Reklama

PRASA. Radomski: Czas Krychowiaka i Glika w kadrze się skończył

redakcja

Autor:redakcja

29 września 2022, 08:21 • 9 min czytania 28 komentarzy

Czwartkowa prasówka. 

PRASA. Radomski: Czas Krychowiaka i Glika w kadrze się skończył

PRZEGLĄD SPORTOWY

Jarosław Gambal i Sławomir Morawski przeanalizowali grę kadry w ostatnich meczach.

Krychowiak, czyli sztuka pozorowania

W centralnej części boiska nie mamy defensywnego pomocnika: mobilnego, pokrywającego dużą przestrzeń, gotowego na intensywne bieganie od „16” do „16”, szybko reagującego na stratę piłki, gotowego do zbierania drugich piłek, dominującego w pojedynkach; potrafiącego efektywnie utrzymać się przy piłce pod presją w otwarciu i budowaniu gry; identyfikującego moment uwolnienia się spod krycia rywala, otwarcia się i podania tzw. progresywnego lub diagonalnego; wiedzącego, że nie może stracić piłki; wypełniającego przedpole w niskiej obronie; umiejącego skanować przestrzeń (i wyciągać z tego wnioski); efektywnie komunikującego się z obroną przy posiadaniu piłki i bronieniu.

Reklama

Jesteśmy pewni, że powyższych kryteriów nie spełnia Grzegorz Krychowiak. Nie jest metronomem, który dyktuje tempo i dynamikę operowania piłką przez reprezentację. Nie ma problemu ze skanowaniem, lecz wygląda to tak, jakby patrzył, ale nie widział, czyli nie rozumiał, jak interpretować i wykorzystać zebrane informacje. Nie znaczy, że Krychowiaka nie powinno być w reprezentacji, ale nie musi być pierwszym wyborem. Funkcję defensywnego pomocnika (pod nieobecność Jakuba Modera), mógłby przejąć Mateusz Klich, który ma wymagane umiejętności techniczno-taktyczne oraz ogranie na tej pozycji. W otwarciu i budowaniu gry identyfikuje moment uwolnienia się spod krycia, wyjścia na pozycję i podjęcia decyzji o utrzymaniu piłki lub otwarcia się i przekierowaniu piłki w stronę bramki rywala. Jest zawodnikiem inteligentny, na wysokim poziomie percepcji, kontroli i podania. Szybko orientuje się w przestrzeni. Minusy? Przeciętne przyspieszenie i dominacja fizyczna. Ale jeśli oczekujemy od defensywnego pomocnika większego wpływu na grę w ataku, Klich jest najlepszym kandydatem. Dodatkowym rozwiązaniem jest obniżenie pozycji Zielińskiego, co pozwoli w pełni.

Rozmowa z Patrykiem Małeckim o ambicjach Stali Rzeszów i derbach z Resovią.

Stal ma ambitne i dalekosiężne plany, które nie kończą się nawet na Ekstraklasie. Jaki jest klimat dla piłki w Rzeszowie?

Niedawno rozmawiałem z ludźmi, którzy w Rzeszowie się urodzili, chodzą na mecze Stali od wielu lat i powtarzają jedno: w Rzeszowie od dawna brakowało piłki na dobrym poziomie. Stal rywalizowała najczęściej na poziomie trzeciej ligi, a zdarzało się niżej. Meczów z takimi firmami, jak Wisła czy ŁKS bardzo brakowało. Rzeszowianie są stęsknieni za futbolem na wysoki poziomie. Stal wróciła na zaplecze Ekstraklasy po 28 latach, więc na razie pocieszmy się jeszcze tą I ligą, choć dalsze plany faktycznie sięgają dalej.

Rzeszów to miejsce, w którym chciałby pan skończyć karierę?

Reklama

Nigdy nie mówię nigdy. Nie wiem, co życie przyniesie. Kontrakt mam ważny do czerwca, chciałbym go wypełnić, a co będzie dalej? Czas pokaże. Czuję się tu dobrze.

Henryk Bolesta być może nigdy nie zostałby bramkarzem Feyenoordu Rotterdam, gdyby samochodem przez granicę chyłkiem nie przetransportował go Włodzimierz Smolarek. Dawny bramkarz Ruchu Chorzów i Widzewa mieszka tam już od ponad trzydziestu lat.

Nie miał skończonych 18 lat i umiał już tyle, że chciał próbować sił w ekstraklasie, jeżeli nawet na początku musiałby usiąść na ławce.

 – Chciała mnie Stal Mielec, już nawet tam pojechałem, trenowałem raz czy dwa razy z drużyną, zakwaterowali mnie w hotelu “Jubilat”, tuż przy stadionie. W wolnej chwili wyszedłem sobie na spacer zwiedzić okolicę, zrobiłem parę kroków w jedną, w drugą stronę i za każdym razem to samo: koniec miasta, nie ma nic do oglądania. Młody byłem, potrzebowałem innego miejsca, więc stanowczo uznałem, że tutaj grać nie chcę. Spakowałem się i wróciłem do Radomia — opowiada. Były oferty z drugiej ligi, ale on czekał na coś lepszego. Nie minęło wiele czasu i przyjechał Ruch.

 – Tam w pierwszych dniach również nie czułem się dobrze. Śląska gwara, której nie rozumiałem, w ogóle specyfika Górnego Śląska źle na mnie działa. Tym razem po dwóch tygodniach, mówię sobie: wracam! Wybrałem się na pociąg do Radomia, zachowując przy tym środki ostrożności — nie poszedłem na dworzec w Chorzowie, żeby mnie ktoś z klubu nie przyuważył, ale od razu do Katowic. Działacze Ruchu byli jednak bardziej uparci ode mnie. Znowu przyjechali i przekonali, żebym im już nie uciekał. Wreszcie zaaklimatyzowałem się w Chorzowie — wspomina.

SPORT

Arkadiusz Radomski uważa, że czas Krychowiaka w kadrze się skończył.

Jest pan zadowolony po zakończeniu Ligi Narodów?

– Nie za bardzo. Uważam, że nie gramy optymalnym składem, który ja bym widział – ale nie ja jestem trenerem. To Czesław Michniewicz dobiera zawodników i jest za to odpowiedzialny. Uważam, że grać powinien chociażby Arkadiusz Milik, z wykorzystaniem jego potencjału w ustawieniu 1-4-4-2. Zaskakuje mnie też słaba postawa Jana Bednarka w linii obrony. Jest więc kilka mankamentów, przez które słabo to wygląda i nie widzę, żeby szło ku lepszemu.

Można odnieść wrażenie, że opinia publiczna coraz krytyczniej odnosi się do seniorów reprezentacji – Kamila Glika i przede wszystkim Grzegorza Krychowiaka. Wiele osób usunęłoby ich z wyjściowej jedenastki, szczególnie tego drugiego. Co pan o tym sądzi?

– Też grałem jako defensywny pomocnik, więc mogę powiedzieć coś więcej na ten temat. I jestem tego samego zdania, że czas Grześka Krychowiaka się skończył. Nie wypadł dobrze w tych wszystkich meczach. Gra tylko do tyłu, cały czas się przewraca, wymusza faule. Jest zawodnikiem, którego od razu wykluczyłbym z pierwszej jedenastki. Co do Kamila… Może nie w takim stopniu, jak w przypadku Krychowiaka, ale moim zdaniem jego czas również się skończył. Myślę, że trzeba go mieć w kadrze do wsparcia w końcówkach meczów, bo ma duże doświadczenie, ale niekoniecznie powinien wychodzić w pierwszej jedenastce.

Niemiecki defensor, Jonatan Kotzke, w Górniku Zabrze czuje się jak w domu.

Doświadczony piłkarz zza zachodniej granicy trafił na Roosevelta na początku lipca. Podpisał roczny kontrakt z opcją przedłużenia. Jak to było z jego transferem do Polski? – Odbył się bardzo szybko. Parę dni minęło od kontaktu z trenerem, z menedżerem i już byłem na miejscu. To był ostatni tydzień przygotowań do ligi. Przyznam, że było to dla mnie zaskoczenie, bo nie miałem takiej opcji w głowie. Całą karierę spędziłem w Niemczech. Myślałem, że dalej będę tam grać, jednak ucieszyłem się z takiej propozycji i jestem zadowolony z przeprowadzki – mówi Jonatan Kotzke.

W poprzednim sezonie zaliczył spadek z 2. Bundesligi z jedenastką z Ingolstadt. – To był dla nas ciężki sezon. Od początku mieliśmy problemy, czy to z przodu, czy z tyłu, a jak nie trafia się do siatki, to trudno o wyniki i punkty. Nie ułożyło się tak, jak wszyscy by chcieli w klubie – tłumaczy.

Jak po kilkutygodniowym pobycie w naszym kraju ocenia ekstraklasę na tle zaplecza Bundesligi? – W drugiej lidze niemieckiej jest pięć, sześć topowych i silnych zespołów, reszta walczy. Podobnie w ekstraklasie – kilka czołowych drużyn, a reszta stara się jak może. Każdy tutaj może wygrać z każdym. Co do mnie, to przede wszystkim chcę grać w wyjściowym składzie. Pokazywać się z jak najlepszej strony i wygrywać. Najważniejsze jest każde kolejne czekające nas spotkanie. Dla mnie decyzja o przenosinach, patrząc z perspektywy kilku miesięcy, była dobra. W klubie jest bardzo dobra atmosfera, wielkie zainteresowanie ze strony kibiców. Do tego trener, który mi ufa. To dodaje pewności siebie – zaznacza.

Rozmowa z Marcinem Stokłosą, wiceprezesem Ruchu Chorzów.

W skali od 1 do 10, jak duże jest zaskoczenie tym, jak się układa dla Ruchu ten sezon?

– Trudno oceniać mi to na skali, ale z pewnością jest zaskoczenie. Przed sezonem liderowanie tabeli na tym etapie rozgrywek pewnie było w sferze marzeń. Realnie liczyliśmy, że będziemy w czołowej ósemce. Nie powiem nawet, że szóstce, a właśnie ósemce. Celem było spokojne utrzymanie i… nadal to nim jest. Za szybko, by mówić, że chcemy czegoś innego. Na razie jesteśmy wszyscy pozytywnie zaskoczeni.

Apetyt rośnie?

– Musi. To jest Ruch Chorzów! Tu zawsze będzie presja, apetyt, chęć sięgnięcia po więcej. Takimi jesteśmy ludźmi, że nie zadowalamy się tym, co już jest. Cały czas chcemy iść do góry. Ale bez chorego ciśnienia. To na pewno.

Często mówi się o potrzebie aklimatyzacji, czasu na budowę drużyny. Jak to się robi, by tak dobrać ludzi, aby zatrybiło od pierwszej kolejki?

– Nie czuję się kimś, kto mógłby udzielać wskazówek. My na pewno nie braliśmy ludzi z łapanki. Wcześniej sporo z zawodnikami rozmawialiśmy, obserwowaliśmy ich, widzieliśmy, jak się zachowują. Poszła za tym też opinia środowiskowa. Nie było tak, że jeden albo drugi menedżer podrzucał jakiegoś zawodnika, a Ruch mówił: „Tak, bierzemy!”. Dokonywaliśmy własnego researchu i to zdało egzamin. Kontraktowaliśmy ludzi głodnych gry, a nie „spadochroniarzy”, choć tacy też byli nam oferowani. Duże nazwiska, za duże pieniądze… Wiedzieliśmy jednak, że to po prostu nie zagra. Pozyskaliśmy zawodników, którzy chcą dalej się rozwijać. W tej chwili to działa. Oby jak najdłużej.

FAKT

Pavol Stano wróży dużą przyszłość Jakubowi Kiwiorowi.

FAKT: Kiedy prowadził pan Żilinę, średnia wieku tej drużyny wynosiła niewiele ponad 21 lat. A mimo to „ekipa dzieciaków” w sezonie 2020/2021 zajęła czwarte miejsce w lidze i grała w finale Pucharu Słowacji. Jaki udział w tych sukcesach miał Jakub Kiwior?

 – To nie ja stałem za jego transferem z drugoligowej Podbrezowej, więc zanim do nas trafił, nie kojarzyłem go z boiska. Jednak kilka treningów wystarczyło, żeby przekonał mnie do swoich umiejętności. Patrząc na to, jak podchodzi do pracy, jak się prezentuje, byłem pewien, że jest jedynie kwestią czasu, gdy trafi do klubu dużego formatu. I proszę, tego lata media donosiły, że AC Milan oferował Spezii za Kubę 18 milionów euro!

Czym tak ujął pana Kiwior?

Miał wielki zapał do pracy. Oprócz normalnych treningów z drużyną, ćwiczyłem go indywidualnie. W krótkim czasie zrobił niesamowity postęp. Dziś mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ma perfekcyjną technikę, świetnie odczytuje grę, umie się ustawić. Jest zwrotny, szybki, dobrze gra głową i od tyłu rozpoczyna akcję drużyny. Dla mnie to urodzony środkowy obrońca, ale to dobrze, że w Spezii jest ustawiany jako defensywny pomocnik. Dzięki temu, że ma mniej miejsca i czasu, musi błyskawicznie reagować, podejmować decyzje i staje się bardziej wszechstronny.

SUPER EXPRESS

Rozmówka z ojcem Karola Świderskiego.

Ojciec kadrowicza wierzy, że reprezentacja Polski wypadnie o wiele lepiej na mistrzostwach świata, niż miało to miejsce w poprzednich latach. – Mam nadzieję, że tym razem wyjdziemy z grupy – prognozuje. – Jestem optymistą. Tak do tego trzeba podchodzić. Jeśli piłkarze nie będą stawiać przed sobą takiego celu, to po co jechać do Kataru? Tylko po to, aby zagrać trzy mecze? Trzeba myśleć pozytywnie. Nie można od razu skreślać naszej drużyny. Chciałbym, aby nasz zespół zaszedł jak najdalej w finałach – zaznaczył.

Zdradził, jakie ma marzenie związane z synem: – Wierzę w to, że Karol znajdzie się w kadrze na mundial, a na nim zagra i strzeli gola – mówi. – To byłaby piękna chwila. Trzymam kciuki, aby to mu się udało. Ale wszystko zależy od selekcjonera, czy go w ogóle zabierze na turniej. Na pewno trener ma obawy, czy syn do startu mistrzostw utrzyma formę. Wszystko przez to, że w MLS zaraz sezon się skończy – martwi się.

Fot. Newspix

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

28 komentarzy

Loading...