Coroczny zjazd przedstawicieli klubów Ekstraklasy w Jachrance przed rokiem dostarczył nam emocji, dyskusji i aferek. Tym razem było inaczej. Kurz po wyborczej bitwie opadł, więc tematem przewodnim był wspólny wróg – potencjalna zmiana przepisów. Na salonach plotkowano też o tym, o czym mówi cały kraj, czyli o marazmie Legii Warszawa. Wielkim nieobecnym wydarzenia okazał się nie kto inny, a sam Dariusz Mioduski, przebywający za granicą.
Przed rokiem właściciel Legii Warszawa był jednym z głównych bohaterów imprezy. Między innymi za jego sprawą doszło do mocnego starcia przedstawicieli klubów z PZPN. Niektórzy byli wręcz zaskoczeni tym, że Mioduski, który był wówczas blisko Cezarego Kuleszy, wsparł woltę ekstraklasowiczów.
Naturalnie po roku stosunki tej dwójki nie są już tak dobre, regularnie opisujemy sposoby walki federacji z szefem stołecznego klubu, który wziął udział w związkowej rewolucji i objął pożądany fotel wiceprezesa do spraw piłki zagranicznej.
Przedstawiamy kulisy przewrotu na szczycie PZPN
W podróż do Armenii wybrał się jednak nie z powodu tej funkcji, lecz z tytułu czwartkowego meczu Legii Warszawa z ormiańskim Noah FC. Choć złośliwi twierdzą, że szef zanurzonego po uszy w kryzysie hegemona po prostu skorzystał z wymówki, żeby uniknąć drwiących uśmiechów konkurencji i szpileczek kolegów po fachu, którzy pojawili się w hotelu Warszawianka.
Spis treści
- Jachranka 2025. Dariusz Mioduski nieobecny, Legia Warszawa obiektem żartów i... troski
- Krajowy Plan Odbudowy, kamienie milowe, reforma PIP i... Ekstraklasa. Jak zmiany w prawie mogą wpłynąć na polski futbol?
- Polskie kluby obawiają się zmian w prawie związanych z KPO. Minister rozmawiał z przedstawicielami Ekstraklasy
- Rząd pomoże klubom sportowym? "Wyraził wolę walki"
- WIĘCEJ O KULISACH POLSKIEGO FUTBOLU NA WESZŁO:
Jachranka 2025. Dariusz Mioduski nieobecny, Legia Warszawa obiektem żartów i… troski
Takich nie brakowało, bo Legia w strefie spadkowej Ekstraklasy to wdzięczny temat do szyderstw reszty ligi, która dopiero co słuchała haseł o rekordowych przychodach, zwiększonym budżecie płacowym czy mocarstwowych planach stołecznej drużyny.
Miesiąc bez trenera, rok absurdów. Legia Dariusza Mioduskiego to katastrofa!
W Jachrance dawno nie było dużej delegacji stołecznego klubu. Tym razem ograniczyła się ona do prezesa Marcina Herry oraz prawnika Jakuba Laskowskiego. O tym pierwszym mówiono, że wpadł dosłownie na chwilę, przemykał bokiem i tyle go widzieli. Drugi to jedna z ważniejszych postaci w środowisku, człowiek ceniony, który rozstrzyga wiele dylematów prawnych dręczących całe środowisko. Kogoś takiego z obecną sytuacją klubu ze stolicy nikt nawet nie łączy.
Warszawscy działacze mogą jednak mocno żałować, że nie wysłali do Jachranki większej grupy osób, bo tematyka wystąpienia jednych z gości byłaby dla Legii wyjątkowo pożyteczna i inspirująca. Eksperci od marketingu z Southampton tłumaczyli bowiem, jak przekuć wizerunkową katastrofę, najgorszy wyobrażalny sezon, w coś pozytywnego, sukces sprzedażowy.

O tym, co zaprezentowali w Jachrance przedstawiciele Southampton FC, VfB Stuttgart oraz Sparty Praga, opowiemy w osobnym materiale.
Przykłady działań, które wymienili, pozwoliły im przebić zakładane cele w zakresie dystrybucji biletów oraz karnetów po bolesnym spadku z Premier League. Legia Warszawa wciąż rzecz jasna może się w lidze utrzymać i zapewne to zrobi, natomiast w Southampton rok temu, na tym etapie sezonu, mieli już spakowane walizki. Niemniej pomysł na zarządzanie nastrojami kibiców mieli chyba lepszy niż w stolicy, gdzie pożar w postaci protestu fanów gaszono rekordowym, panicznym transferem Milety Rajovicia.
Dość jednak znęcania się nad Legią Warszawa, bo sytuacja tego klubu nieironicznie budziła też współczucie czy niepokój. Można znęcać się nad brakiem strategii czy wizji w działaniach ekipy Dariusza Mioduskiego, lecz sporo osób dostrzega, że Legia to dla Ekstraklasy wielka wartość biznesowo-marketingowa. Nieprzypadkowo jej dochody są rekordowe, oglądalność najwyższa, medialność największa. Wszystko to przekłada się na korzyści każdego, kto bierze udział w rozgrywkach i zgarnia choćby najmniejszy kawałek tortu z tego tytułu.
Przekaz był więc dość jasny i prosty — na myśl o nieudolności Legii Warszawa ciężko się nie uśmiechnąć, ale nikt, kto kieruje się biznesem, a nie sercem czy sympatiami kibicowskimi, nie życzy jej kompletnego upadku i dalszej degrengolady, bo odbiłoby się to na finansach, marketingu oraz medialności całej Ekstraklasy.
Krajowy Plan Odbudowy, kamienie milowe, reforma PIP i… Ekstraklasa. Jak zmiany w prawie mogą wpłynąć na polski futbol?
Finanse ligowców były zresztą głównym tematem całego wydarzenia. W Jachrance może i nie było wielkich wewnętrznych kłótni — wszelkie głosowania i sprawy statutowe zostały załatwione płynnie i prędko — lecz nie oznacza to, że atmosfera nie była podgrzana nawet na moment. Najważniejszym wydarzeniem wieczoru była dyskusja o potencjalnych zmianach w prawie i zamianie kontraktów na etaty.
O co chodzi? O rządowy projekt związany z tzw. kamieniami milowymi dotyczącymi Krajowego Planu Odbudowy. Tak, sport łączy się z polityką, w dodatku częściej niż każdy by sobie tego życzył. Zwłaszcza w tym przypadku, bo sprawa tyczy się tego, że inspektorzy pracy mogliby dokonywać kontroli w firmach, ale też np. w klubach sportowych – konsekwencją byłaby „zamiana kontraktów w etaty”. Mówiąc prościej: umowy B2B mogłyby zostać przekształcone w umowy o pracę dosłownie w moment.
W Ekstraklasie — ale też w niższych ligach — popularnym sposobem na uniknięcie wyższego opodatkowania są jednoosobowe działalności gospodarcze zakładane przez zawodników. Nie mogą tego robić wszyscy, choćby część obcokrajowców spoza Unii Europejskiej firm nie zakłada, lecz w ogólnym rozrachunku sposób ten wykorzystuje wiele klubów, które dzięki temu oferują piłkarzom wyższe pensje „do ręki”.
Efekt tego taki, że gracz prowadzi JDG, lecz w praktyce wystawia faktury „pracodawcy” (jednemu podmiotowi), jakim de facto wciąż jest przecież klub. Sami zainteresowani chętnie z tego korzystają, nawet jeśli wiąże się to z pewnymi problemami. Bo gdy ktoś nie płaci, urzędy nie patrzą na to, że występują pewne zaległości, poślizgi – po prostu żądają opłat. Jeśli wypłata spóźni się raz, pół biedy. Gorzej, gdy pieniędzy nie widzisz przez kilka miesięcy, więc na podatki wykładasz własne oszczędności.
Szalę przeważają jednak korzyści, które cenią obie strony. Dlatego w Jachrance pojawił się Piotr Borys, sekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, którego przekonywano do opinii krążącej po Polsce od dawna. Że przepchnięcie wspomnianej zmiany, kamienia milowego, byłoby „końcem zawodowego sportu w naszym kraju”.
Polskie kluby obawiają się zmian w prawie związanych z KPO. Minister rozmawiał z przedstawicielami Ekstraklasy
Nic dziwnego, że dyskusja była ożywiona, że kluby szły w tej sprawie frontem zjednoczonym jak nigdy. Każdy ma wiele do stracenia i nie chodzi tylko o futbol.
— Jeśli taka ustawa wejdzie w życie, żużel w Polsce można w zasadzie zaorać — mówi mi jedna z osób zaznajomiona z tematem, wymieniając zaraz szereg innych sportów, których dotknąłby ten sam problem. Drążę jednak temat piłki nożnej, tego, co konkretnie Ekstraklasa mogłaby stracić.
— Nie będzie mowy o konkurencyjności, przyciąganiu tak dobrych zawodników jak obecnie. O tym można w zasadzie zapomnieć, do Polski nie będą trafiali tacy piłkarze jak np. Mikael Ishak, bo na umowie o pracę klubów nie będzie na to stać. Stracimy też dostęp do wielu rynków. Teraz kluby potrafią ściągnąć wyróżniających się piłkarzy z krajów skandynawskich, jeśli tylko nie blokuje tego wysoka kwota odstępnego. Bo pensje możemy zaoferować podobną, ale u nas taki zawodnik dostanie więcej do ręki, tam więcej odda w postaci podatku — dodaje mój rozmówca.
Projekt budzi obawy i dyskusje w wielu branżach. Ba, ogromne różnice w podejściu do tego pomysłu są nawet wewnątrz koalicji rządzącej. Reforma Państwowej Inspekcji Pracy to oczko w głowie Lewicy, projekt prowadzi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, minister rodziny, pracy i polityki społecznej. Entuzjazmu lewicowców nie podziela Polskie Stronnictwo Ludowe, które mówi o tym wprost. „Rzeczpospolita”, powołując się na własne źródła, twierdzi, że przeciwna zmianom jest część ugrupowania Polska 2050.

Piotr Borys z Ministerstwa Sportu i Turystyki był gościem klubów w Jachrance i zadeklarował walkę o wyłączenie klubów sportowych ze zmian w prawie.
Sprawa jest zagmatwana i raz już zmieniono założenia. Rząd Prawa i Sprawiedliwości zapisał w kamieniach milowych „pełne ozusowanie umów cywilnoprawnych” natomiast nowe władze zmieniły ten wymóg na wspomnianą reformę PIP. Niedawno „Gazeta Wyborcza” ujawniła kolejne modyfikacje ustawy, w tym:
- wykreślenie możliwości wydawania decyzji z mocą wsteczną oraz ściągania zaległych składek,
- wyłączenie przepisu o rygorze natychmiastowej wykonalności decyzji (zamiany kontraktu w etat).
„Wyborcza” słowami anonimowego informatora z rządu ujawniła też jednak, że w praktyce będą to zmiany, które… nie będą w ogóle stosowane.
— Nikt tego panu nie powie w rządzie pod nazwiskiem, ale praktyka, jaka będzie stosowana i do jakiej inspektorzy będą „zachęcani” przez przełożonych, nie będzie prowadzić do zmiany kontraktów. Oczywiście jakiś taki przypadek może się zdarzyć, ale będą to śladowe ilości. Nikt nie będzie wydawał decyzji administracyjnych, jeśli jednym i drugim obecny układ z kontraktem B2B odpowiada — czytamy w biznesowym dodatku gazety.
Rząd pomoże klubom sportowym? „Wyraził wolę walki”
Rządowe źródła „Wyborczej” nie mówią o futbolu, lecz o sprawach ważniejszych. Gdyby Państwowa Inspekcja Pracy stosowała się do potencjalnych nowych zaleceń, problemy miałyby szpitale.
Kluby sportowe też są jednak żywo zainteresowane tematem. Mimo sygnałów, że w praktyce ustawa to byłby „pic na wodę, fotomontaż”, furteczka dla służbistów byłaby nie tyle uchylona, ile otwarta na oścież. To wystarczy, żeby mieć obawy, że w kogoś taki pomysł ostatecznie uderzy.
— Jeżeli inspektor pracy dostałby takie uprawnienie, to teoretycznie można sobie wyobrazić sytuację, w której idzie do klubu sportowego i uznaje, że kontrakty zawodnicze, ale też trenerskie czy administracyjne, gdzie często też jest to umowa B2B, powinny być umowami o pracę. To mogłoby spowodować, że koszty takiej umowy mogłyby wzrosnąć, nawet o 30-40% — mówi Weszło jeden z przedstawicieli ekstraklasowych klubów.
Głosy ze środowiska twierdzą, że pewnie — jak zwykle w takich przypadkach — znajdzie się jakiś sposób, obejście, pomysł, ale nikt nie chce mieć nad głową widma tak radykalnego wzrostu kosztów. Bo jeden kontrakt, to pikuś. Czterdzieści to fortuna, drugi budżet.
— Moim zdaniem to nie zostanie spełnione, bo trzeba byłoby to zrobić do końca roku. Natomiast takie ryzyko istnieje, jest to ryzyko duże i po prostu się tego obawiamy. To na tyle duży projekt, że nie da się tego zrobić w nocy z piątku na sobotę, ale Ministerstwo Pracy forsuje ten pomysł, bo jeżeli ten kamień milowy nie zostanie wykonany, grozi nam utrata miliardów z KPO — dodaje nasz rozmówca.
„Rzeczpospolita” w swoim tekście twierdzi, że „brak szybkiej realizacji [projektu] będzie skutkować – co podkreśla też resort funduszy i rozwoju regionalnego kierowany przez Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz – utratą miliardów z Krajowego Planu Odbudowy i późniejszymi karami dla Polski. Resort funduszy odpowiadał za rewizję KPO”. Lewica natomiast zaznacza, że na szali leżą potencjalne ogromne zyski z tytułu podatków, które zasilą budżet rządu, co sprawia, że poszczególne frakcje wciąż mogą zmienić zdanie na temat omawianego projektu.
— To pozamiatałoby wiele w polskiej piłce, w sporcie w ogóle. Rozmawialiśmy o tym, Ekstraklasa czyniła też pewne starania przez związki i stowarzyszenia pracodawców, żeby wyrazić negatywne opinie na temat tej ustawy. One spływają z różnych środowisk. Minister Borys był na sali, wysłuchał nas, zna nasze zdanie. Wyraził wolę walki o to, żeby ten projekt, jeśli zostanie wprowadzony, nie dotknął sportu. Jako kluby oddajemy działania w tej sprawie Ekstraklasie i Pierwszej Lidze jako organom zarządzającym rozgrywkami, natomiast jeśli będzie trzeba, podpiszemy odpowiednie pisma w tej sprawie — deklaruje przedstawiciel jednego z klubów Ekstraklasy.
WIĘCEJ O KULISACH POLSKIEGO FUTBOLU NA WESZŁO:
- Jagiellonia uczy się w Europie, żeby stać się klubem-potentatem [REPORTAŻ]
- Długi, kłamstwa i pogarda. Oto Skra Częstochowa [REPORTAŻ]
- Czy w Ekstraklasie będziemy biegać jak w Premier League?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix, FotoPyK, Rafał Lipski (Ekstraklasa SA)