– Sędzia główny, z punktu widzenia przepisów, jak również tzw. ducha gry, zachował się słusznie. Nie miał wyjścia, musiał wybrać między złem a jeszcze większym złem. Pojawiły się głosy, że tej bramki nie należało uznać z uwagi na okoliczności. Oczywiście, były kuriozalne, ale piłkarze Śląska są w tej sytuacji niewinni. Do końca walczyli o gola i go strzelili – mówi Rafał Rostkowski, były sędzia międzynarodowy, na łamach “Przeglądu Sportowego”. Co poza tym dziś w prasie?
“SPORT”
Raków miał już mecz w garści. Prowadził 2:0 z liderem, miał okazję na gola na 3:0… Ale Lech za Skorży potrafi odwracać wyniki. I skończyło się na remisie.
Po przerwie miejscowi szybko trafili na 2:0. Pierwszego gola w sezonie zdobył Sebastian Musiolik, który wykorzystał zagranie Strugeona. Drugie trafienie sprawiło, że Raków spoczął na laurach, a Lech napierał co szybko przyniosło rezultat. W dwadzieścia minut, głównie za sprawą Jakuba Kamińskiego, doprowadził do wyrównania. Najpierw jego dośrodkowanie wykorzystał Joao Amaral. Kilkanaście minut później Kamiński został w polu karnym sfaulowany przez Petraszka, a Ishak z jedenastki pokonał Kovaczevicia. Do samego końca spotkania nie brakowało emocji. Świetną okazję zmarnował Amaral, z drugiej strony świetna interwencja van der Harta uratowała Lecha po strzale Strugeona. Obie ekipy rzuciły wszystko na jedną kartę. Mimo to ani Lech, ani Raków nie zdołali przechylić szali na swoją korzyść. Emocjonujący wieczór przy Limanowskiego zakończył się więc podziałem punktów i niedosytem gospodarzy, którzy mogli zgarnąć pełną pulę.
Matej Rodin bohaterem Cracovii, która grała kiepsko w starciu z Górnikiem Zabrze. Ale wystarczyło docisnąć w końcówce meczu, dośrodkowań na głowę stopera i liczyć na to, że zabrzanie zaśpią. No i zaspali.
Drugą część trener Michał Probierz rozpoczął z aż trzema zmianami. W 49 minucie zakotłowało się pod bramką zabrzan. Wydawało się, że może paść kontaktowy gol, ale Rafał Janicki wybił piłkę sprzed linii bramkowej. Cracovia jednak atakowała i miała przewagę. Niewiele jednak z tego wynikało, bo czas płynął, a krakowianom nie udawało się z przodu za wiele. Tak było prawie do samego końca. W końcu jednak Cracovia strzeliła kontaktowego gola. Po stałym fragmencie do bramki Górnika trafił środkowy obrońca Matej Rodin. Ten sam zawodnik już w doliczonym czasie ponownie strzałem głową zaskoczył Sandomierskiego i gospodarze uratowali punkt.
Kibice Ruchu Chorzów pobili rekord frekwencji. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pobili go… w meczu wyjazdowym. Pojechali 2,5-tysięczną grupą na mecz z KKS-em Kalisz, na trybunach było około 4000 kibiców, czyli najwięcej w historii Kalisza.
Ruch wygrał 2:1, tak jak na innym w tej rundzie prestiżowym wyjeździe, czyli do Lublina. I tak jak w Lublinie gole strzelili weterani, Łukasz Janoszka i Tomasz Foszmańczyk. Nawet im, z racji doświadczenia bardziej zimnokrwistym, udziela się klimat panujący wokół klubu i zespołu. Po zdobytych bramkach mknęli natychmiast w stronę sektorów zajmowanych przez fanów „Niebieskich”. – To jest najlepsza ekipa w Polsce. Dla nich każdy mecz to jest święto. Każdemu klubowi życzę takich kibiców. Mamy to szczęście, że jeżdżą za nami i im dedykujemyto zwycięstwo – podkreślał „Fosa”, a klubowi działacze dodawali, że Ruch wygrał, bo grał w dwunastu. „W imieniu całej chorzowskiej społeczności dziękujemy szefostwu KKS 1925 Kalisz oraz jego Kibicom za umożliwienie pojawienia się na trybunach tak licznej grupy fanów Niebieskich. Otwartość gospodarzy i chęć udzielenia pomocy w każdym aspekcie są godne pochwały” – oświadczył klub z Cichej.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Rafał Rostkowski, były sędzia międzynarodowy, wyjaśnia kontrowersje z meczu Legii ze Śląskiem. Podstaw do anulowania gola wrocławian nie było, choć asystent popełnił błąd. A Legii należał się rzut karny za faul Golli na Pekharcie.
Takiego błędu sędziego asystenta nie da się usprawiedliwić. W drugiej kolejności winni są obrońcy gości. Powinni grać do gwizdka. Legia zapłaciła wysoką cenę – teraz jeszcze nie wiadomo, ile na koniec sezonu będą znaczyć te stracone punkty. Zawodowcy po prostu muszą wiedzieć, że trzeba grać do gwizdka. Dopóki była szansa na ratowanie sytuacji, powinni to robić. Najdziwniejsze było zachowanie zawodnika, który zagrał piłkę (Ernest Muci – przyp. red.). Wiedział, co zrobił, a domagał się przerwania akcji. Sędzia główny, z punktu widzenia przepisów, jak również tzw. ducha gry, zachował się słusznie. Nie miał wyjścia, musiał wybrać między złem a jeszcze większym złem. Pojawiły się głosy, że tej bramki nie należało uznać z uwagi na okoliczności. Oczywiście, były kuriozalne, ale piłkarze Śląska są w tej sytuacji niewinni. Do końca walczyli o gola i go strzelili. Nie przekroczyli przepisów, nie zrobili niczego złego. Nie było podstaw, by trafienia nie uznać. Możemy się zastanawiać, co by się stało, gdyby asystent nie podniósł chorągiewki, a piłkarze Legii nie stanęli. Nieuznanie gola byłoby jeszcze większym błędem. Sędziowie nie mają prawa naprawiać jednego błędu kolejnym.
Czy można było anulować gola i podyktować rzut sędziowski?
Formalnie nie było do tego pretekstu. Gra nie została przerwana w sposób niesłuszny i cały czas się toczyła. To, co zrobił asystent, to jedno, a to, co zrobili gracze Legii – to inna kwestia. Dlaczego mielibyśmy przerwać akcję Śląska? Nie złamali przepisów i nie popełnili żadnego błędu. Rozumiem emocje i to, że piłkarze Legii czują się pokrzywdzeni. Natomiast wszystko zostało przeprowadzone zgodnie z przepisami. Mnie też ten gol się nie podobał.
Korona Kielce idzie jak burza i celuje w awans. Dobrze wygląda też ŁKS – a zwłaszcza Pirulo, który zdaje się przerastać już I ligę.
Dwa gole, trzy punkty dla ŁKS i awans na drugie miejsce w klasyfi kacji najlepszych strzelców ligi. Pirulo miewał w swojej karierze gorsze soboty. Hiszpan zepsuł święto w Legnicy, ale wcale nie był z tego powodu niezadowolony. Miedź koń czy 50 lat i spotkanie z łodzianami było jednym z elementów obchodów tego święta. Gospodarze chcieli wygrać za wszelką cenę i często zagrażali bramce Marka Kozioła. Ten jednak bronił wszystkie strzały, a jego kolega z linii pomocy w trzy minuty dwukrotnie pokonał Pawła Lenarcika. Pirulo miał szansę na skompletowanie hat-tricka, ale w trzeciej okazji nieznacznie przestrzelił. Pomocnik ŁKS w poprzednim sezonie został wybrany najlepszym piłkarzem I ligi, a w obecnych rozgrywkach znów błyszczy. Jeśli nie zwolni tempa, to zimą przy stadionie ŁKS znów stanie kolejka skautów zainteresowanych sprowadzeniem Pirulo do ekstraklasy. 29-latek ma już za sobą sezon w elicie, ale zakończył go z jednym strzelonym golem, a Rycerze Wiosny po jednym roku w najwyższej klasie, spadli. Tym, który został w ekstraklasie w Lechu, jest Dani Ramirez. Były gracz łodzian wszedł do najwyższej ligi razem z drzwiami i obecnie należy do najlepszych pomocników ligi. Niebawem Pirulo może podążyć tą samą drogą.
“Prześwietlenie” w formie reportażu o Goczałkowicach. Jak klub Łukasza Piszczka wygląda od środka? Czy wyróżnia się na tle III ligi? Jaki jest wpływ Piszczka nie tylko na teraźniejszość, ale i na przyszłość klubu?
Piłkarze lidera III ligi (zdradzimy, że po ostatnim weekendzie chwalą się bilansem 22 punktów zdobytych na 24 możliwe) trenują trzy razy w tygodniu. W ich lidze to anomalia. Ćwiczy się częściej, ale w Goczałkowicach rzadsze spotkania nadrabiają ich intensywnością. Za całość odpowiada Michał Puchała, trener przygotowania fi zycznego, który rok temu pracował w ekstraklasowym Podbeskidziu. Połowa z piłkarzy pracuje: Przemysław Mońka jeździ taksówką, Piotr Maroszek jest górnikiem w kopalni w Pniówku. Pod ziemię zjeżdża też trener zespołu Damian Baron. – Odpowiadam za zabezpieczenie kopalni Halemba. Na dole dbam o wentylację i odmetanowianie – mówi o swoich obowiązkach 35-letni szkoleniowiec. Piszczek wyjaśnia, że dwa ostatnie tygodnie poprzedniego sezonu poświęcili na przyzwyczajanie organizmów piłkarzy do nowych, zwiększonych obciążeń. Wtedy zbierali się w poniedziałek, środę i czwartek. Od tego sezonu zmieniono harmonogram zajęć na wtorek, środę i piątek. To o tyle istotna informacja, że ćwiczą dzień przed meczem. O dziwo nie ma wtedy zdejmowania nogi z gazu, o czym mieliśmy przekonać się przed spotkaniem z Piastem. – Chodzi nam o to, żeby po dniu wolnym jeszcze przepalić organizmy i następnego dnia wyjść na mecz – tłumaczy Piszczek i przywołuje dortmundzkie doświadczenia z tygodnia, gdy akurat Borussia nie grała w pucharach. – Po sobotnim meczu ten niedzielny trening był regeneracyjny, a poniedziałek mieliśmy wolny. Mocno ćwiczyliśmy we wtorek i w środę, w czwartek zajęcia były już lżejsze. No i w piątek czekał nas już rozruch przed następnym meczem.
Szczęsny znów pod ostrzałem, a Juventus przegrał z Napoli. Kiepski czas dla polskiego bramkarza.
Wszystkie wiodące włoskie dzienniki i portale przyznały Polakowi noty od 4 do 5 w 10-stopniowej skali. Podkreślają, że to nie pierwsza jego wpadka w tym sezonie. Wcześniej zawalił dwa gole z Udinese (2:2), kiedy spowodował rzut karny, a potem próbował kiwać się z napastnikami i stracił piłkę. W drugiej kolejce Juventus sensacyjnie przegrał u siebie 0:1 z beniaminkiem z Empoli i notuje katastrofalny początek sezonu, za co w dużej mierze odpowiedzialny jest polski bramkarz. Coraz więcej pojawia się głosów, że Szczęsny powinien odpocząć, ale trener Massimiliano Allegri ucina te spekulacje. – To świetny bramkarz i nadal będzie numerem jeden – powiedział szkoleniowiec bezpośrednio po porażce z Napoli, zdradzając, że we wtorek w Lidze Mistrzów w starciu z Malmö FF również postawi między słupkami na 31-letniego Polaka.
“SUPER EXPRESS”
Robert Lewandowski przedwcześnie opuścił boisko w meczu z Lipskiem, ale trener uspokaja, że to nie z powodu urazu.
Lewandowski opuścił plac gry po niecałej godzinie meczu. Mógłby grać dalej, ale i on, i sztab Bayernu woleli nie ryzykować. – Robert poczuł napięcie w obrębie pachwiny. Jego zejście z boiska w 59. min było bardziej środkiem ostrożności niż koniecznością. Początkowo planowaliśmy taką zmianę dopiero w 79. min – wyjaśnił trener Julian Nagelsmann.
fot. NewsPix