Reklama

Tuchel wygrywa w szachy z Guardiolą

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

17 kwietnia 2021, 21:13 • 4 min czytania 5 komentarzy

Postawmy sprawę jasno – to nie było porywające widowisko. Pierwsze 45 minut zapisało się w naszej pamięci tak trwale, jakby zaraz po gwizdku Mike’a Deana przyszedł Will Smith i błysnął pewnym długopisem. Chelsea i Manchester City grały na przeczekanie, ale da się to wytłumaczyć.

Tuchel wygrywa w szachy z Guardiolą

Dla obu klubów był to piąty mecz w ciągu dwóch tygodni. Niby nie maraton, ale też nie lekka przebieżka. Widać było to od samego początku zmagań – zero forsowania tempa, zero determinacji, by narzucić przeciwnikowi swoje warunki. Szczególnie widoczne było to na przykładzie podopiecznych Pepa Guardioli, którzy grali bez paliwa w baku. Nie byli w stanie skłonić The Blues do oddania inicjatywy, nie potrafili prowadzić gry. Trudno przypomnieć sobie chociaż jedną akcję, która prowadziłaby do realnego zagrożenia pod bramką Kepy.

Chelsea podobnie – czaiła się w krzakach, nie ruszała na przeciwnika niczym horda barbarzyńców. To był pojedynek na przeczekanie, prawdziwe szachy, a nie ich błyskawiczna odmiana. Nie można jednak bagatelizować postawy podopiecznych Tuchela, bo chociaż również nie porywali, to byli od rywala po prostu lepsi. Nie tylko koniec końców, ale już od pierwszego gwizdka.

To londyńczycy wyprowadzili pierwsze ciosy. To oni zdobyli bramkę już na starcie, ale arbiter wskazał na spalonego Timo Wernera. Szkoda pod tym względem, że to była naprawdę nieźle skonstruowana akcja. Prosta, ale zabójcza. Kilka zagrań z pierwszej piłki, uwolnienie Niemca i podanie w pole karne.

Wówczas im to uciekło, ale zostało zasiane ziarno, które zaprocentowało w przyszłości.

Reklama

Sztuka kompromisu

Chociaż nie było to porywające spotkanie, nie znaczy, że zawodnicy byli nieskoncentrowani. Wręcz przeciwnie – świetna dyspozycja takich piłkarzy jak Thiago Silva, Rodri, Jorginho, Ruben Dias (do 50. minuty), przyczyniała się do tego, że nie oglądaliśmy w półfinałowym starciu zbyt wielu ofensywnych fajerwerków. Zamiast tego popis dawali zawodnicy defensywni, przez których przedrzeć po prostu się nie szło.

Szczególnie agresywnie wyglądał środek pola Manchesteru City. W przeciwieństwie do bezjajecznego Ferrana Torresa i równie miałkiego Raheema Sterlinga, wspomniany Rodri i Fernandinho byli niczym źle wychowane pitbulle spuszczone ze smyczy. Atakowali graczy Chelsea nader często i z zaskakującą siłą. Chociaż była to broń wielce skuteczna, wszak Mason Mount nie mógł rozwinąć swoich skrzydeł do końca, to mocno kontrowersyjna. Brazylijczyk popełnił tyle wykroczeń, że równie dobrze można by go wyrzucić z boiska.

Tak się jednak nie stało, wobec czego Tuchel i jego zawodnicy musieli kombinować. Skoro nie dało się sforsować środka, trzeba było spróbować szczęścia na skrzydłach, albo grać tak, aby drugą linię pominąć. A jak już Chelsea wiedziała z początków pierwszej połowy, wcale nie było to taki głupi pomysł.

Ba! Był to pomysł świetny, bowiem po jednej z takich akcji udało się zdobyć taką bramkę, że VAR nie miał podstaw do tego, by interweniować. Długa piłka na skrzydło, gdzie w strefie Joao Cancelo hulał kolorowy wiatr (warto też zwrócić uwagę na powolność Diasa), a kilka mgnień później Ziyech pakował piłkę do pustej siatki. Zrobiło się 1:0, a Manchester City nie miał dzisiaj żadnych podstaw do tego, by odwrócić losy rywalizacji.

Tym bardziej, że Chelsea umiejętnie szukała kolejnych szans. Kilka minut po pierwszym golu znowu urwał się Ziyech. Tym razem piłka była zagrana bezpośrednio do Marokańczyka, który wykorzystał okrutną obcinkę Diasa i stanął do pojedynku ze Steffenem. Przegrał, ale mógł odejść bez większego żalu, wszak to jego klub cały czas dyktował tempo.

Więcej niż porażka

Chociaż półfinał Pucharu Anglii niewątpliwie stanowi gorzką pigułkę dla Pepa Guardioli, któremu umknęła szansa na poczwórną koronę, to trudno ferować wyroki, czy to wynik meczu boli go najbardziej. Jasne, Hiszpan z pewnością chciałby włożyć do gablotki The Citizens jak najwięcej, ale ten mecz z Chelsea nie był zwyczajną przegraną.

Reklama

Kto wie, czy nie bardziej niż ostateczny rezultat i apatia jego podopiecznych, Katalończyka martwi kontuzja Kevina de Bruyne. Belg doznał urazu kostki, gdy walczył o piłkę z N’golo Kante. Musiał opuścić boisko już w 48. minucie i chociaż zastąpił go rewelacyjny Phil Foden, to gra The Citizens zaczęła wyglądać jeszcze marniej.

Ważniejsza jest jednak perspektywa kolejnych tygodni. Nie wiadomo, jak poważna jest rzeczona kontuzja i czy pomocnik będzie zmuszony do dłuższego pauzowania, ale na podstawie historii z Robertem Lewandowskim wszyscy wiemy, że pierwsze prognozy niekoniecznie muszą być trafne. A powiedzieć, że de Bruyne się teraz Guardioli przyda, to nie powiedzieć nic. Manchester City czekają najważniejsze tygodnie w całym sezonie, a nastawienie po starciu z The Blues nie jest – oględnie mówiąc – najlepsze.

CHELSEA 1:0 MANCHESTER CITY

Ziyech 55′

Fot. Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Anglia

United nie ma jeszcze kształtu, w którym można się zakochać. Nieudany debiut Amorima

Szymon Piórek
6
United nie ma jeszcze kształtu, w którym można się zakochać. Nieudany debiut Amorima
Anglia

Czas na debiut Amorima. Najważniejsze wyzwania przed nowym trenerem Manchesteru United

Michał Kołkowski
7
Czas na debiut Amorima. Najważniejsze wyzwania przed nowym trenerem Manchesteru United
Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
1
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Komentarze

5 komentarzy

Loading...