Reklama

Angulo zagra w Lidze Mistrzów. “Jeśli wrócę do Polski, to tylko do Górnika”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

11 marca 2021, 07:44 • 11 min czytania 11 komentarzy

Co słychać w czwartkowej prasie? “Sport” docenia rolę rezerwowych Piasta oraz Kamila Bilińskiego. “Przegląd Sportowy” z kolei komplementuje Frantiska Placha, a Filip Starzyński mówi o ewentualnym powołaniu do kadry. Warto także zerknąć, co słychać u Igora Angulo, który niedługo zagra w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. – obserwuję, jak idzie mojemu byłemu klubowi i kiedy jestem w stanie, to oglądam jego mecze. Wciąż jestem w kontakcie z wieloma zawodnikami i pracownikami klubu. Z Górnikiem już zawsze będę związany – mówi Hiszpan i deklaruje, że w Polsce dla innego klubu nie zagra.

Angulo zagra w Lidze Mistrzów. “Jeśli wrócę do Polski, to tylko do Górnika”

Sport

Aż 11 bramek zdobyli w tym sezonie rezerwowi piłkarze Piasta Gliwice. Najwięcej Tiago Alves – 4.

Przeanalizowaliśmy wejścia rezerwowych w tym sezonie i ich wpływ na losy meczu oraz wyniki. I jest naprawdę dobrze, bo licząc wszystkie rozgrywki, piłkarze z ławki zdobyli 10 bramek. Co jeszcze istotniejsze ich gole zazwyczaj oznaczały punkty lub zwycięstwa Piasta. Tak było nie tylko w lidze, ale i w Pucharze Polski czy w europejskich pucharach. Okazuje się, że tej wiosny rezerwowi gliwiczan mają szansę mieć jeszcze większy wpływ, bowiem już teraz zdobyli pięć goli, a przez całą jesień uzbierali drugie tyle. Każdy kolejny gol przeważy więc szalę na korzyść drugiej połówki roku. Zagra od początku? Ostatnie mecze to wręcz ogromny wkład rezerwowych. Oczywiście główną postacią jest wspomniany Tiago Alves. Portugalczyk zdobył trzy bramki w trzech kolejnych meczach, w których wchodził z ławki rezerwowych. I każde jego trafienie oznaczało zwycięstwo. Dzięki skuteczności Tiago gliwiczanie dopisali sobie sześć punktów w ekstraklasie i zapewnili awans do półfinału Pucharu Polski. Sami nazwaliśmy go dżokerem z Coimbry, do czego sam zainteresowany się odniósł. – Jeśli mam być szczery, nie uważam się za dżokera. Jestem jedynie kolejnym piłkarzem w zespole. Pracuję na to, by pomagać drużynie w osiąganiu dobrych wyników, staram się dokładać cegiełkę do zwycięstw i w ostatnich meczach to mi się udało. Z tego powodu jestem bardzo szczęśliwy – mówił Portugalczyk.

Igor Angulo szykuje się do gry w… Lidze Mistrzów. Dla “Sportu” mówi o tym, jak wiedzie mu się w Indiach.

Reklama

W FC Goa Angulo zarabia sporo. Klub z Indii zdecydowanie przebił innych, chcących pozyskać skutecznego napastnika po tym, jak latem nie przedłużył kontraktu z Górnikiem. Za nim 21 meczów, ale to nie koniec grania. Te bardzo ważne spotkania dopiero przed nim, a wszystko rozpocznie się w połowie kwietnia. – Jesteśmy pierwszym klubem z Indii, który zakwalifikował się do Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Z jednej strony nie mamy więc nic do stracenia, ale z drugiej jest świadomość, jak wielu kibiców będzie nas obserwować. W Indiach mieszka przecież prawie 1,5 miliarda mieszkańców – przypomina Igor Angulo. W grupie E rywalem FC Goa będzie irański Persepolis FC, katarski Al-Rayyan oraz zwycięzca z pary Al-Wahda (ZEA) – Al-Zawraa (Irak). Czy 37-letni dziś Angulo zagra jeszcze kiedyś w Górniku i w polskiej ekstraklasie? – Oczywiście obserwuję, jak idzie mojemu byłemu klubowi i kiedy jestem w stanie, to oglądam jego mecze. Wciąż jestem w kontakcie z wieloma zawodnikami i pracownikami klubu. Z Górnikiem już zawsze będę związany. A powrót do ekstraklasy? W futbolu wszystko jest możliwe. Teraz jednak moje plany związane są z Indiami. Chcę tutaj pograć przez kilka lat, a jeśli kiedyś miałbym wrócić do Polski w roli piłkarza, to tylko do Górnika! – mówi na koniec napastnik.

Kamil Biliński i jego bramki to coś, co ciągnie Podbeskidzie w kierunku utrzymania. Napastnik odpowiada za blisko połowę goli “Górali”.

Biliński jest dla Podbeskidzia bezcenny. Jego 8 trafień z 20, jakie strzeliło Podbeskidzie, to 40 procent goli „górali” w tym sezonie. W ekstraklasie bardziej od bramek jednego piłkarza uzależniona jest tylko Legia Warszawa. Tomasz Pekhart, autor 15 z 34 bramek dla lidera, odpowiada za 44 procent zdobyczy stołecznego zespołu. Ponadto Kamil Biliński, od dłuższego czasu, toczy korespondencyjny pojedynek o miano najskuteczniejszego Polaka w ekstraklasie z Jakubem Świerczokiem z Piasta Gliwice. Obecnie obaj napastnicy mają po tyle samo goli. O tym jak ważne są bramki doświadczonego napastnika, niech świadczy zamieszczona tabela. Wynika z niej, że gdyby nie bramki 33-latka, to Podbeskidzie miałoby… połowę punktów mniej niż ma teraz. Oznaczać mogłoby to tylko jedno. 10 ostatnich kolejek nie upłynęłoby pod Klimczokiem pod znakiem walki o utrzymanie w ekstraklasie, ale byłoby pożegnaniem z elitą. W ostatnim meczu z Lechią Gdańsk gol Kamila Bilińskiego dał „góralom” remis. Była to najładniejsza bramka tego napastnika w sezonie. „Bila” popisał się mocnym, mierzonym strzałem spoza pola karnego i trafił idealnie, tuż przy słupku. Wczoraj gol ten został wybrany „Golem 20. kolejki” ekstraklasy w głosowaniu kibiców.

A co słychać w 1. lidze? Jarosław Skrobacz szykuje się na spotkanie ze starym znajomym – Jakubem Wróblem.

Reklama

W rundzie jesiennej Miedź gładko (4:0) rozprawiła się z Resovią, ale… – To już jest zupełnie inna Resovia niż jesienią – ostrzega Jarosław Skrobacz. – Oglądałem jej mecz z Górnikiem Łęczna, suchy wynik jest mylący. Rzeszowianie mieli lepsze sytuacje do zdobycia gola niż ich rywale. Zabrakło im dosłownie centymetrów, bo trafili w słupek i poprzeczkę. Mnie najbardziej jednak martwi boisko w Rzeszowie, które jest w opłakanym stanie. W tej chwili to najgorsze boisko w całej I lidze. W sobotę trener Skrobacz spotka się ze swoim byłym zawodnikiem, Jakubem Wróblem, którego prowadził w GKS-ie 1962 Jastrzębie. – Kuba jest zawodnikiem, który w dobrej formie jest groźny dla każdego – zaznaczył Jarosław Skrobacz. – W Jastrzębiu seryjnie strzelał bramki. Znamy jego plusy, dlatego musimy zwrócić na niego baczną uwagę, by nam nie pokrzyżował szyków.

To jeszcze trochę historii. “Sport” przypomina jak Polacy ograli Węgrów.

Na kolejne zwycięstwo z Węgrami czekaliśmy do września 1972 roku, czyli do finału igrzysk olimpijskich w Monachium. Po wojnie Madziarzy wygrywali z nami wysoko – W 1949 roku 8:2, a w latach 1950-52 kolejno 5:2, 6:0 i 5:1. Zwrot w tych niełatwych konfrontacjach nastąpił w ważnym meczu o coś, a mianowicie o złoty medal olimpijski, który zaczął najlepszy okres polskiego futbolu. Węgrzy prowadzą w olimpijskiej klasyfikacji medalowej, mając trzy złote (1952, 1964, 1968) i jeden srebrny medal. Z biało -czerwonymi na Stadionie Olimpijskim w Monachium walczyli więc o czwarte złoto. Nie udało im się go jednak zdobyć, bo zespół prowadzony przez Kazimierza Górskiego triumfował 2:1. Zaczęło się jednak od prowadzenia rywali, a do bramki strzeżonej przez Huberta Kostkę trafił Bela Varadi. Błąd popełnił wtedy Kazimierz Deyna, który stracił piłkę przed swoim polem karnym. Po przerwie pomocnik Legii okazał się jednak bohaterem spotkania. Najpierw huknął zza pola karnego i bramkarz M a d z i a r ó w nie miał nic do pow i e d z e n i a . W 68 minucie do „główki” wyskoczył W ł o d z i m i e r z L u b a ń s k i , a w polu karnym Węgrów błędy popełnili Miklosz Pancsics i Laszlo Balint. Piłkę przejął Deyna i niczym rasowy snajper umieścił ją w siatce, ustalając rezultat spotkania! To był wielki triumf polskiej piłki!

Super Express

Czy Filip Starzyński liczy jeszcze na szansę w kadrze? Zapytał go o to “Super Express”, z którym pomocnik rozmawiał przed następną serią gier w Ekstraklasie.

– Przejęcie kadry przez Paula Sousę to dla ciebie nowy bodziec w grze?

– Nie liczę na nic, nie miałem ostatnio żadnych myśli o kadrze i na razie nie mam, bo muszę wrócić do formy na dłuższy czas. Dwa mecze to za mało. One mi były potrzebne i Zagłębiu też, ale chcę, by nasza forma się ustabilizowała. Na tym mi najbardziej zależy.

– Co się najbardziej zmieniło w ekstraklasie przez ostatnie lata – przygotowanie techniczne, taktyczne czy fizyczne?

– Wszystko, ale pewnie nie w takim tempie, jak powinno. Niczym nie wystrzeliliśmy, byśmy mówili, że zrobiliśmy wielki skok jakościowy. Jeśli mam wybrać, to moja pierwsza myśl to przygotowanie fizyczne. Już młodzi piłkarze z akademii wyglądają na gości, którzy są przygotowani do walki, a różnie z tym bywało. Jeśli ktoś do ekstraklasy przychodzi z zagranicy lub niższej ligi, to zawsze jest to silny piłkarz.

Przegląd Sportowy

Frantisek Plach to cichy bohater Piasta Gliwice. Wybronił ekipie Waldemara Fornalika już kilka spotkań i kontynuuje tradycje dziadka.

Bo, tego możemy być pewni, gdyby nie František Plach, Piast nie punktowałby aż tak dobrze. Przykładów świetnej dyspozycji Słowaka nie trzeba szukać daleko. W ostatnim ligowym meczu ze Stalą (2:1) Plach kilkakrotnie ratował zespół przed utratą gola. Czasem w sposób wręcz nieprawdopodobny, jak w 58. minucie, gdy najpierw, mimo rykoszetu, obronił strzał z dystansu, a sekundę później zdołał jeszcze odbić dobitkę po uderzeniu głową Macieja Jankowskiego. Owszem, rywal przymierzył źle, ale gdyby nie zwinność i świetny refleks Placha, piłka i tak wpadłaby do bramki, byłoby 2:0 dla gości i mecz pewnie potoczyłby się inaczej. – Cieszę się, że udało się kilka razy udanie interweniować – skomentował skromnie zawodnik Piasta. Bez Františka Placha w bramce zespół Waldemara Fornalika miałby co najmniej kilka punktów mniej. Bohater drugiego planu Co ciekawe, Plach bramkarzem został z przypadku. Historia jakich wiele, nic specjalnego. Ot, trener juniorów MŠK Žilina nie miał kogo postawić między słupkami i palcem wskazał najwyższego. – Wypadłem całkiem nieźle, wszyscy mnie chwalili – wspominał w rozmowie z nami Słowak. Ze zmiany pozycji najbardziej ucieszył się dziadek piłkarza Piasta, też František. Jak się później okazało, Plach po seniorze rodu odziedziczył nie tylko imię, ale i talent do łapania piłki. W latach 60. dziadek zawodnika gliwickiego klubu bronił barw Żyliny. I robił to na tyle dobrze, że większość starszych kibiców do dziś pamięta jego interwencje. – Gdy idziemy ulicą, mnie mało kto poznaje, a jego wszyscy pozdrawiają, niektórzy się nawet kłaniają. Mówią mu, że pamiętają mecz z Fiorentiną albo słyszeli o nim od rodziców. Mam wrażenie, że każdy w Żylinie zna mojego dziadka – opowiadał Plach.

Lechia Gdańsk radzi sobie bez Michała Nalepy. Albo raczej – nie radzi sobie, dlatego czeka na jego powrót.

Brak Nalepy jest mocno odczuwalny. W tym sezonie 28-latek opuścił pięć ligowych spotkań, trzy z nich kończyły się przegraną Lechii, jeden wygraną, raz udało się zremisować. Stoper trenuje indywidualnie, ale raczej nie będzie brany pod uwagę przez Stokowca na najbliższe spotkanie. Rywalem Lechii będzie Wisła, w której Nalepa stawiał pierwsze kroki w seniorskiej piłce. Jesienią jego trafi enie dało gdańszczanom wyrównanie, a Biało-Zieloni wygrali przy Reymonta (3:1). W sobotę zabraknie także Josepha Ceesaya, który również trenuje indywidualnie. Do gry powinien wrócić za to Kenny Saief. Ponadto po pauzie za kartki wraca Karol Fila, więc Bartosz Kopacz będzie mógł zagrać jako stoper, czyli na swojej nominalnej pozycji. Lechia i Wisła zdobyły w tym roku po jedenaście punktów. Faworytem będą gospodarze, którzy po raz ostatni przegrali z Białą Gwiazdą w połowie września 2018 roku (2:5).

Z kolei Raków Częstochowa tłumaczy się z transferów. Napastnika zimą raczej nie będzie.

Po podpisaniu półtorarocznego kontraktu z Arakiem nadal pojawiały się informacje i wypowiedzi ważnych osób z klubu, że do drużyny może przyjść kolejny piłkarz do pierwszej linii. Do dziś to jednak nie nastąpiło. – W kontekście pozyskania kolejnego napastnika trzeba pamiętać, że zimą nie jest łatwo sprowadzić wartościowego gracza, bo większość takich jest w trakcie sezonu i gra w swoich klubach. Mało kto chce się z takimi rozstawać w trakcie rozgrywek, szczególnie w końcówce okna transferowego – wyjaśnia dyrektor RKS. Polskie kluby cały czas mogą podpisywać umowy z zawodnikami bez kontraktów. Jest to jedna z opcji dla Rakowa na zwiększenie rywalizacji z przodu. – Jeżeli pojawi się na rynku zawodnik o odpowiedniej jakości i taki, który będzie pasował do naszej koncepcji i profi lu, to nie będziemy czekać na niego do lata. Ciśnienia jednak nie mamy i spokojnie do tego podchodzimy. Nie działamy desperacko, bo posiadamy w kadrze zawodników, którzy w grze na tej pozycji są w stanie zapewnić odpowiedni poziom – kończy jedna z najważniejszych osób w pionie sportowym częstochowskiego klubu.

Wieczysta Kraków szykuje się do ligi w Dubaju. Mimo że ligę wygrałaby i bez obozu w ciepłych krajach.

OK, ale pozostając jeszcze chwilę przy komentarzach, natknąłem się na taki, iż Wieczysta ma tak mocny skład, tak rządzi w swojej lidze, że równie dobrze mogłaby zorganizować obóz w Zakopanem, a nie Dubaju, a i tak w cuglach awansuje. Przypomnę, że w czternastu meczach ugraliście komplet punktów, a bilans bramkowy wynosi: 114–6.

Ależ oczywiście! Mogliśmy nigdzie nie jechać, ale jeśli coś się traktuje profesjonalnie, jeżeli jest konkretny plan, jeżeli klub jest należycie prowadzony, to na „partyzantkę” nikt się nie zgodzi. Mamy możliwości, dlatego trenujemy w najlepszych, dostępnych dla nas warunkach. I realizujemy swój plan. Dysponujemy najlepszymi piłkarzami, których w danym momencie planowaliśmy sprowadzić. A nie powiedziałem, że nie trafią do nas jeszcze lepsi… Jednak krok po kroku. Uważam, że rozwijamy się w dobrym kierunku. A że warunki ku temu świetne, to chyba nie jest problem?

Pracował pan w wyższych klasach rozgrywkowych i zamiast próbować ataku na ekstraklasę, podążył w zupełnie odwrotnym kierunku. A wiem, że przed podjęciem przez pana pracy w Wieczystej kontaktowały się z panem kluby pierwszej i drugiej ligi.

To prawda, dzwoniły. Pewnie, miałem zagwozdkę, czy zdecydować się na pracę od podstaw. Tyle że moje wątpliwości rozwiał właściciel. Przedstawił mi plan, który mi zaimponował. Mało tego, nie spodziewałem się, że tak szybko pójdą duże inwestycje w drużynę oraz infrastrukturę. Dlatego nie żałuję decyzji o podjęciu pracy w Wieczystej. W dodatku wcześniej nie miałem możliwości pracy z piłkarzami tej klasy, jakich dziś mam w zespole. I mnie jako szkoleniowca to rozwija. Trenuję na przykład byłych reprezentantów Polski i zajęcia z nimi są kapitałem dla trenera. I słowo w kwestii przygotowań. Jeśli przez dwanaście, trzynaście tygodni przygotowywałoby się w jednym miejscu, byłoby to nie do wytrzymania. Właściciel klubu czy ja wiemy, że tym chłopakom trzeba coś dać, by nadal mieli motywację. W ubiegłym roku był to obóz w Turcji, teraz w Dubaju. A to powoduje, że ci chłopcy nie mają kłopotu z ciężką robotą.

Gazeta Wyborcza

Wyniki Ligi Mistrzów z wtorku. Jakby ktoś przespał ostatnie 36 godzin to śmiało, ale my sobie darujemy.

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...