Nazywano go “Bogiem” i od razu uprzedzam, że nie chodzi o Robbiego Fowlera. Bohater dzisiejszego odcinka powszechnie uznawany jest za jednego z najlepszych piłkarzy w historii Aston Villi, a do Birmingham przyszedł nie byle skąd, bo z samego Manchesteru United. Sir Alex Ferguson mawiał o nim: “Kapitalnie uzdolniony”, ale po cichu w głębi ducha dodawał pewnie: “Szkoda tylko, że wiecznie kontuzjowany i nieustannie podchmielony”. Problemy z alkoholizmem i kolana 80-latka nie powstrzymały jednak naszego bohatera, który mimo licznych przeciwności osiągnął bardzo wiele. O kogo chodzi?
Oczywiście o legendę irlandzkiej piłki, Paula McGratha. Piłkarz ten w naszym kraju nie jest szerzej znany, ale na Wyspach słusznie cieszy się estymą jednego z bohaterów ligi przełomu lat 80-tych i 90-tych. Ba, pójdźmy krok dalej. Paul jest postacią kultową i z czystym sercem możemy go umieścić w naszym cyklu, czyli panteonie gagatków brytyjskiej piłki. Może nawet, że zmieściłby się w czołowej trójce. Dlaczego? Ilu znacie piłkarzy, którzy na pytanie: “Czy zdarzyło Ci się grać na bani?” odpowiadają bez zastanowienia: “Wiesz co, ja przeważnie grałem na bani…”. Ale po kolei.
Najpierw piłkarskie CV, które jest imponujące. McGrath w barwach “Czerwonych Diabłów” rozegrał 163 ligowe mecze, w których zdobył 12 goli. W barwach Villi stoper zaliczył aż 252 spotkania i strzelił dziewięć goli. Występy w barwach Derby County i Sheffield United specjalnie przemilczymy, ponieważ były to już tylko krótkie epizodziki przed zawieszeniem butów na kołku. Jeśli zaś zachodzi o czasy United, Paul trafił akurat na ten ciemny okres, kiedy drużyna dołowała i dopiero zaczynały się czasy wielkiego sir Aleksa. Niemniej jednak McGrath wygrał z drużyną FA Cup, a w wygranym 1:0 finałowym meczu przeciwko Evertonowi wybrano go najlepszym zawodnikiem.
Podobnie było zresztą w barwach Aston Villi. Tutaj także nie znajdziemy wielu trofeów – ot, dwa razy Puchar Ligi. Ciekawie robi się za to, gdy popatrzymy na indywidualne wyróżnienia McGratha. Stoper był uznany najlepszym piłkarzem ligi w 1993 roku, nie mówiąc już o jedenastkach sezonu i tym podobnych, “pomniejszych” osiągnięciach. Dodatkowo zagrał dla reprezentacji Irlandii 83 mecze i wystąpił na trzech wielkich turniejach (Euro 88, MŚ 90 i 94), a dzisiaj powszechnie uznaje się go za jednego z najwspanialszych piłkarzy w historii “Green Army”. Aż strach pomyśleć ile Paul by osiągnął, gdyby miał lepsze zdrowie i mniejszy pociąg do napojów wyskokowych. A trzeba przypomnieć w tym miejscu, że lata piłkarskiej młodości McGratha to był czas, kiedy chlali wszyscy na umór. Paul był wśród nich wodzirejem, niestety.
Gdy na Old Trafford przybył Ferguson, jednym z jego pierwszych postanowień była zmiana nawyków piłkarzy. Szkot bacznie obserwował swoich zawodników, a zwłaszcza imprezową trójkę Paul McGrath – Norman Whiteside – Bryan Robson. Oddajmy głos biografowi SAF-a, Patrickowi Barclayowi: “(Alex) Robsona uważał za ryzyko, na które można sobie pozwolić: najmniejszy z pijaków i fantastyczny zawodnik. Whiteside był prawie równie utalentowany (…) gorzej u niego było jednak z dyscypliną. McGratha musiał za to pewnego razy wyrzucić z treningu, ponieważ był na takim kacu, że nie mógł biegać. Był alkoholikiem i beznadziejnym przypadkiem…”.
Kiedyś znowu Paul oraz Norman Whiteside leczyli kontuzje, a w trakcie dochodzenia do siebie wystąpili jako goście w telewizyjnego programie o futbolu, nadawanym w Granada Television. Byli tak skacowani i przepici, że sir Alex praktycznie załamał się, kiedy zobaczył ich na wizji. Tamte czasy były takie same wszędzie, przypomina się tutaj autobiografia Andrzeja Iwana – leczenie kontuzji równało się więcej czasu na picie. Polska czy Anglia, bez znaczenia. “Fergie” był cierpliwy, ale w końcu powiedział “dość”. Robsona oszczędzono, ale Whiteside i McGrath zostali sprzedani w tym samym tygodniu w sierpniu 1989 roku. Odpowiednio do Evertonu i Aston Villi. Wielu wieszczyło koniec McGratha, który kosztował klub z Midlands 400 tysięcy funtów. Nic bardziej mylnego.
Transfer do Villi okazał się być strzałem w dziesiątkę. Paul spotkał bardzo przychylnych mu ludzi, a kolejni ludzie ze sztabu robili wszystko co w ich mocy, by wyprowadzić go na prostą. Do tego grona trzeba przede wszystkim zaliczyć Grahama Taylora, Rona Atkinsona, ale także – a może przede wszystkim? – światowej sławy chirurgów, którzy nieustannie reperowali zdezelowany organizm stopera (piłkarz przeszedł aż osiem operacji kolan). W jednym ze starych źródeł znalazłem taką oto wzmiankę o McGrathie: “Jest jak Rolls Royce, tylko często się psuje. Należy wyprowadzać go z garażu nie częściej niż raz na tydzień, a przeglądu dokonywać bardzo delikatnie. Jednak jeśli już wyjedzie, to klasa sama w sobie”. Podobnie myślą kibice Villi. Pierwsze video z brzegu na You Tube, komentarze robią wrażenie:
– “Zwyczajnie najlepszy zawodnik, jakiego widziałem w koszulce Villi”
– “Legenda”
– “Co za gość! Po prostu legenda”
– “Paul McGrath. Prawdziwy dżentelmen”
To wszystko prawda. McGrath to był kawał zawodnika, dzisiaj powiedzielibyśmy o nim “pan piłkarz”, oczywiście bez cienia ironii. Pamiętna jest zwłaszcza wypowiedź jednego z kibiców, która pięknie pokazuje jego karierę w Villi: “Paul przyszedł do nas z potwornie zniszczonymi kolanami i opinią ostatniego pijaka. Kiedy jednak zaczął grać dla naszego klubu, w każdym pojedynczym meczu był fantastyczny”. I szybko dowiódł swojej wartości. 26 grudnia 1989 Aston Villa zmierzyła się z United i pokonała chłopców sir Aleksa aż 3:0. McGrath szybko skradł serca kibiców, popularna stała się przyśpiewka: “Ooh Aah Paul McGrath, powiedziałem Ooh Aah Paul McGrath!”. Ferguson podobno zaczął żałować, że wypuścił stopera ze swoich rąk.
Paul mścił się na “Czerwonych Diabłach” jeszcze nie raz, ale do historii przeszedł rok 1994. Niecałe 12 miesięcy wcześniej obrońca zdobył nagrodę dla najlepszego zawodnika sezonu, miał opinię wielkiej gwiazdy. Teraz przyszło mu po raz kolejny zmierzyć się ze swoim byłym zespołem, tym razem w finale Pucharu Ligi. Ferguson znów poległ, tym razem 1:3, a kapitalną partię rozegrał nie kto inny, jak Paul McGrath. Irlandczyk miał nie grać w tym meczu (leczył kontuzję), ale na “Czerwone Diabły” był zawsze zmobilizowany. Udowodnianie pomyłki “Fergie’emu” stało się jego konikiem. 1994 rok był dla stopera ważny także z innego powodu – Irlandia dobrze zaprezentowała się na mundialu, ogrywając m. in. Włochy 1:0. To wtedy Franco Baresi powiedział o Paulu: “To najlepszy obrońca świata”.
Podpora Aston Villi potrafiła bronić na murawie jak mało kto, ale poza boiskiem piłkarz był praktycznie bezbronny. Kiedy nacierał na niego alkohol, puszczał go wolno aż do samej bramki. Był przedstawicielem starej szkoły – bez litości na boisku, zabawa do białego rana w barze. Inne czasy, inna piłka. Jak ujął to jeden z angielskich dziennikarzy: “tamta piłka była galaktyki od dzisiejszych standardów, wyznaczanych przez metro-seksualnych gości jak Cristiano Ronaldo”. A McGrath był twardy jak mało kto. Wyobrażacie sobie czarnoskórego kolesia (ojciec Paula był Nigeryjczykiem, matka Irlandką), wychowującego się w latach 60-tych i 70-tych w Irlandii? Musiał być twardzielem, inaczej by nie przeżył. Dzisiaj każdy chce mu stawiać piwo, 40 lat temu każdy patrzył na niego krzywym okiem.
Jak zaczęły się problemy Paula z alkoholem? Zwyczajnie, niewinnie. Grając dla Dalkey United, pojechał wraz z drużyną na kilka meczów do Niemiec. Piwo tak mu posmakowało, że stało się jego nieodłącznym kompanem. Po dwóch miesiącach picia młody Paul doznał załamania na tle nerwowym, spędził kilka miesięcy w szpitalu. Powoli doszedł jednak do siebie i zapracował na transfer do Manchesteru United. Na boisku był szybszy i skoczniejszy od wszystkich, ale poza nim nieśmiały i podatny na wpływy. To taki sam kazus jak u George’a Besta – chęć odreagowania i wrodzona nieśmiałość doprowadziły Paula do alkoholizmu.
Na początku była to fajna zabawa, z czasem zamieniło się w prawdziwe przekleństwo. Stoper nie umiał egzystować bez picia, chlał coraz więcej i więcej. Kiedyś zagrał tak pijany, że wykonując wolnego nie trafił w piłkę. To nie żart. Nie umiał radzić sobie z życiem codziennym, a trunki sprawiały, że jako tako egzystował. Dlaczego pozwalano na to? Cytując jednego z kolegów z tamtych czasów: “Ponieważ przeważnie spisywał się rewelacyjnie na murawie. Był za dobry, żeby go odstrzelić”.
A działo się coraz gorzej. Grając dla Aston Villi, cztery razy próbował popełnić samobójstwo. Raz na oczach własnego syna, podcinając sobie żyły na nadgarstkach. Kilka dni później, owinięty bandażami zagrał w lidze. Był najlepszy na murawie, a jego zespół pokonał Everton 6:2. Na murawie błyszczał, poza nią zmagał się z depresją i alkoholizmem. Jak napisał w swojej autobiografii, raz tak chciało mu się pić, że wypił… Domestos. Dzisiaj ponoć jest czysty, skończył z piciem. Świadkowie mówią, że owszem, nadal przesiaduje w barach, ale wyłącznie przy mineralnej.
Jak podsumować postać Paula McGratha? Doskonale zrobił to ten, który oddał go swego czasu do Aston Villi, czyli sir Alex Ferguson. Są to jedne z najczęściej cytowanych słów, odnośnie nie tylko Paula McGratha, ale wielu innych piłkarzy z problemami: “To niebywałe, że udało mu się osiągnąć tyle przy tym, co działo się w jego życiu prywatnym. Rozumiem, czemu jest tak popularny. On, George Best… To upadli geniusze. Ludzie kochają takich jak on, ponieważ widzą w nich samych siebie. Normalnych ludzi z wadami, którym udało się zostać wielkimi”.
Kuba Machowina