Reklama

Johnsson – United 13:1, Kopenhaga – United 0:1

redakcja

Autor:redakcja

11 sierpnia 2020, 00:13 • 4 min czytania 7 komentarzy

Tylko w kategoriach cudu można traktować zaledwie jedną bramkę zdobytą przez Manchester United przez bite dwie godziny meczu z FC Kopenhagą. Fruwający między słupkami Johnsson, kilka centymetrów na ekranie wideoweryfikacji, kilka kolejnych centymetrów przy uderzeniach obijających słupek czy poprzeczkę. Duńczycy wisieli na włosku przez większą część spotkania, ale ten włosek okazał się wyjątkowo wytrzymały. Kapitulacja nastąpiła dopiero po rzucie karnym.

Johnsson – United 13:1, Kopenhaga – United 0:1

Miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Finisz ligi pokazał, że Manchester United naprawdę zmontował wreszcie pakę na miarę oczekiwań kibiców z Old Trafford. Bruno Fernandes okazał się tym brakującym puzzlem, po dołożeniu którego cały obraz nabrał kształtów. Paul Pogba przestał wyglądać na apatycznego gbura, Mason Greenwood przeskoczył o kilka poziomów na drabince rozwoju juniora, Martial czy Rashford zaczęli dostawać piłki godne ich przebojowości. Efektem podium w Premier League i praktycznie brak wtop na przestrzeni od transferu Portugalczyka do chwili obecnej. Nic dziwnego, że plan na Ligę Europy zakładał szybkie, pewne zwycięstwo, najlepiej jeszcze wysokie.

Sęk w tym, że zupełnie inną rozpiskę na wieczór przygotował Karl-Johan Johnsson. Gość założył sobie, że dzisiaj wywalczy transfer do Premier League i zdaje się, że swój cel osiągnął.

BEZSILNOŚĆ

Fachowiec wyjął TRZYNAŚCIE uderzeń piłkarzy Czerwonych Diabłów. Niektóre z nich faktycznie były po prostu słabe, w środek bramki, ale takie dziabnięcia jak Maty, Fernandesa, Pogby chwilę później czy Martiala tuż przed i tuż po 90. minucie… Klasa, absolutna klasa. Jeśli nie sięgał jakiejś piłki – było oczywiste, że trafi ona co najwyżej w słupek. Tak stało się po strzale Greenwooda (dobitka Rashforda ze spalonego), Lindelofa w dogrywce czy Fernandesa z prawej strony, przed polem karnym. Pozostałe, te lecące w światło bramki, Johnsson po prostu sobie łapał, w najgorszym razie piąstkował.

United byli po prostu bezsilni, bo też swoją robotę robiła zagęszczona do granic obrona Duńczyków. Martial miał dwie bardzo charakterystyczne sytuacje, wpadał w pole karne, mijał kilku rywali, ale zaraz pod nogami plątało mu się kolejnych paru piłkarzy w białych koszulkach. Pogba i Greenwood też zostali przyblokowani w świetnych sytuacjach. Zresztą: poza tymi trzynastoma strzałami, które skończyły się na rękawicach Johnssona i trzema, które trafiały w słupek, United oddali jeszcze dziesięć innych, z różnym szczęściem.

Reklama

PEWNY JAK FERNANDES

Dogrywkę trudno może nazwać sensacją, te najmocniejsze drużyny często miewają dość niespodziewane ciężary w Lidze Europy, ale mimo wszystko – spodziewaliśmy się, że choć raz Czerwone Diabły dopchną futbolówkę do siatki. Gorzej dla kibiców United, że nawet dogrywka zaczęła się od świetnej interwencji Jonhssona. Klarowną drogę do strzelenia pierwszego gola przygotował dla United dopiero Bjelland, pokładając się w polu karnym na Martialu. Trzeba przyznać, że wymiana podań między piłkarzami United mogła zakręcić w głowie Duńczykom, ale i tak byliśmy trochę rozczarowani – Kopenhaga broniła się tak dzielnie, że aż prosiło się o rzuty karne.

Zamiast całej serii, dostaliśmy jeden. Do piłki podszedł Fernandes i oczywiście zapakował nie do obrony.

Z jednej strony można było jeszcze liczyć, że FC Kopenhaga wyrówna, ale bądźmy poważni. Przez 120 minut grania Duńczycy nie oddali ani jednego celnego strzału. To wyczyn o tyle trudny, że naprawdę mieli trzy świetne sytuacje. Raz po tym jak Daramy złożył Bailly’ego w polu karnym, dwa razy po świetnych rajdach na prawym skrzydle. Za każdym razem jednak brakowało szybszej decyzji o strzale, czasem też po prostu celności. Efekt był taki, że zamiast Romero w bramce mógłby wisieć ręcznik, wynik nie uległby zmianie.

WYMĘCZONY, ALE AWANS

Czy można za ten mecz krytykować United? Tak, ale wyłącznie za brak skuteczności, za tę odrobinę niedokładności przy kolejnych okazjach. To jednak tak naprawdę tylko pochodna pochwał dla Johnsonna – zdaje się, że każdego innego bramkarza ofensywa United dzisiaj by po prostu podziurawiła. Czy można krytykować Duńczyków? Chyba tylko za niefrasobliwość przy karnym i brak koncentracji pod bramką Romero. Poza tym? To był naprawdę fajny meczyk, zwłaszcza w drugiej połowie i w dogrywce. United przechodzi dalej w bólach, ale też z utrzymaniem trendu, jakim jest regularne tworzenie zagrożenia pod bramką rywala. Kopenhaga zasłużyła w pełni na hasło gloria victis. Dalej gra klub i drużyna lepsze, bardziej ekscytujące.

Wszyscy zadowoleni, można czekać na kolejną fazę Ligi Europy. No i ten transfer bramkarza na Wyspy Brytyjskie, w notesach już jest.

Manchester United – FC Kopenhaga 1:0 (0:0, 0:0)

Fernandes 95′ (k.)

Reklama

Fot.Newspix

Najnowsze

Liga Europy

Liga Europy

Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Michał Kołkowski
40
Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Komentarze

7 komentarzy

Loading...