Reklama

Ławka nie jest spełnieniem marzeń. Ale nie chciałbym schodzić do 2. Bundesligi

redakcja

Autor:redakcja

30 grudnia 2020, 14:25 • 9 min czytania 10 komentarzy

Fajnie jest w Stuttgarcie, dobrze się tu siedzi, ale bycie na ławce nie jest spełnieniem marzeń. Chcę być na boisku, bo wiem, że jestem w stanie na nim być – mówi Marcin Kamiński, któremu w czerwcu wygasa kontrakt z jedną z rewelacji tego sezonu Bundesligi. Czy rozważa odejście ze Stuttgartu? Jakie ma oferty? Dlaczego nie gra w ostatnich miesiącach?

Ławka nie jest spełnieniem marzeń. Ale nie chciałbym schodzić do 2. Bundesligi
Marcin, jaki to był dla ciebie rok?

Szalony. Myślę, że każdy wie, dlaczego. Pandemia spowodowała duże zmiany. Wydawało się, że wracamy do normalności, choć mówiło się o drugiej fali – i w końcu przyszła, wszystko się znowu pozamykało. Ten rok jest z kilku względów trudny. Ale też jeśli miałbym patrzeć na względy prywatne, życiowe, znajdziemy pozytywy – urodził mi się zdrowy syn, jeszcze w czasie, gdy mogłem być z żoną w szpitalu bez ograniczeń. Załapaliśmy się w tym okienku. Wróciłem po zerwaniu więzadeł krzyżowych, więc to też na pewno ważne. Do tego awans do Bundesligi. Chcę natomiast więcej grać – z tego względu ten rok pozostawia wiele do życzenia.

Trener Matarazzo tłumaczy swoje wybory? Rozmawiałeś z nim o swojej sytuacji?

Rozmawiałem. Ciężko było znaleźć nawet jakieś powody, dla których trener mógł szukać zmian w defensywie. Rywalizuję z lewonożnym zawodnikiem, który – nie ma co mówić – spisuje się bardzo dobrze od początku sezonu.


Z Marciem Olivierem Kempfem.

Nie miał zawahania formy. Muszę czekać na swoją szansę i nic innego mi nie pozostaje. Ciężko było szukać jakichś negatywów w naszej grze, żeby trener mógł szukać zmian w defensywie.

Wasza pozycja w tabeli też wskazuje na to, że wszystko funkcjonuje dobrze. Pytałem bardziej o podejście do rezerwowych zawodników, bo w każdym momencie możesz być przydatny.

Rozmawialiśmy już kilka razy. Trener cały czas mi powtarza, żebym był gotowy i cieszy się z tego, jak pracuję i pomimo tego, że nie gram, daję wszystko dla drużyny, staram pokazywać, że jestem. Ale co on może mi więcej powiedzieć? Kempf zaczął sezon i utrzymał swoją pozycję. A ja po jednym meczu ją straciłem i teraz cały czas czekam.

Reklama
Nie miałeś żalu, że już po tym pierwszym meczu zostałeś odstawiony?

Pewnie, że miałem. Trudno powiedzieć, że nie. Ale też trener dał mi do zrozumienia, że widzi mnie jako półlewego obrońcę, a nie środkowego w trójce defensywnej. Na środku teraz mamy dwóch czy nawet trzech zawodników. Trener spogląda na nich przede mną. Na pewno żałuję, ale też mogę mieć pretensje tylko do siebie, że pierwszy mecz tak wypadł. Nie sztuką jest winić innych. Lepiej patrzeć ze swojej perspektywy. Szkoda, że to była tylko jedna szansa, ale tak to już bywa w tym zawodzie. Trzeba potrafić z tym żyć i dalej pracować, bo nie wiesz, kiedy przyjdzie kolejna. Marudzenie czy pokazywanie, jaki jestem zły, nic nie daje. Potem przyjdzie kolejny mecz, w którym może będę potrzebny i muszę wtedy dać z siebie wszystko i pokazać, że zasługuję na to. Cały czas mam w głowie to, by być gotowym, bo ten moment może przyjść.

Trener Matarazzo prowadzi ciężkie zajęcia? Trudno czasami wytrzymać do soboty? Czy nie ma zajechania, jak u trenera Funkela?

To zależy. Mocno trenujemy. Ale na pewno to, co przeżyłem u trenera Funkela, ciężko przebić.

Musiałbyś chyba do Magatha trafić!

To chyba mogłoby być faktycznie coś cięższego, więc sobie tego nawet nie wyobrażam (śmiech). Ale faktycznie, u trenera Funkela nie było lekko, choć to później przynosiło efekty. Teraz też jest tak, że czasem się czujemy zmęczeni i wydaje nam się, że obciążenia są za mocne, ale koniec końców wychodzimy na mecz w weekend i jesteśmy w stanie rywalizować z każdym. To świadczy o tym, że praca, którą wykonujemy na treningach, jest optymalna.

Potrafiłeś mimo twojej pozycji w drużynie ucieszyć się z tego, co wydarzyło się w meczu z Borussią, gdy wygraliście 5:1?

Na pewno potrafiłem się ucieszyć. Każdy chciałby wygrać w Dortmundzie i to jeszcze tak wysoko. Chcę grać, ale też się cieszę z tego, co osiągamy i gdzie jesteśmy.

To było najbardziej emblematyczne spotkanie dla was, dla waszego stylu? Robiłeś wielkie oczy, gdy widziałeś swoich kolegów, których znasz z treningu?

Tak, zdarzyło się. Niektórzy grali nad wyraz w odniesieniu do tego, co pokazują na treningach. Ale tak to jest, gdy jesteś na boisku i wygrywasz tak wysoko. Wtedy wszystko ci wychodzi. Próbujesz rzeczy, których w treningu unikasz, a na meczu wychodzą. To normalne, taka pewność siebie, którą zdobywasz podczas spotkania.

To twoim zdaniem ostatnie pół roku Silasa Wamangituki w Stuttgarcie? Myślisz, że trafi do jakiegoś mocnego klubu, właśnie w stylu Borussii?

Na pewno chłopak ma do tego predyspozycje. Wszyscy widzą, jak gra, jaką jakość wnosi do zespołu i jaką robi różnicę. Dużo przed nim. Ale też trzeba być w tym wszystkim ostrożnym, bo jest młodym chłopakiem i nie można nakładać na niego za dużej presji. Może przyjść słabszy moment, jeśli chodzi o nasze wyniki i tak jak teraz wszyscy go chwalą, tak zaraz cała odpowiedzialność za gorsze rezultaty może spoczywać na nim. Na pewno nie może czuć się tak, że wszystko od niego zależy. Ale każdy zdaje sobie sprawę z tego, że potrafi zrobić ogromną różnicę na boisku.

Reklama
Jesteście wysoko w tabeli. Zaczyna się pojawiać element presji lepszego wyniku czy jednak “spokojnie, przede wszystkim utrzymanie”?

Cały czas podkreślane było to, że skupiamy się na celu, który założyliśmy przed sezonem – utrzymanie i pokazanie się z jak najlepszej strony. A to, że potrafimy grać w piłkę z każdym i dominować w tych meczach, pokazuje, jaka siła drzemie w tej drużynie i jaki jest potencjał. Wiadomo, nasze marzenia czy myśli mogą powoli uciekać w tym kierunku, że jesteśmy wyżej w tabeli. Ale myślę, że na razie powinniśmy stąpać twardo po ziemi i zdobywać punkty. Gdy będziemy widzieli, że przewaga nad zespołami za nami robi się coraz większa, na pewno taka presja wyniku może przyjść.

Przeskok między drugą a pierwszą Bundesligą nie jest taki straszny czy po prostu wy zrobiliście taki postęp?

Jesteśmy lepsi niż na wiosnę. Trener miał więcej czasu, żeby przekazać swoją filozofię i pokazać nam, jak chce grać. Druga rzecz jest taka, że jakby nie patrzeć, nasza kadra jest bardziej stworzona do gry w pierwszej lidze niż drugiej. Ligi różnią się pod względem jakości i tego, co można pokazać. Nie wiem, czy w drugiej lidze było tak głośno o Silasie, a teraz widać, że robi ogromną różnicę i on sam uwierzył w siebie. Nasza drużyna po awansie diametralnie się nie zmieniła. Skład jest podobny, przyszło kilku nowych zawodników, ale szkielet pozostał.

Przewidujesz siebie wiosną w Stuttgarcie? Kończy ci się kontrakt, są prowadzone jakieś rozmowy?

Rozmowy nie są na razie prowadzone, bo pandemia wszystko spowolniła. Wszelkie negocjacje są przekładane. Najpierw była mowa o październiku, ale stadiony znów zostały zamknięte i wszystko się pozmieniało. Potem mieliśmy rozmawiać na przełomie grudnia-stycznia. A teraz znowu ma się to przeciągać w czasie. Tak naprawdę nie wiem, kiedy zaczną się jakieś rozmowy i czy w ogóle się zaczną. I to nie dotyczy tylko mnie, ale też pozostałych chłopaków, którym kończą się kontrakty. A czy zostanę na wiosnę? To też tak naprawdę czas pokaże. Teraz okienko się będzie otwierało i zobaczymy, jakie będą perspektywy. Będę starał się podjąć najlepszą decyzję. Fajnie jest w Stuttgarcie, dobrze się tu siedzi, ale bycie na ławce nie jest spełnieniem marzeń. Chcę być na boisku, bo wiem, że jestem w stanie na nim być.


Podejrzewam, że jakieś tematy do ciebie dochodzą. Masz w zanadrzu ofertę, gdzie wiesz, że mógłbyś pójść i zrobić krok do przodu? Na przykład inny klub Bundesligi, gdzie nie siedziałbyś na ławce?

Na razie propozycje, które przychodzą, są trochę bardziej egzotyczne. Póki co na nie nie spoglądam. Czekam. Zobaczymy, co się będzie działo. Nie mam żadnej presji, że muszę za wszelką cenę odejść, ale jeśli pojawi się coś ciekawego dla mnie i mojego rozwoju, na pewno z tego skorzystam. A też nie ukrywam, że nie o każdej ofercie powiem, że jest super atrakcyjna. Będę spoglądał na to, jakie są szanse na granie. To będzie najważniejszym punktem przy podjęciu decyzji.

Gdyby się odezwał jakiś czołowy klub z 2. Bundesligi, nie miałbyś problemu, żeby zejść o poziom niżej?

Szczerze powiem – nie chciałbym. Bo już przez to przeszedłem i uważam, że mam takie by poradzić sobie w pierwszej lidze. Mając wybór, na pewno wybrałbym 1. Bundesligę, ale wiadomo – życie pisze różne scenariusze i na wszystko trzeba być przygotowanym.

Masz już jakiś poważny temat czy na ten moment nie masz żadnej dobrej alternatywy?

Na ten moment nie mam alternatywy, przy której powiedziałbym “to jest to i mogę tam iść”.

Czyli Stuttgart ma póki co pierwszeństwo.

Na razie tak.

Ale mamy dopiero końcówkę grudnia.

Wiadomo, choć gdyby coś miało być, to pewnie już byłyby jakieś wstępne rozmowy, skoro kluby wiedzą, że od stycznia mogę podpisać kontrakt za darmo.

Kamil Grosicki czasami dowiaduje się dzień przed!

Jak mówisz – wszystko się może wydarzyć. Na razie jestem w Stuttgarcie i w tym momencie nie widzę siebie nigdzie indziej, jeśli chodzi o tę wiosnę. Ale może się to zmienić o godzinie 23:59 w ostatni dzień zimowego okienka. Jestem spokojny. A co pokaże przyszłość – zobaczymy.

Jak wygląda temat reprezentacji Polski? Zadzwoni czasami ktoś ze sztabu czy dawno nie miałeś z nikim kontaktu?

Ostatni kontakt miałem we wrześniu, przed tym drugim jesiennym zgrupowaniem. Trener Brzęczek powiedział, że mnie obserwuje. Zagrałem wtedy w pucharze Niemiec, to było jeszcze przed pierwszym meczem ligowym. Ale powiedział też, że powołuje tę samą kadrę, co na pierwsze zgrupowanie. Wiadomo, że reprezentacja jest w głowie, bo dlaczego nie? Czuję, że to miejsce w reprezentacji jeszcze dla mnie jest. Mimo wszystko przyda się reprezentacji lewonożny obrońca. Fajnie, gdybym mógł włączyć się do rywalizacji, ale do tego potrzebne są minuty i granie. Innej drogi nie ma.

Czego nauczyło cię te kilka lat w Niemczech życiowo?

Życie tutaj jest trochę spokojniejsze i bardziej poukładane. To stąd wyniosę. No i wiadomo – dodatkowy język. Nie mówię perfekcyjnie po niemiecku, ale nie mam problemu, by się dogadać. Piłkarsko na pewno dużo się zmieniło. Więcej rzeczy doświadczyłem. W Poznaniu przez te kilka dobrych lat byłem podstawowym zawodnikiem i wiedziałem, że niezależnie od tego, czy zmieni się trener, i tak będę miał swoje miejsce. W Niemczech nauczyłem się więcej cierpliwości i tego, że trzeba cały czas pracować i być gotowym. Uważam, że jest różnica między Polską a Niemcami, jeśli chodzi o jakość treningu i podejście zawodników. To rzeczy, które na pewno we mnie zostaną i będę je kontynuował, nawet jeśli zdarzy się sytuacja, że wrócę do Polski, żeby grać.

No to na koniec – jakie plany na sylwestra?

Nie ma żadnych. Mamy dwójkę dzieci, spędzimy sylwestra w domu. Wszystko jest pozamykane.

W Polsce też ostatnio był duży raban – miała być godzina policyjna, ostatecznie jej nie ma.

W Niemczech teraz jest lockdown. Po 20 nie można wychodzić z domu – akurat u nas, nie w całym kraju.

Każdy land ma swoje zasady.

Chłopak z drużyny mówił, że u siebie mieście rodzinnym musi być po 20 w domu, a jego siostra, która mieszka kilka kilometrów dalej, ma dowolność. Absurdy, ale tak to działa. Niemcy się tego trzymają. Gdy wracamy z meczu wieczorem, po 20 nie widać żadnej żywej duszy. Mamy z klubu przygotowany papier na wypadek, jakby nas złapała policja. Każdy się tego pilnuje. A więc sylwestra spędzimy na kanapie. Kto wie – może pogramy w Deluxe Ski Jumping!

Rozmawiał WOJCIECH PIELA

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Kibice starli się z policją przed meczem Bundesligi. Dziewięciu funkcjonariuszy rannych

Aleksander Rachwał
7
Kibice starli się z policją przed meczem Bundesligi. Dziewięciu funkcjonariuszy rannych

Komentarze

10 komentarzy

Loading...