AS Monaco zainwestowało w jego potencjał. Zapłaciło niemało, bo 7 milionów euro. Wiązało z nim nadzieje. Byliśmy cierpliwi i spokojni. Nie ruszało nas, że siedzi na ławce, że w Ligue 1 wystąpił tylko raz i to mocno nieprzekonująco. W końcu uczył się. Otrzaskiwał, obwąchiwał z wielką piłką. Ale przyszedł listopad, z kontuzją wypadł pierwszy bramkarz i spodziewaliśmy się, że zacznie grać. I byliśmy naiwni. Kiedy doszło co do czego, w Monaco woleli postawić na 32-letniego Włocha, który do tej pory był trzecim golkiperem i uzupełnieniem kadry, niż na Radosława Majeckiego. Nie rokuje to najlepiej. Oj, nie lubimy takich scenariuszy.
– Benjamin Lecomte nie zagra przez sześć tygodni – ogłosił Niko Kovac, a w Polsce eksplodowały korki szampanów.
No dobra, przesadzamy. Nie życzymy Lectome źle, nic do niego nie mamy, ale informację, że pomyślnie przeszedł operację dłoni i czeka go miesiąc rehabilitacji, przyjęliśmy ze sporą dozą optymizmu. 29-latek to golkiper bardzo solidnej klasy. Grał w młodzieżowych reprezentacjach Francji, siedział – i to całkiem niedawno – na ławce w dorosłej kadrze Tricolores, także w sumie nic dziwnego, że Majecki nie wygrał z nim rywalizacji.
Jego absencja była szansą.
Polak już mógł witać się z gąską. Kalkulowaliśmy, że zagra pięciokrotnie – z Nice, PSG, Nimes, Lille, Olympique Marsylia. Oprócz Nimes, wszyscy rywali renomowani, mocni, ciekawi. Poważny sprawdzian bojowy.
I wtedy Niko Kovac przedstawił skład na mecz z Nice. Bramka: Vito Manonne. Ławka: Radosław Majecki.
Policzek.
Humoru nie poprawia nawet fakt, że 32-letni Włoch maczał palce przy bramce dla ekipy Patricka Vieiry – sparował piłkę niepewnie, przed siebie, co spowodowało zamieszanie i zaowocowało bramką dla rywali. Francuskie media są zgodne: w kolejnych meczach, począwszy od tego z PSG, w bramce Monaco dalej będzie bronił Manonne.
Kojarzycie to nazwisko?
Spokojnie, nie musicie się martwić, że odbiło wam od kompulsywnego oglądania „Ojca Chrzestnego” czy innej „Gomorry”. W końcu to stary znajomy Łukasza Fabiańskiego i Wojciecha Szczęsnego. W Arsenalu spędził lata 2006-2013, pełniąc rolę rezerwowego bramkarza, zazwyczaj balansując między drugą a trzecią pozycją w hierarchii Arsene’a Wengera, ale trochę krwi Polakom napsuł, bo raz na jakiś czas, dosyć permanentnie, wskakiwał w ich miejsce i krótkimi miesięcznymi rzutami zakładał bluzę numer jeden.
Takie dwie jego wypowiedzi z tamtych czasów:
O Szczęsnym:
– Wojtek? Jestem od niego lepszy.
O Fabiańskim:
– Nie mam pojęcia, co jest takiego w Fabiańskim, że broni on, a nie ja.
Czyli ma w sobie butę, w której oczywiście nie ma nic złego, bo niby czemu miałby od razu skazywać się na porażkę w rywalizacji z kimkolwiek?
Doskonale to rozumiemy, choć równie jasny jest fakt, że Manonne to kilka półek niżej niż Fabian i Szczena. Ot, bramkarski przeciętniak, który większość kariery spędził siedząc na ławce. Tacy też są potrzebni w silnych ligach. Ostatnie dwa sezony spędził w MLS i Danii, gdzie bronił regularnie, do września jest piłkarzem Monaco. I nęka kolejnego Polaka. Eh.
I w ten sposób Radosław Majecki został przyspawany do ławki rezerwowych.
Jak widać – zagrał tylko raz. Z Nantes, kiedy to nie miał za dużo roboty, a kiedy przyszło, co do czego, to nie popisał się przy bramce dla klubu Waldemara Kity.
Bywa.
Przypadek byłego piłkarza Legii jest niezwykle ciekawy. To jeszcze daleko za wcześnie, żeby mówić, iż nie sprawdził się we Francji, że zawiódł, że rozczarował i najlepiej niech wraca do Ekstraklasy. Nie, absolutnie nie, w końcu w klubie jest kilka miesięcy, wszystko przed nim. Ale spodziewaliśmy się więcej. Wyjeżdżał po pełnym sezonie w Legii. Sezonie bardzo przyzwoitym w swoim wykonaniu. Może nie jakimś wielkim, nie jakimś spektakularnym, nie takim, po którym mówilibyśmy, że wybraniał swojej drużynie mecze, ale też nie było takiej potrzeby.
Miał być pewny i stabilny. I taki był.
Zna język angielski. Bardzo wcześnie zaczął naukę francuskiego. Z aklimatyzacją nie powinien mieć problemów. Po prostu przegrał rywalizację z bardziej doświadczonymi od siebie bramkarzami. I tak, jak z Benjaminem Lecomte mógł przegrać, tak z Vito Mannone nie powinien. Lekcja pokory? Niby tak, ale z drugiej strony Majecki nigdy nie przejawiał przesadnej bezczelności i niezdrowej pewności siebie. Sodówka mu nie odwalała. Naturalna kolej rzeczy, że trzeba poczekać na swoją szansę? Tak, ale jeśli wszystko byłoby normalnie, to powinien grać przez najbliższy miesiąc.
Jakie z tego wnioski? Ano takie, że powinniśmy uważnie monitorować jego sytuację. Jeśli w kolejnych czterech meczach ani razu nie wstanie z ławki rezerwowych, musi zapalić się lampka ostrzegawcza, żeby zaraz nie okazało się, że Majecki straci swój pierwszy rok na obczyźnie.
Fot. Newspix