Reklama

PRASA. Novikovas: Kibicom Legii nic we mnie nie pasowało. Czasami docenia się po czasie

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

01 października 2020, 08:19 • 11 min czytania 7 komentarzy

Co słychać w prasie przed meczami Lecha i Legii? Oczywiście sporo przeczytamy o samych spotkaniach. Ale mamy także ciekawy wywiad z Arvydasem Novikovasem, który trochę się z Warszawą rozlicza. – Niekiedy coś lub kogoś docenia się po czasie. Kiedy byłem w Legii, nic im się nie podobało. To źle, to jeszcze gorzej, a tamto już w ogóle dno… Nieważne, czy byłem zdrowy, chory czy kontuzjowany – wszystko było nie tak, nic nie pasowało. OK… źle, dobrze – niech mówią jak najwięcej. Człowiek poczuje się jak gwiazda (śmiech) – mówi Litwin w “Przeglądzie Sportowym”. Łapcie świeży przegląd prasy!

PRASA. Novikovas: Kibicom Legii nic we mnie nie pasowało. Czasami docenia się po czasie

Przegląd Sportowy

Lech Poznań o krok od gry w Europie. Największy atut “Kolejorza”? Druga linia, która rządzi nie tylko na ligowym podwórku, ale także na tym pucharowym.

Co więcej, ten środek pola wyróżnia się nie tylko w Polsce. Trzy zwycięstwa w trzech meczach eliminacji Ligi Europy z bilansem 11 bramek zdobytych i żadnej straconej to w dużej mierze zasługa Modera, Tiby i Ramireza. Oczywiście nie tylko. Skutecznością i pracowitością imponował Mikael Ishak, wytrzymałością Tymoteusz Puchacz, dojrzałością Jakub Kamiński, itd. „Stoi na stacji lokomotywa, ciężka, ogromna niczym duma kibica” – cztery lata temu przy okazji postawienia obok INEA Stadionu zabytkowego parowozu towarowego Ty-51 183 wykorzystano parafrazę wiersza Juliana Tuwima. Pozostając przy kolejarskim rodowodzie klubu z Wielkopolski, ostatnio poznańska lokomotywa prowadzona przez Żurawia nie stała, a pędziła. Czy dojedzie aż do fazy grupowej Ligi Europy? Do tej stacji brakuje już niewiele. A tam na Lecha będą czekać miliony złotych i prestiż, którego tak bardzo polskiemu futbolowi brakuje. Za dobry prognostyk można uznać fakt, że Kolejorz trzykrotnie rywalizował w IV rundzie eliminacji Ligi Europy i to on awansował do k o l e j n e j fazy.

A co słychać w obozie rywala? “Przegląd” pisze o ciemniejszej stronie Charleroi. Lider belgijskiej ekstraklasy jest powiązany z aferą dotyczącą prania brudnych pieniędzy.

W czerwcu do biura Charleroi wkroczyła policja. Przeszukania dotyczyły skandalu z oszustwami przy transferach w belgijskim futbolu. Klubem kieruje Mehdi Bayat, jego brat, znany agent i były dyrektor Charleroi w latach 2003–10 Mogi Bayat w październiku 2018 roku został zatrzymany pod zarzutem prania brudnych pieniędzy i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Miał ukrywać przed władzami przychody z prowizji, jakie otrzymywał przy okazji transferów. A za przysługi odwdzięczał się luksusowymi zegarkami. Do jego domu wkroczyła jednostka antyterrorystyczna i wyprowadziła jednego z najpotężniejszych ludzi w belgijskiej piłce. Wyszedł za kaucją w wysokości 150 tysięcy euro. W tamtym skandalu, dotyczącym też innych klubów, oskarżonych zostało łącznie 20 osób – piłkarzy, agentów, działaczy, sędziów, a nawet dziennikarzy. Mimo zarzutów ciążących na bracie, w zeszłym roku Mehdi został wybrany na stanowisko prezesa federacji, co łączy z kierowaniem klubem. Do tego dalej prowadzi interesy z Mogim. W klubie występują dwaj Irańczycy Kaveh Rezaei i Ali Gholizadeh, których agentem jest Mogi (bracia też pochodzą z tego kraju). Obaj zawodnicy są mocnymi punktami drużyny, która spisuje się rewelacyjnie. Po siedmiu meczach prowadzi z dorobkiem 19 punktów. 

Reklama

Rozmowa z Arvydasem Novikovasem, który zaliczył świetny start sezonu w Turcji. Litwin narzeka na Legię, a najbardziej na klubowego lekarza.

Ale po pańskim starcie w Turcji przyznają, że ten Novikovas Legii jednak by się przydał.

A niech sobie piszą. Niekiedy coś lub kogoś docenia się po czasie. Kiedy byłem w Legii, nic im się nie podobało. To źle, to jeszcze gorzej, a tamto już w ogóle dno… Nieważne, czy byłem zdrowy, chory czy kontuzjowany – wszystko było nie tak, nic nie pasowało. OK… źle, dobrze – niech mówią jak najwięcej. Człowiek poczuje się jak gwiazda (śmiech).

Odejście do Turcji było pańskim pomysłem?

A skąd! Niech pan zapyta Mariusza Piekarskiego, czy ja zwróciłem się do niego z prośbą o znalezienie mi klubu. Nie. Nie było tematu. Kiedyś wspomniałem mu, że w przyszłości chciałbym zagrać w Turcji, ale na pewno nie był to plan na tu i teraz. Tym bardziej że długo walczyłem z kontuzjami, więc o jakiej Turcji czy transferze mogłem myśleć? Z Legii nikt mnie nie wypychał. Przyszła bardzo dobra oferta. Pomyślałem: mam 29 lat, wypada zabezpieczyć sobie finansową przyszłość, zmiana otoczenia też była dobrą perspektywą z prywatnych powodów. Tyle.

Reklama

Z tego, co wiem, w Legii miał pan spięcie z lekarzem?

To prawda. Bo ileż można leczyć jedno i to samo? Ten sam mięsień łydki. Trzy razy trzeba było go naprawiać. „A to jest to, a może to?” – słyszałem od lekarza. A kiedy już niby byłem zdrowy, otrzymałem zezwolenie na trening, poszedłem i znowu ten sam mięsień się r o z w a l i ł . Poza tym, że znowu c z e k a ł a mnie przerwa, denerwowałem się, bo ktoś naprawdę mógł odnieść wrażenie, że celowo coś kręcę z tymi k o n t u z j a m i . A chciałem jak najszybciej wracać, rwałem się do grania. Dostawałem p o z wo l e n i e na powrót i znowu. No… załamka.

Robert Lewandowski, Hansi Flick i Bayern Monachium – to śmiertelna kombinacja. Polak przyczynił się do zdobycia piątego trofeum w erze Flicka.

Lewandowskiego dobrze pilnował dawny kumpel z zespołu Mats Hummels (Polak przed przerwą miał ledwie 14 kontaktów z piłką, najmniej w Bayernie), ale i tak udało mu się przyczynić do dwóch goli strzelonych przez mistrzów Niemiec. To po jego podaniu na raty prowadzenie ekipie Flicka dał Corentin Tolisso, a w ostatniej fazie rywalizacji również dopiero po dobitce Joshua Kimmich strzelił zwycięskiego gola. W tamtym momencie wydawało się, że Bawarczycy już nie znajdą sił do przechylenia zwycięstwa na swoją stronę. Bo Bayern triumfował, ale to nie był zespół, którego jeszcze kilka tygodni temu bano się w Champions League. Różne rzeczy można kupić, jednak akurat czas niekoniecznie. A zdaje się, że właśnie tego brakuje najbardziej ekipie z Monachium po tym nietypowym za sprawą koronawirusa sezonie. Bawarczycy ani nie mieli kiedy porządnie wypocząć, ani odpowiednio przygotować się do kolejnych rozgrywek. I to widać. Bo czy jeszcze w sierpniu znalazłaby się drużyna, która zdołałaby w rywalizacji z nimi odrobić dwubramkową stratę i doprowadzić do remisu? A Borussia dała radę, bo po 32 minutach przegrywała 0:2 po trafi eniu T h o m a s a Müllera.

Super Express

Rozmowa z Jakubem Rzeźniczakiem, byłym piłkarzem Karabachu i Legii. “Rzeźnik” przestrzega mistrzów Polski przed Abdellahem Zubirem, najlepszym piłkarzem Azerów.

– Generalnie to chyba nie było najlepsze losowanie dla Legii…

– Nie było. Myślę, że ani Legia, ani Karabach nie są zadowoleni. Można było trafić lepiej. Ja też wolałem, żeby do takiego starcia nie doszło, bo serce troszkę jest rozdarte. Z jednej strony niemal całe sportowe życie spędziłem w Legii, ale z drugie – dwa cudowne lata w Azerbejdżanie. Przed losowaniem, nie znając jeszcze miejsca meczu, stawiałem, że jeśli rozegra się w Azerbejdżanie, to szanse są 70/30 dla Karabachu. A jeśli w Warszawie, to pół na pół. Mecz jest w Warszawie, więc to plus dla Legii. Karabach w pucharach u siebie przegrywał rzadko, natomiast na wyjeździe sporo traci.

– Obecny Karabach jest słabszy czy mocniejszy od tego, w którym grałeś?

– Słabszy. My graliśmy w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a następnym razem odpadliśmy dopiero w IV rundzie eliminacji LM. A teraz Karabach odpadł już w trzeciej. Karierę zakończył ich wieloletni kapitan, odeszła większość obcokrajowców, z którymi grałem…

– Na kogo trzeba tam uważać?

– Niebezpieczny jest skrzydłowy Abdellah Zubir, Francuz. Gdy w Lidze Mistrzów graliśmy z Arsenalem, to tak potrafił zakręcić Lichsteinerem, że ten długo się musiał odkręcać. No i młody napastnik Mahir Emreli. Ma tylko 22 lata, a już bodaj dwa razy był królem strzelców ligi.

Jest także rozmówka z przedstawicielem “Kolejorza”. Konkretniej z jego młodą gwiazdą, czyli Jakubem Moderem. 

– Nabraliście pewności siebie po tych pucharowych meczach?

– Zdecydowanie, szczególnie po meczu na Cyprze. Nie stawiano nas w roli faworyta. Podkreślano, że rywal to mocny zespół. Ale my też mieliśmy swoje analizy. Wszystkie ich mocne strony przykryliśmy nasza grą i skończyło się na 5:0. Jesteśmy podbudowani i powtórzę: jedziemy wyłącznie po awans.

– Teraz też była dokładna analiza rywala?

– Tak, widzieliśmy fragmenty meczu z Partizanem Belgrad. To mocna drużyna, dobrzy piłkarze. Czeka nas trudniejszy mecz niż na Cyprze. Będziemy jednak mieli swój sposób. Potrafimy grać krótkimi podaniami, wysoko atakować rywali, zdominować mecz. Tak chcemy zagrać w Belgii.

Sport

Legia przed meczem z Karabachem jest pewna swego. Czesław Michniewicz klasycznie przeprowadził obszerną analizę najbliższego rywala.

Prawie pełny wachlarz możliwości działa na zdecydowany plus Michniewicza, który już od samego początku pobytu w Legii podkreślał, że chce, aby jego zespół był elastyczny pod względem taktycznym. – Podczas pierwszej konferencji mówiłem, że chciałbym, aby moja Legia potrafiła grać w różnych ustawieniach i zmieniać je płynnie w czasie meczu. Jesteśmy gotowi, by grać w taki sposób. Nie chcę dużo o tym mówić. Pracujemy nad tym, by być wszechstronnymi i mieć wiele rozwiązań. Mamy swoje podstawowe elementy, które chcemy realizować niezależnie od systemu i meczu – przyznał nieco tajemniczo trener. Jedną jego nowinkę taktyczną już mieliśmy okazję poznać, ponieważ ostatnio postanowił przesunąć (z powrotem) do środka pola Michała Karbownika. W spotkaniu z kosowską Dritą gra szła mu tam nie lepiej niż przeciętnie, ale nie pomagały mu niezwykle zwarte szeregi przeciwnika. – Każdy trener chce wprowadzać swoje schematy do gry. Mieliśmy trochę czasu, aby przećwiczyć nowe rozwiązania i będziemy chcieli zaprezentować je na boisku. Wiemy, jak ważny to mecz. Jesteśmy dobrze przygotowani. Przeanalizowaliśmy przeciwnika i wiemy, czego możemy się spodziewać – przyznał natomiast obrońca Mateusz Wieteska, a jego słowa dotyczące analizy rywala potwierdził Michniewicz, który duży nacisk kładzie na poznanie stylu gry przeciwnika: – Chodzi o psychikę, aby zawodnicy byli w stanie zaprezentować swój potencjał.

Jesus Jimenez to wzorowy przykład tego, dlaczego Hiszpanie przyjeżdżają do Polski. U nas jest na pierwszych stronach gazet, w ojczyźnie nikt o nim nie słyszał.

W Hiszpanii gwiazdor Górnika nie jest jednak zbyt znany. Większym echem odbijały się tam wcześniej wyczyny na ekstraklasowych boiskach Angulo. – O Jimenezie można powiedzieć, że jest takim typowym produktem naszej piłki. Piłkarskiego abecadła uczył się w Leganes. Potem grał na trzecim poziomie rozgrywkowym zawsze z dobrymi liczbami, z dużą ilością minut czy bramek na koncie. To, że grał na poziomie Segunda B, a nie wyżej nie znaczy, że nie jest dobry. W Hiszpanii mamy w tej chwili wielu świetnej klasy zawodników, także grających na niższym poziomie rozgrywkowym. Jimenez był jednym z nich. To bardzo dobry piłkarz. Tutaj być może nie miałby szans zaistnieć w najwyższej klasie rozgrywkowej, na najwyższym poziomie, natomiast w Polsce ma szansę błyszczeć i należeć do najlepszych w lidze. W Hiszpanii nie jest jednak póki co specjalnie znany – mówi nam Jorge Fuster Molla, menedżer z Valencii, który współpracuje też z polskimi klubami, w tym z młodzieżową akademią WSP Wodzisław Janusza Pontusa.

Gerard Badia kontra urazy. Nierówna walka, która trzyma hiszpańskiego pomocnika z daleka od boiska.

Ostatni raz kibice Badię w akcji oglądali 30 sierpnia, czyli ponad miesiąc temu. Klub niechętnie informował, co dokładnie dolega piłkarzowi. Fani dopytywali go ostatnio w mediach społecznościowych, a odpowiedź samego zainteresowanego nie rozwiała wątpliwości. – Niestety moje zdrowie nie pozwoli mi grać. Boli mnie *** wszystko. Zrobię wszystko, żeby wracać jak najszybciej i pomagać drużyny. Ciężki początek, ale wszystko będzie dobrze. Trzeba być pozytywne – napisał na Twitterze Gerard Badia (pisownia oryginalna). Sprawdziliśmy i w ostatnim czasie zdrowie Katalończykowi pokrzyżowały dwa urazy – kolana i mięśnia dwugłowego. Piłkarz odczuwał spory dyskomfort i ból, więc otrzymać miał nawet specjalne zastrzyki. Do końca też nie wiadomo, kiedy wróci i pomoże drużynie.

Wieści z pierwszej ligi, gdzie wczoraj mieliśmy natłok spotkań. Ale my wracamy do meczu wtorkowego, bo towarzyszył mu skandal. Widzew Łódź nie wpuścił na stadion niepełnosprawnych kibiców.

Zgrzyt podczas meczu Widzewa z Zagłębiem. Wśród kibiców sosnowieckiego klubu, których nie wpuszczono na wtorkowy mecz, znalazła się 14-osobowa grupa fanów niepełnosprawnych zrzeszonych w SKN ZS 1906. – Mieliśmy bilety imienne przekazane przez pracowników łódzkiego klubu, które upoważniały nas do wejścia na sektor przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Zaczęło się od tego, że odsyłano nas od bramy do bramy. Interweniowali przedstawiciele klubu, jak również stowarzyszenia kibiców niepełnosprawnych Widzewa, ale nic nie wskórali w rozmowach z pracownikami ochrony. Ostatecznie policja nakazała nam opuścić obiekt. Będziemy się w tej sytuacji domagać zwrotu kosztów podróży do Łodzi. Z takim żądaniem zgłosimy się do Widzewa – oświadczył Grzegorz Żmuda, szef SKN ZS 1906.

GKS Tychy i Artur Derbin mają powody do radości. Tyszanie urwali punkcie faworyzowanej Arce Gdynia. Opowiada o tym szkoleniowiec GKS-u.

– W Gdyni widzieliśmy… dobry mecz, który mógł się podobać i był emocjonujący od pierwszej do ostatniej minuty. Cieszę się, że drużyna zdała egzamin z gry defensywnej. Ofiarność i poświęcenie to nie są umiejętności piłkarskie, ale dzięki nim to, co sobie założyliśmy w naszej taktyce na ten mecz zostało zrealizowane. W pierwszej połowie broniliśmy się wyżej, a w drugiej – co wynikało także z determinacji Arki – musieliśmy się cofnąć głębiej, ale wszystkie ogniwa współpracowały i była pełna asekuracja. Pewna gra mocno skupionego na swojej robocie Konrada Jałochy w bramce i na przedpolu. Wieże na środku obrony, gdzie Nemanja Nedić i Łukasz Sołowiej rządzili w powietrzu i na ziemi, a do tego wyprowadzali spokojnie piłki. Solidne boki, na których skrzydłowi wspierali obrońców gdy się broniliśmy, a obrońcy włączali się do akcji gdy wychodziliśmy z kontrą. „Odkurzacze” w środku boiska, gdzie Janek Biegański i Oskar Paprzycki wykonali niesamowitą pracę. To wszystko funkcjonowało jako zespół, który także fizycznie bardzo dobrze wytrzymał trudy tego spotkania i to wszystko było naszym kluczem do zwycięstwa.

Gazeta Wyborcza

Łączona zapowiedź meczów Lecha i Legii, ale nic nowego w niej nie znajdziemy. Odpuszczamy.

Fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
11
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Komentarze

7 komentarzy

Loading...