Reklama

Milczenie delegatów i klubów, czyli kulisy zjazdu PZPN i wyborczej gry Bońka

redakcja

Autor:redakcja

02 grudnia 2020, 08:16 • 16 min czytania 13 komentarzy

Co dziś słychać w prasie? Najciekawszy wydaje się… felieton, który odsłania kulisy zdalnego zjazdu PZPN. O tym, dlaczego przedłużona kadencja jest na rękę Zbigniewowi Bońkowi, kto milczał i dlaczego niezależny rewident nie jest niezależny pisze Antoni Bugajski. – W milczeniu lojalnych delegatów, dających w istocie ekipie Bońka zielone światło we wszystkich decyzjach, nie było zdroworozsądkowej pauzy nawet wtedy, gdy niezależny biegły rewident Jan Letkiewicz opowiadał o sprawozdaniu fi nansowym. Swoją drogą od dawna nie mogę zrozumieć, jak tę totalną niezależność zewnętrznego rewidenta można połączyć z faktem, że jest on zarówno szefem Komisji Odwoławczej ds. Licencji Klubowych PZPN, ale na pewno są mądrzejsi, którzy potrafi ą to wytłumaczyć.

Milczenie delegatów i klubów, czyli kulisy zjazdu PZPN i wyborczej gry Bońka

Sport

W meczu Zagłębia z Podbeskidziem zobaczyliśmy cztery rzuty karne, a do ich konkursu nawet nie doszło. “Miedziowi” grają dalej w Pucharze Polski.

W dogrywce było równie ciekawie. Zagłębie objęło prowadzenie, bo fatalnie we własnym polu karnym zachował się Aleksander Komor, który najpierw wybił piłkę wprost pod nogi Szimicia, a następnie przeszkodził Peskoviciowi w skutecznej interwencji. „Górale” musieli więc gonić wynik i wyrównali – a jakże – z rzutu karnego. Faulował… Szimić, a Miakuszko, po raz drugi pewnym strzałem pokonał Forenca. Na początku II połowy dodatkowego czasu gry Drażić zdecydował się na indywidualną akcję i postanowił zrobić „wiatrak” z graczy Podbeskidzia. Najpierw zakręcił Komorem, a następnie Gergoe Kocsisem i odegrał do Samuela Mraza, który był zupełnie niepilnowany w „16” i spokojnie wpisał się na listę strzelców. Tym razem miejscowi nie byli już w stanie odpowiedzieć, a oprócz tego sprokurowali drugi rzut karny dla Zagłębia. Sprawiedliwość za faul na Patryku Szyszu wymierzył Drażić, przesądzając o awansie Zagłębia do 1/8 finału Pucharu Polski.

Kristopher Vida na cenzurowanym. Skrzydłowy Piasta musi odbudować swoją pozycję w zespole, bo póki co nie gra jak na najdroższy transfer przystało.

Węgier ma dłuższy staż od Lipskiego i być może większy kredyt zaufania. Najdroższy transfer Piasta w historii jest dziś najsurowiej oceniany. Na początku pobytu w Gliwicach Vida prezentował się nieźle, ale brakowało mu liczb. Można było się spodziewać, że te przyjdą z czasem, ale… potem okazało się, że może być jeszcze gorzej. Vida przestał cokolwiek wnosić do drużyny i coraz bardziej irytował kibiców swoimi zagraniami. Do tego doszedł uraz i wspomniana przerwa. Z jednej strony, zawodnik miał czas potrenować i skoncentrować się na eliminowaniu błędów, ale z drugiej stracił miejsce w wyjściowej jedenastce. Teraz nie ma innego wyjścia, jak dobrą grą je odzyskać. Plan niby prosty, ale i trudny. Z pewnością pierwszy krok w tym kierunku Vida może wykonać w Mielcu. Mecz PP z jedną z najsłabszych drużyn ekstraklasy jest idealnym momentem na przełamanie. Piast w lidze już przegrał w Mielcu 2:3 i ma powody do rewanżu.

Reklama

Robert Lewandowski z kolejną nagrodą? “Sport” ogłasza 54. edycję swojego plebiscytu na piłkarza roku. RL9 wygrywa go od dziewięciu lat. Poniżej kilka nominacji.

ROBERT LEWANDOWSKI 

„Lewy” wygrywał w naszym plebiscycie 9 razy z rzędu i w tym roku także nie ma zamiaru odpuszczać. W 2020 roku napastnik Bayernu wygrał wszystko, co było do wygrania – mistrzostwo Niemiec, Puchar i Superpuchar Niemiec, Ligę Mistrzów oraz Superpuchar Europy. W lidze, krajowym pucharze oraz Champions League zostawał najlepszym strzelcem, a w nowe rozgrywki również wszedł w imponującym stylu. W 2020 po raz szósty z rzędu przekroczył granicę 40 goli w jednym roku kalendarzowym i wielce prawdopodobne, że po raz trzeci dobije do 50 trafi eń. W Bayernie nie widzą bez niego życia, a on sam mówi, że znajduje się w najlepszym momencie kariery.

MATEUSZ KLICH

Odniósł ogromny sukces, bo ze swoją klubową drużyną awansował do Premier League. Najważniejsze było jednak to, że zarówno przed, jak i po promocji Leeds United, cały czas jest bardzo ważnym ogniwem drużyny prowadzonej przez Marcelo Bielsę. Strzelał gole i asystował w League Championship. Trafi a i wykonuje kluczowe podania również w angielskiej ekstraklasie. Na razie nie opuścił ani jednego w niej spotkania, we wszystkich wychodził w podstawowej jedenastce. Gdy pod koniec ubiegłego roku przedłużał kontrakt aż do czerwca 2024, niektórzy pukali się w czoło. Teraz nikt już się z tego nie śmieje.

Reklama

JAKUB MODER 

Na pewno największe odkrycie ostatnich kilku miesięcy, jeśli nie całego roku. A przecież sezon 2018/19 spędził w… Odrze Opole. W Lechu potrzebował trochę czasu, aby przebić się do składu. Kiedy to uczynił, wkrótce zgłosił się po niego klub z Premier League. Brighton&Hove Albion zdecydowało się wyłożyć za niego 11 mln funtów i od razu wypożyczyło do Lecha. W pierwszej reprezentacji zadebiutował jesienią, w starciu z Holandią. W towarzyskim meczu z Ukrainą na Stadionie Śląskim strzelił pierwszego gola w narodowych barwach. W oczach wielu kibiców jest bardzo mocnym kandydatem do wyjściowej jedenastki na mistrzostwa Europy. 

Kto jest największym św. Mikołajem na zapleczu Ekstraklasy? Zagłębie Sosnowiec pozwala rywalom przełamywać fatalne serie. Komentarz Macieja Grygierczyka.

Postawa drużyny ze Stadionu Ludowego to bezdyskusyjnie największe rozczarowanie jesieni w Fortuna 1. Lidze, a jej kibice mieli ostatnio aż nadto okazji, by odświeżyć dobrze sobie znane hasło. „Chcesz się przełamać? Zagraj z Zagłębiem…”. Kosztem sosnowiczan pierwszego gola i pierwsze zwycięstwo w sezonie zaksięgował Stomil, pierwszą domową bramkę i pierwsze domowe zwycięstwo – GKS 1962 Jastrzębie, pierwsze wyjazdowe zwycięstwo – Chrobry, a wygraną – po serii 7 meczów bez pełnej puli – Resovia. I to może wcale nie być koniec, skoro dziś na Ludowy zawita Puszcza, czyli jedyny prócz Zagłębia pierwszoligowiec pozostający bez wyjazdowego zwycięstwa… Sosnowiczanie życzyliby sobie dziś przerwania innej serii – mianowicie tej niechlubnej, śrubowanej przez Szymona Pawłowskiego. Największa gwiazda zespołu odnotowała już 20 występów o stawkę z rzędu bez gola czy asysty!

Ciekawie będzie na dole tabeli. Sandecja Nowy Sącz kontra GKS Jastrzębie to kluczowy mecz w kwestii utrzymania.

Przysłowie mówi, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego trudno dziwić się reakcjom piłkarzy GKS-u 1962 Jastrzębie po wygranej z sosnowieckim Zagłębiem. To było drugie zwycięstwo z rzędu podopiecznych trenera Pawła Ściebury w bieżących rozgrywkach, które zaszczepiło w nich dużą dawkę optymizmu. – Na pewno cieszymy się z drugiego zwycięstwa z rzędu – powiedział autor pierwszego gola w sobotnim meczu, Marek Mróz. – Po wygranej w Olsztynie ze Stomilem nie chcieliśmy spocząć na laurach, bo mieliśmy na swoim koncie wcześniej tylko jedno zwycięstwo i cały czas musimy patrzeć do tyłu. Z Zagłębiem był bardzo ważny mecz, bo ograliśmy zespół, który jest w tabeli tuż obok nas. Byliśmy drużyną z prawdziwego zdarzenia, zwyciężyliśmy i bardzo się z tych trzech punktów cieszymy (…) To właśnie „Mały” przypieczętował w minioną sobotę pierwsze zwycięstwo Sandecji w bieżących rozgrywkach, strzelając drugiego gola w wyjazdowej potyczce z Chrobrym Głogów. – Wszystkich nas to bolało, że nie mogliśmy wygrać spotkania w 13 kolejkach – powiedział Maciej Małkowski. – Takiej serii chyba nikt z nas nie miał w swojej przygodzie z piłką, dlatego było to tak cenne zwycięstwo. Nie ma co obiecywać, musimy robić swoje, trenować i walczyć, bo widać, że to przynosi punkty. Brakowało nam niewiele do zwycięstwa już w meczu z Radomiakiem, nie boimy się nadchodzących spotkań i czekamy na kolejne zwycięstwa. 

Super Express

Po raz pierwszy w historii mecz Ligi Mistrzów poprowadzi sędzia, która jest kobietą. Stephanie Frappart zadebiutuje w meczu Juventusu z Dynamem Kijów.

Przed rokiem Stephanie Frappart debiutowała we francuskiej Ligue 1. Prowadziła m.in. także Superpuchar Europy między Liverpoolem a Chelsea, a niedawno sędziowała starcie między Leicester a Zorią Ługańsk w fazie grupowej Ligi Europy. W dorobku ma też finał mistrzostw świata kobiet. Czy poradzi sobie w Lidze Mistrzów? – To dobry trend, bo zachowanie piłkarzy czy kibiców jest jednak delikatniejsze w stosunku do kobiet niż do mężczyzn – mówi nam Michał Listkiewicz (67 l.), były sędzia międzynarodowy.

Kacper Kozłowski odnosi się do plotek o swoim transferze do Legii. Piłkarz Pogoni Szczecin twierdzi, że nic takiego nie nastąpi.

„Super Express”: – W informacjach o zainteresowaniu Legii padła nawet kwota – 600 tys. euro. Ty coś na ten temat słyszałeś?

Kacper Kozłowski: – Nie. Mogę jedynie powiedzieć, że w tej chwili nigdzie się nie wybieram. Chcę zostać w Pogoni i grać tu przez kilka sezonów. Nie wiem dokładnie, jak długo, ale nie odejdę z Pogoni niespodziewanie, z dnia na dzień. Chciałbym, żeby to było zaplanowane z głową, odpowiednio wcześniej.

– W twoich planach jest gra w innym polskim klubie czy wyjazd za granicę?

– Jeśli miałbym odchodzić z Pogoni, to tylko za granicę. Nie musi to być żadna potęga klubowa, tylko klub, w którym nabiorę seniorskiego doświadczenia, a wtedy będę mógł podbijać Europę. Chciałbym wyjechać do Włoch, może nawet na początek do Serie B, bo sądzę, że liga włoska to dobry kierunek pod technikę, taktykę i ogólne wyszkolenie. Sebastian Walukiewicz, który wyjechał niedawno, wywalczył miejsce w swoim klubie, gra regularnie i dzięki temu został powołany do reprezentacji Polski, więc tym też się kieruję.

Przegląd Sportowy

PSG pod ścianą w Lidze Mistrzów. Egzekucję może wykonać Edinson Cavani, dla którego mecz MU – PSG będzie finałem sezonu. Tymczasem Anglicy ścigają go za rasizm, który wymyślili sobie sami.

Los dał mu możliwość zemsty, umieszczając MU i PSG w jednej grupie Ligi Mistrzów – na dodatek dokładając tam RB Leipzig, co sprawia, że dla jednego z tych bardzo mocnych zespołów zabraknie miejsca w 1/8 fi nału rozgrywek. I niewykluczone, że będą to paryżanie, którzy ulegli obu rywalom w pierwszych starciach. Cavani nie mógł wówczas wystąpić, gdyż nie był jeszcze na to gotowy, do klubu trafi ł dopiero 5 października. Zadebiutował w następnym spotkaniu. Zaczyna jednak dochodzić do formy. W ostatnim meczu z Southampton zagrał jak za dawnych lat, zdobywając dwie bramki i dokładając asystę. To jego wejście w przerwie odmieniło drużynę. Po pierwszej połowie przegrywała bowiem 0:2, a zwyciężyła 3:2. Tyle że w Anglii więcej mówi się o… jego wpisie na Instagramie. Kibice gratulowali mu świetnego występu w niedzielę, a on dziękując jednemu z nich, napisał „gracias, negrito”, czyli „dziękuję, czarnulku”. W wyczulonej na kwestie rasizmu Anglii taki wpis wywołał burzę. Cavani nie chciał nikogo obrazić. Użył dość popularnego w Ameryce Południowej sformułowania, pozbawionego rasistowskiego kontekstu. Ale angielska federacja może nie zrozumieć subtelności językowych. (…) W Lidze Mistrzów Cavani i jego nowi koledzy z MU są w komfortowej sytuacji. Jeśli dziś choćby zremisują, zapewnią sobie awans. Będą mieli bowiem lepszy bilans bezpośrednich spotkań z paryżanami, gdyby obie drużyny skończyły z taką samą liczbą punktów. PSG w razie straty punktów pozostanie liczyć na poważną postawę Czerwonych Diabłów w starciu z RB Leipzig, o ile ta drużyna pokona dziś Istanbul Basaksehir. Jeśli paryżanie zremisują, muszą mieć nadzieję na to, że niemiecka ekipa nie wygra. W razie dzisiejszej porażki, ich szanse zatydzień przekreśli choćby remis RB Leipzig z MU. Oczywiście sami potrzebują zwycięstwa w ostatnim meczu z mistrzem Turcji.

Maciej Rybus daje radę w Lidze Mistrzów, jednak jest pewien problem. Rady nie daje reszta Lokomotiwu.

Mimo porażki z dobrej strony pokazał się lewy obrońca reprezentacji Polski Maciej Rybus. 31-latek przed przerwą pełnił funkcję wahadłowego w drugiej linii Lokomotiwu i podobnie jak koledzy nie błyszczał, przy czym przynajmniej ustrzegł się błędów. Za to w drugiej połowie grał już na swojej nominalnej pozycji i prezentował się naprawdę dobrze. Świetnie układała się współpraca naszego kadrowicza z Miranczukiem, a przy tym Polak wciąż był pewnym punktem obrony. Statystyki także potwierdzają udany występ Rybusa. Wygrał pięć z ośmiu pojedynków na ziemi oraz jedyny powietrzny, zanotował po jednym odbiorze oraz przechwycie i cztery wybicia. Podawał 49 razy (najwięcej w zespole) z 70-procentową skutecznością i miał najwięcej kontaktów z piłką w drużynie Lokomotiwu. Po przerwie brał udział w większości akcji ofensywnych miejscowych, imponował spokojem. Nie ma wątpliwości – Rybus znów pokazał, że Champions League to jak najbardziej jego poziom.

Rozmowa z Jakubem Koseckim. Skrzydłowy ostatnio zrobił się aktywny w polskich mediach, gdzie opisuje swoją przygodę w Turcji.

Nie uważa pan, że mógł osiągnąć znacznie więcej?

Na pewno kariera nie potoczyła się tak, jak chciałbym. Możliwości miałem zupełnie inne, ale w pewnym momencie zabrakło szczęścia. Jestem po dwóch operacjach, zrywałem więzadła, pojawiały się też inne problemy. W kluczowych momentach nie dopisało zdrowie, ale wolę patrzeć na świat pozytywnie niż się teraz dołować.

Kiedy szedł pan do drugiej ligi tureckiej, otwarcie powiedział pan, że robi to dla pieniędzy. Zderzył się pan z hejtem. Zabolało?

Nie, mnie te rzeczy zupełnie nie ruszają. Wiem, że komuś może się to wydawać niemożliwe, ale ja mam to po prostu – sorry, że tak to ujmę – głęboko w d… Nie obchodzi mnie, co ktoś obcy mówi na mój temat. Spływa to po mnie.

Jak porównałby pan drugą ligę turecką do polskiej ekstraklasy?

Poziom jest podobny. Tutaj są zawodnicy o wielkich umiejętnościach indywidualnych. Niektóre zespoły grają fajnie w piłkę, a inne bazują tylko na walce fi zycznej czy wybieganiu. Legia Warszawa lub Lech Poznań są silniejsze i bez problemu by tu sobie poradziły, ale jeśli chodzi o całą ligę, poziom jest porównywalny do ekstraklasy.

Długi wywiad z Maciejem Szczęsnym. Były bramkarz mocno krytykuje reprezentację Polski za kadencji Jerzego Brzęczka.

ROBERT BŁOŃSKI: Rok temu w listopadzie wywiad z Maciejem Szczęsnym o reprezentacji Polski zatytułowaliśmy: „Marzę, by kadrą nie rządził przypadek”. Spełniło się?

MACIEJ SZCZĘSNY (BYŁY BRAMKARZ KADRY): Nie. Dziś wszystkimi dziedzinami – sportem, nauką, biznesem, sztuką – rządzi przypadek. I to zły. Mam na myśli ten cały pandemiczny bałagan na świecie. Tak więc i naszą kadrą wciąż rządzi przypadek. Nie zrobiliśmy postępu. Rok temu miałem nadzieję, że drużyna się ustabilizuje i z mocnymi zacznie grać o zwycięstwa. W sumie nawet zagrała – pięć minut z Holandią w Chorzowie. A poza tym nic nie zmieniło się na lepsze. Ale chyba u nikogo nie jest lepiej. Każdy zespół ma swoje kłopoty, ale to pocieszanie w polskim stylu: moja krowa mleka nie daje, na szczęście sąsiada zdechła. Mnie to nie satysfakcjonuje. Pandemia jest naturalnym usprawiedliwieniem dla piłkarzy i trenera. Nie sądzę, by w tej chwili którykolwiek selekcjoner mógł myśleć długofalowo, perspektywicznie i opracowywać strategię na EURO. Współczuję. Jurek Brzęczek okrzepł na stanowisku, przyzwyczaił się do funkcji i lepiej ogarnia rzeczywistość wokół siebie. Wypowiedź dla TVP po meczu w Amsterdamie, kiedy stwierdził, że jest zadowolony z realizacji zadań taktycznych, potraktujmy jako niezręczność.

Czego przez ten rok, a właściwie jesienią, dowiedział się pan o drużynie Jerzego Brzęczka i o trenerze?

Spodziewałem się, że po awansie zespół spróbuje rywalizować z mocnymi jak równy z równym. A jesienią dowiedziałem się, że jeśli w turnieju chcemy osiągnąć dobry wynik, to musimy wrócić do metody: słabych lać, ze średniakami się bić, a z mocnymi starać się, żeby za dużo nie zbili i żeby nie puchło równo. Jak sobie wyobrażę, że na EURO pojedziemy w takiej formie jak ostatnio, to Słowację pokonamy po twardej walce 2:0. Na mecz z Hiszpanią trzeba wyjść i postarać się przegrać 0:2, a nie np. 0:6. Wszystko po to, by ze Szwecją zagrać o drugie miejsce. Jednak futbolowi spod znaku pandemii brakuje logiki, piłka przestała być przewidywalna. Hiszpania przegrywa z Ukrainą 0:1, potem leje Niemców 6:0, a Ukraińcy przegrywają z nami 0:2, do tego Finowie, których my lejemy 5:1, ogrywają Francuzów, którzy gromią Ukrainę. I to wszystko jesienią. To, co się dzieje na boiskach pod każdą szerokością geografi czną, nie jest normalne i nie da się tego sensownie połączyć w żaden sposób. Polski kibic chciałby widzieć regularny postęp w grze zespołu. Nawet, jeśli jutro pokonalibyśmy Francję, to mielibyśmy poczucie, że wyniknęło to z nienormalnej sytuacji, która ciągnie się od miesięcy i nie wiadomo, kiedy się skończy, a nie jest efektem obranej strategi .

Pan też dawał się ponosić emocjom i popadał ze skrajności w skrajność: we wrześniu krytyka, w październiku pochwały, w listopadzie znowu fatalnie.

Wrześniowy mecz z Holandią wbił mnie w ziemię na tyle głęboko, że miesiąc później, kiedy było lepiej, nie otrząsnąłem się z tamtej traumy. W listopadzie uprosiłem szefostwo TVP, bym mógł obejrzeć mecz z Ukrainą w Chorzowie. To jedyne spotkanie, które w 2020 roku widziałem na żywo. Wygraliśmy 2:0, a powinniśmy przegrać 0:3. Rywal był lepszy w każdym aspekcie – lepiej zorganizowany w obronie, po odbiorze piłki w imponującym tempie przechodzący do ataku. Zabrakło mu szczęścia, a w bramce miał głuptasa. Rywalizowały reprezentacje dwóch różnych prędkości. TLK ścigało się z TGV i dojechało do stacji docelowej, bo przeciwnik się wykoleił. A później byłem potwornie zasmucony tym, co zobaczyłem z Włochami i Holandią.

Antoni Bugajski o wyborach w PZPN, które jego zdaniem Zbigniew Boniek świetnie rozegrał. Pod paroma względami.

Na zjeździe odkrył jedną kartę – w lutym chce się ubiegać o drugą kadencję w Komitecie Wykonawczym UEFA. A zasada jest taka, że kandydat w swojej narodowej federacji musi być prezesem albo wiceprezesem, znaczy trzeba działać w ścisłych władzach. Gdyby więc wybory w PZPN odbywały się zgodnie z planem, czyli przed wyborami w UEFA, Boniek musiałby się postarać, by jego następca w polskiej federacji dał mu eksponowane stanowisko. Musiałby się więc z tym następcą ułożyć, kimkolwiek by on nie był. Oczywiście mógłby też na to wszystko machnąć ręką i zająć się czym innym, a jednak perspektywa drugiej kadencji w prestiżowym Komitecie Wykonawczym kusi i nęci. A teraz kłopot odpada, bo głosowanie w UEFA odbędzie się wcześniej, kiedy Boniek stoi jeszcze na czele polskiego futbolu. Prawda, że sprytnie pomyślane?

Inna sprawa, że Bońka nikt z delegatów na tym zdalnym posiedzeniu o jego ewentualną przyszłość w rodzimej federacji nie zapytał. Działaczom wojewódzkich związków, całemu kultowemu „terenowi” nawet się nie dziwię, bo wydaje mi się, że Boniek umiejętność obłaskawiania tych ludzi opanował do perfekcji. Zaskakujące natomiast, że i zawodowe kluby zachowały dostojne milczenie – nie miały podczas zjazdu żadnych pytań, wszystko przyjmowały z akceptującym milczeniem. (…)

Kluczem może być uchwała PZPN z dnia 24 lipca 2020 roku. Czytamy w niej, że w związku z wyjątkową sytuacją organizacyjno- -ekonomiczną piłkarska federacja w sezonie 2020/2021 udzieli ligowcom wsparcia fi nansowego. Na tej podstawie każdy klub ekstraklasy otrzyma 1 mln 843 tys. 750 złotych, a każdy pierwszoligowy 527 tys. 778 złotych. Płatne w dwóch równych ratach. Pierwsza już została przelana na konta, na drugą trzeba czekać nie dłużej niż do 1 lutego 2021. Muszę przyznać – mądry ruch. Raz, że w kryzysie potrzebującym szlachetnie jest pomagać, a dwa, że zawodowe kluby dwóch najwyższych klas to całkiem liczny elektorat, niespełna połowa z wszystkich uprawnionych delegatów. Boniek co prawda w sierpniu nie startuje, ale jak szczodry gospodarz kogoś na następcę namaści, dla mających dobrą pamięć wyborców może to być istotne wskazanie. 

W milczeniu lojalnych delegatów, dających w istocie ekipie Bońka zielone światło we wszystkich decyzjach, nie było zdroworozsądkowej pauzy nawet wtedy, gdy niezależny biegły rewident Jan Letkiewicz opowiadał o sprawozdaniu fi nansowym. Swoją drogą od dawna nie mogę zrozumieć, jak tę totalną niezależność zewnętrznego rewidenta można połączyć z faktem, że jest on zarówno szefem Komisji Odwoławczej ds. Licencji Klubowych PZPN, ale na pewno są mądrzejsi, którzy potrafi ą to wytłumaczyć. 

Gazeta Wyborcza

“GW” skupia się na walce zawodników o swoje prawa. Chodzi o konflikt z EA Sports, który zapoczątkował Zlatan Ibrahimović. Piłkarze mają dość zarabiania na ich wizerunku w grach.

Raiola – człowiek, który kilka lat temu na transferze Paula Pogby z Juventusu do Manchesteru United zarobił według „Football Leaks” prawie 50 mln – poinformował następnie, że co najmniej 300 piłkarzy jest już gotowych dołączyć do akcji Zlatana. Portal „The Athletic” napisał o liczbie kilkakrotnie większej. Włoski agent sprawę wyłożył jasno: „Prawa wizerunkowe piłkarza należą tylko do niego”. I w pewnym sensie wywrócił stolik, bo dotąd EA Sports płaciła za nie setki milionów ligom, klubom bądź FIFPro (gdy chodziło o wirtualne mecze reprezentacji narodowych). Firma EA Sports w odpowiedzi zapewniła o legalności wszystkich działań, kąśliwie wytknęła też Raioli znakomicie układającą się im współpracę przy promowaniu najnowszej wersji gry z udziałem jego klienta Erlinga Haalanda, norweskiego gwiazdora Borussii Dortmund. W końcu stwierdziła, że cały spór to nie ich wojna, wątpliwości niech wyjaśnia FIFPro. Ta ostatnia też zapewniła o uczciwości, zaniepokojonych piłkarzy zachęciła do zadawania pytań w razie nieporozumień. O zarobionych pieniądzach FIFPro napisała, że przeznacza je m.in. na różnoraką pomoc dla piłkarzy w trakcie i po zakończeniu ich karier. 

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...