Patryk Kun, brat Dominika z Pogoni, będzie piłkarzem II-ligowego Rozwoju Katowice. Teoretycznie nie ma w tej sprawie nic ciekawego, ani ten chłopak, ani klub, do którego trafił, zbytnio nas nie interesują. Jednak jeśli dokładniej przyjrzymy się losom tego zawodnika, okazuje się, że da się znaleźć tu coś interesującego. Ciekawostka z rodzaju tych, jakie lubimy.
To po kolei. Wraz z końcem poprzedniego sezonu Patrykowi kończył się kontrakt ze Stomilem Olsztyn. 18-latek jeszcze nie odgrywał w tym klubie pierwszoplanowej roli, ale mówiono o nim w kategoriach talentu. Nowy trener I-ligowego Stomilu, Mirosław Jabłoński, publicznie powiedział, że zagwarantował piłkarzowi miejsce w pierwszym składzie. A Kun na to: nie, odchodzę…
Wszyscy myśleli, że w kolejnych dniach trafi do Ekstraklasy. Nawet trenował z Ruchem Chorzów, o jego pozyskanie starała się również Jagiellonia Białystok i Pogoń Szczecin. Tymczasem nastolatek ostatecznie wylądował w… Vęgorii Węgorzewo, klubie grającym na co dzień w klasie okręgowej. Zamiast na ekstraklasowe boiska, trafił na kartofliska. Pięć lig niżej niż zakładano. Jak wytłumaczyć ten subtelny rozstrzał pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością?
Jako, że nie obserwujemy zbyt wielu podobnych przypadków, łatwo o skojarzenie. Mniej więcej w tym samym czasie były piłkarz Cracovii, Krzysztof Danielewicz został piłkarzem Sokoła Marcinkowice. Jego przygoda z tym zespole nie trwała zbyt długo, szybko znalazło się dla niego miejsca w Śląsku. Szopka została zorganizowana po to, by ominąć przepis o ekwiwalencie za wyszkolenie (pamięć możecie sobie odświeżyć TUTAJ). Jak się jednak okazało, sprawa nie jest tak jednoznaczna, o czym poinformowaliśmy w tym miejscu.
Patryk Kun został więc w Vęgorii kilka miesięcy. Stomil nie pozwolił się wykiwać (chodziło o około 100 tysięcy złotych). Kun nie trafił do Chorzowa, nie trafił do Białegostoku, nie dołączył do brata w Szczecinie, tylko grał w okręgówce. Za to gdy po zimowej przerwie kluby wznowiły treningi, od razu ruszył w Polskę. Zaliczył wędrówkę niemal tak samo długą, jak Martin Odegaard po Europie. Z tą tylko różnicą, że Norwega chcieli wszyscy, a Kunowi zwykle pokazywano drzwi.
– Znicz Pruszków: „nie, dziękujemy”
– Cracovia: „może innym razem”
– GKS Tychy: „zdecydowaliśmy się na kogoś innego”
– GKS Katowice: „tak, zadzwonimy do Pana”
Przygarnął go dopiero Rozwój. Po pierwsze: z pewnością nie tak, miała wyglądać ta kariera. Nie wiemy, kto doradza Patrykowi Kunowi w jej prowadzeniu, ale raczej w tym przypadku się nie popisał. Mógł spokojnie grać w I lidze, musiał się kopać po czole w okręgówce, co być może wpłynęło też na jego formę i uniemożliwiło zdanie testów w poważnym klubie. Zdajemy sobie sprawę, że dziś w Stomilu też nie jest wesoło, ale wtedy – w momencie podejmowania decyzji – nikt nie miał prawa o wiedzieć, jak potoczą się losy klubu.
Druga kwestia. O sporze Śląsk-Cracovia pisaliśmy tak:
Gdyby wrocławianie naprawdę nie chcieli zapłacić Cracovii ekwiwalentu, musieliby Danielewicza z Sokoła tylko wypożyczyć, ale albo nie chcieli aż tak jechać po bandzie, albo nie chciało im się przeczytać przepisów do końca.
To teraz zagadka – na jakiej zasadzie Kun zamienił Vęgorię na Rozwój? Cytat ze strony vegoria.pl.
W poniedziałek filigranowy pomocnik udał się ze swoim nowym klubem do Zakopanego na obóz przygotowawczy. Transfer ma charakter czasowy – Patryk Kun został wypożyczony na dwa lata, z opcją przedłużenia umowy.
Wypożyczenie na dwa lata, dość niespotykana praktyka, nieprawdaż?