Co słychać w poniedziałkowej prasie? Jak zwykle sporo o tym, co działo się w weekend w lidze. M.in. o kole ratunkowym dla Piasta, które rzucił Jakub Świerczok. – Ma wszytko, czego wymaga się od nowoczesnego napastnika – dynamikę, instynkt, nieustępliwość, technikę użytkową, dobry strzał. Brakuje mu zdrowia, w wyniku czego na dłuższym dystansie nie może ustabilizować formy. A mógłby być gwiazdą każdego polskiego klubu, poradziłby sobie pewnie też w mocnych europejskich ligach – pisze o nim Antoni Bugajski z “Przeglądu Sportowego”.
Sport
Wygrani oraz przegrani minionej “kolejki” według katowickiego “Sportu”. Mamy także komentarz w formie felietonu od Michała Zichlarza.
Wygrani…
2. Wybitny występ
Conrado, skrzydłowy Lechii Gdańsk, od jakiegoś czasu nie był w takiej formie, jak na początku swojej przygody z ekstraklasą. Jednak w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław Brazylijczyk udowodnił, że potrafi wiele, jak na polskie realia. Bawił się z rywalami, a za tym przyszły też liczby – najpierw sam pokonał Matusza Putnockiego, a później zaliczył dwie asysty. Gdyby nie jego wybitny występ, gdańszczanie z pewnością nie zdobyliby 3 punktów.
Przegrani…
3. Trudniej bez snajpera
Po I połowie meczu Zagłębie Lubin – Stal Mielec wydawało się, że gospodarze mają zwycięstwo w garści. Jednak 2 ciosy w postaci pięknych bramek Petteriego Forsella i Macieja Domańskiego pozbawiły ich pełnej puli punktów. Remis z drużyną z Mielca uwydatnił mankamenty lubinian, a w szczególności brak napastnika z prawdziwego zdarzenia. Samuel Mraz wciąż nie zdobył bramki w tym sezonie, a w meczu ze Stalą zmarnował co najmniej jedną sytuację.
Przed derbami w Zabrzu wszyscy w gliwickiej ekipie zdołali się jednak maksymalnie sprężyć i skoncentrować. W piątkowy wieczór na Stadionie im. Ernesta Pohla oglądaliśmy drużynę, która – podobnie jak w poprzednich dwóch sezonach – dominowała. Z taką grą i z takim podejściem marsz w górę tabeli wydaje się gwarantowany; no, chyba że – czego nikomu nie życzymy – znowu coś się wydarzy. Gliwiczanie szykują się do kolejnego spotkania – już dzisiaj z Lechią Gdańsk. Są bez wątpienia podbudowani wygraną z „górnikami” na jego terenie, więc teoretycznie powinno się im grać łatwiej. A niebawem mecz z Legią i starcie w Pucharze Polski ze Stalą Mielec. Do świąt czeka Piasta zatem prawdziwy maraton. Oby tych punktów udało się nazbierać jak najwięcej, tak by zima w Gliwicach była spokojna.
Możliwe, że Mikela Kirkeskova w barwach Piasta Gliwice już nie zobaczymy. Duńczyk może wypaść na kilka tygodni z powodu urazu, a potem zmienia barwy klubowe.
– Są w drużynie urazy, trzeba też odbywać normalne treningi. W sobotę odnowa, zajęcia wyrównawcze, a w niedzielę przygotowanie do kolejnego meczu – tak opisał plan trener Fornalik Co się tyczy urazów – nie ma dobrych wiadomości. Michał Żyro na boisku w Zabrzu spędził raptem kilkanaście minut w II połowie i musiał zostać zmieniony. Z kolei Mikkel Kirkeskov pod koniec meczu doznał kontuzji mięśniowej i nie był w stanie kontynuować gry, przez co Piast kończył mecz w dziesięciu. W niedzielę nie były jeszcze znane szczegółowe diagnozy, ale wszystko wskazuje na to, że duński obrońca będzie mieć dłuższą przerwę. Gdyby Kirkeskov (odpukać) wypadł na kilka tygodni, oznaczać by to mogło, że… już więcej w barwach Piasta nie zagra. 31 grudnia bowiem wygasa jego umowa i nie zostanie przedłużona. A za miesiąc liga już grać nie będzie.
Maciej Grygierczyk z komentarzem do wydarzeń na zapleczu Ekstraklasy. Jeden spadkowicz wcale nie sprawił, że emocji jest mniej niż w poprzednich sezonach.
Gdy stało się jasne, że wskutek rozszerzenia ekstraklasy do 18 drużyn strefa spadkowa nie tylko w niej, ale również szczebel niżej obejmie ledwie ostatnią pozycję, nie brakowało obaw, że przez to rozgrywki staną się nudne, a walka o utrzymanie może nie dostarczyć tylu emocji, co zazwyczaj. Dziś widzimy jednak, że tylko jedno czerwone pole w tabeli może być nie mniej ciekawe niż trzy albo cztery. Po niespełna 3 miesiącach rywalizacji w I lidze ustawiła się do niego całkiem długa kolejka kandydatów, których liczba porażek jest lub będzie niebawem dwucyfrowa. (…) Okazać się najgorszym i spaść z takiej I ligi – to na pewno będzie „wyczyn”, o którym sympatycy tego nieszczęśnika pamiętać będą bardzo długo. Tylko kto nim będzie? Królestwo dla tego, kto to dziś przewidzi.
GKS Jastrzębie miał zacząć wygrywać w meczach z dołem tabeli i to się udaje. Po zwycięstwie nad Stomilem nie brakowało pozytywnych głosów.
Autorem „złotego” gola dla GKS-u 1962 Jastrzębie w meczu ze Stomilem Olsztyn był Farid Ali. Po zakończeniu spotkania ukraiński piłkarz powiedział: – Tak jak mówiłem po meczu z Odrą Opole, nie możemy patrzeć na to, co było wcześniej. Wiadomo, że szkoda tych porażek, ale musimy robić swoje, konsekwentnie realizować swój plan, a wtedy w końcu musi to ruszyć do przodu i będziemy zdobywać punkty. Uważam, że jeśli robimy to, co przed meczem przekazuje nam trener i każdy trzyma się swoich zadań, to gramy dobrze. W Olsztynie każdy zagrał tak, że przeciwnik nie stworzył sobie praktycznie żadnej dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Cała drużyna zapracowała i zasłużyła na te trzy punkty.
Paweł ŚCIEBURA: – Olsztyn jest dla nas szczęśliwym miejscem. Mojemu zespołowi należą się wielkie gratulacje, bo po takiej porażce jak w Łęcznej, gdzie mimo dobrej gry straciliśmy bramkę w ostatniej minucie, a w zasadzie ostatniej sekundzie spotkania, ciężko jest się podnieść mentalnie, a nam się to udało.
Wiktor Żytek z Puszczy Niepołomice wziął brutalny rewanż na ŁKS-ie. Były zawodnik tego klubu strzelił łodzianom trzy bramki i zapewnił Puszczy punkt.
Wiktor Żytek rozliczył się z ŁKS-em i odebrał, co swoje. Pochodzący z Tomaszowa Mazowieckiego absolwent łódzkiej SMS trafił siedem lat temu do ŁKS-u, ale nie czuł się tam dobrze. Nie ukrywał, że jest sympatykiem Widzewa, co oczywiście nie mogło się podobać kibicom i kolegom z drużyny. Po kilku miesiącach przeszedł do Widzewa, ale… tam go nie chcieli. Wrócił więc do Lechii Tomaszów, skąd po 5 sezonach (z krótką przerwą na nieudane testy w Śląsku) wyciągnęła go niepołomicka Puszcza. W 73 meczach ligowych w tej drużynie strzelił trzy gole. W 74. – następne trzy. Do tego wywalczył jeszcze rzut wolny i czerwoną kartkę dla Macieja Wolskiego, który zatrzymał go faulem przed linią pola karnego, gdy przed nim był już tylko bramkarz. Wolski zszedł z boiska, do tego z kontuzją, a sam poszkodowany wykonał natychmiast wyrok, zdobywając pierwszą bramkę dla Puszczy. Potem dołożył jeszcze dwie i nie ulega wątpliwości, że jest z klubem, który go nie chciał, rozliczony!
Super Express
Poza krótką relacją z meczu Legii z Cracovią, piłki nożnej w “Superaku” nie znajdziemy. Jest za to tekst o migrenie Kamila Stocha i żenującym końcu Marcina Najmana.
Przegląd Sportowy
Za moment miną dwa miesiące od ligowego zwycięstwa Lecha Poznań. Czołówka już dawno odjechała “Kolejorzowi”.
Gest Daniego Ramireza mówił więcej niż tysiąc słów. Kiedy Daniel Szelągowski wbiegał w pole karne Lecha, będący mniej więcej 30 metrów od bramki Kolejorza Hiszpan bezradnie rozłożył ręce. Jakby kompletnie nie miał pojęcia, co się właśnie stało. Jakim cudem 18-latek przedryblował trzech jego kolegów i szykował się do strzału? Gdy Filip Bednarek nie sięgnął piłki, Ramirez zrezygnowany opuścił ramiona. Nie było sensu się łudzić, że jego drużyna ponownie zdoła objąć prowadzenie. Trwała 92. minuta, nie mogło starczyć na to czasu. I faktycznie, po chwili sędzia Paweł Gil zakończył mecz. W niedzielę Lech zremisował z Rakowem Częstochowa 3:3. Na ligową wygraną czeka od 4 października. (…) Przynajmniej trójka lechitów mogła zatrzymać 18-latka. Remis również komplikuje sytuację Kolejorza, strata do czołówki ciągle jest wielka. Kibice, władze, sztab szkoleniowy i zawodnicy muszą wierzyć, że „wszystko się może zdarzyć” nie tylko w piosence…
Felieton Mateusza Borka, który wraca do sytuacji w reprezentacji Polski. Zdaniem współwłaściciela Kanału Sportowego nasza kadra to pełno znaków zapytania i niewiadomych.
Jaki jest trzon tej reprezentacji? Czy po takim czasie pracy pana Jerzego jesteście w stanie bez zastanowienia, obudzeni w środku nocy, wyrecytować podstawową jedenastkę? Ja aż tak mądry nie jestem. Wydaje mi się, że mamy dwie jedynki – Wojciecha Szczęsnego i Łukasza Fabiańskiego między słupkami, że podstawowa para stoperów to Jan Bednarek z Kamilem Glikiem, że defensywny to chyba Grzegorz Krychowiak, z mocnym naciskiem na chyba. Wiem jeszcze, że Robert Lewandowski to kapitan i podstawowy napastnik selekcjonera Brzęczka, oraz że Piotr Zieliński to piłkarz pierwszej jedenastki. Jaka jest jego pozycja na boisku? To już trudniejszy temat. Był dziesiątką, ósemką, lewoskrzydłowym, a po meczu w Warszawie z Izraelem dostaliśmy informację, że w kadrze Zieliński musi grać na prawym skrzydle. Dostaliśmy, ale to już chyba w tej chwili temat mocno nieaktualny. A co z resztą graczy i pozycji? Dwaj podstawowi skrzydłowi? Nie wiem. Prawa obrona? Kędziora czy Bereszyński? Nie wiem. Kto tym trzecim obok Zielińskiego i Krychowiaka? Linetty, Góralski, Moder czy Klich? Nie wiem. I nie mówię o konkurencji i wariantowości, jedynie o hierarchii. Kolejna zagadka. Podstawowym lewym obrońcą jest: Rybus, Reca czy jednak Bereszyński? Nie wiem. Coś mało tych pewniaków w naszych wyliczeniach i prognozach. Czasu coraz mniej. Już za moment wielkie emocje związane z losowaniem grup eliminacyjnych mistrzostw świata. W tej chwili kwalifi kacje do mundialu są zdecydowanie trudniejsze niż walka o EURO. Naprawdę dużo będzie zależeć od uśmiechu fortuny, bo przecież obecność w jednej grupie choćby z Francją, Rosją i Macedonią Północną jest jak najbardziej możliwa, a wtedy naprawdę walka o turniej w Katarze byłaby ekstremalnie trudna. Dużo czasu na ustalenie tej hierarchii straciliśmy, przyporządkowania zawodników do konkretnych pozycji też nie załatwiliśmy.
Cezary Miszta ma za sobą pełne 90 minut w Ekstraklasie i ma być kolejnym odkryciem Krzysztofa Dowhania. A Legia? A Legia ma lidera.
Gospodarze niewiele razy poważnie sprawdzili w tym meczu umiejętności młodego bramkarza. Michniewicz akurat tym ruchem mógł nawet i Probierza zaskoczyć – posadził na ławce zdrowego Artura Boruca, postawił na 19-latka. Powód? Zaistniał problem z młodzieżowcem. Nastolatek pierwszy raz miał okazję się wykazać już na początku meczu, kiedy Ivan Fiolić próbował pokonać go płaskim uderzeniem, ale legionista był czujny. Kolejna próba: w 29. minucie obrońca Michal Siplak odebrał piłkę w środku boiska, ruszył z nią i uderzył z dystansu, ale młody golkiper sparował futbolówkę na rzut rożny. Chwilę później Miszta już tak skuteczny nie był, minął się z piłką dośrodkowaną z kornera, lecz pomogli mu jego obrońcy. Po przerwie miał kilka interwencji, ale żadna z nich nie przejdzie do historii. Ale co powinien wyłapać, wyłapał. Zawodnik, który ma być kolejnym odkryciem Krzysztofa Dowhania, na razie dobrze wchodzi do ekstraklasy. Do ekstraklasy, w której jego drużyna spogląda już na resztę zespołów z góry. Wygląda na to, że Legia wróciła na właściwe tory.
Antoni Bugajski podsumowuje kolejkę ligową w swoim felietonie. Zwraca uwagę na to, jak Jakub Świerczok gnębił Marcina Brosza.
Świerczok wiele razy zmieniał kluby, jakby ciągle nie mógł się zdecydować, gdzie mu będzie najlepiej. Ewidentnie szuka swojego miejsca na ziemi i z pewnością ten proces będzie trwać, bo mimo wszystko trudno uwierzyć, aby po wieloletnich peregrynacjach doszedł do wniosku, że jednak Piast był mu pisany. Tym bardziej że już kiedyś był piłkarzem gliwickiej drużyny. Osiem lat temu zagrał pół godziny w meczu z Pogonią Szczecin (1:0). Wydarzenie godne zapamiętania, bo to był jego debiut w ekstraklasie. Na dodatek napastnik popisał się niezwykłym strzałem z połowy boiska, niewiele brakowało, a trafi łby w bramkę. W tym pierwszym spotkaniu zagrał jako dubler, bo dochodził do siebie po kontuzji kolana. A potem pojechał na zgrupowanie kadry młodzieżowej Stefana Majewskiego i w końcówce meczu z Portugalią (0:0) zerwał więzadła krzyżowe, więc sezon miał z głowy. Młody trener Piasta miał się czym martwić. Nazywał się Marcin Brosz. Od dawna pracuje już w Górniku, ale Świerczok ciągle jest powodem jego problemów. Tym razem jako napastnik rywali. To zresztą nic nowego, bo gdy w 2017 roku zabrzanie jako rewelacyjny beniaminek przegrali w Lubinie z Zagłębiem 2:3, dwa gole dla gospodarzy strzelił Świerczok. (…) Świerczok ma wszytko, czego wymaga się od nowoczesnego napastnika – dynamikę, instynkt, nieustępliwość, technikę użytkową, dobry strzał. Brakuje mu zdrowia, w wyniku czego na dłuższym dystansie nie może ustabilizować formy. A mógłby być gwiazdą każdego polskiego klubu, poradziłby sobie pewnie też w mocnych europejskich ligach.
W meczu pierwszoligowych golasów Korona Kielce lepsza od GKS-u Bełchatów. To kolejna dobra wiadomość dla kieleckiego klubu w ostatnich dniach.
Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic – to słynny cytat z „Ziemi obiecanej” Władysława Reymonta i choć w pierwszej lidze mamy dwóch łódzkich przedstawicieli, tym razem nie o nich ten cytat. Ale przynajmniej w połowie o zespole z województwa łódzkiego. W Bełchatowie GKS podejmował Koronę i był to mecz klubów, które śmiało mogą o sobie powiedzieć, że „nie mają nic”. I jedni, i drudzy borykają się z zaległościami w wypłatach dla piłkarzy, a i na klubowym koncie próżno szukać milionów. No, chyba że długu, to wtedy się znajdzie. W Kielcach debet wynosi aż 16,8 miliona. – Przygotowaliśmy dwupoziomowy plan naprawczy i mamy nadzieję, że na koniec sezonu zadłużenie będzie sięgało 10 milionów – mówił ostatnio podczas konferencji prasowej Łukasz Jabłoński, prokurent zarządu Korony. I choć może zabrzmi to dziwnie przy takim zadłużeniu: przy Ściegiennego w Kielcach po raz pierwszy od dawna powiało optymizmem. Powyższa wypowiedź pochodzi z czwartkowej konferencji prasowej, podczas której nowy zarząd klubu przedstawiał plan naprawczy, który trzeba wdrożyć po trzyletnich rządach poprzednich inwestorów.
Prześwietlenie Łukasza Olkowicza poświęcone Dawidowi Szulczkowi. To trener Wigier Suwałki, który zasłynął innowacyjnymi pomysłami na boisku.
Uznaliście, że bramkarz w murze będzie najskuteczniejszym sposobem?
Przy połowie uderzeń tak ustawiony odbijał piłkę. Z 30–40 procentami strzałów radzili sobie obrońcy ustawieni na linii, a reszta była przekombinowana.
Jest pan najmłodszym trenerem w Polsce z licencją UEFA Pro.
Kiedy w ogóle pomyślał pan o trenowaniu? W liceum. Za wyborem studiów na AWF stały argumenty, żeby zdobyć mocne podstawy pod bycie trenerem. Od początku nastawiałem się na ten kierunek, praca jako nauczyciel wuefu mnie nie interesowała.
Z kolei inny trener Rozwoju Mirosław Smyła mówił o waszej współpracy: „Dawid był motorem napędowym nowości.
Ja bardziej wyważony, a on karabin maszynowy”.
Trener miał dużo innych obowiązków poza klubem: pracował w szkole, tworzył SMS. I generalnie miał ogromne doświadczenie, a wiele rzeczy sprawdzonych. Mam taki charakter, niełatwy chyba trochę, że szukam dziury w całym.
I znalazł pan?
W poszukiwaniu inspiracji zacząłem oglądać jeszcze więcej meczów, blogów taktycznych, jeździć na szkolenia. Gdy na coś trafiłem, od razu rzucałem pomysł trenerowi Smyle. Nasze rozmowy wchodziły w takie detale, że tylko mnie napędzały. Jego zasługą było to, że jako szef potrafił zadbać o asystenta, spowodować, żeby czuł głód, drążył. W Rozwoju jako asystenci pracowali też Adrian Siemieniec i Tomek Stranc, o których mówiłem wcześniej. Tomek odpowiadał za motorykę, po latach dołożył cegiełkę do mistrzostwa Piasta. Z kolei gdyby nie Adrian, to w ogóle nie przyszedłbym do Rozwoju i pewnie tak mocno nie nakręciłbym się na piłkę.
Co panu zajmuje najwięcej czasu?
Oglądanie meczów jest czasochłonne. Patrzę pod kątem własnej wiedzy, robię notatki, żeby przekazać zawodnikom. Dużo czasu poświęcam na oglądanie tych czterech spotkań.
A co to znaczy dużo?
Od sześciu do ośmiu godzin. Jeszcze więcej czasu zajmuje ich obróbka – rysowanie grafik, rysunków, wyszukiwanie odpowiednich akcji do pokazania zawodnikom w prezentacji, analiza stałych fragmentów gry. Tym zajmował się Daniel, a ja miałem ułatwioną robotę.
Stała rubryka Piotra Wołosika i Janekxa89, czyli “Piłką pod Wołos”. M.in. o tym, że młodzieży w Bielsku-Białej ewidentnie się nudzi.
Ogólnopolska inauguracja akcji „Z podwórka na stadion” odbyła się na Stadionie Miejskim w Bielsku–Białej. Bez wielkiej pompy, a po cichu i w maleńkim gronie – o czym doniosła śląska policja. W biały dzień trzech chłopców wyniosło piankowe bandy reklamowe o wartości niemal 3 tysięcy złotych. Poszukiwania sprawców prowadzono zdalnie, poprzez publikację zdjęć złodziejaszków. Już po kilku godzinach zgłosiło się dwóch rodziców żądnych wrażeń chłopców. Swoją drogą bielski stadion musi być wybitnie zdalnie strzeżony, skoro o dowolnej porze można pozwiedzać go na własną rękę, a nawet zabrać coś na pamiątkę. Winowajcy w wieku 11, 12 i 13 lat mieli pewnie dość siedzenia w domu i zdalnego nauczania. Dla rodziców mamy dwie wiadomości. Dobrą – ich pociechy nie lubią ślęczeć przed komputerem, co jest zmorą naszych czasów. Zaś zła jest następująca: o losie nastolatków zdecyduje wkrótce Sąd Rodzinny. Mamy też wiadomość dla kibiców Podbeskidzia: ominęła ich najciekawsza w tym sezonie akcja, do jakiej doszło na murawie w Bielsku–Białej.
Gazeta Wyborcza
Felieton o tym, co powinno się zrobić z Jerzym Brzęczkiem. A co powinno się zrobić? Według Wojciecha Kuczoka – zwolnić czym prędzej.
Kiedyś zatrudniano specjalistów od czytania z ust, żeby się dowiedzieć, co też szepnął na boisku zawodnik, teraz doszło do tego, że specjaliści od mowy ciała i tłumaczą nam, o czym milczał przez osiem sekund Robert Lewandowski po haniebnym występie kadry we Włoszech. A wymilczał to, co napisał na Facebooku jeden z naszych najlepszych znawców futbolu, Paweł Czado: „Uważam, że stać nas na zatrudnienie dobrego selekcjonera. Nie stać nas na to, żeby nie było nas stać”. Selekcjoner kadry powinien być dobierany spośród zawodowców, którzy gwarantują wartość dodaną; powinien odpowiedzieć na pytanie „Jakie masz supermoce, trenerze?”. W przypadku Jerzego Brzęczka potrafi je znaleźć tylko Małgorzata Domagalik. Czy Jerzy Brzęczek choć raz sprawił, że Polacy zagrali powyżej swoich możliwości? Nie przypominam sobie. Czy regularnie grają poniżej krytyki, gorzej, niż potrafią? Tak. Dwa lata miał trener, żeby widać było po jego reprezentacji rozwój, styl, zgranie na boisku. Po takim występie, jak ten w Italii, doprawionym mową milczenia kapitana, zobaczyliśmy, że ta łajba dryfuje, ster został porzucony, a załoga zaczyna się bardziej interesować szalupami ratunkowymi, niż dalszym ciągiem rejsu. Do reszty zepsuli nam humory Niemcy, dostając szóstkę w Hiszpanii (a właściwie siódemkę, bo sędzia niesłusznie gwizdnął ofsajd przy golu Moraty) – odebrali nam resztki nadziei na szybką dymisję sztabu szkoleniowego reprezentacji.
Raport z Poznania, w którym nastąpiła zamiana miejsc. Warta błyszczy, cieniuje natomiast Lech.
Tylko pięciu piłkarzy – w tym dwóch bramkarzy – siedziało na ławce rezerwowych Warty Poznań w meczu z Wisłą Kraków. A i tak beniaminek ten mecz wygrał. Kadrę Warty zdziesiątkował koronawirus, kontuzje i zawieszenia za boiskowe przewinienia dyscyplinarne. W sumie niedysponowanych było dziewięciu graczy klubu z Poznania (w tym dwóch przechodzących zakażenie koronawirusem), dwóch kolejnych pauzowało za kartki. (…) – Mieliśmy już dość słuchania w poprzednich meczach okrzyków radości naszych rywali zza ściany szatni – mówi trener Piotr Tworek. – Jestem dumny ze swoich żołnierzy, którzy wywiązali się z zadania na 200 procent. Jestem dumny z tego, jakimi są piłkarzami i mężczyznami. To są ludzie z niesamowitym charakterem, nie tylko na boisku. To inteligentny zespół, który popełnia błędy, ale potrafi je naprawić – dodał. Warta, choć jest najbiedniejszym klubem w ekstraklasie, wygrała w tym sezonie cztery z dziesięciu rozegranych meczów.
Fot. Newspix