Reklama

“Nie widzę większej różnicy między kadrą Michniewicza i Brzęczka”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

20 czerwca 2022, 08:34 • 12 min czytania 48 komentarzy

Sporo komentarzy i doniesień z polskiej piłki – tym wita nas poniedziałkowa prasa. Mamy opinie oraz wywiady, są raporty z poszczególnych klubów Ekstraklasy, które zaczęły przygotowania do sezonu.

“Nie widzę większej różnicy między kadrą Michniewicza i Brzęczka”

Sport

W Zabrzu czekają na trenera. Jego nazwisko zna dziś chyba tylko prezydent miasta.

W Brzeszczach drużynę prowadził Piotr Gierczak, ale to rozwiązanie tymczasowe. Wydawało się,  że po bezsensownymzwolnieniu trenera Jana Urbana, czego „dokonał” zarząd we wtorek, Górnik ma już pewnego kandydata na stanowisko pierwszego szkoleniowca. Tak wskazywałaby logika. W przypadku 14-krotnego mistrza Polski o żadnej logice, co pokazują ostatnie wydarzenia, nie ma jednak mowy. Rozmowy w sprawie nowego trenera trwają… Oczywiście pensja trenera Urbana też musi być regulowana. Kto jest na czele trenerskiej giełdy? Informowaliśmy już o Michalu Gaspariku i niemieckim szkoleniowcu Bartoschu Gaulu. Są też ponoć inne kandydatury zza południowej granicy i nie tylko, ale jak faktycznie będzie, to dziś wie chyba tylko prezydent Zabrza, Małgorzata Mańka-Szulik, która w Górniku pociąga za wszystkie sznurki.

Do rundy szykuje się także Piast. Co słychać w Gliwicach?

Waldemar Fornalik najbardziej cieszył się, że przygotowania przebiegają bez utrudnień, a zawodników omijają kontuzje. – Wynik sparingu nie był najistotniejszy. Chodziło o to, żeby uczcić jubileusz Kuźni Ustroń, dlatego zdecydowaliśmy się na rozegranie takiego meczu. Na tym etapie przygotowań można było sobie pozwolić na takie spotkanie. Trenujemy trzeci dzień i dla nas istotne jest, że uniknęliśmy poważniejszych kontuzji. Było też kilka ciekawych akcji. Mecz, nie ukrywam, miał również służyć temu, by przyjrzeć się młodym zawodnikom oraz tym, którzy dołączyli do drużyny – stwierdził szkoleniowiec Piasta, który odniósł się też do możliwych zmian w kadrze. Nie ma już Konczkowskiego, a może nie być i Kądziora. – To faktycznie jest kłopot, kiedy kluczowi zawodnicy odchodzą. Jeśli popatrzymy na skład z mistrzowskiej drużyny, to tylko pojedyncze „okazy” zostały. Ale pracujemy w tych warunkach, jakie mamy, nie narzekamy i staramy się wychodzić z problemów – podsumował trener Piasta.

Reklama

Ruch Chorzów wysoko pokonał Andaluzję.

– Pozytywny mecz, sympatyczna atmosfera, mile spędzone przedpołudnie – uśmiechał się trener Skrobacz. – Fajnie się stało, że rozegraliśmy ten sparing na początku naszego okresu przygotowawczego, by potem nie burzyć już pewnych planów. Wykorzystaliśmy go jako jednostkę treningową, zawodnicy byli zaangażowani, obyło się bez urazów. Jeszcze czeka nas sporo zmian, rotacji. Cierpliwie to wszystko budujemy na I-ligowy sezon – dodawał szkoleniowiec „Niebieskich”, którzy po ostatnim gwizdku zostali zaproszeni do budynku klubowego na – jak określili to gospodarze – „posiłek regeneracyjny”. A kibice raczyli się piwem i kiełbasą z grilla, „polując” na wspólne zdjęcia z zawodnikami czy trenerami, już dyskutując o tym, co w najbliższej przyszłości czeka Ruch, ale i Andaluzję. W lipcu – dalsza część obchodów jej 100-lecia. Jak wyliczał prezes Jacek Mazur, 16 lipca odbędzie się sportowo-muzyczny festyn z atrakcjami dla najmłodszych, 17 lipca – uroczysta msza i gala, a jesienią turniej podnoszenia ciężarów.

100 lat temu Wojsko Polskie wkroczyło do Katowic. Jaka w tym rola futbolu?

W wyniku rozstrzygnięć plebiscytowych prawie cały obszar Górnego Śląska miał przypaść Niemcom. III Powstanie Śląskie latem 1921 roku sprawiło, że tak się nie stało, a z plebiscytowego obszaru 29 proc. trafiło do II Rzeczypospolitej. W granicach odradzającej się Polski znalazło się wiele kopalń i hut oraz 46 proc. ludności. W tamtym gorącym okresie swoją rolę odgrywał też sport, bo walka, tak jak teraz w ukraińsko-rosyjskiej wojnie, toczyła się także na polu propagandowym. Początki sportu na terenach Górnego Śląska czy Kresów Zachodnich, przynajmniej w odniesieniu do polskojęzycznej społeczności, to Towarzystwa Gimnastyczne Sokół. To „Sokoły” prowadziły działalność oświatową, sportową, kulturalną. Tak było jeszcze przed Wielką Wojną, czyli I wojną światową (1914-18). Też wokół nich powstawały pierwsze kluby sportowe. Tutaj trzeba wspomnieć o apelu z końca stycznia 1920 roku Polskiego Komisariatu Plebiscytowego, który miał swoja siedzibę w Bytomiu. Nawoływał do powstawania klubów sportowych na Górnym Śląsku. Okres powstań, plebiscytu, to gorący czas na naszych ziemiach. Wtedy powstał Ruch, wtedy powstała Polonia Bytom, wtedy powstało wiele innych klubów, z obchodzącą w tym roku swoje stulecie Odrą Wodzisław. Najwięcej było takich nazw, jak Polonia czy Poniatowski. 

Reklama

Rafał Zaborowski opowiada o grze w Bangladeszu.

Miałeś okazję poznać Bangladesz także poza Dhaką?

– Liga początkowo miała być rozgrywana tylko w niej, ale ostatecznie zmienili to i rozrzucili na różne miasta w kraju. Trochę więc jeździliśmy i dzięki temu mogłem zobaczyć więcej. Powiedziałbym, że to kraj kontrastów. W niektórych miejscach stolicy stał wieżowiec na wieżowcu. Kiedy wysłałem zdjęcia znajomym, mówili, że to wygląda jak Nowy Jork. To naprawdę robiło wrażenie, bo budynki były potężne, całe ze szkła. Z jednej strony było więc widać, że jest tam przysłowiowy pieniądz, ale z drugiej – na ulicach ludzie o niego prosili i ledwo wiązali koniec z końcem. Mocne zderzenie dwóch światów w jednym miejscu. Jeśli zaś chodzi o inne miasta, to widać przeludnienie. Jest brudno. Dużo jest samochodów, ciągle jest hałas, bo oni nieustannie krzyczą i trąbią.

Jak wygląda infrastruktura i warunki piłkarskie w Bangladeszu?

– Stadiony są dosyć duże i w większości mają ponad 20 tysięcy pojemności. Murawy z kolei nie są najlepsze i traci na tym liga, bo poziom często wygląda gorzej niż jest rzeczywiście. Boisko nie sprzyja zawodnikom bazującym na technice użytkowej, bo piłka płata figle. W przypadku baz treningowych to zależy od klubu, choć też nie jest to na najwyższym poziomie. Nie przykładają szczególnej wagi do stanu muraw. Aczkolwiek mistrz kraju, Bashundhara, ma naprawdę spory budżet. Wybudował pierwszy prywatny stadion i jego cała otoczka robi wrażenie. Ten klub odjeżdża reszcie.

A jak radzą sobie miejscowi piłkarze?

– Najlepsze kluby mają większość zawodników z reprezentacji i wielu z nich prezentuje naprawdę dobry poziom. W Bangladeszu starają się także ściągać piłkarzy, którzy mają dwa paszporty. Przyszedł chłopak z fińskiej ekstraklasy, z Kataru, Anglii, Włoch… Szukają graczy z bangladeskimi korzeniami, aby ich naturalizować. W mojej drużynie dla większości graczy to był pierwszy sezon w najwyższej lidze i było widać, że brakuje im ogrania, ruchu bez piłki. Uważam, że to szwankuje tam najbardziej. Nie przewidują, co się może wydarzyć. Momentami to znacznie utrudniało grę.

Miałeś momenty zwątpienia podczas pobytu za granicą? Albo czy żałowałeś, że nie zagrałeś większej liczby sezonów w Polsce?

– Powiem szczerze, że nie. Uważam, że wyjazd był dobrym wyborem. Może przyszłaby jakaś zmiana i trafiłbym do ekstraklasy, a mogło być wręcz odwrotnie i skończyłbym nie wiadomo gdzie. Mogłem nawet nie grać w piłkę – tego się już nigdy nie dowiemy. Uważam, że trzeba patrzeć w przyszłość, a nie roztrząsać przeszłości. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z tego, że wyjechałem. Natomiast co do Polski, to bardzo się zmieniłem od czasu opuszczenia kraju. Mam w sobie ambicję, żeby pokazać ludziom, że nie jestem tylko podróżnikiem, ale naprawdę coś potrafię. Osoby ze świata piłki, które obserwowały moją grę w Bangladeszu, mówiły, że w Polsce spokojnie bym sobie poradził, bo mało jest zawodników z taką charakterystyką gry jak moja.

Super Express

Jan de Zeeuw ocenia nowego trenera Lecha Poznań.

– Czy mój rodak osiągnie sukces w Lechu, zależy od tego, czy będzie miał wsparcie od szefów klubu. Potrzebuje spokoju i czasu na wdrożenie swojej filozofii – mówi „SE” Jan de Zeeuw. […] – Filozofia piłki polskiej i holenderskiej jest całkiem inna, głównie dlatego, że nasza jest zdecydowanie ofensywna. A do tego John był pomocnikiem kreatywnym, ofensywnym, co widać w grze jego drużyn. […] Asystentem Holendra w Lechu będzie jego zaufany człowiek Denny Landzaat (46 l.), były reprezentant Holandii. – To bardzo dobre wsparcie – podkreśla de Zeeuw. – W Polsce pierwszy trener chce być najważniejszy na każdym kroku, a w Holandii jest tak, że zawsze trwa dyskusja, asystenci wyrażają swoje zdanie, choć odpowiedzialność za wynik spada na szefa.

Franciszek Smuda o zwolnieniu Jana Urbana.

– Nie było chyba żadnych merytorycznych argumentów do zwolnienia?

– Wiem, że w pracy w Górniku Janek spotykał się z wieloma problemami, również finansowymi, bo to nie jest jakiś wypasiony klub, jak kiedyś w przeszłości, ale wykonał tam świetną robotę. Obserwując Górnika na początku tamtego sezonu, byłem sceptyczny, czy coś z tego skręci, ale z czasem zawodnicy zaczęli grać coraz lepiej i bardzo mi się podobali.

– Sposób zwolnienia może bulwersować, bo według Urbana dostał on informację, że ma poprowadzić wtorkowy trening, a następnego dnia będzie zwolniony…

– Taki sposób rozstania to zwykła chamówa. Ale to jest modne w klubach ekstraklasy i w Polsce w ogóle. Ja akurat czegoś takiego nie przeżyłem. Może dlatego, że gdy czułem, iż wokół mnie robi się gęsta atmosfera, nawet gdy drużyna była na samym szczycie tabeli i grała w finale Pucharu Polski, to potrafiłem pójść i praktycznie sam się zwolnić.

Przegląd Sportowy

Dariusz Dziekanowski nie widzi różnicy między kadrą Michniewicza i Brzęczka.

Nie widziałem w tych meczach jakiejś konsekwencji, jeśli chodzi o taktykę, nie widzę też, żeby wykształtowała się najsilniejsza jedenastka, która z meczu na mecz coraz lepiej się rozumie. Dziś dyskutujemy, czy będziemy grać z trójką środkowych obrońców, czy może jednak czwórką z tyłu. Nie zobaczyłem najlepszego wariantu w ofensywie, w którym Lewy mógł zaprezentować pełnię możliwości. Widziałem zaś sfrustrowanego Roberta, który próbował kreować okazje innym. I kreował, ale inni ich nie wykorzystywali. Były tylko przebłyski dobrej gry, jednak nie było czegoś, co można by nazwać progresem. Nie wiem, na czym opierać nadzieję, że we wrześniu i październiku ujrzymy jakiś duży skok formy naszych zawodników. Chyba tylko na tym, że – patrząc historycznie – październikowe i listopadowe mecze o punkty wychodzą nam lepiej niż te marcowe i letnie. Ale jeśli mamy opierać się na statystykach i historii, to nie widzę tu jakieś wielkiej roli obecnego selekcjonera. Nie widziałem wielkiej różnicy między grą obecnej drużyny, a tą, którą prowadził Jerzy Brzęczek. Radość z gry, kreatywność były na podobnym poziomie. Słowem, zawodnicy męczyli siebie i męczyli oczy kibiców.

Zmiany trenerów w Polsce, czyli brak ładu i składu.

I właśnie przypadek Urbana pokazuje, że został przekroczony punkt krytyczny. W Ekstraklasie nie ma już ani gorszego, ani lepszego momentu na zwolnienie szkoleniowca, bo każdy jest równie dobry. Starsi trenerzy – nestorzy i środowiskowe autorytety – publicznie i w prywatnych rozmowach załamują ręce, ostrzegają, że nierzadko przypadkowi działacze, przynoszeni „w teczkach” przez niekompetentnych w sprawach sportowych właścicieli, są coraz większym złem polskiej piłki. Nauczyciele trenerów mogą się jednak co najwyżej oburzać i – jak ostatnio były selekcjoner Wojciech Łazarek – grzmieć, że Urbanowi wyrządzono wielkie świństwo. W gruncie rzeczy krytyką płynącą z ust utytułowanych trenerów sprzed lat klubowi decydenci się nie przejmują. Biorą ich na przetrzymanie, zakładając, że krytyka przetoczy się przez media niczym nieuchronna burza z błyskawicami, a potem znowu będą mogli w spokoju przygotować się do zwolnienia następnego szkoleniowca, co oczywiście wywoła kolejną nieuniknioną nawałnicę, którą trzeba przetrwać. […] Rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej niepokojąca. Dopóki właściciele i szefowie ekstraklasowych klubów będą działać na zasadzie nerwowych i populistycznych odruchów, czasem powodowani niejasnymi interesami, co najlepiej widać na przykładzie dymisji Urbana, dopóty polska ligowa piłka będzie się zmagać ze sportowymi problemami na absolutnie podstawowym poziomie. Nadal będziemy świadkami budowania drużyn bez ładu i składu, gdzie główny trener jest wcale nie tak istotnym, przeszkadzającym elementem, którego w każdej chwili prezesi mogą się pozbyć, przy okazji dumnie prężąc swoje działaczowskie muskuły.

Problemy Górnika Zabrze, czyli co nie działa w klubie.

Z otwartą krytyką klubu nie chce na razie występować Lukas Podolski, któremu też nie wszystko się podoba. To piłkarz z tak mocną pozycją, że jako jedyny może sobie pozwolić na nawoływanie do zmian w Górniku. Mańka-Szulik znalazła się w o tyle nieszczęśliwym położeniu, iż musi liczyć, że Podolski wciąż będzie wybierał dyplomację. Górnik znalazł się w potrzasku. Miasto nie ma ani pieniędzy, ani pomysłu, jak pchnąć klub do przodu, nie wydaje się też specjalnie zainteresowane jego sprzedażą. […] Dziś prezydent Mańka-Szulik może obawiać się, że nawet gdyby wyszła do górniczego ludu piłkarskiego, opowiedziała o stanie klubu i przedstawiła plan naprawczy, mało kto będzie w stanie jej zaufać. Ale to i tak byłoby lepsze niż ciągła prowizorka i prężenie muskułów, nie pozwalające zgłosić się o pomoc choćby do fanów Górnika. Na mecze w Zabrzu sprzedaje się dwa i pół tysiąca karnetów i słyszę, że to dlatego, iż nie jest klubem dla karnetowiczów. Ale nie mam wątpliwości, że gdyby fanom przedstawić rzetelny plan i poprosić o pomoc wyrażoną zakupem karnetu, Górnik sprzedałby więcej niż liche dwa i pół tysiąca abonamentów. Mają przecież w drużynie ambasadora, któremu trudniej byłoby odmówić. Od końca stycznia w klubie działa Arkadiusz Szymanek, który już zwarł się z przełożonymi, gdy zmiana zdania w Urzędzie Miasta wpłynęła na jego wiarygodność. To dlatego po nieudanym zwolnieniu Urbana podał się do dymisji. Ze znaczącą pomocą Podolskiego udało się to odkręcić, co wcale nie musi oznaczać długiego rozejmu. Prezes ma wyraźną ochotę na działanie bez uwierających go tak jak poprzedników urzędniczych lejców. Jak długo będzie mógł próbować, nie wiadomo. Pani prezydent nie lubi, gdy ktoś z klubu próbuje występować z własnym zdaniem. Coś o tym wie Urban. 

Co dalej z Karolem Linettym?

– Karol ma potencjał, może grać w wielu włoskich klubach, ma umiejętności, by być w nich podstawowym zawodnikiem. Gdy tak się stanie, będzie poważną kandydaturą dla selekcjonera reprezentacji, ale nie patrzyłbym na jego przyszłość tylko pod kątem drużyny narodowej. Do Kataru można pojechać, zagrać trzy mecze i wrócić. Najważniejsze, by trafi ć do klubu, w którym będzie szczęśliwy, będzie miał duże szanse na regularne występy, to tam będzie żył, zarabiał. Pieniądze są jednak mniej ważne. Kiedy one stają się kluczowe, niektórzy piłkarze idą do zespołu, przez dwa lata nie grają i wracają. Kariera jest zbyt krótka, by się na to decydować – stwierdza Boniek. Były prezes PZPN mówi o wielu klubach, w których Linetty by sobie poradził, w ostatnich dniach Włosi najczęściej wskazują na Spezię. To ma być nowy zespół Linettego. Dyrektorem sportowym liguryjskiego klubu jest Riccardo Pecini, to właśnie on sprowadził zawodnika Lecha do Serie A – w 2016 roku kupił go do Sampdorii. Teraz również jest nim zainteresowany. Według „Tuttosport” we Włoszech może dojść do wymiany, w której Polacy będą odgrywali główne role. Do Turynu miałby się przenieść Arkadiusz Reca, który ostatni rok spędził w Spezii, w drugą stronę może powędrować właśnie Linetty i jeszcze jeden zawodnik, wskazywani są m.in. Demba Sack i Armando Izzo. – Karol musi pamiętać, że jeśli występuje się w Spezii, to trzeba się przyzwyczaić, że co roku gra się o utrzymanie – zauważa Boniek.

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

48 komentarzy

Loading...