W poniedziałkowej prasie Andrzej Iwan sugeruje kombinatorstwo u niektórych pierwszoligowców, Dariusz Dziekanowski chwali styl gry Lecha, Piotr Wołosik i Janekx wyśmiewają żebractwo Jagiellonii, a Zbigniew Boniek mówi o łagodnym przebiegu zakażenia koronawirusem. Jest też tekst o tym, jak wyglądałaby idealna akademia.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Antoni Bugajski o fatalnym początku Piasta Gliwice.
Największy ekstraklasowy pożar w Piaście na początku sezonu wybuchł w 2017 roku. Zespół Dariusza Wdowczyka po ośmiu meczach miał jednak 8 punktów, czyli cztery razy więcej niż obecnie. W kolejce numer dziewięć Wdowczyk przegrał 0:2 z Wisłą Kraków i na konferencji prasowej zaapelował o „pół napastnika”. Ten chwyt retoryczny przesądził o jego dymisji, bo jego przełożeni uznali, że nie ma racji. Właśnie wtedy, już ponad trzy lata temu, do Piasta przyszedł Fornalik. Formułka w stylu „wszystko poukładał i naprawił” byłaby nadmiernym uproszczeniem rzeczywistości, bo drużyna do ostatniego meczu drżała o utrzymanie. I dopiero w następnym sezonie niesamowicie wystrzeliła, zdobyła mistrzostwo Polski, a potem potwierdziła klasę, kończąc rozgrywki na trzecim miejscu. Fornalik, który już wcześniej był uznanym fachowcem, ugruntował pozycję, doprowadził do sytuacji, w której ciągle trudno sobie wyobrazić, aby ktoś rozsądny rozważał jego dymisję. Zwolnić można każdego, ale nie Fornalika. Trzeba też przyznać, że nie histeryzuje, nie apeluje o „pół napastnika” pewnie nie tylko dlatego, że ma Jakuba Świerczoka. On w ogóle raczej nie lubi publicznie narzekać, a stanowczo reaguje dopiero wtedy, gdy ktoś mu nadepnie na odcisk, tak jak niedawno Piotr Parzyszek, który już po opuszczeniu klubu podważył jego metody pracy.
Szkolić w Polsce chce dziś każdy. W oddali majaczą miliony, jakie można zarobić na wychowanku. Tylko jak przygotować piłkarzy, by były efekty? Łukasz Olkowicz wespół z trenerem od lat tworzących polskie szkolenie odniósł to do pozycji na boisku.
ŚRODKOWY POMOCNIK
Często jest przy piłce, najwięcej z drużyny biega, ale jego gra nie rzuca się w oczy. W naszym zespole na tej pozycji zagrają wszyscy trenerzy specjaliści (odpowiednich kategorii wiekowych, bramkarzy, indywidualni) w zespołach od U-8 do U-16. Są łącznikami pomiędzy obroną i atakiem w budowaniu akcji, przekazują piłkę do ofensywnych graczy. Jeżeli szklanka ma być do połowy pełna, to takich trenerów jest w naszych klubach coraz więcej. Jeżeli do połowy pusta, to ciągle za mało. Ci trenerzy ciężko pracują, lecz śmietankę po strzelonych golach spija kto inny. Dlatego jest problem z finansami – więcej płaci się szkoleniowcom, którzy są już prawie u góry. Cały świat ma kłopot ze znalezieniem specjalistów do pracy z najmłodszymi, choć powoli to się zmienia. Anglicy wprowadzili obowiązek zatrudniania trenerów w klubie na pełnym etacie, z kolei w Realu Madryt z zespołami do U-17 szkoleniowcy są zaangażowani na pół etatu. Bayern w drużynach do 13. roku życia zatrudniał pedagogów, czyli trenerów piłki nożnej, ale i wuefistów pracujących w szkołach.
Na naszym podwórku tacy szkoleniowcy w Lechu czy Legii są dobrze wynagradzani. Trudno jednak tyle samo płacić trenerowi U-17, który prowadzi siedem treningów w tygodniu i ma wyjazdy na mecze po całym kraju, co trenerowi, który z dziesięciolatkami ćwiczy trzy razy w tygodniu, a najdalsza podróż jego zespołu jest do miasta oddalonego o 20 kilometrów. Ale można to dobrze poukładać. Wyznaczyć takiemu trenerowi inny zespół do prowadzenia lub pracę w roli asystenta w drugiej grupie i wtedy zarobki idą w górę.
Dla mnie jego najważniejszym zadaniem jest nauczyć dziecko się uczyć, czyli wychodzić ze strefy komfortu, potrafić zidentyfikować swoje mocne i słabe strony, opracować dla siebie plan rozwoju. Jako trener mówisz 9-latkowi, że dziś poćwiczymy uderzenia dwoma nogami. On się broni: „Ale ja słabo strzelam z lewej nogi”. Wtedy mówisz: „Jeszcze nie masz lewej nogi, popracujemy nad tym”. Wystarczy powiedzieć „jeszcze” albo „w tym momencie”, nie brzmi to tak negatywnie. Niestety, często zdarza się tak, że dziecko uczy się uderzeń słabszą nogą, piłka ledwo doturlała się do bramki, a trener się chichra i komentuje: „Masz lewą nogę do tramwaju”. To tzw. perswazja socjalna, słowa, które dla dorosłego będą żartami, a w przypadku dziecka mogą negatywnie wpłynąć na jego rozwój i utwierdzić je w przekonaniu, że czegoś mu brakuje i nie będzie tego ćwiczyć. Z zawodnikami trzeba komunikować się w odpowiedni sposób, ale też tworzyć środowisko, w którym będą mogli się poprawiać. Dzieci powinny potrafić się uczyć, analizować rozwój, pracować nad nim, a zarazem się go nie bać. Jeżeli nie będą bały się popełniać błędów, to kolejne sześć-siedem lat szkolenia stanie się dla nich znacznie bardziej owocne.
Pierwsza liga jęknęła jak ciężko chory człowiek. Aż siedem spotkań 10. kolejki (z dziewięciu) zostało odwołanych ze względu na stwierdzone w drużynach przypadki koronawirusa.
(…) Andrzej Iwan, 29-krotny reprezentant Polski, długoletni pierwszoligowy ekspert Polsatu patrzy na sprawę inaczej. – Zwróciłbym uwagę na nieco inny aspekt sprawy. Z wielu piłkarskich pieców chleb jadłem i mam wrażenie, że część odwołanych spotkań I ligi to również efekt wykorzystywania pandemii do własnych celów. Wystarczy, że drużyna jest słabo przygotowana do jesiennych rozgrywek i wolałaby grać wiosną, by mieć czas na uzupełnienie składu, poprawienie formy lub zgrania. I co wtedy? Nic łatwiejszego: trzeba zgłosić podejrzenie lub przypadek choroby i automatycznie unika się niechcianego spotkania. Mówię oczywiście w dużym uproszczeniu. Nie twierdzę, że tak czynią wszyscy. Część ma problemy, ale część problemów szuka – mówi były piłkarz.
– Kombinują? – pyta sam siebie trener Derbin. – Jeśli tak, to mam nadzieję, że nie chcą grać w trosce o zdrowie swoich zawodników… Chciałbym w to wierzyć – dodaje po chwili.
Dariusz Dziekanowski dołącza do grona zwolenników futbolu prezentowanego w pucharach przez Lecha Poznań.
(…) Był to futbol, który większość z nas pamięta z podwórka – na obronie i w bramce stawiamy słabszych kolegów, bo najważniejsze jest strzelanie goli, a nie zabezpieczanie własnej bramki. Taki panuje teraz trend w Europie – w takim stylu Ligę Mistrzów wygrał Liverpool, tak przeciwko Liverpoolowi zagrał w środę Ajax. Na szczęście do lamusa odchodzi moda, którą zapoczątkował Jose Mourinho – najpierw w Porto, potem w Chelsea – czyli przede wszystkim szczelne zasieki pod własną bramką. Ważne jest teraz to, o czym mówi Marek Śledź – w obronie trzeba stawiać na jakość defensywy, a nie liczbę. Dziś nowoczesny obrońca musi radzić sobie w sytuacjach jeden na jednego z napastnikami. Dlaczego najlepszym obrońcą świata jest Virgil van Dijk? Bo prawie niemożliwe jest minięcie go z piłką. Dobrze, że Kolejorz pokazuje, że jest w Polsce drużyna, która chce podążać za najnowszymi trendami, nie utknęła w ligowym mule, jest zaprzeczeniem typowej polskiej szkoły.
Piotr Wołosik i Janekx89 zapraszają na podsumowanie sportowego tygodnia z przymrużeniem oka.
„Chciwość jest dobra” – mawiał Gordon Gekko, bohater świetnego filmu „Wall Street”. Coś wiedzą o tym w Jagiellonii. Klub zaapelował do swoich kibiców i sympatyków, by ci dali „na tacę”, bo czasy trudne. „Obecną sytuację można przetrwać tylko razem, ramię w ramię, wspierając się. Dlatego apelujemy o zrozumienie i wspólny front walki o Jagę” – apel wybrzmiał tak dramatycznie, jakby nazajutrz klub miałby zniknąć z powierzchni ziemi.
Ci, którzy przystąpią do akcji, muszą wysupłać z kieszeni od 5 do 100 złotych. W zamian mogą otrzymać między innymi punkty w programie lojalnościowym i nabyć ze zniżką na przykład skrobaczkę z rękawicą lub smycz.
Jasne, sytuacja dla nikogo nie jest łatwa, ale ta akcja pachnie zwykłym żebractwem. Niedawno Jadze wpadły 2 miliony za młodego bramkarza – Bartłomieja Maliszewskiego. Urząd Marszałkowski też podsypał do jagiellońskiej kasy kilkaset tysięcy złociszy. A w styczniu białostoczanie opędzlowali do Celtiku Glasgow Patryka Klimalę za mniej więcej 16 milionów złotych! Zaś na transfery w roku 2020 Jaga niespecjalnie się szarpnęła, wydając plus minus 400 tysięcy złotych. Czyżby w siedzibie klubu nie było centralnego ogrzewania i w piecu palono pieniędzmi? A może przy transferze Klimali, Szkoci podpowiedzieli, jak oszczędnie zarządzać finansami. A to nie byli jacy fachowcy.
„Para Szkotów w noc poślubną leży sobie pod kołdrą…
Młoda pani zalotnie zagaduje:
– Kochanie, jestem bez majtek!
– Ty nawet w takiej chwili musisz o wydatkach…?”
SPORT
Zabrzanin Daniel Bielica jako bramkarz Warty Poznań w dzisiejszym meczu ma zatrzymać klub, któremu kibicuje od dziecka.
Wiosną 2018 trener Marcin Brosz włączył go do pierwszej drużyny. Kiedy jesienią tamtego roku Górnikowi się nie wiodło, Daniel Bielica jako nastolatek dostał szansę ekstraklasowego debiutu. Było to w grudniu 2018 w meczu z Arką, który skończył się wynikiem 1:1. Po tamtym spotkaniu chwalił go sam Hubert Kostka. – To na pewno talent. Akurat w tym spotkaniu nie miał za wiele pracy, ale popisał się dwoma dobrymi interwencjami – oceniał jeden z najlepszych bramkarzy w historii polskiej piłki.
Na kolejny mecz w ekstraklasie Bielica czekał jednak prawie… dwa lata! Po zakontraktowaniu przez Górnika zimą 2019 Martina Chudego szans na grę nie było, więc w lipcu zeszłego roku został wypożyczony do Sandecji. Na pierwszoligowych boiskach spisywał się więcej niż przyzwoicie. Wystąpił w 33 grach jedenastki z Nowego Sącza. Latem tego roku ponownie został wypożyczony, tym razem do Warty. Umowa zakłada, że po roku poznaniacy będą mieli możliwość wykupu utalentowanego bramkarza, którego atutem jest to, że wciąż gra jako młodzieżowiec.
Niepokonana w tym sezonie przed własną publicznością Skra Częstochowa jest trzecim zespołem, który tej jesieni odebrał katowiczanom punkty w doliczonym czasie gry. Ich katem znów Piotr Nocoń.
Coś jest nie tak z tą drużyną. GieKSa już po raz trzeci w krótkim odstępie straciła gola w doliczonym czasie gry. Wcześniej z Pogonią i Zniczem kosztowało ją to po 2 punkty, w Częstochowie cena była o połowę niższa, ale równie bolesna. – Każda porażka boli; niezależnie, czy poniesiona w doliczonym czasie gry, czy nie. Gratulacje dla gospodarzy. My widocznie nie zasłużyliśmy na punkt. Czy zaważyła na tym skuteczność? Nie będę tego w tej chwili komentował, nie ma to sensu. Trzeba grać lepiej. Mecz był słabym widowiskiem, a my okazaliśmy się o jedną bramkę słabsi – denerwował się Rafał Górak, szkoleniowiec katowiczan.
Do jedynego w II lidze starcia przedstawicieli województwa śląskiego Skra przystępowała jako drużyna niepokonana w 2020 roku u siebie, zaś GKS – niepokonany od inauguracyjnej kolejki na wyjeździe, czyli od blisko dwóch miesięcy. „Mocniejsza” okazała się ta dłuższa seria, o czym przesądziła de facto przedostatnia akcja meczu. Krzysztof Napora dośrodkował z prawej flanki między Arkadiusza Jędrycha a Zbigniewa Wojciechowskiego, zaś precyzyjnie głową przymierzył Piotr Nocoń – ten sam, który zapewnił częstochowianom wygraną 1:0 z katowiczanami również w poprzednim sezonie. – Trochę jak deja vu – uśmiechnął się lider Skry. – Nawet w tygodniu trener przypomniał mi o tym i życzył powtórki. Liczyłem, że Jędrych nie sięgnie piłki i wiedziałem, co z nią zrobić. Muszę pochwalić Krzycha, bo wrzutka była bardzo dobrej jakości. Nie zostało mi nic innego, jak zamienić ją na gola i 3 punkty, które nie są przypadkowe, a zasłużone. Na brawa zasługuje cała drużyna, bo rozegraliśmy jeden z najlepszych meczów w rundzie – przekonywał Nocoń, którego nie mógł się nachwalić trener Marek Gołębiewski.
SUPER EXPRESS
Zbigniew Boniek ma koronawirusa, ale nie odczuwa mocniej jego skutków.
Zbigniew Boniek (64 l.) to kolejna wielka gwiazda, która nie uniknęła zakażenia koronawirusem. „Niestety, mnie też dopadł COVID-19. Czuje się dobrze i mam nadzieję, że szybko zobaczymy się na stadionach. Dbajcie o siebie. Zdrowie jest jedno” – napisał na Twitterze prezes PZPN w niedzielny poranek.
Boniek zapewnia, że nie ma poważniejszych objawów choroby. Jak donosi jednak sport.pl, do zrobienia badań skłonił go czwartkowy dwugodzinny silny ból głowy. – Jakbym nie zrobił testu, to pewnie bym funkcjonował normalnie. Czuję się dobrze – podkreśla prezes PZPN.
RZECZPOSPOLITA
Mesut Oezil był piłkarzem, dla którego oglądało się mecze. Dziś nie gra ani dla Niemiec, ani w Arsenalu. Polityczne zaangażowanie zepchnęło go na futbolowy margines.
Kłopoty Oezila zaczęły się w 2018 roku, kiedy Wenger po 22 latach pożegnał się z klubem. To był trudny czas dla reprezentanta Niemiec również dlatego, że uznano go za jednego z winowajców mundialowej klęski. Broniący tytułu Niemcy nie wyszli w Rosji z grupy. Media twierdziły, że w kadrze doszło do podziałów, a atmosferę pogorszyło zdjęcie, jakie Oezil i Ilkay Guendogan zrobili sobie z oskarżanym o łamanie praw człowieka prezydentem Turcji Recepem Erdoganem. Oezil tłumaczył, że nie mógł odmówić spotkania, bo byłoby to równoznaczne z wyparciem się własnych korzeni, a rozmowa, choć doszło do niej kilka tygodni przed wyborami w Turcji, ograniczała się do futbolu. W Niemczech spadła jednak na niego fala krytyki, Oezil zarzucił prezesowi federacji i mediom rasizm, uniósł się honorem i zrezygnował z gry w kadrze. A Erdogana uczynił świadkiem na swoim ślubie.
Polityczne zaangażowanie stało się źródłem kłopotów. Kiedy w zeszłym roku zwrócił uwagę na prześladowania Ujgurów, islamskiej mniejszości pochodzenia tureckiego zamieszkałej w Chinach, Chińczycy wyszli na ulice, by palić jego koszulki, usunięto go z tamtejszej wersji komputerowej gry Pro Evolution Soccer, a państwowa telewizja CCTV odwołała transmisję meczu Arsenalu z Manchesterem City. Na reakcję londyńskiego klubu nie trzeba było długo czekać, natychmiast odciął się od swojego zawodnika i podkreślił, że nigdy nie angażuje się w politykę. Azja to zbyt ważny rynek dla Premier League, by przysparzać sobie wrogów. Arsenal, podobnie jak inne zespoły, jeździł tam na przedsezonowe tournée, ma w Azji rzesze kibiców i płacących hojnie sponsorów.
Fot. Newspix