Reklama

Jakub Kamiński: Na 100-lecie klubu interesuje nas tylko mistrzostwo Polski

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2021, 08:51 • 16 min czytania 14 komentarzy

Piątkowa prasa jest ciekawa, bo wszędzie sporo materiałów przed Ekstraklasą, która dziś startuje. Sporo interesujących rozmów, komentarzy i tekstów sylwetkowych.

Jakub Kamiński: Na 100-lecie klubu interesuje nas tylko mistrzostwo Polski

PRZEGLĄD SPORTOWY

Były piłkarz i dyrektor sportowy Legii, Marek Jóźwiak wskazuje, że kontuzja Bartosza Kapustki to duży problem dla mistrzów Polski.

Po jego zejściu w meczu z Florą jej gra nie wyglądała dobrze.

Wszyscy wiedzieli, że Czesiek Michniewicz to nie Peter Bosz ani Pep Guardiola i nie należy do zwolenników futbolu polegającego na posiadaniu piłki. Gra w pucharach będzie oparta na taktyce i kontrach, choć chciałbym, aby Legia grała odważniej. Florę powinno się ogrywać 3:0 czy 4:0. Celem minimum jest Liga Konferencji. W ekstraklasie tym składem Legia powinna zdobyć mistrzostwo, choć wzmocnienia nie są wzmocnieniami. Po zejściu Kapustki Michniewicz musiał zmienić taktykę, bo nie miał kim go zastąpić.

Jak nieobecność tego piłkarza wpłynie na Legię?

To duże osłabienie, on i Luquinhas ciągną grę do przodu. W meczu z Florą tego brakowało, podejścia zawodników z drugiej linii, wspierania Pekharta w ataku. Ten styl gry nie wypalił.

Reklama
Mahir Emreli nie powinien grać z Tomašem Pekhartem?

Nie w takim ustawieniu. Z Kapustką to co innego. Bez niego, aby mogli zagrać razem, trener musiałby zmienić taktykę i przejść na system z czwórką obrońców. Emreli nie powinien grać na skrzydle, bo to marnowanie jego potencjału.

Na zmianę ustawienia się nie zanosi. To którego z napastników by pan postawił?

Na Emreliego. Uczestniczy w budowaniu akcji, w grze między liniami, a Pekhart to typ wykończeniowca. Pamiętajmy, że w ekstraklasie trener musi wystawić młodzieżowca.

Rozmowa z Grzegorzem Sandomierskim, nowym bramkarzem Górnika Zabrze.

W Opalenicy widzieliśmy się 12 lipca na… hotelowym parkingu, kiedy przyjechał pan na obóz Górnika. Na bezrobociu był pan 12 dni.

W Białymstoku miałem indywidualne zajęcia motoryczne, chciałem też zorganizować treningi bramkarskie. Pojechałem na obiekty MOSP, akurat trwał zarząd. Szybko dogadałem się z trenerem Szaleckim, żeby wynająć boisko. Wtedy zadzwonił dyrektor Płatek, żebym przyjechał na zgrupowanie Górnika.

Górnik od razu był zdecydowany?

To nie były testy. Porozumiałem się z Górnikiem, pozostały drobne szczegóły pomiędzy moim agentem i klubem. W Wielkopolsce nie dało się zorganizować testów medycznych, jakie przeprowadza Górnik i z Rafałem Janickim musieliśmy poczekać. Dzień przed z drużyną, w czwartek wieczorem, wyjechaliśmy do Zabrza, następnego dnia przeszliśmy testy i podpisałem kontrakt.

Reklama
Piłkarze Górnika są pod wrażeniem siły strzału Lukasa Podolskiego. Jak to wygląda z perspektywy bramkarza? Pan się wyrywa, żeby stać w bramce, czy może wtedy należy się odpoczynek…

W poprzednim tygodniu dużo treningów strzeleckich nie było, ale czasami na siebie trafiliśmy. Lepiej mogliśmy poznać się w tym tygodniu. To nie tak, że któryś z bramkarzy przed nim ucieka. Fakt, że uderzenie ma niesamowite. Widać doświadczenie – zwraca uwagę na zachowanie bramkarza, jest w stanie w ostatniej chwili zmienić koncepcję uderzenia na taką, która może zaskoczyć. W zasadzie do końca nie wiadomo, co
zrobi. Ale lepiej nie będę za dużo mówił.

To chyba wiedzą wszyscy.

Niby tak, ale dopiero w praniu wychodzi, czy uda im się go zatrzymać. Dla nas, bramkarzy Górnika, to też jest nauka.

Radosław Murawski ma rozwiązać problemy Lecha. Nie tylko te boiskowe.

Przy Okrzei Murawskiego wspominają jako otwartego chłopaka, który potrafił sobie w klubie zjednać wszystkich. Począwszy od sprzątaczek, przez trenera, a na prezesie skończywszy. – Jak trzeba było coś załatwić z górą, to najczęściej robił to Radek – przyznaje Bogdan Wilk, dyrektor sportowy Piasta.

Umiejętność scalania grupy szybko dostrzegł Skorża i jego sztab, od razu wcielając pomocnika do rady drużyny Kolejorza i mianująco go jednym z kapitanów. O ile na opaskę w Lechu jest dla Murawskiego jeszcze za wcześnie, to kilka lat wstecz w Gliwicach bardzo szybko zdecydowano, że mimo młodego wieku to właśnie on powinien wyprowadzać zespół na boisko. – Żeby było ciekawiej często robił to pod rękę z młodszym bratem, Igorem, który trenował z młodzieżowych grupach Piasta – zdradza Szeliga. Kiedy pytamy, czy drużynowa starszyzna nie miała problemów z tym, że w szatni rządził ledwie 21-letni piłkarz, gracz ŁKS szybko odpowiada: – Wszyscy uznaliśmy to za coś absolutnie naturalnego. Nikt się nie sprzeciwiał. Tym bardziej, że Radek jest z Gliwic, więc to też miało pewne znaczenie przy wyborze kapitana.

Nie płacono mu prawie pół roku. Spędził trzy lata w rezerwach. Piłkarska droga Goncalo Silvy z Radomiaka była dosyć kręta.

Transfer do Vitorii Guimaraes miał być dla niego spełnieniem marzeń. 19-letni Gonçalo Silva trafił do zespołu z portugalskiej ekstraklasy i podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt. Zamiast marzeń było jednak rozczarowanie. Nie dość, że wypożyczano go, najpierw do trzeciej, a później drugiej ligi, to jeszcze działacze Vitorii nie płacili pensji. – Przez pięć miesięcy nie dostałem żadnych pieniędzy. Dla młodego chłopaka, mającego duże ambicje, to było bardzo trudne. Byłem zmuszony odejść – wspomina Portugalczyk.

Wybrał ofertę Bragi, lokalnego rywala Vitorii, a tam przez trzy sezony… występował w rezerwach. – Tylko raz zagrałem w pierwszym zespole w meczu o punkty. W rezerwach występowałem regularnie. One grały w II lidze i ktoś mógłby powiedzieć, że to przecież nie tak źle, ale pamiętam momenty, gdy kończyliśmy trening i na boisko przychodził pierwszy zespół, w którym nie było mi dane grać. Chciałem z nimi poćwiczyć, a nie mogłem – opisuje środkowy obrońca, który latem przeniósł się do Radomiaka Radom i ma być bardzo ważną postacią jego linii obronnej. Powiedzieć, że Goncalo Silva musiał sporo przejść w Portugalii, by zagrać na najwyższym szczeblu rozgrywek, to mało powiedzieć.

W poprzednim sezonie Warta była rewelacją rozgrywek. Ten będzie dla Zielonych znacznie trudniejszy, o czym opowiada trener Piotr Tworek.

Drugi sezon trudniejszy dla beniaminka

Taka oczywiście jest opinia, ale ja nie chcę do tego w ten sposób podchodzić. Raków pokazał, że może być zupełnie inaczej, choć oczywiście trudno porównywać nas do klubu z Częstochowy. Dysponujemy innym budżetem i mniejszymi możliwościami finansowymi. Niewątpliwie start sezonu będzie dla nas trudny, bo zespół nie jest jeszcze do końca zbudowany. Drużyna przechodzi zmiany, mamy wielu młodych zawodników, których trzeba ukształtować i przygotować do gry w ekstraklasie. Z nowych piłkarzy żaden nie grał w elicie, więc muszą przejść szybki kurs. Wiemy, że potrzebujemy wzmocnień na boku pomocy. W innym wypadku trudy spotkań będą dla nas odczuwalne. Wbrew pozorom nasza pozycja negocjacyjna mocno się nie zmieniła. Okazuje się, że jest podobnie, jak przed rokiem. Jestem przekonany, że doczekamy się wzmocnień, które pozwolą pchnąć zespół do dalszego rozwoju.

Kluczowe zatrzymanie Trałki

Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem tego, jaką dyspozycję utrzymuje Łukasz. Mimo dużego doświadczenia i upływu lat. Nie mamy jednak zamiaru zaglądać mu w metrykę, tylko opierać się na jego dyspozycji. Powiem szczerze, że takiego Łukasza jeszcze nie widziałem. Tak znoszącego obciążenia i tak wyglądającego w treningu. Liczę na to, że będzie to dla niego świetny sezon. Myślę, że dzięki Łukaszowi młodzi zawodnicy zobaczą, co można osiągnąć ciężką pracą, doświadczeniem i dobrym prowadzeniem się. Można powiedzieć, że Łukasz dla wielu z nich jest punktem odniesienia.

Kilka lat temu mało kto myślał, że w Gliwicach może powstać zespół, który na stałe wejdzie do krajowej czołówki.

(…) Cierpliwość nie tylko gliwiczanom popłaciła, ale też opłaciła. O ile kilka lat wstecz nie było mowy o hitowych transferach w wykonaniu klubu z Okrzei, tak teraz nikogo już takie ruchy nie zaskakują. Przykładów daleko szukać nie trzeba, bo zakontraktowanie w ostatnich dniach Damiana Kądziora trzeba uznać za spory sukces gliwiczan. – Wcale nie było łatwo przeprowadzić tę operację. Musieliśmy się dogadać nie tylko z Damianem, ale też z jego klubem. Sporo wymieniliśmy maili, dużo było też rozmów telefonicznych i kilka spotkań. Ale najważniejszy jest efekt, a ten jest dla nas korzystny, bo pozyskaliśmy bardzo dobrego zawodnika – przekonuje Bogdan Wilk, dyrektor sportowy Piasta.

To on, razem z właścicielami i Fornalikiem jest odpowiedzialny za obecną strategię budowy zespołu. A ta zaczyna się klarować coraz bardziej wyraźnie. Do Piasta trafiają zawodnicy o dużych możliwościach, ale po nieco słabszym okresie. Tak było w przypadku Piotra Parzyszka, Jakuba Świerczoka, czy teraz Kądziora. Pierwszych dwóch już w Gliwicach nie ma, ale nie dlatego, że nie udało się im odbudować formy, wręcz przeciwnie. Najlepiej było to widać na przykładzie urodzonego w Tychach napastnika, który do Gliwic trafił po słabym sezonie w Łudogorcu, a po roku w ekstraklasie nie dość, że załapał się do kadry na mistrzostwa Europy, to jeszcze zapracował na zagraniczny transfer do silniejszej od naszej ligi japońskiej. – Roczny pobyt Świerczoka w Gliwicach można w jednym zdaniu podsumować tak: każdy wygrał. My mieliśmy świetnego napastnika, który strzelił dla nas sporo ważnych goli, a później udało się jeszcze zarobić na jego transferze – podsumowuje Wilk.

Nowy napastnik Bruk-Betu Nieciecza Muris Mešanović o sugestię w sprawie transferu poprosił kuzyna.

Po wywalczonym awansie działacze Bruk-Betu chcieli zadbać o wzmocnienie siły ognia swojego zespołu. Ostatecznie Słonie sięgnęły po 31-letniego bośniackiego napastnika, który ma za sobą grę m. in. w Czechach i Turcji. Piłkarz przychodzi do naszej ligi bezpośrednio po trwającej półtora roku przygodzie z turecką Süper Lig. Do podpisania kontraktu z polskim klubem zachęcił go kuzyn. Jest nim… Adi Mehremić, czyli podstawowy stoper Wisły Kraków, który dużą część rundy wiosennej stracił z powodu kontuzji.

– Mamy ze sobą regularny kontakt i często rozmawiamy. Kiedy Muris otrzymał ofertę z Bruk-Betu, natychmiast do mnie zadzwonił – przyznaje w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” bośniacki stoper. – Kuzyn wypytywał mnie o naszą ligę, o życie w Polsce a także o samą drużynę Słoni – opowiada Mehremić. Ostatecznie Mešanović podpisał z klubem z podtarnowskiej wsi dwuletni kontrakt. – Jak widać, powiedziałem wiele dobrych rzeczy, skoro od tego sezonu zobaczymy go w naszej lidze – przyznaje z uśmiechem piłkarz.

Rozmowa z Adamem Majewskim, trenerem Stali Mielec.

Ma pan poczucie poważnej życiowej szansy? Albo sprawdzi się pan i na stałe wskoczy na karuzelę trenerską albo nie poradzi sobie i przepadnie.

Racjonalnie podchodzę do trenowania i życia w ogóle. Co ma być to będzie. Ale zgadzam się z tym, co pan powiedział: ekstraklasa albo śmierć. Każdy z trenerów tutaj pracujących oceniany jest praktycznie tylko i wyłącznie przez pryzmat wyników, a niekoniecznie przez realne możliwości klubu, w jakim pracuje.

Jaki ma pan pomysł na Stal?

Obstawiam, że dla większości kibiców w Polsce Stal jest jednym z pierwszych kandydatów do spadku. Będziemy chcieli więc wszystkim udowodnić, że jest inaczej. Stal ma zmienić proporcje między defensywą a ofensywą. Nie chcę, by zespół był kojarzony z grą bezpośrednią, ale żeby kreował sytuacje poprzez budowanie akcji. Sam byłem graczem technicznym, nie fizycznym, i będę to samo wpajał swoim graczom.

To jest pana trenerska filozofia? Stomil też tak grał.

Tak. Oczywiście nie będziemy tak grali bez względu na wszystko. Wszystko w ramach potencjału ludzkiego, jakim dysponujemy. A mamy kilku zawodników, którzy potrafią się utrzymać przy piłce. Jasne, potrzebujemy wzmocnień, bo to jest normalne, natomiast zespół grał w tym składzie w poprzednim sezonie i myślę, że to będzie głównie nasza siła. Jest element zgrania. Zobaczymy, czy uda nam się pozyskać jednego czy dwóch zawodników i wtedy składem, jaki będziemy mieli, postaramy się zrealizować cel. Jest nim spokojne utrzymanie w ekstraklasie.

Jarosław Królewski opowiada o aktualnej finansowej sytuacji Wisły, konieczności dokładania prywatnych pieniędzy, a także przyzwyczajeniu do swojej roli. Poruszany jest również temat rywalizacji w Krakowie. Zarówno Wisła, jak i Cracovia, obchodzą w tym roku 115-lecie istnienia i przekonują, że to właśnie ich klub jest najstarszy w Polsce.

O nowej roli

Jestem z kompletniej innej bajki niż środowisko piłkarskie. Powiem szczerze, że wydawało mi się, że wygląda ono inaczej. W żadnej np. grupie nie spotkałem tylu osób, które mają różne zdanie w zależności od tego, jak wiatr zawieje. Na porządku dziennym znajduje się też budowanie cichych sojuszy czy relacji kuluarowych. I przyznam, że jest to totalne poza moim sposobem myślenia. Nie mam też umiejętności, by budować świat wyjęty żywcem z serialu „Ranczo”. Polska piłka musi się tego pozbyć, bo to męczy. Mamy swoje pomysł i wizje. Będziemy starać się je realizować i ich bronić. Mimo że pociągnie to sobą wyższe koszty, niż nam się wydaje, że powinny.

Takich sytuacji mamy bardzo wiele. Budowanie spójnych koncepcji jest trudne. Mnie osobiście najbardziej rozczarowała sprawa dotycząca praw telewizyjnych do PKO BP Ekstraklasy. Kluby powinny móc demokratycznie głosować nad rzeczami, które dotyczą ich istnienia. Opinia niektórych ważnych osób zmieniała się co tydzień w zależności od tego, jak układały się struktury interesów. Wprowadzenie demokratycznego głosu klubów w to, co się dzieje w tym obszarze, byłoby bardzo dużą reformą. Liczę, że w przyszłości będzie można zgłaszać nowe pomysły i głosować na nie. Człowiek powoli się uczy tych zakulisowych rozgrywek, które są zawarte w ekstraklasie. My jednak chcielibyśmy być maksymalnie poza tym. Naszym zadaniem jest dążyć do tego i sprawiać, że polska liga będzie coraz bardziej liczyć się w Europie.

SPORT

Rozmowa o Ekstraklasie z Jerzym Engelem.

Większa liga to mimo trzech miejsc spadkowych ciut szerszy środek tabeli. Jakiego zatem oczekiwać podejścia od klubów, trenerów?

– Skoro środek tabeli robi się większy, to jest szansa na to, by zaczęli pojawiać się w jeszcze większej liczbie młodzi gracze. Zwykle jest tak, że gdy klub traci szansę na walkę o trofea, puchary, to przychodzi moment refleksji i zastanowienia nad tym, jak odmłodzić drużynę, jak dać szansę wychowankom. Na to liczę – że zobaczymy na ligowych boiskach wielu młodych, fajnych piłkarzy; bez względu na przepis o młodzieżowcu, któremu nawiasem mówiąc jestem przeciwny. Twierdzę, że niezależnie od niego pokaże się w nadchodzących rozgrywkach wielu młodych zawodników.

Po rozszerzeniu ligi liczymy na ofensywną grę? Czy nie ma złudzeń i górę częściej będzie brać kunktatorstwo?

– Trendy europejskie wyznacza wielki turniej. Finały mistrzostw Europy pokazały, że w tej chwili modny jest futbol na tak, bardzo ofensywny, z dużą liczbą zdobywanych bramek. Jestem przekonany, że zespoły w naszej lidze też będą starały się iść w takim kierunku.

Którego beniaminka jest pan najbardziej ciekaw?

– Chyba Radomiaka. Dawno nie widzieliśmy go na naszych salonach. Bardzo prężnie rozwija się tam futbol. Widać, że samorząd i w ogóle wszyscy są zaangażowani w to, by było jak najlepiej. W związku z tym mam nadzieję, że również władze klubowe pójdą tym torem i sukcesem nie będzie tylko sam awans, ale również odegranie roli w ekstraklasie.

Katowiccy radni podjęli uchwałę o zmianach w budżecie miasta, zakładających również wykupienie za 9 milionów złotych kolejnych akcji GieKSy, ale dyskusja była momentami burzliwa.

Niezrzeszony radny Dawid Durał, który jakom jedyny zagłosował przeciw, mówił, że od początku roku słyszy się, iż brakuje pieniędzy na niektóre cele. – A tu nagle hokus-pokus i mamy 9 milionów dla GKS-u – zauważał Durał, wcześniej prosząc włodarzy miasta o potwierdzenie, czy premia, jaką – dzięki dokapitalizowaniu – otrzyma drużyna piłkarska za awans do I ligi, rzeczywiście wynosi 800 tysięcy złotych. Radny Łukasz Borkowski (Koalicja Obywatelska) także pytał: – Czy to prawda, że zostaną wypłacone premie w tak wysokiej kwocie? Jesteśmy w czasie pandemii, kiedy musimy oszczędzać, a wiele innych jednostek miejskich prosi się, by je dofinansować. Czy rzeczywiście klub piłkarski jest naszym priorytetem? – zastanawiał się Borkowski.

Bogumił Sobula potwierdzał: – Tak, będzie wypłacona premia. Kilkaset tysięcy złotych. Nie mam dziś dokładnej wiedzy w tej sprawie. Taką informację przekazać może zarząd klubu – odparł wiceprezydent Katowic, nie zgadzając się też ze słowami radnego Borkowskiego, że „cały czas głosujemy, dokapitalizowujemy tę spółkę, a nie przekłada się to na finansową poprawę”.

– W 2019 roku spółka zatrudniała ponad 300 osób – przypominał Sobula. – Roczny koszt funkcjonowania wynosił wtedy 25 milionów złotych. Żebyśmy jednak nie utożsamiali tej liczby wyłącznie z klubem piłkarskim, podkreślam, że mamy też siatkarzy, hokeistów i drużynę piłki nożnej kobiet grające na najwyższych szczeblach. Mamy szachistów, inne sekcje, szkolenie dzieci i młodzieży. To de facto 4-5 klubów pod jednym szyldem i te środki w ten sposób należy rozłożyć. Decyzje, jakie podjął prezes Szczerbowski w związku z restrukturyzacją, doprowadziły do tego, że stan kosztów na koniec 2020 roku wyniósł już 18,5 miliona złotych. Został zredukowany o blisko 30 procent. Zmniejszono zatrudnienie do około 170 pracowników. Umów i kontraktów nie wypowiada się jednak ani nie obniża z dnia na dzień. Obniżenie kosztów następowało płynnie. Albo kontrakty były renegocjowane, albo rozwiązywane z okresem wypowiedzenia. Nowe są zawierane na znacznie niższe kwoty i stąd spadek kosztów o ponad 6 milionów – mówił wiceprezydent Katowic, wyjaśniając, skąd wzięło się zadłużenie GKS-u, które przelew z miasta pozwoli uregulować.

Rozmowa z Rafałem Dębińskim, komentatorem Canal+, oczywiście o Ekstraklasie.

Tego lata mamy okienko powrotów – Michał Pazdan wrócił do Jagiellonii, Dominik Furman do Płocka, Barry Douglas do Lecha, Janusz Gol w ogóle do Polski. Przyszło do ligi wielu piłkarzy doświadczonych, uznanych, ale po „30”. Czy to odpowiedni kierunek?

– To nie jest nic nowego, tak się dzieje co roku. Jeśli prześledzimy ostatnie sezony, to zwłaszcza latem wracają do ligi piłkarze z zagranicy. Czasem się komuś nie udało – jak Furmanowi. Czasem ktoś po prostu wraca do kraju – jak Boruc. Robiłem sobie takie podsumowanie w poprzednich latach i to się powtarzało. Ale nie uważałbym, żeby to było coś niekorzystnego dla ligi. Bo kogo mamy w ekstraklasie? Młodych Polaków, którzy wkrótce wyjadą. Obcokrajowców, dla których polska liga jest być może szczytem i są w średnim wieku piłkarskim. Mamy Polaków po „30”, którzy albo z ekstraklasy nie wyjechali, albo do niej wrócili. Tak wygląda większość karier, bo polskich piłkarzy, którzy zostają w kraju, jest coraz mniej. Każdy chce wyjechać, o co jest teraz łatwiej. Czasem wystarczy zagrać dobrze dwa miesiące, jak było z Patrykiem Klimalą. Uważam, że wielu z nich wyjeżdża za wcześnie, tak jak teraz wyjechał Adrian Benedyczak. Gdyby wyjechał w momencie, kiedy w Pogoni byłby zawodnikiem numer 1 po strzeleniu 10 goli, to i kosztowałby więcej, i łatwiej byłoby mu się przebić w nowym klubie. Skoro byłby droższym nabytkiem, to klub byłby skłonny dawać mu więcej szans, a jeśli zawodnik jest tańszy i się nie udaje, to łatwiej na niego potem nie stawiać. Piłkarze powinni wziąć też pod uwagę to, że warto z ligi wyjechać, kiedy ma się ugruntowaną pozycję i odchodzi się za większe pieniądze, bo wydaje mi się, że wtedy jest się za granicą bardziej szanowanym. Kiedyś był taki trend, że piłkarze wyjeżdżali głównie z Lecha czy Legii. Jeśli wyjeżdża się z zespołu, który był w czołówce, walczył o mistrzostwo, była w nim walka i konkurencja już na treningu, to jest to dobre przygotowanie przed tym, co czeka na Zachodzie. Bo tam to jest chleb powszedni. Jeśli wyjeżdża się z klubu, w którym konkurencja była mniejsza i nie było się tam nawet podstawowym zawodnikiem, to przeskok może być trochę za trudny.

Jak to zmienić?

– Nie wiem, czy są możliwe zmiany systemowe. Bardziej chodzi tutaj o otoczenie piłkarza, jego menedżerów czy rodziców, którzy powinni zrozumieć, że zbyt szybki wyjazd i myślenie o pieniądzach już na dziś jest ryzykowne. Warto być cierpliwym i zapracować na większe pieniądze, ale w perspektywie kilku lat. Oczywiście w sporcie zdarzają się kontuzje i tak dalej, ale uważam, że jeśli ktoś chce rozsądnie budować karierę, to nie powinien się tak spieszyć. Po jednym dobrym sezonie w klubie z czołówki – tak, można o tym myśleć. Ale jeśli wyjeżdża się po sezonie, w którym dopiero walczyło się o miejsce w składzie, do silniejszej ligi, gdzie rywalizacja jest większa, to nie jestem przekonany, czy jest to dobre rozwiązanie. Nie wiem, czy można wprowadzić jakieś zmiany w systemie, bo żyjemy w wolnym kraju i każdy robi, co chce. Moim zdaniem niektóre kluby za szybko sprzedają piłkarzy, bo potrzebują gotówki, a gdyby trochę poczekały, to może te pieniądze byłyby większe. Kluby powinny być bardziej stanowcze, a otoczenie graczy powinno budować ich kariery w perspektywie kilku lat, a nie tylko najbliższego transferu, który z biegiem czasem może okazać się niekorzystny.

SUPER EXPRESS

Jakub Kamiński mówi wprost, że Lecha Poznań interesuje w tym sezonie tylko mistrzostwo Polski.

– Jesteś głodny goli w tym sezonie?

– Jestem głodny goli i przede wszystkim głodny wygrywania, tym bardziej że wiemy, jak to wyglądało w poprzednim sezonie. Jako drużyna jesteśmy coś winni naszym kibicom, czas pokazać, że potrafimy wygrywać mecze. Bramki i asysty mnie napędzają, budują pewność siebie, liczę, że to będzie działać na całą drużynę, nakręci ją do walki. To jest Lech, przecież my musimy wygrywać.

– Przypominasz o tym w szatni?

– Mocno wierzę w to, że my, młodzi piłkarze z Akademii, będziemy cały czas pokazywać i przypominać, że ten klub musi wygrywać. W szatni wszyscy muszą czuć to DNA Lecha. Mamy stulecie klubu i dobrze wiemy, jaki obowiązek mamy w tym sezonie. Każdy mecz ma być jak finał, w każdym musimy zagrać o wszystko, bo tylko tak osiągniemy cel, czyli mistrzostwo Polski. Nie boję się tego powiedzieć, bo tylko to nas w tym sezonie interesuje. Liczę na to, że już od pierwszego meczu pokażemy, że będziemy się w tym sezonie mocno bić o mistrzowski tytuł.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

14 komentarzy

Loading...