Trochę podsumowań, planów transferowych na zimę i lato oraz plotek z poszczególnych obozów – to serwuje nam czwartkowa prasa. Dzień przed Wigilią przeczytamy m.in. rozmowę z Ivim Lopezem, który mówi o udanej rundzie Rakowa i o trenerze Papszunie. – Jest bardzo wymagający, ale to dobre dla zawodników. To pracoholik. Chce, aby zespół zasuwał i walczył na boisku. Przywiązuje wagę do taktyki. Egzekwuje, ale też wie, kiedy pochwalić. Jest kompetentny w tym, co robi. Zawsze chce wyciągnąć maksimum z każdego piłkarza – czytamy w „Super Expressie”.
Sport
Raków wyjedzie na wyjątkowo długi obóz. Marek Papszun opowiada o planie na przygotowania.
Obóz w Belek będzie dla Rakowa wyjątkowy. Do tej pory standardem były wyjazdy na 10-11 dni. Tym razem częstochowianie w Turcji spędzą aż 18 dni. Wybór ośrodka, ale przede wszystkim długości zgrupowania był podyktowany warunkami atmosferycznymi oraz stanem murawy na stadionie przy Limanowskiego. Kilka tygodni treningów mogłoby doprowadzić do zniszczeń, które mogłyby odbić się na grze w pierwszych meczach wiosny. – Nigdy nie byliśmy na tak długim obozie, natomiast nie jest tajemnicą, że nie mamy za bardzo gdzie trenować. To był główny powód, dlaczego jedziemy do Turcji. Będziemy mieli tam bardzo dobre warunki. Cieszę się, że klub stanął na wysokości zadania i nam je stwarza. W Polsce byłoby o to ciężko. Mamy podgrzewaną murawę na stadionie, ale nie możemy jej nadto eksploatować, ponieważ nie byłaby ona zdatna do gry w meczach ligowych. Nie zakładam, aby w lutym warunki atmosferyczne pozwoliły nam na treningi na nawierzchni naturalnej. Taki obóz ma swoje plusy. Można spędzić czas z zespołem i skupić się tylko na pracy – powiedział trener Rakowa, Marek Papszun. Choć teoretycznie okres przygotowawczy ruszy za dwa tygodnie, to zawodnicy nie skupiają się tylko na wypoczynku. Sztab szkoleniowy zadał im „pracę domową”. – Musimy myśleć nie tylko o okresie przygotowawczym, ale także przejściowym. Zawodnicy będą mieli w nim do wykonania pracę indywidualną łączoną z wypoczynkiem – dodaje trener jedenastki spod Jasnej Góry.
Marek Kostrzewa ocenia rundę Górnika Zabrze.
Kto na plus, kto na minus pana zdaniem?
– Na plus to wszystko ci chłopcy stąd, z naszego regionu czy wychowankowie. „Wiśnia” na początku słabo, potem dobrze. Gryszkiewicz cała runda dobra. Kubica bardzo fajnie, wszedł młodziutki Stalmach i trzeba powiedzieć super chłopak. Tutaj też trzeba pochwalić bramkarza Bielicę. Wszedł do drużyny na dwa ciężkie ostatnie mecze z Rakowem i Lechem, gdzie wielu pewnie pomyślało, że Janek zwariował, bo Sandomierskiego zamienił na niedoświadczonego bramkarza, a ten chłopak w obu meczach zagrał super. Tutaj trzeba podkreślić pracę jednego człowieka, który z tymi młodymi bramkarzami pracuje, a jest to Piotr Czop. „Czoper” robi z nimi fantastyczną robotę, wiem bo znam to ze swojego doświadczenia, jak jeszcze z Józkiem Dankowskim prowadziliśmy rezerwy. Świetnie z nimi pracuje i są tego efekty, co widać na przykładzie Bielicy czy innych młodych bramkarzy. To fachowiec, jego zasługa i za to należy mu się medal.
Latem pojawił się w klubie Lukas Podolski. Jak ocenić jego grę?
– Tutaj przede wszystkim trzeba powiedzieć, że nie grał w takiej lidze jak nasza. Liga niemiecka, mistrzostwa świata, a nasza rzeczywistość, to nie da się tego porównać. Do tego trzeba sobie powiedzieć, że Górnik to nie jest drużyna na mistrzostwo Polski, na puchary, tylko raczej na budowę do tego celu. Taki Podolski, jakby był w lepszej drużynie, to inaczej by wyglądał. Wszyscy myśleli, że przyjdzie, doda się do niego dziesięciu i będą puchary. Tak się nie da! Musiał poznać chłopaków, wdrożyć się we wszystko. Jak gra młody chłopak, a obok siebie ma kogoś takiego jak Podolski, to myśli sobie, że on zrobi wszystko, a on jakoś tam się przeszwarcuje. Tak nie można. Pewnie jakby było sześciu takich Podolskich i pięciu niedoświadczonych, to dałoby radę, ale jak jest jeden Podolski, a dziesięciu do niego, to się nie da.
Jakub Karbownik trafi do GKS-u Katowice. „GieKSa” wykupi go z Lecha.
Karbownik najczęściej wystawiany był ostatnio na lewym skrzydle, a w ustawieniu z trójką środkowych obrońców, stosowanym w drugiej części rundy jesiennej przez katowiczan, może być też jednym z wahadłowych. Jest praktycznie obunożny, swobodnie operuje zarówno lewą, jak i prawą. Umie rozpędzić się wzdłuż linii i dośrodkować, ale też zbiec do środka i poszukać uderzenia. Pochodzi z Bełchatowa, do Lecha trafił jako junior. Kilka dni po 18. urodzinach debiutował w zespole rezerw, które awansowały do II ligi. GKS poważnie myślał o sprowadzeniu Karbownika już latem. Piłkarz był wtedy po dobrym sezonie, zdobył 8 bramek. Ostatecznie został w Lechu, w którym nie dane mu było przebić się do pierwszego zespołu, wystąpić w ekstraklasie. […] Różnica jest taka, że Karbownik trafi tu definitywnie – nadal jako piłkarz ze sporymi papierami na poważne granie, ale też znajdujący się na drobnym zakręcie, z którego na Śląsku ma wyjść i nabrać rozpędu. Jako przedstawicielowi rocznika 2001,status młodzieżowca będzie mu przysługiwał jeszcze tylko przez pół roku, co dowodzi, że dla GKS-u jest planem nie na już, ale też na przyszłość. To potwierdzenie polityki personalnej GieKSy, sprowadzającej ostatnio wyłącznie Polaków i zwykle nie starszych niż 26-27 lat.
Leszek Bartnicki o jesieni GKS-u Tychy.
Co się powiodło w rundzie jesiennej, a z czego jest pan niezadowolony?
– Po trzech kolejkach mieliśmy jeden punkt. To był efekt krótkiego czasu, jaki mieliśmy latem między rozgrywkami na pozbieranie się po poprzednim sezonie. Jednak po tym ciężkim początku psychicznie i fizycznie doszliśmy do siebie. Udało się nie tylko opuścić przedostatnie miejsce w tabeli, ale w połowie października byliśmy na podium tuż za wiceliderem. Na plus zapiszę także pracę z młodzieżą, bo nasi wychowankowie rozwijali się grając w Centralnej Lidze Juniorów oraz rezerwach i wchodzili do pierwszej drużyny. Niezadowolony jestem natomiast z tego, że nie udało się nam podtrzymać dobrej gry z rundy wiosennej i pociągnąć serii dobrych wyników do końca roku. Wtedy kończylibyśmy rok na wyższym miejscu i w dużo lepszych humorach czekali na wiosnę.
Jakich ruchów kadrowych należy się spodziewać zimą?
– Nie jest tajemnicą, że czekają nas zmiany personalne w zespole. Ogłosiliśmy listę transferową, ale jest też możliwe, że odejdą także inni zawodnicy, którzy gdzie indziej będą mieli większą możliwość grania. Zarówno wśród doświadczonych, jak i młodych piłkarzy są bowiem tacy, którzy chcieliby dłużej przebywać na boisku. Na razie nie ma jednak żadnych konkretów, a jedyny ruch jakiego już dokonaliśmy to przedłużenie umowy z Nemanją Nediciem i to bez klauzuli odstępnego. Nasz najlepszy, najrówniej grający zawodnik był także na celowniku innych klubów i to nawet z wyższej ligi. Zostaje jednak z nami i ma być fundamentem naszej gry defensywnej. Nie będziemy też zmieniać strategii z ostatnich okienek transferowych, w których nie było zbyt wielu zawodników przychodzących do GKS-u Tychy. Chcemy, żeby to było dwóch-trzech piłkarzy, którzy wywalczą miejsce w pierwszej jedenastce. Wiktor Żytek i Kamil Kargulewicz, sprowadzeni poprzedniej zimy, wybiegli w podstawowym składzie na pierwszy mecz i o takie właśnie realne wzmocnienia zabiegamy również tym razem. Prowadzimy więc rozmowy z zawodnikami i ich klubami, żebyśmy jak najszybciej mogli w komplecie zacząć przygotowania do niezwykle intensywnej wiosny.
Super Express
Ivi Lopez podsumowuje jesień Rakowa. Mówi także o Marku Papszunie.
– Komu przyznałby pan miano najlepszego piłkarza rundy, a komu tytuł odkrycia?
– Trudno wskazać tego najlepszego. Być może byłem nim ja (śmiech). Za to odkryciem jak dla mnie jest mój kolega z zespołu, Ben Lederman. To młody piłkarz, przed którym rysują się ciekawe perspektywy. Ma szansę dużo osiągnąć w piłce. Podoba mi się to, że na boisku szybko podejmuje decyzje.
– Sukcesy Rakowa związane są z trenerem Markiem Papszunem. Jaki to szkoleniowiec?
– Wyjątkowy. Jest bardzo wymagający, ale to dobre dla zawodników. To pracoholik. Chce, aby zespół zasuwał i walczył na boisku. Przywiązuje wagę do taktyki. Egzekwuje, ale też wie, kiedy pochwalić. Jest kompetentny w tym, co robi. Zawsze chce wyciągnąć maksimum z każdego piłkarza.
– Papszun to wymarzony trener Legii. Wyobraża pan sobie sytuację, że zimą odejdzie z Rakowa?
– Po meczu z Jagiellonią mieliśmy wspólną kolację. Powiedział, że widzimy się w nowym roku, więc wygląda na to, że nigdzie zimą się nie ruszy. Jesteśmy zadowoleni, że zostanie, bo ma jeszcze coś do zrobienia w Rakowie. Powalczy z nami o mistrzostwo.
Przegląd Sportowy
„Przegląd” przypomina niecodzienne zdarzenia z rundy jesiennej. Np. awarię świateł w Częstochowie.
Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę!” – krzyczał w filmie „Seksmisja” grany przez Jerzego Stuhra Maks Paradys. To samo mogli powiedzieć piłkarze Rakowa Częstochowa i Zagłębia Lubin podczas meczu 16. kolejki. W 20. minucie, przy wyniku 0:0, na stadionie przy ulicy Limanowskiego doszło do awarii oświetlenia i boisko pogrążyło się w mroku. Przyczyną była usterka zabezpieczeń w rozdzielni napięcia zasilającej budynek klubowy Rakowa. Właśnie w nim znajduje się system sterowania oświetleniem, który – pozbawiony prądu – przestał działać. Zdezorientowani piłkarze nie mogli oczywiście grać w ciemności i musieli udać się do szatni. Wtedy nie było jeszcze wiadomo, czy spotkanie zostanie dokończone tego dnia. Do akcji wkroczyło Pogotowie Energetyczne. Naprawienie usterki zajęło kilkadziesiąt minut, ale w końcu światło wróciło i zawodnicy mogli dograć mecz do końca. Nawet przerwa w grze spowodowana niecodziennym zdarzeniem nie wybiła z rytmu piłkarzy gospodarzy. Po usunięciu awarii zespół prowadzony przez Marka Papszuna wbił gościom cztery gole i sięgnął po komplet punktów.
Lech Poznań myśli o przyszłości. Konkretniej o tym, kto będzie młodzieżowcem w kolejnym sezonie.
Najpoważniej rozważaną przez szefów poznańskiego klubu opcją jest wypożyczenie obu piłkarzy, by mogli się ogrywać i za pół roku wrócili na Bułgarską już jako okrzepnięci i bardziej doświadczeni zawodnicy. Takie rozwiązanie było już proponowane Marchwińskiemu przed sezonem. Wtedy jednak zawodnik doszedł do wniosku, że chce spróbować swoich sił w Lechu. 19-latek jest uważany w klubie za ambitnego i utalentowanego gracza, ale właśnie ta ambicja miała stanąć na przeszkodzie do wypożyczenia. Piłkarz miał uważać, że skoro jeszcze niedawno był bliski przejścia do Arsenalu, to teraz powinien sobie poradzić w Kolejorzu. Zejście do niższej klasy rozgrywkowej nie wchodziło w rachubę. Pytanie, czy po rundzie jesiennej zmienił zdanie? W hierarchii Skorży jest dopiero trzecim młodzieżowcem, a to oznacza, że wiosną jego sytuacja się diametralnie nie zmieni. Jeśli chce się rozwijać, powinien zgodzić się na krótkie wypożyczenie. Z Kozubalem powinno pójść łatwiej. Przy Bułgarskiej wiążą z 17-latkiem ogromne nadzieje i być może to właśnie on będzie w następnych rozgrywkach podstawowym młodzieżowcem. Wypożyczenie i ogranie w lidze na pewno przybliżyłoby go do tego, by mieć taką pozycję w drużynie. To dwa najprostsze rozwiązania. Trzecie, choć wcale nie jest wykluczone, że tak właśnie się stanie, to postawienie na młodzieżowca między słupkami. I tu nie trzeba byłoby się martwić o wypożyczenie, bo na tej zasadzie w Stomilu Olsztym gra obecnie 18-letni Krzysztof Bąkowski. Wtedy w lidze to on stałby w bramce, a w spotkaniach europejskich pucharów podstawowym golkiperem byłby bardziej doświadczony zawodnik. Teoretycznie przy Bułgarskiej mają dużo czasu, by wybrać młodzieżowca na następny sezon, ale tak naprawdę decyzje trzeba podjąć już. A najlepiej mieć też plan B, co dodatkowo komplikuje sprawę. Dlatego pewnie niedługo dowiemy się, którą ścieżkę wybrali szefowie Kolejorza.
Europoseł Tomasz Poręba zapowiada rozmowy z piłkarzami Stali. Mielczanie budują drużynę na nowy sezon.
Już myślę o lipcu. Dlatego lada dzień rozpoczną się rozmowy z piłkarzami o nowych umowach. Nie mogę oczywiście powiedzieć, z którymi, bo takie rozmowy lubią ciszę. Na pewno jednak najbliższe miesiące chcemy wykorzystać na budowę zespołu, który będzie osiągał kolejne dobre rezultaty – deklaruje eur o p o s e ł Tomasz Poręba, współt w ó r c a a w a n s u Stali Mielec do ekstraklasy. Trudno bowiem mówić o stabilizacji w Stali, skoro z końcem sezonu wszystkim (!) piłkarzom wygasają kontrakty. To jedyny taki klub w ekstraklasie, który – przynajmniej w teorii – latem może zostać bez ani jednego zawodnika. Pamiętać należy, że za osiem dni, gdy rozpocznie się 2022 rok, każdy z nich legalnie może podpisać umowę z innym klubem. Stal nie powinna więc zwlekać ze składaniem propozycji tym graczom, z którymi wiąże plany na przyszłość. – Jesienią drużyna odniosła sukces i na pewno wiele klubów interesuje się naszymi piłkarzami. Ale wiem też, że Stal jest specyfi cznym klubem i miejscem, w którym piłkarze czują się dobrze. Tu jest atmosfera, żeby ich rozwijać i odbudowywać. Nie spodziewałbym się dużego eksodusu z klubu, jednak kilka roszad na pewno będzie. Takie są oczekiwania trenera i kibiców, żeby drużyna była jeszcze mocniejsza – mówi nam Poręba.
Legia Warszawa zbyt łatwo oddaje swoich wychowanków.
Najlepszym przykładem jest jednak Ariel Mosór. Syn byłego piłkarza Legii nasłuchał się przy Łazienkowskiej, że nie ma wystarczających warunków fi zycznych, by zrobić poważną karierę jako środkowy obrońca. Wypominano mu wzrost: 184 centymetry miało być niewystarczające, by występować w drużynie mistrza Polski. Mosóra oddano więc do Piasta, gdzie Waldemarowi Fornalikowi już ten wzrost młodzieżowca nie przeszkadzał. – Czy Szwed albo Hołownia naprawdę są lepszymi obrońcami od Mosóra? – zastanawia się Bednarz. Wymieniona przez niego dwójka musiała łatać dziury w defensywie, mimo że dla żadnego z nich środek obrony nie jest nominalną pozycją. Kolejne kontuzje sprawiły, że trenerzy Legii nie mieli wyboru, w kadrze brakowało zawodników do środka defensywy. Brakowało nie tylko dlatego, że nie udało się sprowadzić stopera o odpowiednich umiejętnościach, ale też dlatego, że pozbyto się choćby właśnie Mosóra. Chłopaka, który ma dopiero 18 lat, który od 15. roku życia gra w kolejnych, juniorskich reprezentacjach Polski. Przy Łazienkowskiej uznano, że to za mało, obrońcy wygasł kontrakt, znalazł miejsce, gdzie zaufanie do jego umiejętności jest zdecydowanie większe. […] – Kiedy daje się szansę młodym ludziom wychowanym przy Łazienkowskiej, to nawet, kiedy popełniają błędy kibic docenia, że to piłkarze stąd, rozumie, że dopiero się uczą. Jeśli zawodzą zawodnicy, którzy zostali sprowadzeni jako gwiazdy, którym płaci się wysokie pensje, to ich słabe występy rodzą dużą złość i frustrację. W efekcie niektórzy uciekają w kartki, inni w kontuzje, czekając, aż będzie lepiej, Wtedy powrót nie będzie już tak trudny. Tyle że w Legii nie jest lepiej, co zaskakuje wszystkich: nie tylko władze klubu, ale i piłkarzy – komentuje Bednarz rzeczywistość w klubie, w którym niegdyś grał i pracował. Smutną rzeczywistość.
Rauno Sappinen rozwiąże problemy Piasta w ofensywie?
– Potrafi znaleźć się w polu karnym i wykańczać akcje. Dobrze czuje się w walce jeden na jednego plecami do bramki – opowiada nam Konstantin Vassiljev, klubowy kolega z Flory i kadry, który w przeszłości grał w Piaście, nowym klubie Sappinena Minusem jest jednak jego dotychczasowa postawa za granicą. Pierwszy raz wyjechał do Beerschot w styczniu 2018 roku w wieku 22 lat i w glorii króla strzelców ligi estońskiej. W drugiej lidze belgijskiej rozegrał dwa mecze. Po pół roku wrócił i znów został wypożyczony, tym razem do Den Bosch. W drugiej lidze holenderskiej zaczął od pięciu bramek w ośmiu spotkaniach. Do końca sezonu dołożył tylko jednego gola, a wiosną był głównie rezerwowym. Latem 2019 roku wrócił do Flory, jednak szybko ponownie go wypożyczono – do słoweńskiego Domžale. Najpierw siedział na ławce, potem zmienił się trener i nowy szkoleniowiec – Andrej Razdrh na niego postawił. Piłkarz odwdzięczył mu się, zdobywając dwie bramki w dwóch pierwszych meczach. I wrócił na ławkę.
fot. Newspix