock za 30 tysięcy złotych. Od Legii chciał 200, a od Polonii 100-150.

Nie czułeś się zrezygnowany, że wypadły dwie najpoważniejsze opcje?

Byłem z dwa razy na starym stadionie Legii, ale nigdy nie czułem się zagorzałym kibicem. Po treningach z Młodą Ekstraklasą zauważyłem, jak tam funkcjonują. Byli spokojni goście jak Koziara. Przychodził, ściągał okularki, siadał w kącie i czekał aż się trening zacznie. Ale byli też inni. Przychodzi któryś – nie pamiętam nazwiska – i do kolegi z drużyny:

– Poznajesz?!
– Co się stało?
– Poznajesz?!
– Ale co?
– Przypatrz się!
– ?
– Zmieniłem fryzurę.
– I?
– I kurwa, jak Usher wyglądam!

Tacy goście. Dwa bieguny. Może przez to, że ja grałem po wioskach i zaściankach, nauczyłem się normalności i mieć dystans do tego, co robię. Nigdy nie uważałem siebie za pana piłkarza. W Ruchu klimat był już inny. Tam atmosfera trzyma klub, bo – bądźmy szczerzy – fundamentów organizacyjnych raczej nie ma.

Spłacili cię?

Nie wiem, czy chodzi ktoś taki po ziemi, kogo Ruch spłacił całkiem. Jak się uda, to będzie fajnie. Jak nie, to… cieszę się z Japonii. Słyszałem opinie chłopaków, którzy grali w Chinach. Skreślasz kolejne dni. Przyjdzie przelew, to do jutra chodzisz z uśmiechem, ale zaraz przypomnisz sobie, gdzie jesteś. Tam podobno nie ma nawet sanepidu, żeby sprawdzić czystość restauracji! A jak jeszcze nie grasz, to już w ogóle masz wątpliwości, czy nie tracisz czasu. Japonia jest zawsze inna. Płacą też sumiennie na czas. Boisko nie dokłada mi problemów, a życie też jest przyjemne.

12460013_10203944136524034_1873682046_n

Fajne w tym wszystkim jest to, że – mimo gry w egzotyce – możesz się poczuć idolem. Wielu piłkarzy grających w Ekstraklasie nigdy tego nie zazna.

Kiedy kupiłem samochód, zauważył to któryś z kibiców i dzień później przyniósł mi… resoraka. Inny przyniósł sake, bo to jego ulubiona i chciał, żebym spróbował. Wygrałeś? Dostaniesz nagrodę. Przegrałeś? Dostaniesz nagrodę pocieszenia. Masa portretów, wachlarzy, innych pamiątek. Urodziny? Wychodzisz z treningu obładowany siatami. Dwa dni przed wyjazdem na mecz decydujący o awansie kobieta przynosi mi szampana i mówi, że ucieszy się, jeśli będziemy mogli go otworzyć. Jeden z droższych trunków, leją się nim na Grand Prix! Albo dzieciak daje siatkę słodyczy za tysiąc jenów. Chłopak wydał kieszonkowe po to, żebym się ucieszył, bo przecież bym tego wszystkiego nie zjadł!

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Najnowsze

Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Weszło

Inne kraje

Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Szymon Janczyk
28
Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?
Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]
Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
10
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...