Lukas Lerager nigdy nie zawodził. „Jestem jak korek, zawsze wypłynę”

Przemysław Michalak

21 grudnia 2025, 18:45 • 19 min czytania 6

Na ustach piłkarskiej Polski znajduje się teraz Osman Bukari, który przyszedł do Widzewa za 5 mln euro, tym samym zdecydowanie pobijając rekord transferowy Ekstraklasy. Nikt jednak nie powinien być w szoku, jeśli największym wzmocnieniem łodzian okaże się zawodnik, którego pozyskano kilka dni wcześniej. Lukas Lerager w teorii wygląda na transfer praktycznie bez wad. No, może poza wiekiem, tu jest drobny znak zapytania. Pokuszę się jednak o stwierdzenie, że jeśli Duńczyk nie sprawdzi się na naszych boiskach, to ja już nic nie rozumiem.

Lukas Lerager nigdy nie zawodził. „Jestem jak korek, zawsze wypłynę”
Reklama

Do naszych klubów sprowadzani są coraz lepsi piłkarze z coraz ciekawszym CV. Jednak nawet przy tym nowym trendzie przeważnie jeden z drugim najciekawsze rzeczy w karierze przeżywał nieco wcześniej – tyle że już nie 10 lat temu, tylko dwa czy trzy. Lerager do tej charakterystyki nie pasuje.

On został wyrwany z wiru gry niemalże od deski do deski dla FC Kopenhaga, z którym dopiero co sięgnął po swoje trzecie mistrzostwo Danii i drugi krajowy puchar, a jeszcze niecały miesiąc temu rozegrał pełne 90 minut w Lidze Mistrzów. I nie był to wyjątek. 32-letni pomocnik jesienią tego roku uzbierał łącznie 32 mecze (1 gol, 1 asysta) i spędził na murawie 2381 minut. Nawet gdyby chodziło o liczby z całego sezonu, uznalibyśmy, że są więcej niż solidne i świadczą o jego mocnej pozycji w dotychczasowej drużynie. A tu przecież mówimy o dorobku z jednej rundy, dopiero co zakończonej.

Reklama

Lukas Lerager – nowy piłkarz Widzewa Łódź [HISTORIA]

Byle kogo nie żegna się z taką pompą. 13 grudnia Lerager jako kapitan wyszedł w pierwszym składzie rewanżowego meczu z Esbjerg w ćwierćfinale Pucharu Danii (2:0, cały dwumecz wygrany 6:2). W ostatnich minutach zebrał owację od kolegów i kibiców, mógł pomachać publiczności i zbić piątki.

Komplementów nie szczędził mu także trener Jacob Neestrup. – Uzgodniliśmy, że zostanie zmieniony tuż przed końcem, aby kibice mogli oddać mu hołd. W ten sposób osobiście podziękowałem piłkarzowi, który swoimi występami wielokrotnie ratował tyłek FCK, a także mnie. Lukas zawsze był do dyspozycji klubu, swoich kolegów z drużyny i mojej, kiedy najbardziej potrzebowaliśmy gola, powrotu, wślizgu lub zwycięstwa – mówił 37-latek, który najpierw był asystentem, a od września 2022 samodzielnie dowodzi zespołem.

Jacob Neestrup

trener FC Kopenhaga, Jacob Neestrup 

Nie ukrywał on, że jego relacje z Leragerem nie zawsze były sielankowe – piłkarz potrafił wprost krytykować grę zespołu i rozwiązania taktyczne – ale niezmiennie się szanowali.

– To związek, w którym zdecydowanie były chwile frustrujące i trudne. I rozumiem, że miewał takie poczucie: „wszystko w porządku, i tak wrócisz do mnie”. I to robiłem. Dałem wielu zawodnikom szansę zajęcia miejsca Lukasa. Nie chcę nikogo krytykować, żeby nie wziął tego do siebie, mogę tylko powiedzieć, że Lukas trzymał się składu kurczowo. To go skazuje na wielki szacunek i cześć. Będzie mi go brakowało i mam nadzieję, że on też będzie tęsknił za mną – chociaż wiem, że zdarzały się weekendy, kiedy był daleko ode mnie. Ale taki jest los trenera i utalentowanego zawodnika – dodawał nieco filozoficznie człowiek, który już trzy razy grał z Kopenhagą w Lidze Mistrzów. Za każdym razem z Leragerem u boku.

Gole strzelane gigantom w Lidze Mistrzów

Obaj szczególnie ciepło będą wspominać sezon 2023/24. FCK dostało się do Champions League po zaciętych bojach z Rakowem Częstochowa i poradziło sobie nadspodziewanie dobrze. Lerager był kluczowym elementem tych wydarzeń. Z Galatasaray w pierwszym spotkaniu zaliczył asystę, a w drugim strzelił zwycięskiego gola na wagę wyjścia z grupy.

Wcześniej pokonał też Svena Ulreicha z Bayernu. Po jego uderzeniu gospodarze prowadzili, ale ostatecznie przegrali 1:2.

No i wreszcie nowy pomocnik Widzewa doprowadził do remisu 3:3 w szalonym starciu z Manchesterem United. Zaraz potem decydujący cios zadał Roony Bardghji (dziś piłkarz Barcelony). Również w nim Lerager maczał palce, wyskakując do pojedynku główkowego z obrońcą MU, który niekontrolowanie strącił piłkę do jego kolegi.

Mógł tylko żałować, że w zwycięskim spotkaniu z Galatasaray w końcówce obejrzał dwie żółte kartki i nie zagrał wiosną z Manchesterem City. W rewanżu zawieszenie już nie obowiązywało, tyle że akurat wtedy przyplątał się uraz. Lerager nigdy nie doznał naprawdę poważnej kontuzji, nie zdarzyło mu się stracić całego sezonu, ale dwukrotnie pauzował przez ponad trzy miesiące. Za pierwszym razem na początku swojej piłkarskiej drogi w Viborgu. Za drugim w barwach Genoi, gdy dokuczały mu mięśnie przywodziciela. W pozostałych przypadkach kończyło się maksymalnie na miesięcznej przerwie.

Ławka rezerwowych? A co to jest?

Dlaczego o tym wspominam? Bo jeśli Duńczyk był zdrowy, praktycznie wszędzie, w każdym klubie zawsze grał. Jedyny moment, w którym nieco więcej posiedział na ławce to sezon w drugiej lidze w Viborgu. Najpierw trochę się leczył, potem wrócił do kadry meczowej, ale nie na boisko i na dobre rozkręcił się dopiero po awansie. Od tamtej pory, czyli od dekady, Lukas Lerager nie wie, co to znaczy przyglądać się z boku poczynaniom kolegów i frustrować się, że grają inni – pomijając reprezentację. To nie może być przypadek, tak wielu trenerów na tak długim dystansie nie mogło jeden po drugim tkwić w błędzie.

Wszystko zaczęło się w stołecznym Akademisk BK. Lerager w tym klubie wchodził do dorosłej piłki, mając za kolegę m.in. nieco bardziej doświadczonego Christiana Gytkjaera. 48 meczów na poziomie drugiej ligi duńskiej wystarczyło, żeby latem 2013 sięgnął po niego ekstraklasowy Viborg. W tym samym okienku trafił tam również Michal Pesković.

 – Przychodziliśmy do Viborga w podobnym czasie. Mieszkaliśmy w jednym hotelu. Rano spotykaliśmy się na śniadaniu i jechaliśmy do bazy na trening. Tak naprawdę to z nim spędzałem najwięcej czasu poza boiskiem. Chodziliśmy coś zjeść, dodatkowo trenowaliśmy na siłowni, oglądaliśmy Ligę Mistrzów – mówi nam trener bramkarzy Podbeskidzia Bielsko-Biała.

Michal Peskovic

Michal Pesković był świadkiem pierwszych poważnych kroków w karierze Lukasa Leragera. 

 – Zapamiętałem go jako zawodnika wyjątkowo pracowitego, zaangażowanego i zdeterminowanego. Był skupiony na celu i wszystko mu podporządkowywał. Dzięki temu zrobił naprawdę dużą karierę. Był solidny i powtarzalny, zawsze funkcjonował na najwyższych obrotach – wspomina Słowak, który w Ekstraklasie grał dla Polonii Bytom, Ruchu Chorzów, Podbeskidzia (dwukrotnie), Korony Kielce i Cracovii.

 – Bardzo dużo biegał, nigdy się nie oszczędzał. Potrafił zmienić tempo gry, posłać precyzyjne podanie diagonalne, ale odnajdywał się też w grze kombinacyjnej. Na pewno jednak defensywa była jego mocniejszą stroną. Być może z czasem się to zmieniło. Możliwe, że dziś biega już nieco mniej, ale nadrabia to właściwym ustawianiem się i przewidywaniem – dodaje Pesković.

Rok z Michalem Peskoviciem

Słowak spędził w Danii rok i musiał przełknąć gorycz spadku. Lerager został w klubie jeszcze przez dwa lata. Zdążył wrócić do elity i rozwinąć skrzydła. Nie dotyczyło to jeszcze zbytnio konkretów z przodu, co wówczas mocno martwiło młodego pomocnika. – Pracuję nad tym, żeby strzelać więcej. Kilka razy byłem blisko, ale nie udało się przełamać. Będę dalej wbiegał w pole karne i w pewnym momencie na pewno mi się uda – mówił po jednym z meczów.

Na efekty jego postanowień nie musiano długo czekać. W kolejnych latach Lerager zawsze dokładał coś z przodu, czasami zdecydowanie ponad minimum przyzwoitości. Mimo że nigdy nie podchodził do rzutów karnych i nie jest specjalistą od stałych fragmentów, w karierze klubowej zdobył już 49 bramek (do tego 30 asyst). Wszystko musiał sobie „wypocić” z gry, co się udawało. Jego znak rozpoznawczy to świetne wyczucie momentu na wbiegnięcie w pole karne z drugiej linii.

Lukas Lerager w koszulce Zulte Waregem

Lukas Lerager w barwach Zulte Waregem 

Rok w Viborgu wystarczył, żeby na zakup Leragera zdecydowało się Zulte Waregem. Belgowie zapłacili 400 tys. euro i dali piłkarzowi trzyletni kontrakt. – Lukas zaliczył niesamowity skok do przodu po transferze z AB. Był ważnym ogniwem. Tracimy utalentowanego zawodnika i fantastycznego człowieka. Zawsze był profesjonalistą najwyższej klasy i fantastycznym ambasadorem Viborga – mówił na pożegnanie klubowy dyrektor Morten Jensen.

Furora w lidze belgijskiej

Pierwsza zagraniczna przygoda wcale nie onieśmielała pełnego marzeń 23-latka. Błyskawicznie wkomponował się do nowej drużyny. – Początek był trudny. W pierwszym miesiącu mieliśmy może jeden dzień wolny, ale to było dobre dla mnie, żeby poznać klub. Dwa tygodnie później, podczas gierki treningowej, niefortunnie upadłem i złamałem dwa kręgi, co spowodowało regres. Udało mi się jednak przygotować do rozpoczęcia sezonu. W pierwszym meczu siedziałem na ławce i wszedłem od razu po przerwie. W następnych grałem już po 90 minut – opowiadał portalowi bold.dk.

Większym szokiem była dla niego wcześniejsza zmiana barw. – Niczym nie różni się to od przeprowadzki z Kopenhagi do Viborga, gdzie też nie miałem wokół siebie rodziny, przyjaciół czy znajomych rzeczy i musiałem stanąć na własnych nogach. Przeszedłem test mentalny, więc tutaj muszę się tylko przyzwyczaić do trochę innej kultury i bariery językowej – zaznaczył. Aklimatyzację miał jednak ułatwioną, bo w szatni spotkał rodaków w osobach Briana Hamalainena i Henrika Dalsgaarda.

 – Przywiozłem ze sobą poczucie pewności siebie. Wiedziałem, że mnie chcą i dostrzegają we mnie pewne cechy. Od samego początku ciężko pracowałem i pokazałem, że powinienem być częścią tego zespołu. Czasami słyszy się, że duńscy zawodnicy nie są przygotowani na to, że trener nie będzie z nimi rozmawiał i głaskał po głowie. Są bardziej zdani na siebie i nie zawsze muszą być najlepszymi przyjaciółmi z drużyny. Na treningach nie ma gwaru, po prostu trzeba robić swoje – tłumaczył.

Lukas Lerager w reprezentacji Danii

Piłkarz ma przemawiać przede wszystkim na boisku, a on niemal od początku robił to znakomicie. Przełożyło się to na całą drużynę. Zulte Waregem było rewelacją jesieni w Jupiler Pro League, przegrało zaledwie dwa razy i do połowy grudnia przewodziło tabeli. Lerager w tym czasie zdobył pięć bramek i trzy kolejne wypracował. Już wtedy zaczęto go łączyć z Montpellier i Girondins Bordeaux.

Debiut w reprezentacji Danii

Wiosna była już odrobinę słabsza dla niego i kolegów, choć i tak rundę zasadniczą zakończyli na najniższym stopniu podium. Posypali się w fazie play-off, gdy w dziesięciu meczach wywalczyli zaledwie sześć punktów. Finalnie musieli się zadowolić szóstą lokatą. Na otarcie łez triumfowali w Pucharze Belgii (finał z KV Oostende rozstrzygały rzuty karne), co dało im przepustki do Ligi Europy.

Lukas Lerager już w niej nie wystąpił, ale wyłącznie z dobrych powodów. Jego kariera rozpędzała się jeszcze bardziej. Kolejny rok dobrej gry wystarczył do następnego kroku naprzód. A w zasadzie dwóch.

Dwa dni po ostatnim występie dla Zulte Waregem selekcjoner Age Hareide, który dopiero co pożegnał się z tym światem w wieku 72 lat, powołał wyróżniającego się w Belgii chłopaka na towarzyskie spotkanie z Niemcami i mecz w eliminacjach MŚ z Kazachstanem. – Oczywiście byłem zaskoczony, ale z drugiej strony miałem dobry sezon i nie bez powodu zostałem wybrany. Selekcjoner powiedział, że postrzega mnie jako pomocnika nieco innego typu niż pozostali. Widział moje mecze i uważa mnie za silnego zawodnika typu „box-to-box” – mówił podekscytowany.

Nadszedł ten dzień. 6 czerwca 2017 roku, niewiele ponad miesiąc przed 24. urodzinami, Lukas Lerager zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Danii. Age Hareide wpuścił go z Niemcami na 25 minut, ściągając Christiana Eriksena.

To było super. To coś, na co liczyłem od małego. Im dalej zachodziłem w karierze, tym bardziej miałem nadzieję, że się uda, bo czułem, że się rozwijam. W samym meczu odczuwałem trochę tremy, której musiałem się pozbyć, ale generalnie myślę, że poszło dobrze – komentował na gorąco.

Epizod z Polską i wyjazd na mundial

Od tego momentu aż do jesieni 2019 niemal zawsze był powoływany. Łącznie w narodowych barwach rozegrał 10 spotkań i zdobył jedną bramkę – w sparingu z Austrią. Co ciekawe, drugi występ dla kadry to było pamiętne 4:0 z Polską, po którym Hareide stwierdził, że jesteśmy łatwi do rozszyfrowania, czym rozregulował Adama Nawałkę. Lerager zameldował się na murawie dopiero w 82. minucie, więc wkład w sukces miał niewielki.

Lukas Lerager w meczu Dania - Polska

Lukas Lerager kontra Krzysztof Mączyński w meczu Dania – Polska (4:0)

Przez kolejne miesiące głównie siedział na ławce, zagrał jeszcze tylko w dwóch sparingach, a mimo to załapał się do kadry na mundial w Rosji. Podczas turnieju swoją obecność zaznaczył czysto symbolicznie. W ostatnim meczu fazy grupowej z Francją w doliczonym czasie zmienił Thomasa Delaneya. – Nagle coś się stało z Delaneyem i powiedzieli, że muszę być gotowy. Zawsze miło doświadczyć takiego momentu, to cenne uzupełnienie CV – komentował.

 – To oczywiste, że gdy nie grasz, jesteś trochę rozczarowany. Ja też byłem, ale szybko poszedłem naprzód dla dobra drużyny. Czasami trzeba patrzeć dalej niż na czubek własnego nosa. Rozumiem, że są inni, którzy grają. Delaney i Eriksen to twardzi rywale, dwaj niesamowicie dobrzy zawodnicy – dodał w kontekście tego, że w kadrze ciągle jest rezerwowym.

Ligue 1 z Igorem Lewczukiem

Do Rosji Lerager jechał już jako przedstawiciel Ligue 1, po roku spędzonym w Bordeaux. Latem 2017 Zulte Waregem raczej nie miało złudzeń, że go zatrzyma. Zainteresowanie było zbyt duże, a sam zawodnik mówił, że chętnie wykona następny krok, o ile oczywiście trafi się oferta, do której będzie w pełni przekonany. Taką złożyli Żyrondyści, wygrywając wyścig z OGC Nice. Zapłacili 3,5 mln euro, a Duńczyk podpisał czteroletni kontrakt.

 – Trzeba kuć żelazo, póki gorące, więc zrobiłem to ponownie po dobrym sezonie w Belgii – stwierdził.

 – Zainteresowanie Bordeaux pojawiło się już w październiku-listopadzie ubiegłego roku i szybko stawało się coraz bardziej intensywne. Chcieli transferu w styczniu, ale Zulte wolało mnie zatrzymać ze względu na perspektywę play-offów i ewentualnie finał Pucharu Belgii. I w sumie cieszę się, że tak się wtedy stało. Bordeaux wróciło do tematu wczesnym latem, a Nice też było w grze. Miałem rozmowę z dyrektorem Nice i równie dobrze mógłbym tam trafić. Bordeaux jednak bardzo nalegało i dało mi to odczuć. To naprawdę dobry klub – mówił podekscytowany Lerager.

Lukas Lerager w barwach Bordeaux

Lukas Lerager również w barwach Bordeaux dał radę. 

Rzecz jasna od razu wskoczył do wyjściowego składu i miejsca nie oddał. Na starcie zapowiadał, że celem jest przynajmniej pierwsza szóstka i właśnie na szóstej lokacie on i koledzy (wśród nich Igor Lewczuk) zakończyli sezon 2017/18. O wszystkim zdecydowała ostatnia kolejka i wygrana 4:0 z FC Metz.

Odejście Gustavo Poyeta początkiem końca Bordeaux

Przed tym spotkaniem Lerager bardzo ciepło wypowiadał się o trenerze Gustavo Poyecie, który przyszedł do klubu w połowie rozgrywek. –Pokonaliśmy na wyjeździe 3:1 Montpellier, które ma trzecią najlepszą obronę w lidze i tak samo St. Etienne, niepokonane w trzynastu meczach. To pokazuje, że naprawdę zrozumieliśmy idee i koncepcję Poyeta. Wie, czego chce i naprawdę dobrze zarządza swoim zespołem. Co więcej, często wydaje się, że taktycznie wyprzedza przeciwników o krok. Nie będę ukrywał, że jestem z niego jako trenera bardzo, bardzo zadowolony – chwalił swojego przełożonego.

Po sobie widział olbrzymi rozwój. – Myślę, że stałem się spokojniejszy i lepiej radzę sobie z piłką. Dostałem też większą rolę przywódczą w naszym zespole, ponieważ nie mamy w nim zbyt wielu liderów. Drużyna jest młoda i większość chłopaków w takie kwestie nie wkłada zbyt wiele wysiłku. Mnie to pasuje. Poza boiskiem jestem bardzo cichą, spokojną i trochę nieśmiałą osobą, ale na boisku to co innego. Wtedy wchodzę w inną rolę, która przychodzi mi naturalnie – mówił dla bold.dk.

Niemalże tradycyjnie po roku mógł zmienić barwy. Latem 2018, już po mundialu w Rosji, Atalanta dawała za niego blisko 10 mln euro, ale Bordeaux nie skorzystało z okazji. Mogło to dziwić, gdyż w tamtym okienku Żyrondyści sukcesywnie się osłabiali. Malcom został sprzedany do Barcelony za 40 baniek, a oprócz niego odeszli jeszcze Diego Rolan oraz wypożyczeni Martin Braithwaite i Soualiho Meite.

Czarę goryczy przelało oddanie w połowie sierpnia do Montpellier za 3 mln euro Gaetana Laborde’a bez wiedzy trenera. – To mój najgorszy dzień w pracy. Prosiłem działaczy, żeby najpierw kogoś znaleźli, a dopiero potem sprzedawali Laborde’a. W czwartek rano dowiedziałem się, że jest już piłkarzem Montpellier. Nikt mnie nawet nie poinformował. To działania przeciwko mnie, przeciwko pozostałym zawodnikom i przeciwko kibicom. Biorę pod uwagę, że moja praca tutaj jutro może się zakończyć. Zażądam wyjaśnień od władz klubu, mam dość działań za moimi plecami – grzmiał urażony Poyet. Jak łatwo się domyślić, to był koniec jego pracy w Bordeaux.

Filip Jagiełło podaje, Lukas Legarer strzela

Piłkarzom bardzo się to nie spodobało, głośno wyrażali swoje niezadowolenie. Od tamtej pory w klubie działo się coraz gorzej. Jak pokażą następne lata, przejęcie go przez Amerykanów, przeinwestowanie i zostawienie na lodzie, doprowadzi do bankructwa i tułaczki po niższych ligach.

Lerager nadal był jednym z kluczowych zawodników, zdarzało mu się tworzyć duet w środku pola m.in. z wchodzącym do drużyny Aurelienem Tchouamenim. Coraz mocniej myślał jednak o odejściu i zimą 2019 wrócił temat przeprowadzki do Serie A. Ponownie w grze była Atalanta, ale stanęło na wypożyczeniu do Genoi z opcją wykupu.

Lukas Lerager jako piłkarz Genoi

Lukas Lerager jako piłkarz Genoi

W szatni Duńczyk spotkał Filipa Jagiełłę. – Bardzo miło go wspominam. Bardzo dobry zawodnik, choć nie śledziłem później jego kariery. Wyróżniał się panowaniem nad piłką i doświadczeniem. Sądzę, że to będzie duże wzmocnienie Widzewa – nie ukrywa pomocnik Lecha Poznań w rozmowie z Weszło.

On jego charakterystykę określa nieco inaczej niż Michal Pesković, wspominający o przeważających atutach defensywnych. – Myślę, że to pomocnik 50 na 50. Nie określiłbym go ani jako piłkarza typowo ofensywnego, ani typowo defensywnego – mówi Jagiełło.

Z Leragerem w składzie rozegrał tylko pięć meczów, ale wspólnie wypracowali dla Genoi jednego niezwykle ważnego gola. – Zaliczyłem asystę do niego w derbach z Samdporią. Powalczyłem z Bartkiem Bereszyńskim, odebrałem mu piłkę i już trochę na wślizgu zagrałem ją do Lukasa, który mocno uderzył przy bliższym słupku – wspomina piłkarz Kolejorza.

Zmęczenie Francją

Lerager w jednym z wywiadów nie omieszkał ponarzekać trochę na klub, z którego został wypożyczony. – Włoska piłka zawsze mnie w jakiś sposób pociągała, a w Bordeaux miałem już dość pewnych rzeczy. Kiedy więc nadarzyła się okazja, poczułem, że to właściwy krok – tłumaczył.

Dopytany o te „pewne rzeczy” odpowiedział: – Krótko mówiąc, chodziło o mentalność. Właściwą zobaczyłem w Genoi, gdzie podejście jest super. Ludzie są gotowi do działania, jest dobry trening i nikt tego nie kwestionuje.

Krótko mówiąc, w Bordeaux nie odpowiadało mu podejście do treningów. – Można tak powiedzieć. W pewnym momencie prowadził nas trener bez licencji. Do tego dochodziły drobiazgi, które mogły irytować. Potrzebowałem więc czegoś nowego. Nie sądzę, żebym utknął w martwym punkcie, ale były pewne rzeczy, o których za dużo myślałem i które mogły odciągnąć moją uwagę od futbolu – doprecyzował.

Genoa po jednej rundzie skorzystała z opcji wykupu i pozyskała go na stałe, wykładając na stół 6 mln euro. Covidowy sezon 2019/20 pod względem zdrowotnym był dla niego najgorszy w karierze. Latem pauzował miesiąc po operacji przepukliny, a na przełomie listopada i grudnia wypadł na kilka miesięcy przez problemy mięśniowe. W tym kontekście przerwanie rozgrywek w marcu działało na jego korzyść, bo w czerwcu na dobre wrócił do gry.

Zmęczenie Włochami

Podobnie jak w Bordeaux, z czasem również w Genoi zaczęło się dziać gorzej. Prezes Enrico Preziosi dążył do sprzedania klubu, a kolejni trenerzy przychodzili i odchodzili w zastraszającym tempie. Zniechęcony Lerager stracił cierpliwość i w lutym 2021 wrócił do kraju, dołączając do FC Kopenhaga na zasadzie wypożyczenia (po półtora roku został wykupiony).

 – Miałem tego wszystkiego dość. Za dużo zmian, a za mało ciągłości. Brakowało optymalizacji działań, w wielu obszarach ciągle coś zmieniano. Widać to było również po wynikach. Panował spory chaos, a kilka małych kropel przeważyło szalę. Gdybym tam został, nie wpłynęłoby to dobrze na mój rozwój – mówił bez ogródek coraz bardziej doświadczony pomocnik.

Przychodząc do FCK wcale nie zakładał, że stanie się klubową legendą. – Mam nadzieję, że będę spisywał się tak dobrze, że w przyszłości będzie można na mnie zarobić. To zawsze moja ambicja w klubach, w których gram – odważnie deklarował.

Lukas Lerager

W żaden sposób nie mógł wtedy przypuszczać, że skończy się na odejściu do Polski za darmo. Nim to jednak nastąpiło, spędził w stołecznej ekipie pięć lat, w zdecydowanej większości udanych. Trzy mistrzostwa, dwa krajowe puchary, trzy razy Liga Mistrzów – jest się czym pochwalić.

Pierwszy skład i koniec

Lerager w zasadzie przez cały ten czas odgrywał kluczową rolę w zespole, choć nie zawsze takie były pierwotne plany. Latem 2024 nie stanowiło tajemnicy, że w założeniu jego akcje spadają po dużych zmianach w środku pomocy Kopenhagi. Przyszedł Thomas Delaney, który wcześniej zamykał nowemu piłkarzowi Widzewa drogę do częstszych występów w reprezentacji, a i bez niego sztab szkoleniowy miał potężny wybór na tych pozycjach. Rasmus Falk, Viktor Claesson, Diogo Goncalves, Magnus Mattsson, William Clem i Oliver Hoje – naprawdę było z kogo wybierać.

Zaczął więc Lerager szukać nowego klubu. Pojawiło się zainteresowanie z Włoch, m.in. z Cagliari, a w sierpniu bardzo dużo pisano o zakusach Besiktasu. Pojawił się tylko jeden problem: stambulski gigant dobił do limitu obcokrajowców w kadrze i musiał się najpierw któregoś pozbyć. Duńczyk musiał czekać i się nie doczekał. Został i… po paru ligowych kolejkach był na powrót piłkarzem podstawowego składu. I już do końca się to nie zmieniło.

Jestem trochę jak korek. Jeśli ktoś spróbuje mnie schować, pewnie znowu wypłynę. Ciężko pracuję, siedzę cicho i dobrze trenuję – skomentował w jednej z rozmów.

Lukas Lerager i Kamil Grabara

Lukas Lerager i Kamil Grabara podczas meczu z Galatasaray w Lidze Mistrzów

Wielu z was pewnie zapyta: skoro było tak pięknie, dlaczego przychodzi za darmo do Polski? Gdyby był taki dobry, Kopenhaga by go zatrzymała.

Cóż, prawda jest taka, że mistrzowie Danii chcieli go teraz zatrzymać na następne dwa lata. Haczyk polegał na tym, że musiałby się zgodzić na znaczną obniżkę wynagrodzenia, sięgającą 50 procent. Na koniec klub zaproponował mu utrzymanie dotychczasowych stawek, ale prolongując współpracę jedynie na pół roku, do końca obecnego sezonu. W obu przypadkach Lerager powiedział „nie” i raczej trudno mu się dziwić.

Duńczycy patrzą na wiek

Rozmowy ciągnęły się miesiącami, aż wreszcie w połowie listopada ogłoszono, że nie dojdzie do przedłużenia lada moment wygasającej umowy. – Prowadziliśmy konstruktywny dialog z Lukasem i jego agentami, pracowaliśmy nad kilkoma modelami i omawialiśmy różne opcje dotyczące długości kontraktu i wynagrodzenia. Jednak nie udało nam się znaleźć rozwiązania, które zadowoliłoby obie strony – mówił dyrektor sportowy Sune Smith-Nielsen.

Lerager poczuł się rozczarowany, że działacze w negocjacjach nieustannie akcentowali jego wiek. – Pomogłem zarobić klubowi mnóstwo pieniędzy, więc uważałem, że niesprawiedliwe byłoby obniżenie mojego wynagrodzenia zasadniczego o co najmniej 50 procent.

– Wiem, że mam już swoje lata, ale jeśli brać pod uwagę tylko wiek, to równie dobrze moglibyśmy schować wszystkie GPS-y, na których tak im zależy. Jeśli te parametry są tak ważne, może powinieneś podejść, zapukać do drzwi i zapytać, kto trenował najdłużej – dodawał, sugerując, że miałby się tu czym pochwalić.

Lukas Lerager

Trener Jacob Neestrup nie potrafił ukryć rozgoryczenia, że jego żołnierz nie dogadał się z klubem. – Każda historia ma dwie strony medalu i, o ile rozumiem, obie strony próbowały się porozumieć. Z tego, co wiem, złożyliśmy mu trzy różne oferty, ale w ciągu ostatnich 4-6 miesięcy różnice między FC Kopenhagą a Lukasem były zbyt duże. Nie wiem, ile dokładnie wynosiły, bo nie byłem na żadnym z tych spotkań. Oczywiście, że jestem z tego powodu zdenerwowany, ale muszę to uszanować i zaakceptować, że czasami nie da się znaleźć punktu wspólnego. To też część tej gry – mówił na konferencji.

Już wtedy stało się jasne, że Lerager z Kairatem Ałmaty po raz ostatni zagrał dla FCK w Lidze Mistrzów. Ze względu na żółtą kartkę za faul taktyczny musiał pauzować w meczu z Villarrealem. – Szkoda. Naprawdę, naprawdę szkoda, ale to bardzo dobrze pokazuje, że ten człowiek stawia drużynę ponad siebie. To część gry na tej pozycji. Trzeba tam od czasu do czasu przyjąć jakąś kartkę – skomentował Neestrup.

Czy jeszcze będzie mu się chciało?

Widzew dał Leragerowi to, czego zawodnik z jego peselem oczekuje – długoterminowej stabilizacji, do tego dobrze opłacanej.

I to jest chyba jedyna wątpliwość w jego przypadku: czy po tylu latach ciągłego grania, poświęcania się i świętowania sukcesów będzie maksymalnie zmobilizowany w Ekstraklasie.

Michal Pesković: – To zawsze jest znak zapytania przy takich transferach, ale na ile go poznałem, jestem dobrej myśli. Nie sądzę, żeby przyszedł do Polski odcinać kupony. Duńczycy generalnie są dość charakterni. Zakładam, że nadal ma duże ambicje i Widzew musiał go przekonać nie tylko wysokością kontraktu, choć nie ukrywam, że ten transfer jest dość dziwny. Ale jeśli ktoś tak konsekwentnie szedł do przodu i rozwijał swoją karierę, musi mieć mocny charakter. Nie ma innej możliwości.

Czekamy zatem z niecierpliwością, żeby przekonać się o tym w praktyce. Dobrym znakiem są i reakcje kibiców FCK na odejście Leragera (raczej go żałują), i rekomendacja z social mediów od Kamila Grabary („Dbajcie, bo drugiego takiego nie znajdziecie”). Jeżeli Duńczyk nie potraktuje Widzewa jako dobrze płatnej emerytury, z miejsca powinien zacząć robić różnicę.

Fot. FotoPyK/Newspix

6 komentarzy

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]
Polecane

Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza

Wojciech Piela
3
Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza
Reklama

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Jagiellonia w więzieniu! W Alkmaar „nie chcieli Polaków”, jak jest teraz?

Szymon Janczyk
1
Jagiellonia w więzieniu! W Alkmaar „nie chcieli Polaków”, jak jest teraz?
Reklama
Reklama