Czy Real Madryt był w dwumeczu z Atalantą Bergamo drużyną lepszą? Ano był. Ale czy oznacza to, że “Królewscy” nie mogli skorzystać z pomocy Włochów przy awansie? Absolutnie nie. La Dea rok temu sprała Valencię i została rewelacją rozgrywek. W tym roku zasłuży co najwyżej na tytuł kapiszona sezonu. Odpaść z Realem to nie wstyd. Gorzej, jeśli odpadając, rozkładasz przed rywalem czerwony dywan. A tak właśnie zachowała się ekipa z Lombardii.
My rozumiemy, że Atalanta chciała oddać szacunek znacznie bardziej utytułowanemu przeciwnikowi. Że rywalizacja z Realem Madryt mogła zespół z Bergamo trochę speszyć. W końcu to świeżak na salonach, nie do końca znający jeszcze wszystkie zasady etykiety wśród elity. Natomiast powiedzmy sobie szczerze – Włosi odegrali tutaj scenkę z “Poranka Kojota” ze zdjęcia powyżej. Podsumowanie dwumeczu w ich wykonaniu?
- Pierwsze spotkanie – kier w 17. minucie gry, przegrana 0:1 po prawie całym meczu w osłabieniu
- Drugi mecz, gol na 0:1 – Sportiello podaje piłkę pod nogi rywala
- Rewanż, gol na 0:2 – Toloi nie ogarnia, gdzie kończy się pole karne i prezentuje Realowi rzut karny
Absurd, totalny absurd. Atalanta jak najbardziej mogła powalczyć z najbardziej utytułowaną drużyną w historii tych rozgrywek. Tyle że sama sobie tę szansę zabrała. Może i “gdybanie” to narodowy sport Polaków, ale na sto procent we włoskiej prasie przeczytamy jutro alternatywne scenariusze: co by było, gdyby La Dea nie włożyła sobie kija w szprychy.
Muriel – jedyny pozytyw Atalanty
Bo mogło być grubo. Już w drugiej minucie Atalanta włączyła swój tryb “jazda bez trzymanki”. Pressing, odbiór na połowie rywala, konterka. Luis Muriel wyłożył piłkę Robinowi Gosensowi, który powinien lepiej przymierzyć i otworzyć wynik spotkania. Nie zrobił tego, ale po minach piłkarzy Realu można było stwierdzić, że chłopaki mają lekkiego cykora. Potem, nie wiedzieć czemu, Atalanta trochę zwolniła. To znaczy – uściślijmy. Mecz toczył się w bardzo dobrym tempie, świetnie się to oglądało. Tyle że Włosi nie mieli już tak dobrej okazji. Gdzieś jednak tliła się nadzieja, były próby, było szukanie sposobu, a jednobramkowa strata z pierwszego meczu dawała zespołowi z Bergamo czas. Aż do 34. minuty gry.
https://streamable.com/1va27g
No ludzie kochani. Co za amatorka. Ok, ale ta bramka nie odbierała jeszcze szans gościom. Tyle że zamiast nich do siatki znów trafił Real. Vinicius, który robił dziś sporo szumu, nabrał Toloia w dziecinny sposób. Zresztą – nie po raz pierwszy w tym meczu, tylko tym razem konsekwencje były poważne. Brazylijczyk zarzekał się co prawda, że podłożył nogę przeciwnikowi przed polem karnym, ale sędzia dobrze widział tę sytuację. Cało zajście miało miejsce dokładnie na linii “szesnastki”, VAR utwierdził sędziego w tej decyzji i było już 0:2. Pozamiatane.
Jedyny plus? To, że w końcówce meczu na osłodę trafił Luis Muriel. Jeden z niewielu, którzy nie zawiedli. Kolumbijczyk trzyma poziom od początku sezonu, poświęciliśmy mu nawet spory, osobny tekst. Dziś załadował czwartego gola z dystansu w sezonie. Łącznie dziesiątego w barwach Atalanty – niezły wynik jak na dwa lata gry. A i gol całkiem niezły.
https://streamable.com/6p56hi
Benzema, Modrić, Ramos – stare wygi ciągną Real
Warto jednak podkreślić, że awans Realu to nie tylko zasługa wspomnianych prezentów. Bo trzeba je przecież wykorzystać, a często także wypracować. Nie byłoby feralnego podania Sportiello, gdyby 35-letni Luka Modrić stał i rzucał piłki z koła środkowego. Ale nie. Chorwat wciąż biega od “szesnastki” do “szesnastki”, więc stanął wysoko, przeciął piłkę, a następnie perfekcyjnie wyczekał moment i dograł do kolegi z zespołu. A Francuz? Cóż, Karim Benzema ma już na koncie 70. bramek w Lidze Mistrzów. Krok za Raulem. Jest jednak statystyka, w której Raulowi dorównuje. Nam się ona nie podoba, bo wtedy Karim wyprzedza Roberta Lewandowskiego.
Mianowicie – gole w Lidze Mistrzów bez rzutów karnych.
W każdym razie Benzema to klasa sama w sobie. Tak jak i Sergio Ramos, który pewnie wykorzystał rzut karny, dzięki czemu też wspiął się na liście strzelców tych elitarnych rozgrywek. Jak wysoko? Na tyle, że udało mu się wyprzedzić Ronaldo. Tak, tego Ronaldo, Fenomeno. To właśnie stara gwardia popchnęła Real w kierunku ćwierćfinału, bez dwóch zdań. Owszem, Vinicius czarował dryblingiem, zaliczył cztery udane zwody, wywalczył rzut karny. Ale z czego najlepiej go zapamiętamy?
Z tego, że po rozpoczęciu akcji pod własną bramką, a potem minięciu kilku obrońców w polu karnym Atalanty, zakończył wszystko farfoclem, który minął słupek. Fatalne pudło, dlatego największe brawa należą się “seniorom”.
Sędzia skrzywdził Atalantę?
Ale – bo jest w tym pewne “ale”. Na zakończenie pierwszej połowy, nawet bardzo dosłowne zakończenie, mieliśmy do czynienia z przedziwną sytuacją, która mogła losy tego spotkania zmienić. Arbiter Danny Makkelie zakończył pierwszą część meczu w dość dziwnej sytuacji. W takiej:
The moment the referee decided to whistle for half-time… Liveblog https://t.co/2d0ev1qxnF #RealMadridAtalanta #UCL pic.twitter.com/4tlLNh3Ep8
— Football Italia (@footballitalia) March 16, 2021
Tak, można zakładać, że tu padłaby wyrównująca bramka dla Atalanty. Można też rzecz jasna stwierdzić, że piłkarz w czarno-niebieskiej koszulce skasztani tę okazję niczym przed laty Miłosz Przybecki. Ale najlepiej byłoby po prostu przekonać się, która ze stron ma rację. Tego się jednak nie dowiedzieliśmy – sędzia zakończył pierwszą połowę, kiedy napastnik Atalanty sunął na bramkę rywala.
I jest to z pewnością kontrowersja, którą będą żyły włoskie media w najbliższych dniach. Słusznie, czy niesłusznie? Nie nam oceniać. Choć, biorąc pod uwagę to, ile drużyn z Italii skompromitowało się w pucharach, przyczyny niepowodzenia są nieco inne…
Real Madryt – Atalanta Bergamo 3:1
Benzema 34′, Ramos 60′ Asensio 84′ – Muriel 83′
fot. screen YouTube