Niedawno podpisał kontrakt z potężną wytwórnią. W styczniu wychodzi jego pierwszy studyjny album. Jest u progu naprawdę dużej kariery i z każdym dniem umacnia swoją pozycję na scenie. W rzeczywistości nazywa się Jakub Birecki, a jego przeszłość to nie tylko hip-hop. Wielu jednak kojarzy go wyłącznie pod pseudonimem. Przed wami B.R.O. Raper z piłką w CV.
– Znam go od najmłodszych lat. Od początku był bardzo zawzięty. Podam przykład: mamy po 18, 20 lat, jedziemy z kolegami na działkę. Kuba był trochę młodszy, ale to on zachowywał się bardziej, jak dorosły. Ja imprezowałem, on zasuwał. Biegał 16 kilometrów dookoła jeziora. Niesamowicie ambitny człowiek – mówi dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, Maciej Wąsowski. – Przede wszystkim drybling. Ćwiczył sztuczki. Na boisku, gdy poczuł trochę luzu, pokazywał na co go stać. Bardzo duży repertuar zwodów. Naprawdę nie wiem, ilu piłkarzy z Ekstraklasy potrafi się bawić z piłką tak, jak on – dodaje.
Chłopak odwiesił korki na kołek w wieku niespełna 20 lat. Postawił na muzykę. Dlaczego? Miał przecież umiejętności. Ambicję, którą dopełniał działaniem. Sprawa jest jednak bardziej złożona i poniekąd dotyczy wielu innych młodych talentów. Po kolei:
MKS Polonia Warszawa
Wszołek, Teodorczyk, Pazio i Gołębiewski – system szkolenia Polonii to klasa sama w sobie. Takie nazwiska dodatkowo zachęcają młodych ludzi, a trenerzy należą do ścisłej czołówki. Ale czy na pewno jest tam tak wspaniale? Czy naprawdę każdy utalentowany zawodnik dostanie szansę? Jedna rzecz wprost bije po oczach:
„Europejskie puchary, walka o Mistrzostwo Polski, przepustka do reprezentacji narodowej… Marzysz o tym? Twoje marzenie może stać się rzeczywistością. Polonia Warszawa, czyli dwukrotny mistrz Polski w piłce nożnej, ogłasza nabór do zespołu występującego w Młodej Ekstraklasie (…) Kto może się zgłaszać? Trener Pala zasugerował, iż powinni to być czynni zawodnicy z Warszawy (a także z innych miast Mazowsza). W naborze będą mogli uczestniczyć jedynie piłkarze, którzy urodzili się pomiędzy 1989, a 1992 rokiem. Inne kryteria, to wzrost, który musi wynosić – minimum – 180 centymetrów.”
Kuba mierzy niespełna 170 cm. Jego szanse teoretycznie sięgały więc zera. – W piłce nie powiodło mu się z dwóch powodów: słabsze warunki fizyczne i brak znajomości. Oczywiście, zdawał sobie sprawę ze swojego wzrostu, ale na boisku nadrabiał zadziornością. Inteligencją. Podczas meczu myślał kilka zagrań do przodu – twierdzi Wąsowski. – Zawodnik filigranowy, wszędzie go było pełno, niezły technicznie, słynący z raczej niekonwencjonalnych rozwiązań. Bardzo lubił improwizację, nie zawsze mu to wychodziło, niemniej jednak preferował futbol radosny – dodaje były trener juniorów Polonii, Marek Końko.
Technika, fantazja, serce zostawione na boisku. Dodatkowo szybkość i zwrotność, które przy takim wzroście zwykle są nieodłączne. To on był siłą napędową w juniorach. To on zawsze ciągnął ten zespół do przodu. Mimo to, w Młodej Ekstraklasie nie dostał nawet ułamka szansy. Przykre, że tak mało istotna rzecz może przekreślić marzenia. Jednak, żeby tu tylko chodziło o wzrost… W Polonii stosunek do wychowanków na pewno nie jest wzorowy. – Pierwszy zespół i Młoda to KP, juniorzy to MKS. Mówimy o dwóch innych klubach. Tutaj pojawiają się już kwestie transferowe – informuje nas Końko.
Dochodzi więc drugi, już wcześniej poruszony, element – brak znajomości. Jeśli grasz w MKS i idziesz na nabór do Młodej, dla trenera jesteś takim samym gościem, jak ten z Rysia Laski, czy Tęczy Płońsk. Jesteś anonimem. I nie pomoże cholernie dobry drybling, czy nawet fakt, że techniką przewyższasz wszystkich zgromadzonych. Nie masz 180 cm? Trener z miarką w oczach od razu powie ci do widzenia.
Zanim jednak Kuba opuścił szeregi Czarnych Koszul, zdążył zaliczyć kilka występów przeciwko Legii Warszawa. To najciekawsze epizody z jego przygody w Polonii. Stawał oko w oko z Rafałem Wolskim. Rywalizował z nim. Podobna pozycja, podobna łatwość w przechodzeniu rywali. Jednak zazwyczaj to legionista wychodził na tego lepszego. Kuba niedawno przyznał, że jest to najlepszy zawodnik, z którym kiedykolwiek grał i jeśli on nie zrobi kariery, to nie wie, kto może ją zrobić. – Osobiście uważam, że Kuba miał do niego podobny potencjał – zamyka temat dziennikarz „PS”.
Start Otwock
Do Otwocka sprowadził go Dariusz Dźwigała tuż przed początkiem ostatniej rundy Startu w drugiej lidze. Chłopak już na wstępie dostał policzek. Zarząd nie miał pieniędzy, aby zgłosić go do rozgrywek (przy transferze wychodzi około 2 tysięcy złotych). Obiecano mu jednak, że od przyszłego sezonu wszystko już będzie w porządku, po czym odesłano do rezerw. – Wydaje mi się, że właśnie to zadecydowało. Gdyby dostał szansę w drugiej lidze, możliwe, że jego przygoda z piłką potoczyłaby się zupełnie inaczej – uważa Wąsowski.
Kolejny sezon rozpoczął jednak z dychą na plecach.
Otwockie stery przejął Marcin Rzeszotek i wydawało się, że jeszcze nie wszystko stracone. Nowy trener odważnie stawiał na młodzież. Mógł być właśnie tym, którego Kuba tak bardzo potrzebował. Mógł być… Dzień przed drugą kolejką sezonu 2011/12 doszło do tragedii. Trener Rzeszotek spodziewał się dziecka. Tego dnia pracował samotnie przy remoncie nowego domu. Prawdopodobnie dotknął jakiejś listwy przepięciowej, w wyniku czego poraził go prąd. Serce nie wytrzymało. Po jakimś czasie znaleziono go martwego na podłodze. Miał 31 lat.
Kolejnym szkoleniowcem został Jacek Cyzio. Człowiek, który w zasadzie przyszedł z dnia na dzień. Nie znał nikogo. – Gdy zobaczył takie chuchro, takiego Kubę… No, na początku go wystawiał, bo może ktoś mu tam podpowiedział. Z tego co słyszałem, chłopak nie grał źle, ciągnął zespół. Jednak Cyzio wystawiał go na skrzydle, a myślę, że dla niego optymalna pozycja to taki zawieszony napastnik. Najlepiej grał, gdy miał mało zadań defensywnych, wtedy zawsze dograł jakąś prostopadłą piłeczkę. Tu przerobili go na skrzydłowego – mówi Wąsowski.
Chłopak prawie do końca rundy grał w pierwszym składzie. Jednak przyszły słabsze wyniki i trener mu podziękował. Później był pierwszym do wejścia z ławki. W ostatnich meczach łapał się już tylko na ogony. Ostatecznie Cyzio się do niego nie przekonał, a potem to już i on sam poleciał.
Piłkarska przygoda Bireckiego chyliła się ku końcowi. Zaczął więcej nagrywać. Szukał alternatywy. Muzykę brał już bardziej na poważnie. Ostatnie chwile w Otwocku spędził pod wodzą Macieja Kędziorka. – No, Birek postawił na hip-hop. Też trochę słucham tej muzyki i widzę, że wyrabia sobie niezłą pozycję. Coraz częściej go słychać. To bez wątpienia bardzo ciekawa postać – uważa obecny trener Startu. – Ja akurat pracowałem z nim krótko. Gdy przychodziłem, on już powoli kończył. Nie ukrywam, że na drodze stanęła mu właśnie ta muzyka. Miał przed sobą trasę koncertową. Do tego doszła nauka, a z tego co wiem, on przykłada do niej dużą wagę. Musiał z czegoś zrezygnować.W pewnym momencie musiał wybrać między dwoma pasjami i cóżâ€¦ Postawił na hip-hop – dodaje.
Z końcem jesieni 2011 Birecki odchodzi z Otwocka. – Ł»ałuję, że nie było nam dane popracować dłużej, bo to naprawdę fajny materiał na zawodnika. Postawił jednak na karierę i trzymam kciuki, żeby spełniły się jego marzenia – kończy Kędziorek.
Kariera
W juniorach Legii był taki chłopak. Też niemały talent, któremu w piłce również się nie powiodło. Teraz gra w Otwocku, a najlepsze czasy ma już chyba za sobą. – Mój najlepszy sezon skończyłem z 47 bramkami na koncie. Grałem wtedy w Delcie. W jednym meczu potrafiłem strzelić siedem goli. Nie widziałem problemu w okiwaniu pięciu przeciwników. Natomiast w Młodej Ekstraklasie nie dostałem nawet prawdziwej szansy. W sparingach strzelałem dużo bramek, ale w lidze nie grałem. Prawda jest taka, że w Legii warszawiacy mieli ciężej. Pewnie nadal mają. My, będąc tam od dłuższego czasu, musieliśmy ciężko pracować na kontrakt. Ci, którzy przyszli w wieku 18, 19 lat, dostali wszystko na dzień dobry. To że przyjeżdżali z innych miast, dawało im pierwszeństwo do grania. Jeżeli sprowadzono ich za grube pieniądze, należało ich też wypromować – mówi Mateusz Tietz.
Z Kubą łączą go więc podobne doświadczenia. Kilka razy nawet przeciwko sobie grali. Jednak, co najważniejsze, to właśnie poniekąd dzięki niemu, Birecki wypłynął w hip-hopie. – On jest raperem, a mój brat zajmuje się menadżerką w tym świecie. Tak na dobrą sprawę, to właśnie on go odnalazł. Gdy obaj graliśmy w juniorach, nie mieliśmy takiego kontaktu, jak teraz. Brat któregoś dnia woła mnie do komputera i mówi: patrz na tego gościa, fajnie rapuje, myślę, że coś z niego będzie. Ja z niedowierzaniem: ale to mój kolega, on ze mną w piłkę grał. Brat: załatw mi do niego numer. I tak właśnie zaczęła się kariera B.R.O – mówi Tietz.
Jak widać piłka otwiera wiele drzwi. Kuba Birecki po latach przykrych doświadczeń, w końcu odnalazł swoją drogę. Realizuje się. Robi to, w czym czuje się najlepiej.
Ciężko zrobić karierę w piłce. Powyższe przykłady pokazały, że składa się na to mnóstwo czynników, nie zawsze zależnych od samych zainteresowanych. Na pewno ważne jest szczęście. Kubie go jednak zabrakło. To przecież nie jest człowiek, który się łatwo poddaje. Sam nawet próbował znaleźć pracodawcę. Dzwonił do Wisły Kraków, ponoć też do Lechii Gdańsk, trenował z Arką Gdynia. Widział co się dzieje. Czuł, że ucieka mu życiowa szansa. – To jest na tyle inteligentny chłopak, że jeżeli przestał grać w piłkę, to musiał wiedzieć, że w muzyce będzie po prostu lepszy. Nie będzie tylko jednym z wielu. Gdy się zorientował, że zaczyna popadać w przeciętność najzwyczajniej w świecie powiedział pas – podsumowuje Wąsowski.
***
Informacja o naborze w Polonii pochodzi z 2009 roku. Rok później szablon powiadomienia delikatnie zmieniono: „Trener Pala preferuje graczy dysponujących dobrymi warunkami fizycznami (powyżej 180 cm wzrostu), jednocześnie nie wykluczając zawodników niższych. – Muszą udowodnić na boisku, że są piłkarsko lepsi – podkreśla.”, a notka z listopada 2012 informacji o wzroście nie zawierała już wcale.
RAFAŁ HURKOWSKI