Z pewnością nie wszyscy zdążyli zauważyć, ale w świąteczny poniedziałek wraca polska liga. Niektórzy, jak Waldemar Fornalik, narzekają, że to niefortunny termin, by rozgrywać derby Śląska. Chociaż są tu tacy, którzy pod względem świętowania mieli gorzej. Choćby zawodnicy Wisły, zmuszeni już w niedzielę wyruszyć do Białegostoku. To będzie wyjątkowo długi dzień z Ekstraklasą. Rozpocznie się już o 13., skończy około 20. Zastanówmy się, co nas czeka.
Dla kogo lany poniedziałek?
Przodownikiem pod względem traconych i zdobywanych goli jest w tej rundzie Górnik, więc wypada przyjąć, że to właśnie w Zabrzu może nas dziś czekać kanonada. 6 rozegranych spotkań to w przypadku podopiecznych duetu Dankowski – Warzycha 10 strzelonych goli i tyle samo straconych. Co więcej, chodzą słuchy, że Waldemar Fornalik przybiera dzisiaj twarz „Ofensywnego Waldka” i oprócz Grzegorza Kuświka, zamierza posłać na boisko również Michała Efira. Całą koncepcję o wielkim świątecznym strzelaniu odrobinę psuje nam tylko Przegląd Sportowy, który jako „pojedynek meczu” wybrał ten Grzegorza Kuświka z… Wojciechem Łuczakiem (2 gole w sezonie i żadnego w bieżącej rundzie).
Pojedynek Piątkowskiego z Brożkiem w Białymstok brzmi jednak odrobinę poważniej. Hasaniego z Porcellisem w Kielcach – niekoniecznie. Chociaż… Tu moglibyśmy się wspomóc Kapo i Cernychem.
Litwin ostatnio podpisał w Łęcznej nowy kontrakt i zarabia teraz ponoć „nieco ponad 20 tysięcy złotych miesięcznie”. Kokosów to tam czołowym piłkarzom nie oferują. Chociaż Cernych, który jeszcze nie tak dawno mieszkał w spartańskich warunkach w bazie treningowej Dnipra Mohylew, raczej nie pogardzi.
Czy Górnik przekroczy granicę bezpieczeństwa?
Jedno zwycięstwo w sześciu meczach, cztery ostatnie bez wygranej – kiepsko zaczęła się ta wiosna w Zabrzu i niebezpiecznie zepchnęła Górnik bliżej kreski oznaczającej brak świętego spokoju…
Robert Warzycha zapewnia, że będą jeszcze mecze, w których szczelna defensywa będzie Górnikowi wygrywać mecze. Ale czy uda mu się spełnić wizję jeszcze w tym sezonie? Nie wiadomo.
Każdy ze śląskich klubów miejsce w górnej połówce tabeli przyjmie w tym sezonie z wielką ulgą i poczuciem dobrze wypełnionego planu. Porównując położenie Górnika i Ruchu (a nawet Piasta na dokładkę), to oczywiście w arcytrudnej sytuacji wydają się zwłaszcza ci drudzy, z tym że oni już dawno usadowili się w ogonie. Górnik punktował dosyć równo, długo balansując w okolicach piątego miejsca i jego obecne kłopoty można uznać za niespodziankę. Jeśli rzutem na taśmę wypadnie poza ósemkę, ciężko będzie się już licytować, kto jest w lepszym, a kto gorszym położeniu.
Gra niejako zacznie się od nowa.
Czy w Wielkich Derbach Śląska zaistnieje Ślązak?
Chciałoby się powiedzieć – nie te czasy.
W obu drużynach prawdziwych Ślązaków mamy jak na lekarstwo, chociaż składy względnie polskie – więcej niż pięciu, sześciu obcokrajowców na boisku raczej się nie spodziewamy. No dobrze, ale gdzie ci rodowici? Próbujemy się doszukać i na przykład w Górniku, w awizowanej przez nas jedenastce, nie jesteśmy w stanie. Sadzawicki – od dawna mieszka na Śląsku, ale urodzony w Poznaniu, Magiera z Andrychowa w Małopolsce. Łuczak ze Zgorzelca na Dolnym Śląsku. Nikogo bliżej raczej nie znajdziemy.
W Ruchu jest odrobinę lepiej. Mamy Ślązaków w jedenastce, chociaż raczej wyrobników od czarnej roboty – Malinowskiego, Helika, Babiarza albo Konczkowskiego.
Szansa na typowo śląskiego bohatera dość znikoma. Szatnia też raczej nie mówi już w gwarze.
Czy Wisła przełamie białostocką niemoc?
Łatwo wyszukać w pamięci mecz, a nawet mecze, w których Wisła ogrywała Jagiellonię, z tym że wszystkie one w ostatnich latach rozgrywały się w Pucharze Polski. W lidze krakowianie nie potrafią znaleźć recepty na drużynę z Białegostoku od 2011 roku. Nie wygrali ani jednego z sześciu ostatnich meczów, bez względu na to, gdzie one się toczyły. Oto jak wyglądało to po kolei:
2:0 dla Jagi, 5:2, 1:1, 2:2, 0:0, 1:0.
Będziemy przyglądać się temu spotkaniu z uwagą, bo jak na dwa zespoły z czołówki tabeli, to jednak wiosnę mają póki co dosyć niewyraźną. Pojedynkowi Brożka z Piątkowskim, strzelców 35% goli dla Wisły i Jagiellonii w tym sezonie, siłą rzeczy równie chętnie.
Czyj pomysł zwycięży? Cwanego, przebiegłego lisa Probierza czy ułożonego i cichego Moskala, który w meczach z Legią i Cracovią zgarnął cztery punkty, a na koniec stwierdził, że to sukces niekompletny?
Czy Korona też myśli o górnej ósemce?
W całej Ekstraklasie mamy dziś już tylko dwie drużyny, które wiosną nie przegrały meczu. To Zawisza i Korona, które – przypomnijmy – do 13. kolejki wspólnie znajdowały się w strefie spadkowej. Bydgoszczanie zresztą wciąż się z niej nie wygrzebali, chociaż są na dobrej drodze…
Przypominamy sobie – bo jakoś mamy pamięć do takich dupereli – jak zapowiadano jesienny mecz Korony z Łęczną. Dowolny przykład ze Sportowych Faktów: „Oba zespoły ugrzęzły w dolnej części tabeli. Zielono-czarni ostatni raz zwyciężyli w… sierpniu. Natomiast goście na wyjazdach nie zdobyli jeszcze nawet punktu”. W Kielcach nikt już nie pamięta nieporadnego początku sezonu. To kolejny zespół, w przypadku którego niemożliwe stało się możliwe. Dziś Korona powalczy o miejsce numer dziewięć. Pierwsze do ataku górnej połówki tabeli, obecnie zajmowane właśnie przez podopiecznych Szatałowa.
Słychać, że do zdrowia po urazie wraca Trytko, a do dyspozycji Tarasiewicza są jeszcze dwaj inni napastnicy – Kapo i Porcellis. Ten ostatni był nawet uczestnikiem przedmeczowej konferencji prasowej i mówił o tym, że każdego dnia dziękuje Bogu, że może być w Kielcach i pisać nową historię…
Chętnie obejrzymy. Startujemy już o godzinie 13.