Reklama

Leśnodorski: “Legia nie sprowadza dobrych zawodników, bo nikt w Europie jej nie ufa”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

12 lutego 2021, 08:21 • 14 min czytania 23 komentarzy

Prasa przed startem ligowego weekendu to masa zapowiedzi, a więc i wywiadów oraz sylwetek piłkarzy. Mamy tekst o Xavierze Dziekońskim, analizę problemów Górnika Zabrze czy też materiał o zagranicznych piłkarzach, którzy wybili się w Ekstraklasie. W nim pada ciekawe stwierdzenie Bogusława Leśnodorskiego, który opowiadał o kulisach transferów Vadisa Odjidja-Ofoe. – Dlaczego teraz Legii nie udaje się sprowadzić żadnego dobrego zawodnika? Bo nikt w Europie jej nie ufa – twierdzi były właściciel klubu.

Leśnodorski: “Legia nie sprowadza dobrych zawodników, bo nikt w Europie jej nie ufa”

Sport

Mariusz Kuras mówi o meczu Piasta z Pogonią. Uważa “Portowców” za czarnego konia rozgrywek.

Pogoń jest liderem po 16 kolejkach, ale wielu ekspertów powątpiewa w szanse tego zespołu na mistrzostwo. Pan w wydaniu „Sportu” na ligę zwracał uwagę, że dla szczecinian może to być historyczny rok, jak dla Piasta 2019…

– W tym miejscu przypomnijmy sobie, jak fachowcy z wielkim umiarkowaniem wypowiadali się o szansach gliwiczan… A summa summarum okazało się, że jedenastka z Gliwic mistrzem została. Pogoń więc także może okazać się „czarnym koniem” rozgrywek. Na pewno jest w bardzo dobrej sytuacji wyjściowej.

Gdzie szukać siły zespołu Kosty Runjaicia?

Reklama

– Gra solidnie w obronie, traci mało bramek, co w poprzednich latach nie zdarzało się często. Może strzelonych goli Pogoń nie ma za wiele, ale sześć ostatnich ligowych spotkań rozstrzygnęła na swoją korzyść – o czymś to świadczy. Na pewno o tytuł mistrzowski będzie walka, bo Legia naciska. Ale niespodzianki się zdarzają. W Szczecinie będziemy trzymać kciuki, żeby Pogoń nadal zdobywała punkty i nikt jej miejsca na czele tabeli nie zabrał.

Czy Vitezslav Lavicka ma się czego obawiać? Po słabym początku Śląska trener decyduje się na zmiany.

We wrocławskim obozie jeszcze nie trąbią na alarm, ale trener Vitezslav Laviczka powinien mieć się na baczności, bo ostatnie wyniki jego drużyny są – łagodnie rzecz ujmując – rozczarowujące. Jak zatem zamierza zmienić oblicze zespołu w najbliższym spotkaniu z krakowską Wisłą? – Chcieliśmy trochę pozmieniać nasze przygotowania, trzymaliśmy stały cykl, ale różne detale i szczegóły robiliśmy w tym tygodniu trochę inaczej – powiedział czeski szkoleniowiec. – Zanalizowaliśmy dokładnie poprzednimecz z Piastem, dużo rozmawialiśmy indywidualnie i w grupach z piłkarzami. Sporo trenowaliśmy też taktycznie, ale najważniejsze rzeczy były stałe. Czy na przeszkodzie w realizacji wytyczonego celu nie staną warunki atmosferyczne? – Pogoda jest od nas niezależna i oczywiście zawodnicy starają się do niej adaptować, choć warunki i murawa nie są optymalne – przyznał trener Laviczka.

Trwa zła passa Górnika Zabrze. 14-krotni mistrzowie Polski nie wygrali od dwóch miesięcy.

Reklama

Regres zaczął się pod koniec roku. Na początku grudnia udało się jeszcze wygrać z Wisłą w Płocku, ale potem były już tylko porażki. Jedenastka z Zabrza przegrała także bitwę o ćwierćfinał Pucharu Polski z Rakowem w Bełchatowie. Częstochowianie już po kilkunastu minutach prowadzili dwiema bramkami. W II połowie do wyrównania doprowadził Jesus Jimenez, końcówka jednak znów należała do częstochowian, którzy wygrali 4:2. Nic dziwnego, że po meczu – rozegranym na zmrożonej płycie boiska w Bełchatowie, którego na dodatek w ogóle nie można było nigdzie obejrzeć – humory w ekipie Górnika były kiepskie. – Goniliśmy całą drugą połowę. Chcieliśmy nie tylko dojść Raków, ale też przechylić szalę na naszą korzyść. W końcówce to była wymiana ciosów. Mieliśmy swoje sytuacje, miał je rywal i to on je wykorzystał. Szkoda, że nam się nie udało – komentował po meczu Marcin Brosz, szkoleniowiec górniczej jedenastki. – Trudno zaakceptować tę porażkę. Przede wszystkim złożyła się na nią bardzo słaba pierwsza połowa w naszym wykonaniu. Straciliśmy dwie bramki, a mogło być jeszcze gorzej, mogliśmy ich stracić trzy lub cztery. Druga połowa była już znacznie lepsza. Nie mieliśmy nic do stracenia, wyrównaliśmy rezultat spotkania, ale niestety w końcówce sędzia przyznał im karnego i odpadliśmy – to z kolei Erik Janża, słoweński zawodnik Górnika.

Schalke 04 próbuje ratować się przed spadkiem. Nie jest to jednak łatwa misja.

Schalke to jeden z założycieli Bundesligi, który jednak nigdy jej nie zdobył. Kilka sezonów „Koenigsblauen” natomiast opuścili, bo spadki notowali w 1981 i 1983 roku, gdy z elitą żegnali się na rok, a także w 1988 roku, kiedy w II lidze występowali przez trzy sezony. Obecnie S04 zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, tracąc 5 punktów do przedostatniego Mainz oraz 9 punktów do Arminii Bielefeld (miejsce barażowe) i Herthy Berlin (miejsce bezpieczne). Do końca rozgrywek pozostało 14 kolejek, a w terminarzu Schalke ma jeszcze m.in. Borussię Dortmund i Moenchengladbach, Wolfsburg czy Bayer Leverkusen. Drużyna z Zagłębia Ruhry ma na koncie jedynie 8 punktów, jedno zwycięstwo i bilans bramek 15:52. – Nie zostało nam dużo czasu – mówił trener Schalke Christian Gross. – Zdaję sobie sprawę, że to zadanie jest bardzo trudne, ale jako fundamentalny optymista mówię, że będziemy walczyć tak długo, jak będziemy mieli matematyczne szanse. Mój optymizm jest niezachwiany – zapewniał Gross. W zespole jednak nie dzieje się dobrze. Ostatnio klub podał w wątpliwość swoją powagę, przywracając do składu Nabila Bentaleba, który został odsunięty od pierwszej drużyny z końcem zeszłego roku. Było to piąte zawieszenie Algierczyka od momentu jego przybycia do Gelsenkirchen w 2016 roku i miało być zawieszeniem ostatnim, gdyż jego kontrakt wygasa z końcem sezonu. 

Super Express

“SE” cytuje włoskie media, które przejechały się po Piotrze Zielińskim. Chodzi o półfinał Pucharu Włoch i mecz z Atalantą.

“Zero jakości, zero wkładu w kreowanie gry, totalnie nic” – rozpoczęła swoją recenzję „La Gazzetta dello Sport”, przyznając graczowi notę 4 w 10-stopniowej skali po jego nieco ponad godzinnym występie w Bergamo. “De Roon złatwością wyłączył go z gry, zresztą – on sam się wyłączył. Po przerwie dał oznaki piłkarskiego życia, ale zbyt słabe, aby uniknąć zmiany” – dodał krytycznie włoski dziennik. Okazja do rehabilitacji dla całego Napoli oraz samego Zielińskiego pojawia się bardzo szybko, bo już w sobotni wieczór neapolitańczycy zmierzą się na własnym stadionie z Juventusem w hicie Serie A.

Jacek Góralski zerwał więzadła krzyżowe. EURO ma z głowy.

Fatalne wiadomości dla reprezentacji Polski. Niedawno kontuzji kolana doznał pomocnik Derby Krystian Bielik. Teraz trudne chwile przeżywa kolejny kadrowicz – Jacek Góralski (29 l.). Zawodnik Kajrata Ałmaty zerwał więzadło krzyżowe przednie wprawym kolanie! Dla Góralskiego pechowo zakończyła się gra kontrola z Ruchem Brześć. To wtedy nabawił się urazu. – Jacek był u mnie wczoraj, diagnoza jest już potwierdzona – oznajmił Jacek Jaroszewski, lekarz reprezentacji Polski. – Niestety, ale piłkarza na pewno ominie turniej finałowy mistrzostw Europy. Bardzo mu współczuję. Znając charakter Góralskiego, jestem jednak przekonany, że wróci na boisko silniejszy. Myślę, że będzie gotowy do gry jesienią – prognozuje Jaroszewski.

Przegląd Sportowy

Robert Lewandowski wygrał Klubowe Mistrzostwo Świata. Sukces Bayernu odbył się jednak w cieniu tragedii.

Bayernowi nie przeszkodziła absencja dwóch podstawowych piłkarzy – Jerome’a Boatenga i Thomasa Müllera. Tego pierwszego zabrakło z powodu śmierci byłej partnerki Katarzyny Lenhardt. Obrońca monachijczyków był z nią w nieformalnym związku przez 15 miesięcy. – Wieści z Berlina nas zabolały. Jerome przyszedł do mnie do pokoju i poprosił o zgodę na powrót do Niemiec. Zgodziłem się. Nie będzie dostępny do odwołania – stwierdził trener Hans-Dieter Flick. Z kolei u Müllera wykryto koronawirusa i w dniu finału okazało się, że nie będzie mógł w nim wystąpić. W poniedziałek Bayern gra w Bundeslidze z Arminią Bielefeld i prawdopodobnie znów zabraknie obu piłkarzy. Pozostali zawodnicy nie będą mieli wiele czasu, aby nacieszyć się drugim w historii klubu triumfem w Klubowych MŚ (wcześniej wygrał w 2013 roku) i czwartym w walce o prymat na świecie (Bayern zdobył też dwa Puchary Interkontynentalne – w 1976 i 2001 roku). Nawet jednak w czasach Franza Beckenbauera, Gerda Müllera i innych legend z lat 70. nie zdobywał tylu trofeów co teraz. – Napisaliśmy nowy rozdział w historii Bayernu, teraz będziemy mieli chwilę na świętowanie w samolocie – podsumował szczęśliwy Lewandowski.

Zagłębie Lubin się skompromitowało. Spadkowicz z 1. ligi w pełni zasłużył na awans w starciu z “Miedziowymi”.

W siódmej kolejce nie zawiódł Jan Mudra i wtedy… za strzelanie wziął się Djordje Crnomarković. Ten sam, który został wykluczony przez Komisję Ligi z udziału w trzech meczach (za ostry faul i złamanie nogi Piotrowi Pyrdołowi), ale kara dotyczy tylko ekstraklasy. Mógł więc zagrać z Chojniczanką, lecz trener Martin Ševela najwyraźniej nie chciał aż tak prowokować, więc schował nieszczęsnego Serba na ławce. Musiał jednak wysłać go do gry, bo kontuzji doznał Damian Oko. I właśnie zmarnowany karny Crnomarkovicia przesądził o sensacyjnym odpadnięciu Zagłębia z Pucharu Polski. […] Na tle nieporadnego Zagłębia Chojniczanka zaprezentowała się znakomicie. Dobrała idealną taktykę i umiała ją konsekwentnie realizować. Zasłużyła na ten awans.

Jedno z najciekawszych starć weekendu? Xavier Dziekoński kontra Tomas Pekhart. Sylwetkę młodego bramkarza Jagiellonii znajdziemy w “Ligowym Weekendzie”.

Choć następca Petewa na trenerskiej ławce – Bogdan Zając jesienią pomijał Dziekońskiego, stawiając na Pavelsa Šteinborsa lub Damiana Węglarza, to w nowej rundzie (podlaskie wróble ćwierkają, że – podobnie jak z poprzednikiem – za delikatną „namową” współwłaścicieli) jedynką mianował nastolatka. Ten, po pierwszym, zimowym spotkaniu przeciwko Lechii w Gdańsku znalazł się w najlepszej drużynie inauguracyjnej kolejki. W następnej – w Krakowie, przez pierwszą część spotkania bronił pewnie, w drugiej dwa razy dał się zaskoczyć piłkarzom Białej Gwiazdy. I choć obarczono go za błąd, eksperci słusznie nie uderzyli w paniczny ton. Frycowe jeszcze nieraz zapłaci. Mimo wieku Dziekoński ma dojrzałe podejście do swoich obowiązków. Mocno trzyma się ziemi, a jak mówią jego koledzy i rówieśnicy, na razie jedyną ekstrawagancją, na którą Xavier się skusił, jest… zegarek. 

Pogoń to prawdziwie lokalna drużyna. W “Przeglądzie” tekst o tym, że dziewięciu zawodników “Portowców” pochodzi ze Szczecina lub regionu.

Nieprzypadkowo zwycięstwa w dwóch ostatnich meczach ekstraklasy dawali Pogoni miejscowi piłkarze – pochodzący z Kamienia Pomorskiego Adrian Benedyczak i szczecinianin Kacper Smoliński. Bo choć w ekipie Portowców obcokrajowców pod dostatkiem, to i samych swoich nie brakuje. […] Wreszcie bohater ostatniego spotkania w lidze – Smoliński, rocznik 2001, którego gol dał trzy punkty w starciu z Cracovią (1:0). Wychowywał się w zupełnie innej części stolicy województwa niż koledzy – na Golęcinie, ale nie ma co się dziwić, w końcu to trzecie pod względem powierzchni polskie miasto, po Warszawie i Krakowie. Młodzieżowiec może dużo powiedzieć o tym, jak Szczecin jest rozległy. Kacper od pierwszej klasy szkoły podstawowej sam podróżował tramwajami na treningi Pogoni, co w jedną stronę trwało ze 40 minut. Bezpośredniego połączenia nie było, więc chłopiec szybko nauczył się zaradności. Nie było zmiłuj, rodzice ze względu na obowiązki służbowe nie mogli wozić malca na zajęcia. Matynia i Kowalczyk zanim trafi li do Portowców, grali dla Salosu, natomiast Smoliński zaczynał w Granatowo-Bordowych. Trenerzy wciąż nie zapomnieli, jak po bramce zdobytej w fi nale Nike Premier Cup 2015 przeciwko Lechii Gdańsk całował herb klubu. Był prawdopodobnie najmniejszy i najlżejszy na murawie, jednak dobitnie pokazał, że centymetry i kilogramy to nie wszystko. A akurat jego przywiązanie do barw jest szczere, przecież większość życia kopie dla Pogoni.

Oskar Zawada odejdzie do Korei Południowej. W związku z tym Raków Częstochowa usilnie szuka napastnika.

W najbliższych dniach należy się spodziewać kolejnych transferów do klubu. W niedawnej rozmowie trener Marek Papszun mówił nam, że obecnie priorytetem, jeżeli chodzi o wzmocnienie kadry, jest nowy napastnik i środkowy obrońca. – Nie jest tajemnicą, że szukamy „dziewiątki”. Na liście jest kilka nazwisk. Choć nigdy nie można być do końca pewnym transferu, to kibice raczej powinni zakładać, że ktoś do nas jeszcze trafi – dodaje prezes Rakowa. Częstochowianie są trochę na musiku, jeżeli chodzi o wzmocnienie ataku, bo do Korei Południowej wybiera się dotychczasowy zmiennik Vladislavsa Gutkovskisa (jedynego napastnika w kadrze klubu) – Oskar Zawada. 25-latek lada chwila zostanie graczem Jeju United. To beniaminek koreańskiej ekstraklasy – K-League. Za swojego snajpera Raków ma dostać ok. 350 tys. euro. – Potwierdzam, że dogadaliśmy się z tym klubem. Warunki są ustalone. Czekamy na ostatnie formalności, których zawodnik musi już dopełnić na miejscu. Sprawa trochę się opóźniła z powodów wizowych, ale na dziś nie widać zagrożenia dla tego transferu – kończy prezes Cygan.

Jan Nezmar tłumaczy, dlaczego w Bielsku nie musimy się spodziewać czeskiej kolonii. Ani piłkarskiej, ani trenerskiej.

Jeszcze w ubiegłym roku, kiedy odwołano trenera Krzysztofa Bredego, pytano mnie, czy mogę polecić czeskiego szkoleniowca. Opowiedziałem, że jeśli przyjdzie taki trener, to zanim pozna nowe środowisko, klub, polskie realia, będzie już koniec sezonu. Dlatego radziłem, by postawili na osobę z Polski. Podobnie miała się sprawa z zawodnikami. Rozmawialiśmy na temat kilku czeskich piłkarzy. Oni musieliby pasować do koncepcji gry trenera i również oswajać się z nowym otoczeniem i je poznawać. U polskiego zawodnika ten proces przebiegnie sprawniej. Z tego, co zdążyłem się zorientować, uważam, że Podbeskidzie powinno być oparte o waszych piłkarzy, najlepiej pochodzących z tego regionu, by klub zachował swój charakter. Podobną koncepcję stosowaliśmy w Slovanie Liberec, gdzie warunki są dość podobne do tych w Bielsku-Białej. Slovan to również klub spod gór, ze swoim specyficznym charakterem. To wiąże się z kwestią, dlaczego czeskie ekipy potrafi ą pokazać się w Europie. Bo to też zależy od atmosfery w klubie, przywiązania do niego. Zawodnicy pochodzący z jednego kraju, najlepiej regionu, chętniej będą ciężko pracować, by zrealizować wspólny cel.

Maciej Sadlok zdradza, że w pewnym momencie był dogadany z tureckim klubem, jednak Wisła zablokowała ten transfer.

Wcześniej przez ponad dekadę gry w ekstraklasie miał pan pięć trafień. To co widzimy, to efekt nowych założeń taktycznych trenera Petera Hyballi?

Czy może po prostu tak wyszło? Uważam, że trochę tego i trochę tego. Trener preferuje bardzo ofensywny styl i chce, aby duża liczba zawodników była w polu karnym rywala. To zwiększa szanse na dobre zakończenie akcji. Myślę jednak, że piłka jest na tyle nieprzewidywalna, iż trudno było oczekiwać akurat takich efektów.

Co dalej po 30 czerwca?

Wtedy kończy się panu umowa z klubem. Zobaczymy, jak to się teraz wszystko potoczy i co się wydarzy do końca sezonu. Już jakiś czas jestem w Wiśle Kraków i czuję się mocno związany z klubem. Nie biorę pod uwagę przenosin, ale życie pisze różne scenariusze. Dlatego trzeba jeszcze poczekać. Żadnych negocjacji na razie nie było.

W jednej z poprzednich naszych rozmów wspomniał pan, że nie lubi skakać z kwiatka na kwiatek jeśli chodzi o przynależność klubową. Wyjazd do lepszej ligi nigdy nie był dla pana kuszącą opcją?

Nigdy nie stanowiło to dla mnie priorytetu i nie dążyłem do tego, żeby za wszelką cenę wyjechać. Starałem się robić swoje. Jakieś oferty się pojawiały. Nawet w pewnym momencie byłem zdecydowany na wyjazd do Turcji, ale wówczas klub nie wyraził zgody. Nie rozpaczałem. Jestem człowiekiem, który lubi stabilizację i przywiązuje się do środowiska. Czy to dobre? Nie wiem. Ważne, że mnie i mojej rodzinie to pasuje.

Mateusz Szwoch w końcu pełni kluczową rolę w Wiśle Płock. O jego atutach mówi Paweł Magdoń.

Szwoch imponuje zwłaszcza celnością dograń. Często w naszej lidze zawodnicy występujący w bocznych sektorach dośrodkowują w pole karne „na alibi”. Niektórzy nawet nie podnoszą wzroku, żeby zobaczyć, czy któryś z kolegów jest w ogóle w pobliżu bramki przeciwnika. Centrują byle wypełnić przedmeczowe założenia. Skrzydłowi najczęściej albo mają schodzić do środka i szukać strzału, albo dobiec do linii końcowej i podać w „szesnastkę”. – I tu jest właśnie przewaga Mateusza nad piłkarzami, którzy są przyzwyczajeni do gry na boku. On jest bardziej wolnym elektronem. Ma dużo swobody i to wykorzystuje. Rywale nie do końca mogą namierzyć go na boisku. W środku pola często jest bardzo gęsto od zawodników. Brakuje tam miejsca i czasu. W ekstraklasie jak ktoś chwilę w drugiej linii przetrzyma piłkę, to zaraz może dostać po nogach. Na skrzydle jest nieco luźniej, dzięki czemu Mateusz może wykorzystać swoją naturalną kreatywność – uważa Magdoń.

Polskie kluby jako trampolina dla gości, którzy muszą się odbudować. Łukasz Olkowicz pisze o zagranicznych zawodnikach, którzy wybili się dzięki Ekstraklasie.

Giakoumakis to kolejny piłkarz, który ekstraklasę wykorzystał jako trampolinę. Przed przyjazdem do Polski przez pół roku był rezerwowym w AEK, pojawiającym się na boisku w końcówkach spotkań. W Górniku 9 z 12 meczów zaczynał w wyjściowym składzie, to do Polski kursował na obserwacje dyrektor Venlo. – Nasza liga staje się coraz bardziej atrakcyjna nawet dla dużych agencji menedżerskich i tych lepszych zawodników – opowiada Artur Płatek, projektujący politykę transferową Górnika. – Finansowo nie jesteśmy w stanie konkurować ze Szwajcarią, Belgią czy Holandią, ale kusimy jako dobre miejsce do odbicia się, pokazania i powrotu na właściwe tory. Być może teraz, w pandemii, gdy pozamykają się kluby angielskie, pojawi się szansa na sprowadzanie lepszych zawodników za rozsądne pieniądze. Nie za takie, jakie oferuje Górnik, ale bogatsze kluby w Polsce już może być stać. Przy piłkarzach na takim poziomie ze względu na ich wymagania finansowe wchodzą w grę krótkie kontrakty – Płatek charakteryzuje polski rynek. Na rok w naszej lidze pojawił się Vadis Odjidja-Ofoe. […] Były prezes Legii Bogusław Leśnodorski wspomina, jak udało się namówić piłkarza z przeszłością w Anderlechcie czy Hamburgerze SV na wybór tak nieoczywistego dla niego kierunku. – Vadis nie grał w Norwich, więc trudno było go wyskautować. Pomogły nasze międzynarodowe kontakty i trener Hasi. Jeżeli polskie kluby szukają piłkarzy na takim poziomie, muszą trafi ć na kogoś, kogo kariera właśnie znalazła się na zakręcie. W Legii czekaliśmy na takie okazje. Vadis rozegrał też dużo meczów w młodzieżowych reprezentacjach Belgii. Gwarancji co do takich zawodników nie ma, ale jeżeli ktoś występował w młodzieżówkach Belgii, Hiszpanii czy Portugalii, to coś tam w piłkę potrafi , prawda? – pyta Leśnodorski. Zwraca uwagę, że przy transferze Odjidji-Ofoe kluczowe okazało się zaufanie, jakie wypracowała Legia. – Mieliśmy wielu ambasadorów i budowaliśmy wiarygodność w Europie. Vadis uwierzył w projekt, jaki mu przedstawiliśmy, ludzi: Dominika Ebebenge czy Michała Żewłakowa. Dlaczego teraz Legii nie udaje się sprowadzić żadnego dobrego zawodnika? Bo nikt w Europie jej nie ufa – ocenia obecne władze klubu Leśnodorski.

Gazeta Wyborcza

Nic o piłce.

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

23 komentarzy

Loading...