Reklama

Milan, Messi i Broz Tito. Shkendija przez lata miała pod górkę

Antoni Figlewicz

06 listopada 2025, 16:34 • 10 min czytania 7 komentarzy

Losy klubów dawnej Jugosławii są zwykle konkretnie pokręcone. Bo wojna, bo rozpad państwa, bo nie ma tam teraz ligi, w której nie znalazłoby się miejsce dla klubu zakładanego przez jakieś mniejszości. Tak jest więc także z macedońską Shkendiją, choć bardziej wypadałoby napisać – albańską Shkendiją. Klubem, który do tej pory całą swoją pucharową historię romantyzował jedynie przez pryzmat przegranego dwumecz z wielkim Milanem. A teraz, trochę jak polskim zespołom, z nieba spadła mu Liga Konferencji.

Milan, Messi i Broz Tito. Shkendija przez lata miała pod górkę

No i jest pięknie. Faza zasadnicza europejskich pucharów to dla zespołów z ligi macedońskiej żadna codzienność – sama Shkendija trzynaście razy próbowała dostać się na ten poziom, ale wyszło dopiero przy czternastym podejściu. To jednak i tak całkiem zaskakujące, że drużyna o statusie europejskiego kopciuszka mogła się już wcześniej poszczycić udziałem w ostatniej fazie eliminacji do Ligi Europy.

Reklama

Po raz pierwszy w roku 2016, kiedy na drodze stanęło ewidentnie zbyt mocne Gent. Po raz drugi – sezon później, kiedy Shkendija miała okazję zobaczyć z bliska wielki Milan i zasmakowała meczu na legendarnym San Siro. Po raz trzeci, też rok później, kiedy lepszy okazał się zapomniany w ostatnich latach norweski Rosenborg.

Tamte kampanie eliminacyjne już napawały macedońsko-albański klub dumą, ale dopiero teraz, gdy w pucharach trafia się szansa na coś więcej, możemy mówić o sukcesie. Bo choć scenariusz był podobny – Shkendija przegrała w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Europy – to reforma czyniąca polską piłkę klubową potężną, okazała się również niezwykle korzystną dla mistrza Macedonii Północnej.

Awans do fazy ligowej stał się zresztą pięknym zwieńczeniem niezłomnej pracy lokalnej albańskiej ludności, która przez lata walczyła o to, by Shkendija przetrwała.

Shkendija znaczy „iskra”. Albańczycy przeszli drogę od biedy do Ligi Konferencji

W kontekście Shkendiji trudno bez jakiegokolwiek zgrzytu używać przymiotnika „macedoński”. To się zwyczajnie mija z prawdą o klubie, który od samego początku swojego istnienia był budowany na albańskich podwalinach.

Albańska duma w Skopje! Shkendija z pierwszymi punktami w Europie

To nagłówek na jednym z bałkańskich portali, sam w sobie nie pozostawia złudzeń. Każdy, ale to absolutnie każdy wie, że Shkendija przynosi dumę Macedończykom tylko pośrednio. Bo tak, to przedstawiciel tamtejszej ligi, okej. Tyle że nie ma przypadku w tym, że jej mecz pucharowy w Skopje obejrzy dziś tylko garstka kibiców. Albańska duma, ot co.

Przejrzałem jeszcze kilkanaście artykułów o zespole z Tetowa i pod tym względem przekaz jest jak najbardziej spójny. To tylko kilka fragmentów, ale uwierzcie, że już w pierwszych trzech zdaniach, w każdym z tych tekstów, albańskość Shkendiji była wyraźnie podkreślana:

„Albańczycy żyjący w Tetowie”

„Albański zespół”

„Mistrz Macedonii z Albanii”

„Klub powstały z inicjatywy mniejszości albańskiej”

Wszędzie, na każdym kroku, przy każdej okazji – nie ma opcji, żeby nie przypomnieć o wyjątkowości tego tetowskiego tworu. Odrębności, która jest jednocześnie silną tożsamością Shkendiji. Klubu założonego relatywnie niedawno, w 1979 roku. Wówczas nie do końca szanowanego i generalnie, nie bójmy się tego słowa, tępionego przez jugosłowiańskie władze, które obawiały się wszelkich okazji do podsycania nastrojów separatystycznych. A tu sama nazwa – Shkendija to po albańsku „iskra” – mogła dawać do zrozumienia, że odpowiedzialni za powstanie klubu byli gotowi do rozpalania jakiegoś większego ognia.

Pierwsi piłkarze Shkendiji mieli napawać Albańczyków dumą. Szybko jednak zaleźli za skórę jugosłowiańskim władzom

Tło historyczne. Albania, Macedonia i rozpad Jugosławii

U szczytów władzy postanowiono w pewnym momencie, że Shkendija nie zagra w żadnej lidze i kropka. Fajnie, niech sobie zakładają ten klub, ale grać nie będą. Początkowo oczywiście przeoczono, że jakiś mały zespół wyraźnie odwołuje się do albańskich tradycji, ale gdy tylko problem został zauważony, postanowiono mu zaradzić. Tym samym całą ideę funkcjonowania piłkarskiego zespołu momentalnie zburzono, odbierając mu właściwie sens istnienia. Nie jest zatem przypadkiem fakt, że kolejne lata w historii organizacji są, przynajmniej w sieci, wielką czarną plamą. Tajemnicą, za którą kryje się najprostsze z możliwych wytłumaczeń. Klub powstał i po roku przestał działać. Niektóre źródła przekonują wprost, że został powołany do życia i – jak tylko jugosłowiańskie władze zorientowały się, co jest grane – rozwiązany.

Uzasadnieniem rządu dla odwołania działalności Shkendiji było to, że organizacja w ramach klubu może doprowadzić do rozkwitu ruchu narodowego, który groził inicjacją destabilizacji. Ostateczna decyzja o rozwiązaniu zespołu została podjęta 14 lipca 1981 roku i przyniosła wielką rewoltę wśród wszystkich albańskich miłośników piłki nożnej, którzy zareagowali skargą do Sądu Tetowskiego. Skargą, która nigdy nie została uwzględniona – czytam w jednej z historycznych kronik Shkendiji.

Zmiany na Bałkanach były jednak nieuniknione, a za jeden z pierwszych ich podmuchów można uznać śmierć Josipa Broz Tity w 1980 roku. Nastroje niepodległościowe narastały w jugosłowiańskich republikach już wcześniej, ale nic nie mogło podziałać na wyobraźnię mocniej niż zakończenie 35-letnich rządów jednego człowieka. Swoje robiła też ogólnie kiepska sytuacja ekonomiczna, ale wówczas jeszcze nie dało się powiedzieć z całą pewnością, że za dekadę Jugosławia rozpadnie się na kilka części.

Josip Broz Tito zmarł w roku 1980

Dlatego Shkendija czekała na swój czas w rządowej zamrażarce aż do proklamowania niepodległości przez Macedonię we wrześniu 1991 roku. Wówczas na przeszkodzie nie stał już ani Tito, ani cały państwowy aparat Jugosławii. W 1992 roku iskra znów zaczęła się tlić. Ale o rozpalaniu serc albańskiej mniejszości w Macedonii nie było mowy.

Koszulki Milanu. W czymś grać trzeba

Jedną z ciekawszych opowieści tamtego okresu dotyczących Shkendiji jest bez wątpienia ta o koszulkach włoskiego Milanu. Giganta, który w 1994 roku był absolutnie poza jakimkolwiek zasięgiem klubu z Tetowa. Mediolańczycy nie mieli prawa wiedzieć, że gdzieś w odległej Macedonii ktoś postanowił luźno nawiązać do ich wielkich sukcesów – biedny jak mysz kościelna albański zespół nie miał możliwości wyprodukowania własnych strojów, więc, korzystając z podobieństwa barw, postanowił użyć koszulek Milanu nabytych z drugiej ręki.

Cała procedura nie była specjalnie skomplikowana. Obrotni Albańczycy bez problemu zdobyli stare koszulki ekipy Rossoneri i bez większego kłopotu przystosowali je do rywalizacji na macedońskich. Jak? A no po prostu wypruli herb Milanu i gotowe. Kolory się zgadzał, sponsor… w kto by się tam przejmował jakimś sponsorem.

Albański Milan. Shkendija w koszulkach włoskiego zespołu wywalczyła awans do drugiej ligi

Na zdjęciu powyżej mamy rok 1994 i mecz Shkendija – Fortuna. Czerwono-Czarni wygrają go 5:1 i zapewnią sobie awans do II ligi. To jednak nie wszystko i znów po dodatkową pigułkę wiedzy zaglądamy do spisanej historii klubu:

Oprócz zwycięstwa i historycznego sukcesu, spotkanie to jest pamiętane z rekordowej liczby widzów obecnych na stadionie – według nieoficjalnych obliczeń mecz obejrzało aż 17 tysięcy widzów. Tego samego dnia, w Skopje, jeden z macedońskich klubów mierzył się z zespołem z Ukrainy i na trybunach obecnych było 7 tysięcy widzów – czytamy.

Był to niewątpliwie okres, w którym ekipa z Tetowa prezentowała się w Macedonii naprawdę godnie i zarazem oryginalnie. Takie stroje zobowiązywały do dobrej gry, a ona ostatecznie powiodła kilka lat później Shkendiję do najwyższej klasy rozgrywkowej. O bogactwie – albo chociaż stabilnych podwalinach finansowych – nie było jednak mowy. Cały czas kasę klubu lepiono na taśmę „makgajwerkę” i zaciskano trytytkami. Pozwalało to jedynie na oscylowanie pomiędzy pierwszym i drugim poziomem rozgrywkowym, ale na nic więcej. Aż pojawiła się szansa na przełom.

Albańskie krocie i „Messi”. Jak znaleźć pieniądze na życie?

W roku 2008 władze klubu postanowiły, że przyszła pora na coś więcej, choć i wówczas sytuacja finansowa nie była najlepsza. Shkendija ich marzeń miała jednak walczyć o najwyższe cele, więc na wielką skalę zaczęto gromadzić dodatkowe środki finansowe od albańskich darczyńców, głównie tych zamieszkujących Tetowo. Udało się podlać zespół solidnymi środkami, a sponsorem klubu została… Messi Group.

Nie mająca oczywiście nic wspólnego z Messim, który wówczas dopiero miał zadatki na najlepszego piłkarza w historii i rok później miał odebrać swoją pierwszą Złotą Piłkę. Ale kto by się martwił taką zupełnie przypadkową koincydencją.

Z nazwiskiem Argentyńczyka na koszulkach Shkendija zdobyła swój pierwszy mistrzowski tytuł. To był sezon 2010/2011, który już na zawsze przejdzie do historii klubu, ale też nie pociągnął za sobą lat sukcesów. Raczej tylko wpędził klub w kolejne finansowe tarapaty – taka już była specyfika Shkendiji, która zwyczajnie nie mogła mieć za wiele. Przynajmniej do czasu.

Mistrzowski zespół Shkendiji Tetowo z sezonu 2010/2011. Zwróćcie uwagę na front czerwono-czarnych koszulek

Shaqiri apeluje, Shkendija triumfuje. Złote lata trwają

Gdy klub po raz kolejny znalazł się w tragicznej sytuacji finansowej chęć przejęcia nad nim pieczy wyraził albański bogacz z Tetowa, Lazim Destani, właściciel firmy Ecolog. Wahał się on jednak przez jakiś czas, nie będąc przekonanym, czy faktycznie ma ochotę pakować się w to piłkarskie bagno. Sami wiecie, że to niewdzięczny biznes, a Destani nie należał do ludzi głupich. Wolał trzymać się na dystans, czasem jakoś wspomóc klub, coś dorzucić, ale nie angażować się na całego.

W 2013 roku kasa klubu świeciła jednak pustkami i kibice wiedzieli, że może się to skończyć katastrofą. Ballistet to grupa najbardziej zagorzałych fanów Shkendiji – panowie, którym leżał na sercu los drużyny postanowili działać i nie dopuścić do upadku. Rozpoczęli więc kampanię pod hasłem „Ecologu, powiedz TAK!”, mającą na celu przekonanie firmy do inwestycji w klub z Tetowa. Do apelu dołączyły się inne postacie znane w świecie albańskiego futbolu.

Akcję wspierał Xherdan Shaqiri. Do przejęcia klubu zachęcał Destaniego także Lorik Cana, 92-krotny reprezentant Albanii. Dołączali inni znani, nawet tylko lokalnie, piłkarze i w końcu biznesmen dał się namówić.

– Szanowni współobywatele, kibice! Zdajemy sobie sprawę, że Shkendija jest czymś więcej niż klubem sportowym, jest częścią kultury naszego miasta, jest integralną częścią naszej historii i dziedzictwa, nie tylko w regionie, ale i w całym całym naszym kraju. Jest naszą dumą, więc jej świetlana przyszłość była głównym motywem, aby poważnie potraktować tę prośbę. Moja odpowiedź brzmi: Ecolog mówi TAK – ogłosił w swoim pełnym patosu wystąpieniu Destani. Dzięki niemu Shkendija dostała nowe życie i później zaczęła już na stałe wpisywać się w krajobraz czołówki ligi macedońskiej.

Lazim Destani

Lazim Destani nie był przekonany, ale dał się namówić. Teraz może cieszyć się z sukcesów swojego klub

To był długo wyczekiwany przełom i dzięki niemu Shkendija już na dobre stała się ligowym potentatem. Pod okiem Destaniego zdobyła już cztery tytułu mistrzowskie, dwa razy cieszyła się z wicemistrzostwa, zagrała w eliminacjach europejskich pucharów. Przejechała się przed laty w dwumeczu po Cracovii, ale grała także z wielkim Milanem, który lata wcześniej był absolutnie poza jej zasięgiem.

Od zakładania ich koszulek, aż po mecz przeciwko nim na San Siro. Shkendija przeszła naprawdę długą drogę, liczę na ekscytujący dwumecz i grad goli z obu stron – pisał w 2017 roku na Reddicie jeden z kibiców tetowskiego klubu. – Zresztą, pieprzyć to wszystko, gramy z Milanem! – dodał jeszcze, zdaje się że całkiem rozemocjonowany.

Nie da się ukryć, że to wydarzenie absolutnie wyjątkowe dla klubu, który zawsze miał pod górę. Nawet jeśli na San Siro wszyscy byli świadkami srogiego lania i wygranej Milanu 6:0. Nawet jeśli pierwszy mecz w Macedonii również zakończył się porażką – skromną, 0:1, ale porażką Shkendiji. To i tak drzwi do wielkiej europejskiej piłki zdawały się stawać przed albańskim klubem otworem.

Efektem wielu lat ciężkiej pracy nad utrzymaniem się na powierzchni jest teraz udział tetowian w fazie zasadniczej Ligi Konferencji. Shkendija nie jest raczej wielkim faworytem w tych rozgrywkach, nie będzie zdzierać skalpu za skalpem. Ale dzięki swojej nieustępliwości Albańczycy doszli do momentu, w którym absolutnie nie mają się czego wstydzić. Dość powiedzieć, że swój dzisiejszy mecz z Jagiellonią rozegrają na stadionie w Skopje i niech to będzie symbol udanego, sportowego podboju Macedonii przez albańskie Tetowo.

CZYTAJ WIĘCEJ O RYWALACH POLSKICH PUCHAROWICZÓW NA WESZŁO:

Fot. KF Shkendija / Newspix

7 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama