Reklama

Statystycznie rzecz ujmując… statystyki leżą

redakcja

Autor:redakcja

15 kwietnia 2014, 09:59 • 3 min czytania 0 komentarzy

Za nami pierwsza część sezonu, za nami trzydzieści kolejek, które pozwoliło wywalczyć Górnikowi Zabrze utrzymanie, które sprawiło, że Widzew wciąż może marzyć o wydostaniu się ze strefy spadkowej, a walka o mistrza i puchary zaczyna się może nie od nowa, ale „na nowo”. Trzydzieści kolejek… Dobry czas na podsumowania, prawda? Zaczęliśmy kombinować trochę z naszymi własnymi statystykami, tyle ile mamy – z pewnością w ten czy inny sposób udostępnimy. Potem jednak nadszedł moment smutnej refleksji – mamy nasze własne oceny, mamy gole i asysty, jeszcze parę rzeczy, które wynotowaliśmy sobie samodzielnie, ale… niewiele więcej.
Weszliśmy bowiem w sekcję „statystyka” na oficjalnej stronie Ekstraklasy. Nie ukrywamy – trochę sprowokowali nas do tego kibice na Twitterze, którzy od dłuższego czasu dopominają się o jakiekolwiek większe podsumowania rozgrywanych meczów. Stwierdziliśmy, że czas powiedzieć sprawdzam i… cóż, statystyki leżą.

Statystycznie rzecz ujmując… statystyki leżą

Wśród indywidualnych mamy strzały, strzały celne, naturalnie gole, żółte i czerwone kartki, faule oraz spalone. Delikatnie rzecz ujmując, na podstawie tych informacji możemy wysnuć tak oryginalne i nieszablonowe wnioski, jak ten, że Paixao sporo strzela i w sumie nieźle trafia, a Łatka i Trałka całkiem często faulują. Przyznacie, że te kilka liczb to owszem, minimum, ale dla ogórkowych lig, znanych wyłącznie z livescore’a. Tym bardziej, że w statystykach zespołowych mamy do dyspozycji… identyczny zestaw. Strzały, strzały celne, gole, spalone, faule i bramki stracone. Nawet kartki trzeba sobie dla poszczególnych zespołów policzyć samodzielnie.

Szczerze? To są żarty. To jest jawna kpina z ligi, którą bądź co bądź ogląda całkiem spora rzesza ludzi, więcej, to kpina z ligi, która przoduje we wszystkich możliwych zestawieniach – atrakcyjności dla sponsorów, zainteresowania medialnego, oglądalności… Jasne, to nie to samo co „Klan”, a brak transmisji w telewizji publicznej też potrafi odbić się na liczbie zainteresowanych rozgrywkami, ale tak czy owak – to najsilniejsza liga w kraju, gdzie futbol postrzega się jako sport narodowy.

Wbijamy się na stronę Bundesligi. Wita nas… po polsku. W przejrzystym i intuicyjnym interfejsie odnalazłby się nawet przedszkolak, który chciałby zerknąć ile sprintów wykonał w ostatniej kolejce Robert Lewandowski i ile podań celnych zaliczyli jego poszczególni koledzy. Mało? Przebiegnięty dystans, dośrodkowania, wygrane pojedynki… Brakuje chyba jedynie statystycznej liczby miligramów żelu na włosach w poszczególnych kolejkach. O, wiedzieliście, że w dziesiątej kolejce jednym z najbardziej wybieganych okazał się Per Skjelbred? Pyk, jedno kliknięcie i widzicie wszystko – od liczby kontaktów z piłką w tym sezonie, po procentowe rozróżnienie podań celnych i niecelnych, aż po procent wygranych starć główkowych.

Inny poziom! Na stronie Premier League woleliśmy nawet się za bardzo nie rozglądać, bo w profilu jednego z zawodników od razu wyskoczyło na nas zestawienie w jakiś sposób (!) wyglądały jego strzały niecelne (Joel Ward strzelał dwukrotnie obok prawego i dwukrotnie obok lewego słupka, i raz ponad bramką). No i w sumie po co nam to wiedzieć, skoro dostajemy jak na dłoni liczbę goli i spalonych? Czego my jeszcze chcemy?

Reklama

Ano, droga Ekstraklaso. Chcemy statystyk. Jednych, oficjalnych, potwierdzanych przez centralę, rozbudowanych i profesjonalnych statystyk. Stadiony mamy europejskie, kibiców mamy europejskich, płace w klubach podobnie – czas zacząć sprzedawać to po europejsku. Założenie Twittera to niezły początek, teraz czekamy na coś, czego oczekują wszyscy – od dziennikarzy, przez trenerów, aż po kibiców. Chyba najwyższy czas, co?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...