Nie będziemy po raz kolejny analizować Cracovii Probierza, pisać o obcokrajowcach, pokrętnej wizji i o wszystkich tych sprawach, o których trąbimy od długich miesięcy. Nie ma sensu was zanudzać. Napiszemy tylko, że jesteśmy w ciężkim szoku – no nie uwierzycie, jednak pomysły trenera “Pasów” na początku sezonu się nie bronią. Po czterech kolejkach Cracovia ma tylko punkt. Wywalczony z Górnikiem Łęczna. To żenujący bilans.
Szkoleniowiec Cracovii wparował kiedyś na konferencję z doniczką i nasionami. Zrobił kapitalne show – wrzucił nasiona do ziemi i pokazał, że roślina wcale nie rośnie od razu. Chciał przekazać tym samym dziennikarzom, że podobnie jest z budową drużyny – potrzeba czasu. Tylko że… ile jeszcze? To już piąty sezon, gdy Probierz składa pasiaste klocki po swojemu, a efektów nie widać. TAK, WIEMY, PUCHAR POLSKI. Natomiast dziś w meczu z Lechią dostaliśmy kolejny dowód na to, że ta drużyna się zwija. Roślinka usycha. I prawdopodobnie nie wystarczy jej regularne podlewanie, bardziej wymiana ziemi.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Obecny bilans Cracovii sprawia, że musimy zacząć ją postrzegać jako drużynę, która będzie walczyć o utrzymanie. Czy to przystoi? Nie. Nie z tym budżetem, spokojem w klubie, dużymi kompetencjami trenera, który pełni także rolę dyrektora sportowego. To, co na początku sezonu oglądają kibice, to wstyd. Zwykły wstyd.
Taka Lechia była przecież spokojnie do ugryzienia, a skończyło się 3:0. Wynik trochę zamazuje nam obraz meczu – owszem, gdańszczanie byli solidni (zwłaszcza w tyłach), a z przodu po prostu wpadało. Mniej więcej do drugiej bramki, czyli do 84. minuty, oglądaliśmy w miarę wyrównany mecz. Taką standardową, ligową kopaninę. Tak jak trzy pierwsze mecze tej kolejki trzymały poziom, tak musiało nam się trafić w końcu zwykłe paździerzycho.
Tylko że Cracovia… znowu nie miała żadnego pomysłu na siebie. Gdy te wrzutki jeszcze się udawały, można było mówić, że styl „Pasów” jest prymitywny, ale skuteczny. A teraz? Stylu nie ma, wyników nie ma, większych perspektyw także.
Po pierwszej połowie Cracovia powinna schodzić zwycięska. To wtedy stworzyła sobie najlepszą okazję w meczu – van Amersfoort poszedł na przebój w pole karne, wyłożył piłkę do Rapy, lecz jego strzał niemalże z linii wybił Conrado. To musiała być bramka. Lechia strzeliła za to z klasycznego gówna – Gajos posłał bombę z rzutu wolnego, piłka odbiła się od muru, rykoszet zmylił Niemczyckiego, który nie zdążył zmienić kierunku. Oglądaliśmy jeszcze kilka niezbyt groźnych strzałów, głównie sprzed pola karnego, ale – posłużymy się eufemizmem – nie ubarwią one meczowego skrótu.
Druga połowa? Lechia po prostu kontrolowała boiskowe wydarzenia i chyba wyszła z założenia, że zechce wytrzymać z tym wynikiem do końca. Cracovia natomiast prawie w ogóle nie zagroziła, chyba że za zagrożenie mamy uznać strzał Rapy w Hankę albo jakieś farfoclowate uderzenie Rivaldinho. Nie było nawet tak zwanych momentów. Żadnych zrywów, dobrych okresów gry, które zwiastowałyby walkę o trzy punkty. Nic. Kompletnie nic.
No więc Lechia skorzystała z okazji i strzeliła sobie dwie bramki.
Mateusz Żukowski kojarzył nam się do tej pory z typem piłkarza, który ma więcej tatuażów niż ciekawych akcji. Ale jego gol to COŚ SPEKTAKULARNEGO. Był rzut rożny dla Cracovii. Żukowski najpierw wygrał walkę w powietrzu, wybił piłkę przed pole karne, a potem wyszedł wysoko i wygrał przebitkę z Kakabadze (co za wejście w ligę Gruzina!), co sprawiło, że biegł od połowy boiska z piłką bez opieki obrońców rywala. Mógł podać do kolegi, ale zaryzykował i uderzył samemu. Wyszło koncertowo – świetny strzał przy słupku. Wszystko w tej akcji udało się idealnie.
W sumie podobnie jak przy trzeciej bramce. Tu także Cracovia przegrała walkę w środku pola, dzięki czemu Pietrzak ekspresowo podał do Zwolińskiego, który także bez zastanowienia się przymierzył z woleja. Całkiem ładna bramka napastnika, który usiadł dziś na ławce po gorszym początku rundy.
To więc nie tak, że Lechia rozmontowała Cracovię, bo była taka zajebista. Cracovia po prostu nadstawiała policzki. I sama zapomniała, że też może wyprowadzać ciosy. Widocznie roślinka Probierza wciąż potrzebuje czasu.