Reklama

Neymar w ataku z… Arakiem?! To możliwe już za tydzień

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

07 listopada 2015, 19:07 • 13 min czytania 0 komentarzy

Piękny nałóg! Tak w pierwszej kolejności o Football Managerze mówią polscy dziennikarze. Grze, która wywracała nie jeden światopogląd do góry nogami. Grze, w której wstydu – będąc marnym menedżerem – najadł się Alan Shearer. Kiedy legendarny snajper postanowił swego czasu zmierzyć się online pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem – dostał straszne baty. Rywal napisał mu wtedy: „Nie masz wstydu, kiedy podpisujesz się personaliami takiej legendy!”. Shearer… zmienił później swój nick.

Neymar w ataku z… Arakiem?! To możliwe już za tydzień

Przepytaliśmy jedenastu ludzi mediów o własne doświadczenia z legendarną serią tuż przed premierą tytułu FM 2016 i poprosiliśmy o ich jedenastki wszech czasów. W jednym składzie znajdziemy Jakuba Araka z Neymarem, w jeszcze innym Rio Ferdinanda z Radosławem Kałużnym.

Michał Pol (Przegląd Sportowy)

Moja ulubiona edycja to sezon 2000-01. Jeszcze bez boisk, bez kulek, a co dopiero mówić o 3D. Same napisy, za którymi ledwo nadążałem jak przyśpieszałem tempo rozgrywki. Moją ulubioną drużyną był West Ham United z takimi gigantami jak Kanoute, Ferdinand, Defoe, Carrick, Repka czy Joe Cole. Pamiętam, że zawsze z wolnego transferu dorzucałem sobie jeszcze Taribo Westa. W pierwszym sezonie zwykle kwalifikowałem się do Pucharu UEFA i powoli rosłem w siłę. A, wiadomo – zawsze należało brać tercet gigantów ze Szwecji:  Tontona Zolę Moukoko, Stefana Ishizaki i Kennedy’ego Bakircioglu. Z nimi ekipa była… zajebista!  Później najdłużej katowałem FM 2007. Byłem tym tak przesiąknięty, że kiedy robiłem wywiady, miałem na końcu języka: „Ale pan u mnie wymiatał w FM!”. Jakoś się powstrzymywałem. Na przykład przy Nickym Barnbym, który pojechał z Anglią na mundial w 2002 roku.

Fajne, jak gra przeniknęła do rzeczywistości. Wiem, że kogoś teraz zaskoczę, ale nawet Jerzy Engel zaglądał do bazy danych! Wszystko przed mundialem w Korei i Japonii. Nie mogę zatem potwierdzić, że grał, ale jakieś rozeznanie w talentach miał. Kapitalna była przed laty konferencja prasowa Rafała Ulatowskiego, maniaka FM-a. Człowieka, który pomagał w researchu piłkarzy z Wysp Owczych, bo w końcu przez pewien czas tam mieszkał. Trochę podkręcił im staty, bo w dziesiątym sezonie warto było się zaopatrzyć w kilku reprezentantów tego kraju. Ale do rzeczy – Rafał przyjechał z Zagłębiem Lubin na mecz w Kielcach. Już na nowym stadionie. Do przerwy 0:2, ale wpuścił Pawłowskiego, który wyprowadził to jakoś na 3:2. Szymon zdobył dwie bramki, dorzucił asystę. Ulatowski powiedział później słowa, które prawdopodobnie na sali zrozumiałem tylko ja: – „Magic by manager”! A był to naturalnie cytat rodem z gry, kiedy samemu odwracało się losy spotkania przez wprowadzenie kogoś z ławki.

Reklama

Zaznaczę jeszcze jedną rzecz – nigdy nie pchałem się do klubów z absolutnego topu. Dopiero ewentualnie przyjmowałem lukratywne oferty jak już ugruntowałem pozycję „mojego” West Hamu. Kiedy trząsłem całą Europą paczką z Upton Park, dopiero wtedy byłem gotowy przyjąć ofertę Milanu czy Realu. Wtedy naturalnie wszystko stawało się łatwiejsze, bo nie zawsze było mi łatwo sprowadzić do „Młotów” grajka pokroju Klaasa-Jana Huntelaara, który w dodatku kosztował z 15 baniek euro…

pol

***

Mateusz Święcicki (Wirtualna Polska, Eleven Sports Network)

Z Championship Managerem było u mnie jak z pierwszym drinkiem u Humphreya Bogarta: poczułem jakbym odnalazł eliksir życia. Dokładnie pamiętam dzień, kiedy zagrałem w starą wersję gry z sezonu 1998/99. Wybrałem Barcelonę i zwolnili mnie po czterech kolejkach, bo przegrałem wszystkie mecze. Potrzebowałem czasu, by nauczyć się zasad, opracowania taktyki, kupowania piłkarzy, etc. Po Barcelonie przerzuciłem się na Valencię i już jako coraz bardziej doświadczony gracz zdobyłem z nią wszystko co było do zdobycia. Moja mama twierdziła nawet, że jestem nienormalny, bo wszyscy znajomi grają w coś normalnego (wyścigi, piłkę nożną, strzelanki), a ja gapię się w schematy, migającą co jakiś czas na ekranie tabelkę i irytuję, bo bramkarz przeciwnika broni na notę 10, a ja tracę gola w ostatniej minucie meczu. Kochałem Football Managera także za niezwykłe poszerzanie wiedzy o piłkarzach i drużynach. Miałem w jednym palcu składy wszystkich zespołów w najsilniejszych ligach europejskich. Na skalę mojej szkoły, byłem megakozakiem.

swiecicki
***

Reklama

Tomasz Zieliński (TOK FM)

Znacie teorię 10000 godzin? Tyle czasu należy spędzić, żeby w danej dziedzinie zostać ekspertem. Spokojnie mogę więc ogłosić się absolutnym mistrzem Football Managera z tytułem profesora. Chciałbym kiedyś dostać dokładne statystyki – ile godzin siedziałem wpatrzony w monitor, przesuwając suwaki w centrum treningowym, oglądając kolorowe kuleczki, które zmieniły moje życie? Może za dużo.

Ale nie żałuję, bo to gra, która mnie ukształtowała, której baza danych jest po części moją piłkarską bazą danych. Kiedy inni gorączkowo przeszukują Wikipedię, żeby dowiedzieć się czegoś o wybuchających na światowych boiskach talentach, ja przekładam piwo do drugiej ręki i uśmiecham się, bo znam już ich od trzech edycji FM-a. Przecież ściągałem ich do polskiej ligi prosto z argentyńskich boisk. Najważniejsi piłkarze? CM 01/02 i legendarni Taribo West, AssaneN’Diaye i Isaac Okoronkwo. OrriFreyrOskarsson, który był piłkarskim bogiem. Peter Prospar, który miał jeszcze więcej boskich cząsteczek, choć tak naprawdę nie istniał i był żartem kogoś, kto tworzył bazę danych. Z nowych wersji – Aron Gunnarsson, który z samych wyrzutów z autu zalicza 15 asyst na sezon. Na koniec, pamiętajcie – po przegranych meczach save’a przeładowują tylko lamusy. Tak oddziela się chłopców od mężczyzn.

zielinski

***

Piotr Dumanowski (Eleven Sports Network)

Nie byłem najlepszy w te klocki. Irytowałem się, kiedy mi nie szło i zawsze znajdowałem sobie jakąś wymówkę – budżet za mały, piłkarze beznadziejni… Korzystałem naturalnie z największych portali fanowskich i stąd obok Shearera w mojej jedenastce „wszech czasów” Piotr Bajdziak. Wyciągnąłem go z Unii Janikowo za jakieś grosze, miał katastrofalne statystyki, ale walił bramę za bramą. Zdołałem się z nim doturlać Śląskiem Wrocław do ekstraklasy (stąd takie rodzynki jak Janukiewicz czy Wołczek). Poszedłem potem daleko w świat, do Holandii. Przemilczę. W Zwolle spadłem z ligi i szukałem później przed lustrem pierwszych siwych włosów.

A! Jeszcze jedna ważna sprawa – tylko raz wygrałem Ligę Mistrzów, bo nie brałem zespołów z absolutnego topu, a najdłużej szamotałem się na gorącym stołku w Newcastle. W ataku miałem jednak wspomnianego wcześniej Shearera, który zawsze dokonywał cudów. No, prawie zawsze, bo finał rozgrywek z Valencią musiałem wczytywać… sześć razy.

dumanowski

***

Leszek Milewski (Weszło)

Narkotyk od pierwszego zagrania. Angielski szóstoligowiec Farnborough stający się europejskim dominatorem. Widzew rokrocznie mierzący w triumf Ligi Mistrzów, choć jak rodzima wersja Athletic Bilbao gra tylko zawodnikami znad Wisły. Czy Singapur pod moją wodzą ugra coś na mundialu? Czy da się wyciągnąć do sukcesu klub, który ma 300 milionów długu na starcie? Oto moje granie w CM-a, jestem hardkorowcem. Jestem, a nie byłem, bo w CM-a grywam nieprzerwanie od kilkunastu lat. Ostatnią wersją którą zgrałem do nieprzyzwoitości był FM 2007, z późniejszymi dałem sobie spokój, ale stary CM zawsze jest na dysku i raz na parę tygodni tłukę partyjkę, jeden, dwa sezony. To ewenement, że po tylu latach Championship Manager jest w stanie rzucić mi wyzwanie (choć czasem trzeba mu w tym pomóc), a pozostaje nieustannie miodny. Obok setek godzin spędzanych za dzieciaka na boisku i kilogramów magazynów piłkarskich otrzymanych od kuzyna, trzeci element na dobre topiący mnie w pasji do futbolu.

milewski

***

Tomasz Ćwiąkała (Weszło)

Football Manager. Gra, która ma jeden minus. Kiedy już ją włączysz, to – nawet jeśli masz taki plan – nie licz, że uda ci się zakończyć granie po godzinie-dwóch. Zwykle trzeba przynajmniej parę dni. Wciąga niesamowicie. Chyba każdy zna to uczucie: „no, jeszcze jeden meczyk”. „O, albo dociągnę do końca tygodnia. Miesiąca. Rundy”. Czy wreszcie końca sezonu i ani się nie obejrzałeś, a już jest poranek. Trzeba naprawdę olbrzymiej samodyscypliny, żeby umieć się wykaraskać z tego FM-owego nałogu, jak już się obejmie zespół i przedstawi kibicom na wirtualnej konferencji prasowej.

Ja w FM-ie ostatnimi czasy szedłem na łatwiznę. To znaczy – wiedziałem, że jeśli zacznę przegrywać, to się szybko zrażę, więc od razu na starcie brałem Legię albo Lecha i rozpoczynałem takie budowanie klubu, jakie nie wychodzi dziś w „realu” ani jednym, ani drugim. Bo był i awans do Ligi Mistrzów, i seryjne mistrzostwa, i stawianie na młodzież, a potem już szło… Rozbudowa stadionu, ośrodka treningowego, powiększanie sztabów. Wolski po paru sezonach do Valencii, skład oparty na Tomasiewiczu, na bramce wonderkid Kuchta, na prawej obronie Stolarski, na środku Wieteska, a na lewej wiecznie wypożyczany Ronan, który w końcu zdecydował się na transfer definitywny. I chyba na tym poprzestanę wyliczanie ostatnich dokonań, bo z każdym kolejnym zdaniem rośnie mi ochota na ponowne włączenie FM-a. A to – wiadomo – kolejne dni przed kompem…

cwiakala

***

Jakub Polkowski (PZPN)

W Football Managerze zawsze przerażało mnie jedno. Licznik czasu, pokazujący ile już godzin spędziłeś przed komputerem. Odpalałem grę i widziałem brutalny komunikat, mówiący, że już kilka dni życia upłynęło mi na podbijaniu europejskich boisk, Duklą Praga. A zaraz obok bezlitosnego licznika, pojawiał się też komentarz: „lepiej zamów kolejną pizzę”.

Rozchodzi się jednak o to, żeby minusy nie przesłoniły wam plusów. W ostatnim czasie wprowadzałem do Ligi Mistrzów takie kluby, jak Dynamo Mińsk, KR Reykjavik, Videoton, wspomniana Dukla, czy nawet Dolcan Ząbki. Z kolei w lidze chorwackiej przerwałem supremację Dinama Zagrzeb, wyciągając z marazmu ich największego rywala – Hajduk Split, który doprowadziłem do mistrzostwa. To jest frajda! Za punkt honoru postawiłem sobie wygranie wszystkich lig z Europy Wschodniej, jakie są tylko dostępne w tej grze.

Kilka dni temu zacząłem nową rozgrywkę Pogonią Szczecin. Jako, że właśnie wróciłem z Łotwy, gdzie byłem na turnieju siedemnastolatków, stwierdziłem, że będę kupował tylko młodych Polaków oraz piłkarzy z państw bałtyckich. Nawet teraz nie daje spokoju mi myśl, czy moją ofertę z Pogoni przyjmą Moustagh Yaghoubi ze Spartaksa Jurmała i Andrey Panyukov z Atlantasa Kłajpeda. Idealnie pasują do mojej filozofii. (Gram w FM 15)

polkowski

***

Filip Kapica (Rock Radio)

Biję się w pierś – płakałem przy tej grze. Wiele razy, kiedy miałem 10 lat. Później pewnie też, ale głośno tego nie powiem. Nie akceptowałem faktu, że nie umiem, że źle coś ustawiłem, że miałem pojęcia o zakładce „trening”. Że Yorke i Cole przestawali u mnie strzelać. Że z United co najwyżej wygrywałem Tarczę Wspólnoty na początku sezonu. Nie miałem modemu i nie miałem jak „ukraść” z sieci jakiejś taktyki. Wszystko poustawiał mi dopiero kumpel, który z Liverpoolu uczynił najlepszy klub świata i wpadł do mnie podzielić się swoim warsztatem. Później, jako początkujący internauta, robiłem sobie w zeszycie listę nazwisk, które koniecznie musiałem kupić. Kallstroem, Constanzo, Kałużny…

Człowiek wychował się przy skillach Juliana Aghahowy, Taribo Westa i Maxima Tsigalko, ale prawdziwych bohaterów, z którymi nigdy się nie rozstawałem poznałem kilka lat później. Kiedy zająłem Serbią trzecie miejsce na świecie – otworzyłem ruskiego szampana, a potem rodzice patrzyli na mnie z pogardą, bo nie byłem jeszcze pełnoletni. Nie mogli pojąć fenomenu mojego wirtualnego świata, w którym Mladen Krstajić stopował Rooneya, a Dejan Stanković lutował z 30 metrów po widłach.Kiedy zakończył karierę reprezentacyjną – wyłączyłem save’a. W 2007 roku zdobyłem Puchar UEFA z Zenitem Sankt Petersburg i wyprzedziłem bieg historii. W rzeczywistości duet Pogrebniak-Arszawin rozbił Europę… dwanaście miesięcy później, więc byłem wizjonerem! Próbowałem też powtórzyć ścieżkę Realu Sociedad, który był wicemistrzem Hiszpanii w 2003. Bez powodzenia, choć zakochałem się wtedy w Nihacie i Darko Kovaceviciu…

Na FM też mam już pomysł. W dwóch słowach: Leeds United.

PS Zawsze pozostanę wierny kulkom, na 3D przechodzę tylko na powtórkach!

kapica

***

Michał Zachodny (Sport.pl)

Prawda jest taka, że nienawidzę Football Managera. Nienawidzę, bo przez tę grę nie mam spokoju w życiu. (śmiech) Odłączając się od rzeczywistości na pewnym etapie mojej edukacji nie zawaliłbym studiów na polibudzie, zaliczyłbym wymagane kolokwia, zrozumiał o co chodzi w geometrii wykreślnej i analizie matematycznej II. Ale ja wolałem włączać karierę w Tromso, potem w Wiśle Kraków, potem w BlythSpartans zamiast siadać do nauki. I teraz mam. Ciągłe wyjazdy, życie na walizkach i na stadionach oraz zero czasu na kolejne włączenie gry.

Jeszcze wcześniej lubiłem grać mocnymi zespołami. Szybko mi przeszło, bo – powiem szczerze – to pójście na łatwiznę. Dlatego wybierałem mnóstwo zespołów różnych z dolnych lig na Wyspach. Wspomniani Spartanie to moi ulubieńcy (w ich barwach błyszczak Kuba Kosecki!), ale też szedłem w ślady sir Aleksa Fergusona i zaczynałem od East Stirlingshire w Szkocji.

Ulubieni piłkarze? Na przestrzeni lat było ich wielu, z różnych edycji, dlatego nie mam ulubionej „jedenastki” kupowanych, ale takich, których na różnym etapie zawsze starałem się ściągnąć: wspomniany Jakub Kosecki, był też Bjarni Bjarnasson, bramkarz Diego Benaglio, Anthony Van Den Borre, argentyńczyk Pablo Piatti…

Po prawdzie, zawsze unikałem sugerowania się propozycjami umieszczonymi na forach i samemu szperałem – miałem cały notes zapisany nazwiskami piłkarzy nawet z Timoru Wschodniego, którzy byliby pomocni w uzyskaniu awansu do drugiej Bundesligi. Co ciekawe, to właśnie na poszukiwaniach spędzałem najwięcej czasu, a nie na doborze taktyki. Tu zawsze miałem jasny pomysł – 4-3-3, konterka, powrót na pozycję i stałe fragmenty gry. Działało, działało.

zachodny

***

Paweł Grabowski (NC+, Onet)

Robbie Williams powiedział kiedyś, że połamał dwie płyty z Championship Managerem, a potem i tak kupił trzecią. Ja płyt nie łamałem, ale owszem – też przeszedłem przez te tajemnicze wrota i wsiąkałem na kilka lat. Widać po jedenastce, że z namaszczeniem traktuje wersję 01/02. Zaczynałem od Lazio z Crespo, Mendietą i Claudio Lopezem, najwięcej sezonów rozegrałem Bayernem, a potem poszedłem w totalną hipsterkę i testowałem drużyny w stylu Warty Zawiercie i KSZO Ostrowiec. Nie wiedziałem jeszcze, że wokół CM-a rośnie taka społeczność. Nie było Internetu, a u mnie na podwórku te cyferki i schematy rozumiały może dwie osoby, resztą trzeba było nawracać, co i tak nigdy się nie udało, bo jaki normalny 12-latek wstaje, je i śpi zastanawiając się, czy na Freiburg wyjść w ustawieniu 4-2-3-1 czy jednak polecieć typową choinką.

Wiem, że każdy z futbolowych maniaków przeżywał to samo – realizm gry i niekończąca się baza piłkarzy dały nam coś, czego wcześniej nie było. Znamy te wszystkie schematy typu « save/reset » albo listę piłkarzy-gigantów z Tsigalko i Harasimowiczem. Z tymi « sejwami » zawsze miałem wyrzuty sumienia, że robię coś niecnego, że oszukuję komputer, a potem okazało się, że oszukiwali wszyscy. Dopiero po latach przeczytałem historie o ludziach, którzy przed meczami « kropeczek z cyferkami » włączali na Youtubie hymn Ligi Mistrzów albo rzucali się na kolana jak Mourinho po pamiętnym golu Ronaldo.

grabowski
***

Jakub Kręcidło (Przegląd Sportowy, Blaugrana.pl)

Z racji wieku nie grałem w Championship Managery, ale swoją przygodę z Football Managerem rozpocząłem wraz z jego pierwszą edycją. No i siedzę w nim do dziś. Rok temu myślałem już, że nie kupuję, że to koniec, że mam dosyć tych pieprzonych kuleczek (tryb 3D, phi), ale nadeszła promocja na Steamie i uległem. Moja dziewczyna już teraz z przerażeniem wypatruje 13 listopada, gdy pewnie ustawię się w kolejce do sklepu…

Football Manager jest ze mną od dziecka. Mama wielokrotnie pytała się mnie „co ciekawego jest w tej grze ze śmiesznymi kulkami” i, szczerze mówiąc, nie potrafiłem odpowiedzieć, bo nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wchodziłeś w świat FM–a i nie wychodziłeś. Dzisiaj boję się spojrzeć na Steama, aby sprawdzić, ile czasu straciłem na prowadzenie swoich zespołów.

Wspomnień z gry jest bardzo, bardzo dużo. Benjani, ten patałach z Manchesteru City, w jednym sezonie strzelił dla mnie z 60 goli. W jednej z edycji zbudowałem Aston Villę, która wygrywała Premier League jedną jedenastką, a Ligę Mistrzów drugą. W kadrze zawsze miałem czterech stoperów, głównie silnych i skocznych, cudowna taktyka atakuj bramkarza po rzutach rożnych. Samba strzelał dziesiątki goli, zdarzało się, że był i królem strzelców Premier League. To właśnie w niej najbardziej lubiłem grać, choć kapitalnie wspominam jeszcze przygodę ze Śląskiem. Za darmo ściągnąłem Rekisha i kilka gwiazdek z Zenitu, w czwartym sezonie z Ligi Mistrzów eliminowałem Bayern, ale potem zarząd wbrew mojej woli zdecydował się ich posprzedawać. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak zły na komputer.

krecidlo

Najnowsze

Fuksiarz

Wygraj bilety VIP na mecz Francja – Polska! Nowa promocja 'Kolekcjoner’

Jakub Sitkiewicz
0
Wygraj bilety VIP na mecz Francja – Polska! Nowa promocja 'Kolekcjoner’
Polecane

Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”

Jakub Radomski
0
Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”
1 liga

Królewski: Opóźnienia w wypłatach? Nie ma nic gorszego niż taki wstyd

Paweł Paczul
0
Królewski: Opóźnienia w wypłatach? Nie ma nic gorszego niż taki wstyd
EURO 2024

Media: Zmiana Probierza. Nie poznamy szerokiej kadry na Euro 2024

Bartosz Lodko
3
Media: Zmiana Probierza. Nie poznamy szerokiej kadry na Euro 2024

Komentarze

0 komentarzy

Loading...