Widzew Łódź to beniaminek Ekstraklasy, który radzi sobie najlepiej ze wszystkich nowicjuszy. Gościem “Weszłopolskich” był trener łódzkiej drużyny Janusz Niedźwiedź, którego zapytaliśmy o formę jego zespołu.
Niech pan nam pomoże rozstrzygnąć ten konflikt. Czy Dominik Kun jest w TOP 10 piłkarzy Ekstraklasy na swojej pozycji?
A czemu nie w TOP 5? (śmiech) Patrząc na formę Dominika… On jest taką “ósemką”, zawodnikiem typu box to box, bo gramy bez klasycznej “dziesiątki”. Ma sporo zadań defensywnych, ale i ofensywnych, z racji jego parametrów biegowych, które wykorzystujemy w odpowiednim momencie.
Wspomniał pan o TOP 5 – jest w nim Widzew Łódź. Jak dużym zaskoczeniem jest tak wysoka pozycja po 10 kolejkach?
Każdy mecz rozpatruje osobno i możemy powiedzieć, że punktów mogło być więcej i mogliśmy być liderem, ale też mogło być ich mniej. Gdyby Stal Mielec otworzyła wynik, to ten mecz mógłby się inaczej ułożyć. Możemy powiedzieć, że były mecze, w których teoretycznie mogliśmy zdobyć trzy punkty, a tego nie zrobiliśmy. Były też takie, w których wygraliśmy, ale mogły się one zakończyć remisem lub porażką. Zespół zawsze pracuje na swoje punkty i na koniec rundy czy sezonu ma ich tyle, na ile zapracował.
Przełomem był mecz z Wartą Poznań, gdy Patryk Lipski w ostatniej chwili strzelił bramkę na wagę zwycięstwa? Wpadaliście w okres bez wygranej, nawet jeśli w niektórych meczach dobrze się prezentowaliście, a od tego momentu łatwiej wam o konkrety.
W pierwszych pięciu meczach zdobyliśmy cztery punkty i mimo że gra była chwalona, to konkretów było mało. W kolejnych pięciu meczach było to już 12 punktów, więc poprawa jest zdecydowana. Mecz w Grodzisku Wielkopolskim dodał nam wiary i pewności. W kluczowym, ważnym meczu, bo Warta jest zespołem, który pewnie, nie chcę im odbierać szans, ale będzie walczył o utrzymanie, tak samo jak Stal Mielec, dlatego punkty zdobyte z tymi drużynami są bardzo cenne. Gdy gra się z faworytem to mówi się, że nic się nie stanie, jeśli przegramy. Z kolei te zespoły, a także nas, postrzega się jako słabsze. Nas typowano do spadku, nawet z hukiem, bo śledziłem wpisy czy przewidywania.
Złość po meczu Pucharu Polski z KKS-em Kalisz już opadła? Wbrew pozorom czasami dobrze odpaść w Pucharze Polski, jeśli ma się konkretne cele w lidze.
Nie chcę tak nigdy podchodzić do futbolu. Mecz w Pucharze Polski daje mi większe możliwości rotacji, szansę pokazania się zawodnikom, którzy w lidze mają mniej minut. Moglibyśmy wylosować drużynę pierwszoligową czy ekstraklasową i toczyć fajne mecze z przeciwnikami, na których nie byłoby mniejszej motywacji. Żałuję, że odpadliśmy i nasza droga skończyła się szybko, a najbardziej żałuję, że mamy do końca jesieni siedem spotkań. Gdybyśmy nie odpadli z pucharu, byłoby ich osiem lub dziewięć. Część zawodników, która będzie niezadowolona z tego, że gra mniej, będzie musiała to zaakceptować właśnie dlatego, że odpadliśmy z tych rozgrywek.
Uczestniczył pan kiedyś w równie szalonym meczu jak ten w Kaliszu?
Wiele lat temu, gdy grałem w Jarocie Jarocin był taki mecz, w którym prowadziliśmy do przerwy 3:0, ok. 70. minuty gry zrobiło się 3:3, a w doliczonym czasie strzeliliśmy zwycięską bramkę. Nie był tak szalony, ale też sporo się działo.
Bartłomiej Pawłowski nie zagrał ze Stalą Mielec, a wyniki Widzewa Łódź były od niego uzależnione. Co się z nim dzieje, kiedy wróci do gry?
Bartek jest ważną postacią Widzewa w szatni i na boisku, ale w ostatnich dwóch meczach zespół pokazał, że zmiennicy potrafią podołać wyzwaniu. Brakowało nam nie tylko jego, ale i kilku innych zawodników. Ernest Terpiłowski, Mateusz Żyro, Fabio Nunes, który był kluczowy na początku sezonu, do tego Julian Shehu. Nie mówię już o Kubie Wrąblu, czekamy też na wyniki badań Marka Hanouska. Jeśli chodzi o Bartka, to miał on niegroźny uraz, który wyłączył go z treningu. W meczu z Cracovią nie było szans na to, żeby zagrał. Przed meczem ze Stalą uczestniczył w treningach, ale nie na 100 procent i decyzja miała zapaść przed spotkaniem. Bartek wyszedł na rozgrzewkę i niestety, ale powiedział, że nie jest w stanie dać 100 procent, a nie chce grać na 80. Nie chcieliśmy ryzykować i narażać jego zdrowia.
Niepokoi pana liczba tych urazów? Da się z tym jakoś walczyć?
Fabio Nunes to nie kwestia procesu treningowego tylko brutalnego ataku i kontuzji, która wyklucza go do końca rundy. Marek Hanousek to też był uraz po zderzeniu. Ernest Terpiłowski, który ma problem z kolanem, to także efekt kontaktu z przeciwnikiem. Urazy mięśniowe to Bartłomiej Pawłowski, Mateusz Żyro i Julian Shehu. Trzy urazy to — jak na 25-osobową kadrę i trzy miesiące pracy — wynik niezły. W rundzie wiosennej mieliśmy pół zespołu wyłączone z grania, więc dzisiaj sytuacja jest lepsza, ale nie powiemy, że jest dobra, bo mieliśmy ostatnio problem z brakiem kluczowych piłkarzy.
Dwa lata temu, gdy trener trafił do Górnika Polkowice, mówił pan nam, że pana marzeniem jest trafienie do Ekstraklasy przed 40. rokiem życia. To się udało, więc jakie to uczucie?
Spełnienie tego marzenia jest o tyle przyjemniejsze, że zrobiłem to z drużyną Widzewa, w ostatniej kolejce, przy pełnym stadionie. Takiego scenariusza można zazdrościć, to wyjątkowe uczucie, na które długo czekałem. Ten finał z Podbeskidziem Bielsko-Biała był dla mnie nagrodą, osłodził mi 10 lat na poziomie seniorskim, lata wspinaczki po niższych szczeblach. Cieszę się, że jestem w Ekstraklasie, ale to nie wystarcza, chcę w niej zaistnieć mocniej i jako trener i jako zespół. To kluczowe, żeby Widzew osiągał wyniki. To nie jest drużyna trenera Niedźwiedzia. Ja ją prowadzę, nadaję pewne kształty, ale mam ludzi wokół siebie, sztab, który wykonuje świetną robotę, więc radość jest tym większa.
Czyli do 45. roku życia Liga Mistrzów?
Żeby ona była, to najpierw musi być mistrzostwo Polski. Jestem ambitny, cieszę się z miejsca, w którym jesteśmy. Spojrzałem na tabelę i jest tylko jeden zespół, który może nas wyprzedzić: Lech Poznań, jeśli wygra zaległe mecze. Górnik Zabrze może się jeszcze z nami zrównać, więc powiedzmy, że to miejsce 6-7. Wiemy jednak, że niedawno byliśmy w pierwszej lidze, że w ostatniej kolejce wyprzedziliśmy Arkę. Ekstraklasa ma swoje wymagania, trzeba być cały czas przygotowanym i czujnym.
Ma pan poczucie, że gdyby nie udało się dowieźć drugiego miejsca, to nie udałoby się awansować w barażach?
Arka się o tym przekonała, bo zajęła trzecie miejsce i odpadła w pierwszym barażu. Coś w tym jest, ale myślę, że mentalnie dalibyśmy radę, bo potrafiliśmy sobie radzić w trudnych momentach. Uczciwie powiem jednak, że jechaliśmy na dużych oparach. Marek Hanousek grał od dłuższego czasu na środkach przeciwbólowych. Graliśmy mecz w niedzielę, pierwszy baraż był w środę czy czwartek i myślę, że w tym spotkaniu nie wyszedłby na boisku, a to była kluczowa osoba. Nawet on sam powiedział, że wiedział, że ten mecz musiał być ostatnim. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Na Miedzi nie wyszło, w ostatnim meczu powiedzieliśmy sobie: teraz albo nigdy.
Czy w obliczu kontuzji np. Fabio Nunesa będziecie szukać zawodników z wolnego transferu, bez kontraktu?
Nie szukamy, ale mamy otwartą głowę. W przypadku poważnego urazu kluczowej postaci będziemy rozmawiać o zakontraktowaniu kogoś, ale teraz prowadzimy poszukiwania i rozmowy pod kątem zimy. Z obecnej kadry jesteśmy zadowoleni i chcemy, żeby każdy pokazał się z najlepszej strony w tej rundzie.
Nie do końca wierzyliśmy, że ta linia obrony da radę na poziomie Ekstraklasy. Podjęliście spore ryzyko, żegnając trzech zawodników, którzy grali sporo. Jest pan zaskoczony, że tak szybko udało się to poukładać?
Gdy przychodziłem do Widzewa w pierwszej lidze, sytuacja była dużo gorsza niż teraz, bo teraz mieliśmy już swój styl, model gry i kręgosłup. Planując transfery, wiedzieliśmy, że chcemy trzech stoperów, z czego przynajmniej dwóch miało być z Polski. Tak naprawdę braliśmy pod uwagę jeszcze jednego zawodnika, ale wybraliśmy tę dwójkę. Niedawno skreślany był Szota, który teraz zagrał dobre mecze. Wcześniej Żyro, który przecież grał już w Ekstraklasie i uważamy, że z racji wieku będzie robił progres, jeśli się nad nim dobrze popracuje. Jest Czorbadżijski, który jest zawodnikiem ogranym, reprezentantem Bułgarii. Miał słabszy okres, ale to samo było z Kreuzrieglerem, który po pierwszej lidze był skreślony, ale wiedzieliśmy, jaki ma potencjał i w niego wierzyliśmy.
Pytanie z czatu: czy Widzew będzie Radomiakiem z poprzedniego sezonu?
Chciałbym, żeby był Widzewem. Nie chcę porównywać, bo dużo osób mówi o Warcie czy Radomiaku, a to przykłady, gdy beniaminek osiągał coś więcej. Ale były też inne przykłady, bo co roku jeden lub dwa zespoły, które awansowały, spadły z ligi. Wierzę, że dobra i przemyślana praca z dobrze dobranymi ludźmi przyniesie w dłuższej perspektywie dobre efekty. Na co nas będzie stać — nie chcę wybiegać. Dziś miejsce i punkty są niezłe, ale musimy być dalej tak skuteczni jak w meczu ze Stalą Mielec.
WIĘCEJ O WIDZEWIE ŁÓDŹ:
fot. FotoPyK