Reklama

Problem z biletami Rayo Vallecano. Komisja ds. Przemocy boi się Lecha Poznań

Szymon Janczyk

05 listopada 2025, 08:33 • 8 min czytania 46 komentarzy

W Vallecas przed meczem Rayo z Lechem Poznań powoli kiełkują problemy. Lokalsi twierdzą, że obawiają się radykalnych ideologicznie i niebezpiecznych kibiców z Polski. Polacy alarmują, że w dniach poprzedzających mecz wokół Estadio de Vallecas krążyć będą gotowe do bitki lewicowe bojówki. Policja ściąga wsparcie, specjalna komisja do spraw tolerancji zabrania sprzedaży biletów. Rayo, witamy w Europie.

Problem z biletami Rayo Vallecano. Komisja ds. Przemocy boi się Lecha Poznań

O fanatykach z Polski w Madrycie przestrzegają od miesiąca. Portal Vozpopuli oznajmił wtedy, że kibice Lecha Poznań „są uznawani za jedną z najbardziej niebezpiecznych grup na kontynencie” i „mają na koncie udział w licznych brutalnych starciach na stadionach oraz poza nimi”. Inni wspominali to, co działo się, gdy do Madrytu przyjechała Legia Warszawa, której kibice starli się wówczas z policją.

Reklama

Obawy nie istnieją tylko w przesadzonych, medialnych artykułach. Po raz pierwszy od piętnastu lat w dniu meczu na Estadio de Valleczas nie będzie można kupić biletów na spotkanie. Wszystko z powodu decyzji Komisji Państwowej do spraw Przemocy, Rasizmu i Nietolerancji w Sporcie.

Liga Konferencji. Ograniczenia w sprzedaży biletów na Rayo Vallecano – Lech Poznań. Hiszpanie boją się kibiców z Polski

Tak, ona naprawdę istnieje. Co więcej, „AS” wylicza, że w ciągu dekady rzeczony panel ekspercki nałożył na Rayo Vallecano ponad siedemdziesiąt różnych kar. Nie tylko z powodu gości, którzy odwiedzali ich stadion — Bukaneros, ultrasi Rayo, mają mocno lewicowe poglądy i obnoszą się z wyznawaną ideologią. Ci spokojniejsi udzielają się w akcjach społecznych, wspierają zbiórki dla domów dziecka, biednych, dbają o szpitale, potrzebujących, upominają się o równość, maszerują z poparciem dla Palestyny na ustach. Na stadionie nucą zaś „precz z faszyzmem i nienawiścią”.

Ci mniej spokojni na klubowe murale przemycają sierp i młot, machają flagami z Che Guevarą czy nawet zachęcają z plakatów do zapisów do miejscowych ruchów komunistycznych i wspólnej lektury dzieł Karola Marksa lub Włodzimierza Lenina.

Plakat komunistyczny na stadionie Rayo Vallecano

Psst, hey comrade kid, wanna buy literally nothing because we gonna ruin your economy and nothing will left in shops?

Komisja Państwowa do spraw Przemocy, Rasizmu i Nietolerancji w Sporcie interweniowała więc już gdy do Vallecas wybierali się kibice Skhendiji Tetowo. Niech was nie zwiedzie fakt, że to mistrz Macedonii Północnej. Skhendija to klub proalbański, którego główna grupa fanów zwie się Ballistët, co wprost nawiązuje do paramilitarnej grupy operującej w Albanii, która szła pod rękę z nazistowskimi Niemcami. Po drugiej stronie barykady stały wówczas bojówki komunistów, więc można powiedzieć, że w Madrycie spotkali się „spadkobiercy” jednych i drugich.

Plakaty na stadionie Rayo Vallecano

Kibice Rayo zapraszają na pochód pierwszomajowy. Czy można lepiej zacząć majówkę?

Na dwustu kibiców gości szykowano się długo, ściągnięto trzystu policjantów, którzy mieli pilnować porządku. Głównym problemem było to, że na Estadio de Vallecas… nie ma sektora gości. Sypiący się obiekt ma wiele poważniejszych dziur (często dosłownie) do załatania, dlatego gdy miasto (gospodarz stadionu) w obliczu zagrożenia braku zgody na grę Rayo na swoim boisku w Europie przeznaczyło dwa miliony euro na remonty, właściciel Ramon Martin Presa uznał, że trzeba zająć się czymś innym.

Inna sprawa, że Presie bardzo pasuje zajmowanie się wszystkim, tylko nie naprawami na stadionie, bo próbuje — wbrew woli kibiców — przeforsować wyprowadzkę z obecnej lokalizacji i sprzedaż terenów.

W każdym razie na Rayo wścieka się liga hiszpańska, która ma dość, że kibice gości nie mają swojego kąta w Vallecas. Javier Tebas postanowił przymusić klub do działania, wydając zakaz sprzedaży biletów gościom. Udało się, lecz — jak informowało COPE — potrzeba na to kilku miesięcy. LaLiga może to zrozumieć, UEFA niekoniecznie. Federacji nie przeszkadza brak sektorów buforowych i barier oddzielających część trybun przeznaczoną dla gospodarzy oraz przyjezdnych.

UEFA mówi wprost: pięć procent miejsc na stadionie należy do gości. Żadnych dyskusji, po prostu sprzedajcie im bilety.

Kibice Shkendiji Tetowo w Madrycie na meczu z Rayo Vallecano

Kibiców Shkendiji Tetowo usadzono w kącie Estadio de Vallecas.

Liga Konferencji. Problem z biletami na mecz Rayo Vallecano – Lech Poznań.  Wszystko przez Komisję ds. Przemocy, Rasizmu i Nietolerancji

Tu właśnie zaczynają się kombinacje. O ile Shkendija zamówiła mniej niż połowę przysługujących miejscówek, tak Lech Poznań oczekiwał dużo większej puli biletów. Ostatecznie dostał ich siedemset — sześćset w „sektorze gości” i sto w innym miejscu obiektu. Jak ustalił portal Weszło, do Madrytu i tak wybiera się większa liczba fanów z Polski, więc potrzeby były większe.

W Hiszpanii kalkulują, że wpuszczenie siedmiuset osób o innym światopoglądzie, o innych sympatiach klubowych, samo w sobie brzmi niebezpiecznie. Komisja Państwowa do spraw Przemocy, Rasizmu i Nietolerancji w Sporcie zdecydowała, że jeszcze gorzej będzie, jeśli bilety będą sprzedawane do ostatnich minut, co pozwoliłoby kibicom z Poznania kupić wejściówki na neutralne sektory i „przejąć” stadion.

Stąd właśnie zamknięte kioski biletowe w dniu meczu, o czym Rayo informuje za pośrednictwem oficjalnego komunikatu. Tu warto nadmienić, że:

  • na Estadio de Vallecas nie ma opcji kupienia biletu w inny sposób, niż w kasie na stadionie;
  • podobny zakaz wydano przed meczem ze Shkendiją, ale klub kompletnie go olał.

Kibice Rayo Vallecano

Kibice Rayo Vallecano podczas meczu ze Shkendiją Tetowo.

W Rayo uznali najwidoczniej, że co wy nam będziecie gadać i po prostu otworzyli kasy biletowe przed wyczekiwanym od dwudziestu pięciu lat ponownym pucharowym meczem w Vallecas. Państwowa komisja uznała to za śmiertelną obrazę i wlepiła klubowi grzywnę w wysokości 60 tysięcy i jednego euro. Być może dlatego tym razem Raul Martin Presa i spółka podeszli do sprawy poważniej, ogłaszając zmiany w sposobie dystrybucji biletów, podkreślając jednocześnie, że to dziwny sposób na załatwienie tematu.

— Nasze odczucia są takie, że nie będzie to miało żadnego wpływu na kibiców gości, natomiast mocno przeszkodzi to kibicom Rayo oraz przychodom klubu. Podejmujemy trwały wysiłek i mamy wzorowe efekty w sprawie bezpieczeństwa na stadionie przy znacznie większych restrykcjach niż w przypadku większości klubów. Nie odnotowaliśmy żadnych incydentów, w ostatnim okresie wykonaliśmy tytaniczną pracę na rzecz zwiększenia wpływów z dnia meczowego. Liczymy, że w przyszłości uda się wypracować konsensus, który nie zaszkodzi kibicom oraz budżetowi klubu — oburzali się w oświadczeniu prasowym działacze stołecznego klubu.

Mieli oni zresztą inne problemy związane z dostosowaniem stadionu do europejskich standardów. Na potrzebę rozgrywek UEFA trzeba było jeszcze zmniejszyć i tak niewielkie boisko, żeby nie było ono zbyt blisko trybun. Sid Lowe z „Guardiana” opowiadał, że w lidze zdarzyło się nawet, że młody fan wpadł na murawę, zgarnął autograf od Radamela Falcao i po prostu wrócił na swoje miejsce, otrzymując jedynie lekką reprymendę od stewarda.

Cóż, europejska federacja ma nieco inne standardy i wytyczne.

Lewicowe bojówki chcą polować na Polaków w Madrycie. Kibice Rayo Vallecano obawiają się fanów Lecha Poznań

W Madrycie faktycznie jednak boją się tych, którzy ich odwiedzą. Tutejsza prasa rozpisuje się o groźnych kibolach z Polski, lokalne grupy kibicowskie ostrzegają przed skrajnie prawicowymi, wrogo nastawionymi bandami. Gdy do Vallecas przyjeżdżała Shkendija, wprost nazywano ich „neonazistami”. W przypadku fanów Lecha też niestety da się takie rzeczy przeczytać, lecz na szczęście nie wszyscy forsują tę fałszywą narrację. Natomiast zwykli ludzie faktycznie przejęli się tym, czy wokół stadionu będzie bezpiecznie.

— Widziałem ultrasów Lecha Poznań, czytałem o nich, słyszałem, kim są. Nazywają ich „Terror Machine”, tak? Myślę, że policja nas od nich odgrodzi, zarządzi tym tak, żeby uniknąć eskalacji agresji — powiedział nam Piero, kibic z Vallecas, potomek peruwiańskich imigrantów.

Kibic Rayo Vallecano

Piero, kibic Rayo Vallecano.

W drugą stronę działa to jednak podobnie. Do Poznania dotarły wieści o tym, że lewicowe bojówki zamierzają krążyć wokół stadionu w dniach poprzedzających mecz, szukając kibiców z Polski. Ci faktycznie już pojawili się w Madrycie, w różnych miejscach obiektu widać świeże wlepki mistrza kraju. Sami zostaliśmy wieczorem zaczepieni przez tubylca, który dopytywał, czy przypadkiem nie jesteśmy ultrasami Lecha, więc w tych przekazach może być trochę prawdy. Spytaliśmy Piero, czy przyjezdni muszą się czegoś obawiać.

— Nie, nie sądzę. Jeśli będziecie się dobrze zachowywać, jeśli nie będziecie dupkami, to nic wam tutaj nie grozi — odpowiedział z uśmiechem. On też narzekał na problemy z kupieniem biletów na mecze Rayo. Nie tylko ten najbliższy.

— Czujemy się jak jaskiniowcy, gdy musimy kupować bilety w ten sposób. Za każdym razem, gdy staję w kolejce, wściekam się na to. Dziś akurat nie było wielu osób, ale zwykle kibiców jest mnóstwo, wielu z nich odsprzedaje bilety. To nie może dłużej tak wyglądać — żalił się nasz rozmówca.

O kwestię bezpieczeństwa spytaliśmy także Maite Martin, dziennikarkę AS, która na co dzień zajmuje się Rayo Vallecano. Jej zdaniem problemów uda się uniknąć.

— Na ten moment w Vallecas jest bardzo bezpiecznie. Nie sądzę, że inaczej będzie przed meczem. Będzie tu zbyt wiele policji, żeby coś mogło się wydarzyć — stwierdziła.

Kibice Lecha Poznań tej jesieni już raz spotkali się z agresją ze strony rywala. W Belgradzie miało być spokojnie, gwarantowali to fani Crvenej Zvezdy, którzy doceniali ciepłe przyjęcie w Polsce i hasła o „serbskim Kosowie”. Na miejscu jednak nie spodobało im się, że kibice Lecha zbyt dobrze bawili się na rynku. Gospodarze zerwali więc ustalenia i gdy fani z Poznania wracali do domu, napadli ich na autostradzie, atakując samochody czy autokary różnego rodzaju „sprzętem”.

WIĘCEJ O LIDZE KONFERENCJI NA WESZŁO:

46 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama