Sobotnia prasa nie ma wyraźnej czołówki, ale znajdziemy w niej kilka rozmów i tekstów wokół ligi. Rafał Wisłocki mówi o kulisach zamiany Sandecji na Bruk-Bet, Michał Pazdan opowiada o swoich oczekiwaniach w Jadze, a trenerzy dzielą się swoimi przemyśleniami przed i po meczach. Sporo miejsca poświęcono debiutowi Podolskiego. – Każdy, kto liczył, że radykalnie odmieni grę Górnika mógł poczuć się rozczarowany, ale w tej bajce wciąż trzeba czekać, aż mięśnie mistrza zaczną pracować z pełną mocą. No i przydałoby się, żeby pozostali górnicy też coś od siebie dołożyli, bo jak Podolski czekał na podanie pod bramką, to najczęściej na próżno. Na boisko wyszedł pchany energią tysięcy kibiców na trybunach, zagrania miał przemyślane, problem Górnika polegał na tym, że poznaniacy skutecznie odepchnęli gospodarzy, więc Podolski sporo czasu spędził na własnej połowie – pisze “Przegląd Sportowy”.
Sport
Kylian Mbappe nie przedłuży kontraktu z PSG. Mimo tego nie trafi do paryskiego “klubu kokosa”.
Ciągle niepewna jest przyszłość Kyliana Mbappe. We wczorajszym wywiadzie dla „Le Parisien”, Pochettino stwierdził, że będzie traktował go tak jak innych, nawet jeśli nie przedłuży kontraktu, który wygasa w czerwcu 2022 roku. Ale co może innego zrobić, skoro to jego najskuteczniejszy zawodnik, a Neymar nieustannie boryka się z kontuzjami? – Jedyną oczywistą rzeczą jest to, że Kylian wciąż ma roczny kontrakt. Jest zawodnikiem drużyny i będziemy go traktować tak samo jak piłkarza z pięcioletnim kontraktem. Kylian ma swoje plany, ale w rozmowie ze mną nigdy nie powiedział, że nie przedłuży umowy – stwierdził argentyński szkoleniowiec. Mbappe przybył do PSG w sierpniu 2017 z AS Monaco, rozegrał 171 meczów, zdobywając 132 gole. Jeśli ktoś miałby zostać następcą Cristiano Ronaldo w Realu Madryt, to tylko on lub Erling Haaland. Temat Ronaldo pojawia się od pewnego czasu także w przypadku paryskiego klubu. Portugalczyk powrócił do Turynu, trenuje z Juventusem, ale to nie przesądza sprawy.
Waldemar Fornalik przed meczem ze Stalą Mielec. Piast liczy na pierwsze punkty w sezonie.
– To nie jest tak, że tylko z Rakowem chcieliśmy grać w piłkę. W poprzednich sezonach również stawialiśmy na ofensywę. Musi ona być jednak poparta dobrą organizacją gry w defensywie. Cieszą opinie po ostatnim meczu, które określały to spotkanie jako dobrą wizytówkę ekstraklasy. To ważne, żeby właśnie poprzez takie spotkania przyciągać kibiców na stadiony. Takich spotkań nie rozgrywa się jednak co kolejkę. Wiele zależy, jak funkcjonuje przeciwnik i czy również chce grać do przodu. Przed tygodniem obie drużyny były „zakodowane”, by przede wszystkim wygrać. My mogliśmy być zadowoleni z wielu faz tamtego meczu, ale byliśmy rozczarowani wynikiem, bo taki mecz trzeba było co najmniej zremisować – podkreśla trener Fornalik, który spodziewa się, że Stal zagra inaczej niż w pierwszym meczu z Niecieczą, zremisowanym 1:1. – Podejrzewam, że każdy gospodarz chce atakować. Trudno sobie wyobrazić, żeby mielczanie ograniczyli się tylko do defensywy. Pamiętamy ich z poprzedniego sezonu, kiedy potrafili wybronić, a potem zaatakować i to w sytuacjach, kiedy wydawało się, że mecz jest przegrany.
Łukasz Podolski nie pomógł Górnikowi. Zabrzanie na starcie nie wyglądają dobrze.
Na drugą połowę zespół z Zabrza wyszedł z podwójną zmiana. Trener Jan Urban wpuścił na murawę Lukasa Podolskiego i 18-letniego Adriana Dziedzica. Co oczywiste debiut mistrza świata z 2014 roku w ekstraklasie wywołał spore poruszenie na widowni. „Śpiewają miasta, śpiewają wioski, w Górniku Zabrze jest Łukasz Podolski!” – skandowała zabrzańska Torcida. Kilka zagrań „Poldiego” było najwyższej klasy. Tymczasem kilka minut po wznowieniu Lech prowadził po popisowej akcji w wykonaniu duetu Joao Amaral – Mikael Ishak. Ten drugi uderzył tak, że Sandomierski po raz drugi musiał wyciągać futbolówkę z siatki. Czas leciał, a Górnik niewiele był w stanie zrobić, bo to piłkarze z Poznania nadawali ton wydarzeniom na boisku, kompletnie panując w środku pola. Zostało to udokumentowane bramką bardzo dobrze grającego Michała Skórasia. Potem dobre interwencje Sandomierskiego po strzałach Kamińskiego i Amarala ratowały „górników” przed kolejnymi stratami… Goście kończyli mecz w dziesiątkę po brutalnym faulu Pereiry na Baidoo w samej końcówce.
Vladan Kovacević, czyli bohater Rakowa Częstochowa. Transfer, który szybko się spłacił.
Częstochowianie przede wszystkim muszą zadbać, aby w Białymstoku nic nie stało się ich bramkarzowi. Vladan Kovaczević, choć w Rakowie jest dopiero od kilku tygodni, po ledwie czterech spotkaniach zasłużył na solidną premię. Bośniak w trzech spotkaniach ratował zespół przed porażkami. Najpierw dobrze zaprezentował się w rzutach karnych podczas meczu o Superpuchar Polski z Legią. Tydzień później obronił rzut karny w Gliwicach, a w czwartek trzy razy zatrzymał Suduvę – najpierw w czasie meczu wybronił uderzenie Jordana N’Kololo, a w serii „jedenastek” zatrzymał dwa strzały. Transfer Kovaczevicia (oficjalnie opiewający na kwotę 500 tysięcy euro) szybko zaczął się spłacać. W mediach pojawiły się pogłoski o powrocie Dominika Holca. Papszun na konferencji przyznał, że klub obserwuje sytuację słowackiego bramkarza. Patrząc jednak na dyspozycję Kovaczevicia, w Częstochowie Holec mógłby mieć problem z regularnymi występami.
GKS Tychy zaczął sezon tak, jak przed laty, gdy sięgali po wicemistrzostwo kraju. Dobry znak?
Najlepszy w historii GKS-u Tychy sezon zaczął się od meczu z ŁKS-em. 3 sierpnia 1975 roku tyszanie od remisu 1:1 z biało-czerwono-białymi rozpoczęli marsz po wicemistrzostwo Polski. 46 lat temu jako pierwszy na listę strzelców wpisał się Henryk Tuszyński, a kibice „trójkolorowych”, wchodząc na trybuny, żeby oglądać inaugurację obecnych rozgrywek, zastanawiali się, kto pójdzie tym śladem. Szczególny powód miał Łukasz Grzeszczyk, bo kapitan gospodarzy w czwartek obchodził 34. urodziny, ale łodzianie nie byli chyba zaproszeni na imprezę, bo od razu po pierwszym gwizdku mocno zaatakowali i przesiadywali na połowie tyszan oraz oddawali mnóstwo strzałów.
Odra zlana przez Miedź. Za nami inauguracja 1. ligi.
Pierwszoligowe rozgrywki zainaugurowali piłkarze Odry Opole i Miedzi Legnica. Trener gospodarzy Piotr Plewnia zapewne nie spodziewał się, że już w pierwszym meczu nowego sezonu jego podopieczni dostaną takie lanie od przeciwnika. […] – W I połowie nie było nas na boisku – powiedział zdruzgotany trener Odry, Piotr Plewnia. – W drugiej wróciliśmy do gry, nie ma się jednak co oszukiwać, Miedź była dużo lepszym zespołem. To był nasz słaby występ i czeka nas dużo pracy. – To udany debiut w nowym sezonie – cieszył się z kolei szkoleniowiec Miedzi, Wojciech Łobodziński. – Do 60 minuty kontrolowaliśmy sytuację, ale przyszedł moment rozprężenia. Przetrwaliśmy trudny moment i ponownie kontrolowaliśmy przebieg gry. To zasłużone zwycięstwo.
Zagłębie Sosnowiec ma w końcu walczyć o wyższe miejsca w lidze. Plany te potwierdza nawet prezydent miasta.
Prezydent rozmawiał z prezesem klubu Marcinem Jaroszewskim, trenerem Kazimierzem Moskalem oraz przedstawicielami drużyny, w tym m.in. z nowym kapitanem Maciejem Ambrosiewiczem. – Poprzedni sezon to dramat i kompromitacja. Zagłębie ma walczyć o najwyższe lokaty – mówi wprost Arkadiusz Chęciński. Przypomnijmy, że to gmina dysponuje 95 procentami udziałów w spółce. Prezydent stawia więc twarde warunki. – Poprzedni sezon odcinamy grubą kreską. Teraz mamy nowe cele. Drużyna ma regularnie być w górnej połówce tabeli, spotykamy się i rozliczamy wydarzenia boiskowe, nie może dochodzić do sytuacji, że medialnie górują tematy około piłkarskie, związane z konfliktami, a nie wyniki i pozycja w tabeli. Z kolei cel na koniec sezonu to pierwsza szóstka – wylicza prezydent miasta. – – Oczywiście marzy mi się gra na nowym stadionie już w sezonie 2022/23 w ekstraklasie, ale pozostawmy tę kwestię w sferze marzeń. Chcę, aby kibice byli dumni z barw, które noszą piłkarze. Od piłkarzy będziemy wymagać walki o każdy metr boiska. Nie może mieć miejsca taka sytuacja, jak w ubiegłym sezonie, gdy byliśmy „czerwoną latarnią”. Ten sezon będzie inny. Nie będzie „zmiłuj”.
GKS Katowice wraca do 1. ligi. Jaki to będzie sezon?
GKS przez wiele lat gry w I lidze mierzyć się musiał z mianem jednego z kandydatów czy wręcz faworytów do awansu. Nigdy go nie udźwignął, a w 2019 roku skończyło się wręcz katastrofą, czyli spadkiem. Teraz, po dwóch latach spędzonych na drugoligowych boiskach, katowiczanie meldują się na zapleczu elity jako beniaminek, którego trudno zaliczać do grona drużyn wprost mierzących w najwyższe cele. Podchodzą do tego z pokorą. – Przez dwa lata mieliśmy momenty lepsze i gorsze, pewne trudności, ale najcenniejsze, że znaleźliśmy się w takim miejscu, w jakim zakładaliśmy. Przed nami sezon pierwszoligowy. Naszym planem jest, byśmy nadali szli do przodu, realizując obraną strategię rozwoju klubu i zespołu w ramach realnych możliwości, jakie mamy. Są rzeczy, które sobie wyobrażamy i w których kiedyś chcielibyśmy uczestniczyć… Dążymy do tego. Mamy charakter sportowców, dlatego chcemy wygrywać. Pierwsza szansa już w sobotę – mówi dyrektor Góralczyk.
Super Express
Michał Pazdan wrócił do Polski. Znów będzie “ministrem”?
– Od razu byłeś zdecydowany na powrót do Polski?
– Nie byłem. Żartowałem nawet do żony, że większość rzeczy zostawiłem w Turcji. Zabrałem tylko jedne korki do grania, bo cały czas myślałem, że tam zostanę. Sytuacja rozwijała się szybko. Nie było większych konkretów lub były takie z innych miast, które mnie nie interesowały. Trudno byłoby mi tam pójść i mieszkać z rodziną. Jagiellonia była zdeterminowana, zaproponowała kontrakt na dwa lata, więc się na to zdecydowałem.
– Spodobała ci się prezentacja twojego transferu przez Jagiellonię? Zostałeś przedstawiony jako „minister obrony narodowej”.
– To normalne, wcześniej już kilka razy się to pojawiło. Kilka osób mówiło mi, że zostało to dobrze odebrane. To było dobre przedstawienie, plus dla całego marketingu Jagi.
– W Jagiellonii będziesz „ministrem obrony” tak jak kiedyś w kadrze?
– Zawsze jestem daleki od składania takich deklaracji. Nie jestem osobą, która powie, że będzie super, zajmiemy jak najwyższe miejsce i zagramy w pucharach. Życie mnie nauczyło, żeby nie składać obietnic. Chcę dać drużynie tyle, ile mogę w danym momencie.
Przegląd Sportowy
Debiut Łukasza Podolskiego w Górniku nie był taki, jak sobie wymarzył. Lech zdominował zabrzan.
Wmeczu Górnika z Lechem kibice gospodarzy witali wracającego do Zabrza trenera Jana Urbana (jako zawodnik trzy razy zobył z nim mistrzostwo Polski), podtrzymywali pamięć po zmarłym niedawno Stanisławie „Leonie” Sętkowskim, jednym z najbardziej znanych kibiców tego klubu, a przede wszystkim wypatrywali na boisku tego, który zaczął na ławce rezerwowych – Lukasa Podolskiego. Doczekali się go od początku drugiej połowy, kiedy zastąpił Alasanę Manneha. Podolski ustawiony obok Jesusa Jimeneza zaczął dyskretnie, jakby nie był pewny, czy przy nadrabianiu fi zycznych zaległości zatankował już wystarczającą ilość paliwa i wystarczy mu ono na 45 minut. Każdy, kto liczył, że radykalnie odmieni grę Górnika mógł poczuć się rozczarowany, ale w tej bajce wciąż trzeba czekać, aż mięśnie mistrza zaczną pracować z pełną mocą. No i przydałoby się, żeby pozostali górnicy też coś od siebie dołożyli, bo jak Podolski czekał na podanie pod bramką, to najczęściej na próżno. Na boisko wyszedł pchany energią tysięcy kibiców na trybunach, zagrania miał przemyślane, problem Górnika polegał na tym, że poznaniacy skutecznie odepchnęli gospodarzy, więc Podolski sporo czasu spędził na własnej połowie.
Fajnie, że Śląsk gra wesołą piłkę, ale to może się źle skończyć. Wie o tym trener Jacek Magiera.
Tym razem drużyna Magiery też straciła osiem goli, ale we wszystkich czterech dotychczasowych pucharowych spotkaniach. Na pierwszy rzut oka – zdecydowanie za dużo. To jednak Śląsk wciąż jest w pucharowej grze, bo w tych czterech występach do siatki trafi ał 11 razy. Niby najważniejsze, żeby strzelać więcej niż się traci, lecz na horyzoncie zarysowuje się niepokojący problem. – Zdaję sobie sprawę, że w starciu z lepszymi przeciwnikami taka postawa w obronie może się dla nas źle skończyć, bo mocniejszy rywal nie dopuści nas do stwarzania aż tylu sytuacji strzeleckich – przyznaje Magiera. To nawiązanie do tego, co wrocławian czeka już w najbliższy czwartek. Na ich stadionie w trzeciej rundzie kwalifi kacji do Ligi Konferencji Europy zagra Hapoel Beer Szewa, który w dwumeczu z bułgarską Ardą Kyrdżali strzelił sześć goli i nie stracił żadnego.
Rafał Wisłocki zamienił Nowy Sącz na Niecieczę. Dlaczego?
Jak wyglądały kulisy pana przejścia do Niecieczy?
Nie ukrywam, że to dzięki reakcji Arka miałem możliwość podjęcia rozmów z Bruk-Betem i państwem Witkowskimi. Właściciele zadzwonili do niego z pytaniem, czy mogą skontaktować się ze mną w sprawie oferty pracy. Myślę, że to miły gest, wskazujący na dobrą współpracę pomiędzy Bruk-Betem a Sandecją. Po rozmowach z prezesem Aleksandrem zdecydowałem się odwiedzić państwa Witkowskich w Niecieczy, porozmawiać o ich wizji i przedstawić swoje spostrzeżenia. Ostatni tydzień był decydujący. Prezes Aleksander zapowiedział plany swojej rezygnacji i w obliczu tych wydarzeń zdecydowałem się zmienić miejsce pracy. W Nowym Sączu na pewno nie pozostawiam spalonej ziemi. Wykonaliśmy wspólnie dużo pracy z prezesem Ogórkiem. Zarówno pod kątem przygotowania do nowego sezonu, jak i wzmocnienia sztabu szkoleniowego w akademii. Dodatkowo dużo zrobiliśmy, jeśli chodzi o skauting młodzieży na terenie Sądecczyzny i nie tylko. Myślę, że wkrótce fundacja „Akademia Sandecja” przedstawi, kto będzie wspierał dalej Dawida w realizacji tego planu i myślę, że będzie to bardzo kompetentna osoba.
Co nie zadziałało w Nowym Sączu?
Najwięcej do powiedzenia na ten temat będzie miał prezes Aleksander, natomiast z perspektywy mojej osoby, która była odpowiedzialna za kształt akademii i edukowanie zawodników, trzeba zwrócić uwagę na problemy z infrastrukturą. Nie jest to tajemnica. Zarządza nią w mieście MOSiR i występuje tutaj wiele czynników, jak m.in. powodzie, które nawiedziły Sądecczyznę. To one spowodowały, że m.in. dwa boiska na terenie Piątkowej zostały wyłączone z użytkowania. W trakcie mojej pracy w Krakowie, mimo braku środków, stawaliśmy na głowie, żeby dzieciaki miały warunki i przyjemność z grania. Biorąc pod uwagę, ile w Nowym Sączu jest podmiotów, które zajmują się szkoleniem dzieci, to tej infrastruktury jest bardzo mało. I pozostawia ona dużo do życzenia. W całym Nowym Sączu jest tylko jedno sztuczne boisko, które jest nieoświetlone i wyłączone z użytkowania w weekend. To są dziwne historie.
Dwa newsy transferowe. Z Ekstraklasy mogą odejść Dawid Kocyła i Sebastian Musiolik.
Musiolik wyrobił sobie we Włoszech niezłą markę i teraz stara się o niego zdecydowanie lepszy klub, czyli Crotone. To ta sama drużyna, do której w poprzednim sezonie był wypożyczony z Atalanty Bergamo reprezentant Polski Arkadiusz Reca. Ekipa z Kalabrii spadła z Serie A, zajmując przedostatnie, 19. miejsce. Jako pierwszy o możliwym przejściu napastnika Rakowa do „I Pitagorici” (taki przydomek ma ta drużyna) napisał na Twitterze znany włoski dziennikarz Gianluca Di Marzio: „Siema! Sebastian Musiolik jest bardzo blisko Crotone! Napastnik Rakowa wróci do Włoch”. Według naszych informacji, aż tak blisko jeszcze nie jest. Kluby są na etapie negocjowania kwoty odstępnego. Częstochowianie swego czasu chcieli od Pordenone kwoty w okolicach 1 mln euro i teraz z Crotone jest podobnie. Ustaliliśmy jednak, że Musiolik na pewno nie odejdzie z klubu przed dwumeczem Rakowa w III rundzie eliminacji Ligi Konferencji Europy z Rubinem Kazań.
– Chcemy, żeby Dawid został u nas przynajmniej do końca roku. Jest podstawowym młodzieżowcem i stawiamy na niego. Zdaję sobie jednak sprawę, że w pewnym momencie przyjdzie za niego taka propozycja, że nie będziemy w stanie jej odrzucić – mówi prezes Wisły Płock Tomasz Marzec. Co jakiś czas dochodzą sygnały, że kolejne zagraniczne kluby biorą reprezentanta Polski juniorów na celownik. Ofi – cjalnych ofert na razie nie ma. […] Ustaliliśmy, że pośrednicy klubów z Francji i Niemiec pytali, czy Wisła Płock chciałaby wypożyczyć Kocyłę za gotówkę z wpisaniem opcji wykupu – gdyby piłkarz sprawdził się w nowym miejscu, doszłoby do transferu defi nitywnego. Oferowane były jednak kwoty początkowe liczone bardziej w setkach tysięcy niż milionach euro.
Grealish za 100 milionów? Tyle chce wydać na niego Manchester City.
Władze klubu z Etihad Stadium wysłały do Aston Villi ofi cjalną ofertę kupna reprezentanta Anglii wartą 100 mln funtów. Gdyby oba kluby porozumiały się, zostałyby pobite dwa rekordy. Nikt nigdy wcześniej nie wydał tyle na angielskiego piłkarza. I żaden klub z Premier League nie zdecydował się nigdy przeznaczyć tyle na jednego zawodnika. Piłka jest teraz po stronie klubu z Birmingham i możliwe, że AV spróbuje jeszcze podbić stawkę. Nic nie traci, bo wszystkie atuty ma po swojej stronie. Kontrakt Grealisha, podpisany zaledwie we wrześniu ubiegłego roku, obowiązuje jeszcze przez cztery lata. Dodatkowo piłkarz ma niespełna 26 lat, więc dopiero zbliża się do szczytowego momentu kariery. A to tylko zwiększa jego wartość. Inna sprawa, że prezesi z Villa Park wcale nie chcą tych ogromnych pieniędzy, wolą za to zatrzymać swojego gracza. Grealish otrzymał ofertę podpisania nowej umowy na znacznie lepszych warunkach niż 150 tysięcy funtów, jakie aktualnie zarabia każdego tygodnia. Aston Villa próbuje przekonać gracza, że klub ma wielkie ambicje i w przyszłym sezonie zamierza włączyć się do walki o europejskie puchary.
Gazeta Wyborcza
Nic o piłce.
fot. Newspix